Łukasz Kobeszko |
Niezwykłą historię niemieckiego oficera Wilma Hosenfelda i osób uratowanych przez niego z pożogi II wojny światowej można było poznać 3 marca br. podczas debaty zorganizowanej przez Oddział Okręgowy Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” w Poznaniu.
Przy współudziale Instytutu Zachodniego, Fundacji Konrada Adenauera oraz Duszpasterstwa Środowisk Twórczych Archidiecezji Poznańskiej, w gmachu Pałacu Działyńskich przy Starym Rynku, w sobotni poranek zaprezentowano pierwsze polskie wydanie książki „Staram się ratować każdego. Życie niemieckiego oficera w listach i dziennikach”. Książka wydana przy wsparciu ambasady RFN, Fundacji Konrada Adenauera, Fundacji im. Friedricha Eberta, Fundacji Współpracy Polsko- Niemieckiej, Instytutu Goethego oraz Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej zawiera opatrzone komentarzem naukowym fragmenty dzienników i korespondencji kapitana Wilma Hosenfelda (1895-1952).
W oku cyklonu
Pochodzący z Hesji katolik, ojciec pięciorga dzieci, a z zawodu nauczyciel w wiejskiej szkole powszechnej, pod koniec lat dwudziestych uległ fascynacji ideologią hitlerowską, wstępując w szeregi NSDAP i SA. Wcielony do Wehrmachtu, po agresji na Polskę we wrześniu 1939 r. szybko awansował w hierarchii wojskowej. Mianowano go komendantem oflagu w Pabianicach, a następnie pełnił służbę w Węgrowie i Sokołowie Podlaskim. W czasie Powstania Warszawskiego uczestniczył w przesłuchaniach pojmanych przez Niemców żołnierzy AK. Pomimo wydawać by się mogło aktywnego udziału w działaniach na szkodę Polski, Hosenfeld przeżył podczas wojny duchowy przełom. Dostrzegł obłędną zbrodniczość polityki hitlerowskiej i starał się w miarę ograniczonych możliwości ratować życie poddawanych eksterminacji Polaków i Żydów. Wielu ochronił przed egzekucją bądź wywiezieniem do obozów, umożliwiając otrzymanie dokumentów lub zatrudnienia zapewniającego bezpieczeństwo.
Najbardziej znaną postacią uratowaną przez Hosenfelda był kompozytor i pianista Władysław Szpilman (1911-2000), twórca znanych szlagierów muzyki rozrywkowej i filmowej. Tuż po upadku Powstania Warszawskiego, Niemiec znalazł go ukrywającego się w zniszczonej kamienicy w Alei Niepodległości. Niemiecki oficer udzielił mu pomocy, regularnie przynosząc żywność i ochraniając jego kryjówkę przed niszczącymi Warszawę żołnierzami Wehrmachtu i SS. Szpilman dopiero w 1950 r. dowiedział się, kim był Niemiec, który uratował mu życie.
Hosenfeld, ujęty przez Armię Czerwoną podczas wycofywania się jego jednostki na zachód, w 1945 r. trafił do łagru w ZSRR. Skazany na 25-letnią karę więzienia, zmarł na „nieludzkiej ziemi” w 1952 r. Jego rodzinie dopiero w 1989 r. udało się ustalić dokładne miejsce pochówku w okolicach Bobrujska na dzisiejszej Białorusi. W 2007 r., za działalność na rzecz Polaków, prezydent Lech Kaczyński odznaczył Hosenfelda Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Po wielu latach starań oficer otrzymał również tytuł Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata, przyznawany przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie.
Wilm Hosenfeld w mundurze oficera Wehrmachtu
W labiryncie trudnych relacji
Poznańskiemu spotkaniu towarzyszyła dyskusja panelowa, której uczestnicy nie tylko przybliżyli postać niezwykłego człowieka, ale także podjęli refleksję nad skomplikowaną i bolesną historią stosunków polskoniemieckich. Goście spotkania mogli również obejrzeć obszerne fragmenty filmu dokumentalnego „Dzięki niemu żyjemy” zrealizowanego przez Marka Drążewskiego.
