Z o. Janem Pachem OSPPE z Jasnej Góry rozmawia Łukasz Kobeszko |
W duchowości maryjnej kardynała Stefana Wyszyńskiego możemy dostrzec ciekawy paradoks. Po raz pierwszy oddał się on w macierzyńską niewolę Matce Bożej pod koniec 1953 r., podczas uwięzienia w Stoczku Warmińskim. W apogeum komunistycznej niewoli, w ateistycznym systemie opresji Prymas dobrowolnie zawierzył się w inną „niewolę”, będącą w istocie prawdziwą wolnością…
Trzeba zauważyć, że Prymas Tysiąclecia świadomie podjął drogę maryjnego zawierzenia. Wiedział, że będzie uwięziony. Zachowało się świadectwo Marii Okońskiej, jednej z jego współpracownic. Tuż przed aresztowaniem miał jej powiedzieć: „Jeżeli powiedzieliby Ci, że Twój ojciec (jak nazywały Prymasa jego najbliższe współpracownice – przyp. ŁK) zdradził, nie wierz im!” W sytuacji jawnych prześladowań Kościoła w latach stalinowskich, Wyszyński nie mógł kłamać lub milczeć, w końcu – nie mógł pójść na współpracę z reżimem. Było to wykluczone! Pamiętajmy też, że więziony Prymas zawierzył Maryi nie tylko siebie, ale też cały Kościół i swoją posługę.
Prymas sam później przyznał, że zawierzenie Maryi było zainspirowane nauką świętego Marii Ludwika Grignion de Montfort, francuskiego duchownego żyjącego na przełomie XVII i XVIII wieku, autora słynnego „Traktatu o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”. W 1964 r. jezuita o. Eugeniusz Reczek wydał w Rzymie z okazji zbliżającego się tysiąclecia chrztu Polski monumentalne, 10-tomowe dzieło „Sacrum Poloniae Millenium”. Znalazł się w nim tekst dwóch innych polskich jezuitów żyjących w dobie Baroku – o.o. Franciszka Fenickiego i Jana Chomętowskiego. Powstał on na 40 lat przed urodzeniem św. Marii Ludwika. Tekst pokazuje unikalną polską drogę zawierzenia Maryi. W momencie opublikowania „Sacrum Poloniae Millenium”, Prymas przyznał, że mylił się uważając, że polskie zawierzenie maryjne jest w całości oparte na duchowości francuskiego świętego i dodał, że po przeczytaniu dzieła naszych jezuitów odkrył polską drogę maryjnego zawierzenia.
Czym różniła się „polska” droga zawierzenia maryjnego od „francuskiej”?
Fenicki i Chomętowski mówili o konieczności pełnego zawierzenia Maryi w aspekcie społecznym i wspólnotowym. Francuzi zaś, zgodnie ze swoją indywidualistyczną naturą, koncentrowali się na zawierzeniu osobowym i indywidualnym. Polskie zawierzenie nie kończyło się na perspektywie osobistej. Zawierzaliśmy Maryi nie tylko siebie, ale i naszych bliskich, rodziny, parafie, wsie, miasta w końcu – ojczyznę, czyli całą społeczność w której żyjemy. Polskie zawierzenie nie ogranicza się do przemiany osobistej, która jest oczywiście ważna, lecz również wzywa do przemiany całych środowisk.
Do XIX w. tekst św. Marii Ludwika był praktycznie nieznany szerszemu odbiorcy. Co ciekawe, sam święty powoływał się w swoich pismach na polską tradycję maryjną i wspominał postać o. Fenickiego, określając go „wspaniałym przykładem pobożności”. Wracając więc do zawierzenia Prymasa w Stoczku Warmińskim, pamiętajmy, iż miało ono charakter społeczny i wspólnotowy – prymas Wyszyński oddał Maryi cały naród. A jeżeli zawierza się cały naród, ten naród również podejmuje się obowiązku współpracy z Matką Bożą. Zawierzenie jest zawarciem przymierza obowiązującym obie strony. Przykładem tego mogą są Śluby Jasnogórskie, napisane w końcowym okresie pobytu Księdza Prymasa w więzieniu, w 1956 r.
Coraz częściej, szczególnie w naukach społecznych panuje przekonanie sprowadzające maryjność Prymasa Tysiąclecia do swoistej strategii politycznej wobec rządów komunistycznych. Do kanonu myślenia historyków i socjologów weszło twierdzenie, że kard. Wyszyński celowo podkreślał w swoim nauczaniu perspektywę maryjną, co stanowiło wzmocnienie polskiego katolicyzmu ludowego, nierozłącznie związanego z kultem Matki Bożej. Czy nie sądzi ojciec, że uproszczone pojmowanie maryjności kard. Wyszyńskiego spłyca jego wielki dorobek?
