Katarzyna Kakiet |
August Hlond obejmował tron arcybiskupi w czasie, gdy od wielu lat podzielona Rzeczpospolita uczyła się, jak funkcjonować jako jedność
24 czerwca 1926 r. papież Pius XI po śmierci metropolity gnieźnieńskiego i poznańskiego, Prymasa Polski – Edmunda Dalbora – prekonizował jego następcę. Wybór padł na poznanego przed laty w Wiedniu (gdy Achille Ratti był jeszcze wiedeńskim nuncjuszem) salezjanina, wychowawcę młodzieży, doktora filozofii i teologii, a przy tym człowieka niebywale skromnego, pracowitego i pogodnego – jak zresztą przystało na naśladowcę św. Jana Bosko.
„Daj mi duszę, resztę zabierz”
August Hlond – tak właśnie nazywał się ów zakonnik, który swoją osobowością i cnotami charakteru ujął przyszłego papieża – miał przed sobą trudne zadanie.
Na Śląsku żegnano go owacjami. Jednak miejscowa ludność nie cieszyła się bynajmniej, że już odjeżdża i zostawia diecezję katowicką nowemu pasterzowi – wszak biskupem był tu zaledwie sześć miesięcy. Cieszono się dlatego, że to właśnie ziemia śląska wydała kapłana, któremu przypadła najwyższa godność w polskiej hierarchii kościelnej.
W Warszawie, gdzie złożył przysięgę na ręce prezydenta Ignacego Mościckiego, a także w Gnieźnie i Poznaniu, gdzie odbyły się ingresy, kolejno do Bazyliki Prymasowskiej Wniebowzięcia NMP, a następnie do Bazyliki Archikatedralnej św. Piotra i św. Pawła, także witano go uroczyście i z wielkimi honorami, lecz nie wszyscy byli zadowoleni z nominacji Piusa XI. Część duchowieństwa podkreślała odstępstwo od pewnej ugruntowanej tradycji powierzania godności prymasa biskupowi z Wielkopolski, inni wskazywali, iż nowy pasterz diecezji gnieźnieńskiej i poznańskiej jest zakonnikiem, w związku z tym – „kapłanem niższej rangi”. Arystokracja i ziemiaństwo z kolei nie kryły, że na takim urzędzie wolałyby widzieć kogoś z herbem rodowym, a nie syna kolejowego dróżnika.
Zadania dla świeckich i duchowieństwa
Jakie zadania wyznaczył sobie abp August Hlond, obejmując urząd? Przede wszystkim chciał doprowadzić do odrodzenia narodu polskiego – i w duszy, i w sercu. Wierzył, że przemiana jednostek i oparcie ich życia na zasadach Chrystusa pomoże w naprawie życia zbiorowego, dlatego też już w jednym z pierwszych przemówień wskazał nakazy, których naród polski winien się trzymać: „1) nakaz wyzwolenia się z pęt i laicyzmu i uzdrowienia życia prywatnego i publicznego duchem Chrystusa, 2) nakaz jedności i zgody na gruncie kościelnym, na którym jedynie dokonać się może zespolenie naszego rozbitego społeczeństwa bez względu na przynależność partyjną, bez względu na poglądy i zapatrywania, 3) nakaz wiary w przyszłość narodu, jeżeli Chrystus królować mu będzie, i nakaz ufnej i zgodnej pracy dla Boga i ojczyzny” (VII Zjazd Katolicki w Poznaniu, 1926). Prymas Polski był zdania, iż „Tylko to, co na opoce Piotra zbudowano, ma trwałość i moc tejże opoki; wszystko, co zbudowano obok niej, słabe jest i bez przyszłości” (Przemówienie podczas ingresu w katedrze gnieźnieńskiej, 1926).
Przyszłość Kościoła w Polsce abp August Hlond widział przede wszystkim w odbudowie życia parafialnego i powierzeniu większej ilości zadań laikatowi. Pragnął, „aby katolicyzm wyszedł z zakrystii i ze świętego dnia niedzieli, a wszedł na wszystkie dni tygodnia, w całą kipiel życia, we wszystkie jego sprawy i dziedziny, w każdy jego wstydliwy i zasnuty kąt” (Sługa Boży August Hlond, oprac. ks. J. Konieczny). Wiele nadziei pokładał w dziele Akcji Katolickiej, stowarzyszenia powołanego w Polsce w 1930 r., którego celem miało być przeciwdziałanie laicyzacji życia społecznego, pomoc w odnowieniu ducha chrześcijańskiego w rodzinie oraz krzewienie katolickich zasad społecznych. Choć Akcja Katolicka była z założenia apolityczna, miała za zadanie wychowywać nowe pokolenia Polaków, będących zarazem świadomymi katolikami chcącymi wziąć odpowiedzialność za losy ojczyzny i narodu. Miała więc uczyć zdrowego patriotyzmu, poszanowania cudzych poglądów, zwłaszcza w kwestiach politycznych, ale i umiejętności obrony katolickich zasad społecznych. Arcybiskup nauczał: „Kto kraj swój kocha prawdziwie, ten łączy w swym sercu te dwa wzniosłe ideały: Bóg i ojczyzna” (Przemówienie w rezydencji prymasowskiej w Gnieźnie, 1927).
Także Zakon Służby Bożej w Narodzie Polskim oraz Instytut Wyższej Kultury Religijnej w Poznaniu zostały powołane staraniem abpa Hlonda, aby niejako obudzić ducha i zapał ludzi świeckich Kościoła. W nich bowiem tkwiła siła narodu i nadzieja dla odbudowy ojczyzny. Arcybiskup uważał, że należy przywrócić „zakres współpracy świeckich z hierarchią na wzór dawnego Kościoła” (Współpraca laika w Kościele).