Otwierając sympozjum, wiceprzewodniczący Rady Głównej Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” Karol Irmler zwrócił uwagę, iż Hosenfeld poprzez wierność wskazaniom Ewangelii zdołał ocalić swoje człowieczeństwo. Postawa niemieckiego oficera była możliwa nie tylko dzięki jego głębokiej wierze chrześcijańskiej, ale również mocnym zakorzenieniu w humanistyczne dziedzictwo kultury europejskiej.
Dr Michał Nowosielski z Instytutu Zachodniego ocenił z kolei, iż postawa Hosenfelda, zmuszonego podejmować próbę poradzenia sobie z czynnym uwikłaniem w nazizm wpisuje się w szerszy kontekst polsko- niemieckiego dyskursu dotyczącego problemów winy i kary. Jednocześnie, koleje losu życia oficera przekraczają wszelkie dotychczasowe ramy dyskusji o kolektywnej winie Niemców za zbrodnie hitlerowskie i wciąż inspirują do odważnych wyborów moralnych.
Hanna Dmochowska z Fundacji Konrada Adenauera przybliżyła następnie cele i historię działającej w naszym kraju od ponad dwóch dekad instytucji, kierującej się w swoich założeniach programowych popularyzacją myśli chrześcijańsko-demokratycznej. Mówczyni przypomniała, że w dyskusji nad relacjami polskoniemieckimi nie da się nie spoglądać wstecz. Podstawowym elementem wiedzy o czasach hitlerowskich w Niemczech powinna być świadomość, iż większość naszych zachodnich sąsiadów uległa nazistowskiemu ukąszeniu, nie chcąc zdać sobie sprawy ze zła wiążącego się z ideologią Hitlera.
Dziedzictwo stereotypów
W kolejnej części sesji, prof. dr hab. Eugeniusz Cezary Król z Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, współredaktor naukowy pamiętników Hosenfelda, zarysował horyzont wzajemnych relacji pomiędzy Polakami a Niemcami po II wojnie światowej. W PRL trudno było przebić się z jakąkolwiek pozytywną publikacją ukazującą dobre postawy Niemców podczas wojny. Wynikało to z umiejętnego grania przez władze kartą obrony tożsamości narodowej przed germańską ekspansją. Szafowanie obrazem „złego Niemca” spełniało funkcję legitymizującą rządy PZPR powstrzymujące „rewizjonizm kół rządzących RFN” i odpowiadające przez to na poczucie ewidentnej krzywdy doznanej przez Polaków ze strony zachodniego sąsiada w latach 1939-45. Prof. Król, przypomniał tzw. „agregatową formułę wroga”, pozwalającą polskim komunistom widzieć się w roli spadkobierców rycerzy spod Cedyni i Grunwaldu. W historiografii PRL, podążająca od Lenino do Berlina armia gen. Berlinga była kolejnym w dziejach Polski pogromcą „krwiożerczego prusactwa”.
Prelegent ocenił, że celem uhonorowania postaci Hosenfelda nie jest relatywizacja niemieckich zbrodni, ale próba zobiektywizowania historii przy zachowaniu odpowiednich proporcji pomiędzy przeważającym ilościowo złem, a mniej widocznym dobrem.
Dzięki niemu żyjemy
Maciej Cieciora, syn uratowanego przez Hosenfelda polskiego żołnierza przypomniał z kolei duchową sylwetkę bohatera sesji. Wbrew niemieckim przepisom wojskowym, nie krył on się z praktykami religijnymi i brał udział w Mszach św. w Pabianicach, sprawowanych przez krewnego pana Macieja, ks. Antoniego Cieciorę. Niewielu znany jest fakt, iż oficerowi udało się uratować monstrancję ze zniszczonego we wrześniu 1944 r. kościoła Św. Krzyża w Warszawie. Hosenfeld wyniósł ją ze zrujnowanej świątyni i przekazał duchowieństwu archidiecezji warszawskiej.