Wydaje mi się, że w naszym języku wciąż nie znaleźliśmy właściwego określenia semantycznego zjawiska nazywanego potocznie „pobożnością ludową”. Wolałbym, aby zamiast terminów „pobożność ludowa” lub „katolicyzm ludowy” używać pojęcia „pobożność powszechna”. Pobożność taka jest tym, czym polski Kościół żył od swoich korzeni – weźmy chociażby „Bogurodzicę”, najstarszą polską pieśń maryjną W 1956 r., pomimo wyrafinowanych szykan władz, na Jasną Górę przybyło ponad 100 tys. ludzi. Jednym głosem mówili: „Maryjo, przyrzekamy!”. Następująca po Ślubach Jasnogórskich Wielka Nowenna, przygotowująca Polaków do milenium chrztu – to właśnie były przejawy polskiej pobożności powszechnej, wspólnotowego podejmowania wysiłków przemiany i naprawy nas samych oraz środowisk, w których żyjemy, leczenia wad i przywar narodowych, zaszywania głębokich ran, uzależnień… Była to przecież jedna, wielka narodowa praca na rzecz przemiany!
Praca ta była jednak utrudniana i nie zawsze przynosiła oczekiwane rezultaty…
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, partia komunistyczna była w pewnym sensie przewidywalnym przeciwnikiem. Z pewnością ten przeciwnik potrafił boleśnie kąsać. Ale nie można pominąć innego, dość podstępnych rywali Prymasa. Kłody pod jego nogi rzucali tak zwani intelektualiści katoliccy, choć raczej wolałbym mówić wprost o środowiskach pseudokatolickich. „Tygodnik Powszechny”, „Znak”, „Więź” czy niestety również prasa związana z ówczesnym Stowarzyszeniem PAX, choć uczciwie trzeba powiedzieć, że paxowcy drukowali w całości najwięcej homilii Prymasa spośród wszystkich koncesjonowanych przez władze PRL wydawnictw katolickich… Z bólem trzeba przyznać, że w większości środowisk „katolików postępowych” praktycznie cały czas istniała totalna blokada inicjatyw Prymasa, ciągła ich krytyka oraz wyśmiewanie. W pismach „katolików otwartych” nie było na temat Prymasa nic pozytywnego.
Zauważam, że ta sytuacja trwa do dziś. Ciągle na łamach niektórych z tych czasopism mamy do czynienia z krytyką (czasem w ogóle niezawoalowaną) tradycyjnego nauczania Kościoła i tradycji narodowej. Gdy na Soborze Watykańskim II polscy biskupi wystosowali memoriał do Pawła VI w sprawie ogłoszenia Maryi Matką Kościoła i świata, środowiska „katolików otwartych” wyśmiewały tę inicjatywę. Krytykowano fakt, że Prymas rozdał ojcom soborowym dwa obrazki – wizerunki Matki Bożej Częstochowskiej oraz hostię z postacią Maryi. „Postępowcy” podkreślali swoje zażenowanie „przestarzałą, prowincjonalną religijnością Wyszyńskiego”. A przecież to Maryja dała Chrystusowi swoje ciało, swoją krew! Prasa „postępowa” pełna była wówczas autentycznych paszkwili przeciwko Kościołowi, przeciwko Polsce. Prymas z wielkim bólem przyjmował te drwiny i ataki. Jak sam kiedyś określił, wszystkie te artykuły pisane były „lichą, warszawską włoszczyzną”.
O. Jan Pach: Prymas przyznał, że zawierzenie Maryi było zainspirowane nauką św. Marii Ludwika Grignion de Montfort
Kard. Wyszyński uważał jednak, że pomimo wrogiej atmosfery, należy robić swoje. Wspierał go w tym kard. krakowski Karol Wojtyła. W wakacje 1976 r., będąc paulińskim klerykiem uczestniczyłem w spotkaniu dyskusyjnym na Jasnej Górze z kard. Wojtyłą. Rozmawiano tam o ostrej krytyce „intelektualistów katolickich” związanej z używaniem przez Prymasa Tysiąclecia pojęcia „oddanie się Maryi w niewolę”. Biorący udział w dyskusji kardynał Wojtyła zauważył wówczas, że krytycy Prymasa zapomnieli, że pełne słowa aktu jego zawierzenia brzmiały: „oddanie się w macierzyńską niewolę Maryi, za wolność Kościoła w Polsce i w świecie współczesnym”
Kard. Wyszyński i kard. Wojtyła rozumieli pewną trudność, z jaką wiązało się używanie pojęcia „niewola Maryi” w społeczeństwie zniewolonym przez zły system społeczno-polityczny. Jednak nie zamierzali rezygnować z tego pojęcia. W pewnym momencie wspomnianej dyskusji kardynał krakowski po wysłuchaniu argumentów adwersarzy, dosłownie uderzył pięścią w stół, mówiąc: „Nie, absolutnie się z tym nie zgadzam!”