Jednak nie tylko od świeckich arcybiskup wymagał zaangażowania. Duch pracy miał ogarnąć również i duchowieństwo. Serca kapłanów powinny być wypełnione Chrystusem, a praca wykonywana sumiennie i ofiarnie. Prymas zwracał również uwagę na konieczność zdobywania przez księży wyższego niż dotychczas wykształcenia, ubogacania wnętrza duszy, a także zmiany podejścia do wiernych. Przestrzegał także kler przed zaangażowaniem politycznym i opowiadaniem się po którejkolwiek ze stron sceny politycznej – lewicy czy prawicy: „Kościół nie może identyfikować się z żadną narodowością i żadną partią, a nadużywanie religii z jakiejkolwiek strony do celów politycznych czy klasowych jest niedopuszczalne i trwałych korzyści przynieść nie może” (O życie katolickie na Śląsku).
Przyszłość Kościoła w Polsce abp August Hlond widział w odbudowie życia parafialnego
Zaangażowanie w kraju i za granicą
Gdy głosił naukę społeczną Kościoła, wiele miejsca poświęcał kwestii nierozerwalności węzła małżeńskiego. W latach międzywojennych, a także po II wojnie światowej był to temat niezwykle aktualny w związku z wprowadzanymi przez władze państwowe zmianami prawa cywilnego. Abp Hlond podkreślał, że sakramentu małżeństwa nie można traktować jak kontraktu, który w każdej chwili można zerwać, wypowiedzieć bądź zaskarżyć, a także że żaden prawodawca nie jest uprawniony poprawiać Chrystusa. Przewidywał, że wraz z upadkiem małżeństwa zginie rodzina, a tym samym załamie się siła narodu.
Abp Hlond angażował się również w pomoc bezrobotnym, a co za tym idzie – domagał się stosownych reform społecznych. Podkreślał, że pomocy pozostającym bez pracy nie należy traktować jako jałmużny, łaski, lecz jako obowiązek katolika, zwłaszcza osób rządzących. Samo bezrobocie postrzegał jako „brutalne spętanie żywych sił ludzkich, uwięzienie energii, wycieńczenie ducha” (Przemówienie radiowe z okazji tygodnia pomocy dla bezrobotnych, 1936) i upokorzenie godności człowieka, który nie może zadbać o swój byt.
Kilka dni po wybuchu II wojny światowej 14 września 1939 r. prymas za namową nuncjusza Filipa Cortesiego wyjechał z Polski do Rzymu, udając się z misją przedstawienia aktualnej sytuacji Rzeczpospolitej papieżowi. Nie była to łatwa decyzja dla arcybiskupa, ponieważ zdawał sobie sprawę, że jego wyjazd z oblężonego kraju może zostać odczytany jako zdrada, a społeczeństwo polskie wolałoby go raczej widzieć jako męczennika niż posłańca w Rzymie. Wiedział jednak, że jeśli dostałby się w ręce Niemców, mógłby stać się kartą przetargową służącą do realizacji planów wroga. Wybrał opcję, jego zdaniem, lepiej służącą narodowi polskiemu. Wielu jednak nie mogło mu tej decyzji wybaczyć.
Czas wojny abp Hlond spędził najpierw w Rzymie, następnie w Lauders – oczywiście stale zabiegając o pomoc dla Polski – później w Hautecombe. Tam 3 lutego 1944 r. został aresztowany i przewieziony do siedziby gestapo w Paryżu, gdzie przez kilka miesięcy był przesłuchiwany. W liście do ks. Antoniego Baraniaka pisał: „Gdy przystąpiono do subtelnego terroryzowania mnie, powiedziałem, żeby sobie dali spokój, bo w każdym razie dotrzymam wiary Narodowi i państwu polskiemu, a gdyby mnie powiesić mieli, byłbym naprawdę szczęśliwy, że taką śmiercią będę mógł zakończyć swoje prace dla ducha szczęścia i wielkości Polski”. Gdy stan więźnia pogorszył się, abp na rozkaz Himmlera został przeniesiony do Bar-le- Duc – domu sióstr francuskich.
Po wojnie prymas poświęcił się odbudowie Kościoła w Polsce – zarówno pod względem materialnym, jak i duchowym. Jego dziełem była Prymasowska Rada Odbudowy Kościołów. 8 września 1946 r. dokonał aktu poświęcenia Polski Niepokalanemu Sercu Maryi. Przetarł szlaki, którymi już wkrótce mieli podążyć kard. Stefan Wyszyński, a później papież Jan Paweł II.
Po rozwiązaniu przez Stolicę Apostolską unii personalnej łączącej diecezje poznańską i gnieźnieńską i połączeniu tej ostatniej z diecezją warszawską, odbył się uroczysty ingres prymasa w katedrze św. Jana. Warszawiacy swojego nowego pasterza przyjęli z nadzieją i ufnością. Nie przyszło im jednak nacieszyć się nowym przewodnikiem duchowym. Abp Hlond zmarł 22 października 1948 r. po nagłej i niespodziewanej chorobie. Na łożu śmierci zdążył powiedzieć: „Bóg lepiej wie, co robi – ja odejdę, przyjdą inni, będą moje dzieło prowadzili, a może i lepiej ode mnie gospodarzyli”. Gdy odczytamy te słowa wraz z inną wypowiedzią prymasa: „Zwycięstwo, gdy nadejdzie, będzie zwycięstwem Matki Najświętszej”, możemy je chyba traktować jako swego rodzaju proroctwo.