Halina Szpilman, wdowa po uratowanym Władysławie Szpilmanie przypomniała historię ocalenia męża. W 2011 r. w domu gdzie po Powstaniu ukrywał się muzyk, ufundowano tablicę ku czci Hosenfelda. Cieciora i Szpilman podkreślili, że zawdzięczają niemieckiemu oficerowi największy dar– życie swoich najbliższych.
Tajemnica nieprawości
Teolog Winfried Lipscher zaważył w dalszej części dyskusji, że poznańskie spotkanie stanowi kolejny etap dialogu i pojednania polskoniemieckiego. Powinniśmy pamiętać, że zerwanie Hosenfelda z hitleryzmem było efektem działania Ducha Świętego. Paradoksem historii jest to, że Hosenfeld modlił się w pabianickim kościele przy tym samym ołtarzu, przy którym często zatrzymywał się św. Maksymilian Maria Kolbe. Lipscher przyznał, że trudno jest udzielić odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak wielu Niemców poparło Hitlera. Tropem pomagającym w takiej refleksji jest to, co nauka Kościoła nazywa „tajemnicą nieprawości”.
„Gdyby Hosenfeld przeżył łagry, z pewnością działałby w duchu „Orędzia polskich biskupów do biskupów niemieckich” z 1965 r. Pomimo krętej drogi życiowej i błędów, niemieckiego kapitana można uznać za przykład świętości” – ocenił Lipscher.
Cienie na wizerunku
Prof. dr hab. Zbigniew Mazur z Instytutu Zachodniego oceniając wybory ideowe Hosenfelda zauważył, iż wyróżniał on się niezależnością i zmysłem krytycznej oceny rzeczywistości. Z drugiej jednak strony, śledząc jego zapiski i listy można dostrzec, iż był on w pewien sposób zauroczony postacią Hitlera. Postawa ta mogła również wynikać ze zwykłego strachu przed zdemaskowaniem jego krytycznego stosunku do nazistowskich realiów. Poglądów Hosenfelda nie można zakwalifikować jako pacyfistycznych, jak np. w przypadku bł. Franza Jägerstättera, austriackiego rolnika straconego za odmowę wstąpienia do Wehrmachtu z przyczyn religijnych. Hosenfeld w swoich zapiskach szukał usprawiedliwienia wybuchu wojny we wrześniu 1939 r., negatywnie oceniał politykę władz II RP i oskarżał Polaków o prześladowanie ludności niemieckiej na Śląsku.
„Widać wyraźnie, iż Hosenfeld był zwolennikiem koncepcji „Mitteleuropy” wiążącej się z dominującą pozycji Berlina na Starym Kontynencie. Poważną zmianę w jego ocenach geopolitycznych można zauważyć jednak dopiero po wciągnięciu do wojny USA oraz rozpoczęciu przez Niemców masowej eksterminacji Żydów i jeńców sowieckich. Wtedy dobitnie przekonał się, że jego naród dał się uwieść zbrodniarzom. Od 1941 r. w dziennikach i listach oficera pojawia się coraz więcej określeń w rodzaju „hańba” lub „wstyd” – wyjaśnił prof. Mazur.
W podsumowaniu interesującej dyskusji uczestnicy zgodzili się, iż pomimo wielu kontrowersji, jaką wciąż budzą dzieje relacji polsko-niemieckich, tego typu spotkania przyczyniają się do lepszego zrozumienia pomiędzy mieszkańcami z obydwu stron Odry. Na najwyższe uznanie oczekuje również fakt, iż w wydaniu zapisków i listów Hosenfelda pomogły tak różne środowiska jak Światowy Związek Żołnierzy AK i przedstawicielstwo dyplomatyczne Niemiec w Polsce. Sześćdziesiąt lat po śmierci, Wilm Hosenfeld pozostaje symbolem trudnego pojednania pomiędzy dwoma sąsiednimi narodami.