Już w 1972 r., w „Zeszytach Naukowych KUL” kard. Wojtyła napisał obszerny tekst, w którym znakomicie wsparł całą mariologię Prymasa, dając pełną wykładnię unikalnej, polskiej drogi maryjnego zawierzenia. Jeżeli dobrze posłuchamy późniejszego nauczania bł. Jana Pawła II, to widać, jak bardzo zachęcał on do „powrotu na sprawdzone drogi jasnogórskie”, jak sam to określił podczas wizyty Ad limina apostolorum naszych biskupów w Rzymie w 1993 r. Bł. Jan Paweł II pozostał wierny dziedzictwu Prymasa Wyszyńskiego i doskonale wiedział, co się dzieje w Polsce.
Tuż po śmierci kard. Wyszyńskiego pojawiały się głosy w stylu: może już dajmy sobie spokój z tą Jasną Górą, z tymi narodowymi zgromadzeniami, z tym pielgrzymowaniem… Przecież mamy regionalne sanktuaria, nowe diecezje… Z tego co wiem, bł. Jan Paweł II wprost pytał niektórych: dlaczego chcecie odejść od Jasnej Góry? Czym były „sprawdzone drogi jasnogórskie”? Po pierwsze: drogami zawierzenia Maryi, po drugie: drogami współpracy z Chrystusem, wysiłkiem przemiany życia jednostkowego i narodowego. Ten drugi punkt jest bardzo istotny – Prymas mawiał, że z Matką Bożą musimy współpracować, gdyż Ona sama, nawet gdyby chciała, wszystkiego za nas nie dokona…
Maryjne zawierzenie Prymasa Tysiąclecia, obok unikalnego charakteru polskiego, miało też wyraźny horyzont uniwersalny i globalny. Czy można stwierdzić, że prymasowska maryjność Wyszyńskiego stanowiła panaceum na największe problemy świata po II wojnie światowej – z jednej strony na widoczną na Zachodzie laicyzację i masowe odchodzenie społeczeństw od Boga, z drugie zaś – na agresywny system komunistyczny? Czy tak mocna postawa maryjna nie zainspirowała pełnych chrześcijańskiej pokory gestów Prymasa wobec Niemiec, czy nie była też sposobem budowy mostów z chrześcijańskim Wschodem i prawosławiem, tak przesyconym obecnością Maryi?
Prymas bardzo rzadko mówił publicznie o prawosławiu, ale wiem, że bardzo cenił wschodnią duchowość i właśnie tą głęboką maryjność prawosławnych. Powtarzał nieraz, że Maryja żyje w ikonie także na Wschodzie, niekiedy ukryta w muzeach, aresztowana i prześladowana, ale wciąż jest obecna w tym świętym i tajemniczym znaku jaki stanowi ikona. Prymas mówiąc do Polaków mówił o jasnogórskim Cudownym Wizerunku, Czcigodnym Obliczu – sądzę więc, że było to bardzo bliskie wielu chrześcijanom Wschodu, którzy przecież wielką czcią otaczają także Obraz z Częstochowy. Prymas Wyszyński mówił o wizerunku Maryi z podobnym szacunkiem, jak mówią o ikonach prawosławni. Wszakże ikona jest otwartym oknem do wieczności, oknem, przez który widzimy szerzej i dalej… Warto odwołać się tutaj do jednego z prawosławnych autorów, który wykazał bardzo dużą zbieżność teologii maryjnej Prymasa Wyszyńskiego oraz polskiej maryjnej pobożności powszechnej z teologią obecności Matki Bożej w ikonach, występującą u prawosławnych.
Wracając jeszcze do uniwersalnego charakteru macierzyńskiej niewoli Maryi, warto zauważyć, że jej mocnym akcentem była działalność Prymasa na Soborze Watykańskim II. Gdy biskupi obradowali w Wiecznym Mieście, w Polsce cały Kościół modlił się na Jasnej Górze. W naszej bazylice odbywały się częste nocne „czuwania soborowe z Maryją”. W parafiach podejmowano „soborowe czyny dobroci”. Wierni podejmowali szereg postanowień. Zapisywano je i zawożono jako wotum na Jasną Górę, gdzie polecano podczas nocnych czuwań za cały Sobór. Był to ewenement w skali świata! Po każdym powrocie z sesji soborowej, Prymas przez długi czas w homiliach dogłębnie analizował treści, przyjmowane w Rzymie i przybliżał nauczanie Vaticanum II. Polska w owym czasie żyła bardziej nauczaniem Soboru, niż inne kraje. Zachód był skupiony na nowinkarstwie, źle rozumianym unowocześnianiu Kościoła, wykorzystywał Sobór do odrzucania tego co tradycyjne, co katolickie. W Polsce, wbrew niektórym opiniom, mieliśmy do czynienia z głęboką refleksją Soboru. To na Zachodzie doszło do opacznego rozumienia soborowegoaggiornamento, do burzenia ołtarzy, niekiedy wręcz do parodii liturgii.
Prymas zaś podkreślał: idziemy na głębię! Dzięki Bogu, że Wyszyński zahamował ten zachodni pęd do nowinkarstwa i źle rozumianych reform. Powiedzmy sobie wprost – gdyby Prymas się wówczas poddał, to nasze kościoły już dawno by opustoszały. W tym wspierał go kard. Wojtyła. Obydwaj mówią dzisiaj do nas z góry: szanujmy nasze tradycje, szanujmy to, co polskie, dorobek naszych ojców którzy wiedzieli, że „bez Boga ani do proga”!
Dotknęliśmy w tym miejscu ciekawego zagadnienia, jakim są posoborowe zmiany w Kościele, szczególnie dotyczące liturgii. Jak Ksiądz Prymas przyjął wprowadzenie nowej liturgii Mszy św. w 1969 r.?
W swoich listach pasterskich i nauczaniu Prymas Tysiąclecia podkreślał fakt, że Kościół jest depozytariuszem wielkiej tradycji, ale także wiele kwestii teologicznych, liturgicznych czy też w dziedzinie nauczania moralnego musi być w nim stale odnawiane, pogłębiane, zmieniane i lepiej rozumiane. Pozostawiał na boku peryferyjne zmiany w sferze kultu i struktur kościelno-administracyjnych, w które poszedł Kościół na Zachodzie. Było to posunięcie bardzo mądre, gdyż odrzuciło skoncentrowanie się na samej formie, przy jednoczesnym pogłębieniu soborowego nauczania teologicznego i pastoralnego. Dla Prymasa formy zewnętrzne miały znaczenie drugorzędne. Zachód zaś zaprzeczył Soborowi skupiając się na tym, co zewnętrzne. W Polsce biskupi przybliżyli nauczanie soborowe w sposób powszechny, Zachód poszedł w stronę zmian, a same treści teologiczne i pastoralne trafiły, i to nieraz w niewłaściwej formie, do wąskich elit. W tym miejscu znowu zaznaczyła się różnica pomiędzy polską pobożnością powszechną, wspólnotową, a zachodnim elitarnym indywidualizmem, którym na polskim gruncie zafascynowany był „Tygodnik Powszechny”.
Powszechny”. Zastanawia mnie jednak, do czego byśmy doszli, gdybyśmy postawili na takich elitarny indywidualizm? Do tego, że nominalnie „katolickie elity” miałyby dawać reszcie społeczeństwa wzory zachowań? Czy byłyby to wzory tego typu, że pismo z przymiotnikiem „katolicki” w tytule prezentuje poglądy zupełnie sprzeczne z nauczaniem Kościoła? Jeżeli to miałaby być autentyczna pobożność, to Boże uchowaj nas od takiej „pobożności”! Dobrze więc, że Prymas Tysiąclecia, kard. Wojtyła, polscy biskupi – bo pamiętajmy, że siła Prymasa nie była tylko efektem jego jednostkowych zdolności, ale także lojalnych współpracowników – mieli odwagę się temu przeciwstawić. Trzeba jeszcze raz przypomnieć, że nie była to tylko strategia i taktyka, ale przede wszystkim – działanie wsparte ogromną siłą modlitwy Prymasa Tysiąclecia i kard. Wojtyły na Jasnej Górze! Przecież cały ich dorobek to nie tylko kazania, konferencje, publikacje naukowe, ale wielka modlitwa! Wielokrotnie, jeszcze jako pauliński kleryk widziałem Prymasa Wyszyńskiego i późniejszego papieża, jak zatopieni w modlitwie klęczeli wieczorami w Kaplicy Jasnogórskiej. To, czego nauczali, nie było tylko przemyślane, ale przede wszystkim – przemodlone!
W trzy dekady od swojej śmierci Prymas wciąż woła do nas – powróćcie na sprawdzone ścieżki jasnogórskie, uklęknijcie przed Cudownym Obrazem! Tam tkwią nasze wspólne korzenie!
Bóg zapłać za rozmowę.