Polityka Watykanu
Wszystkie chwyty dozwolone Jak Polska długa i szeroka, przez cały kraj, przeszła jak grom z jasnego nieba wiadomość o teczce abp Stanisława Wielgusa. We wstępniaku naczelnego „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza, W pierwszym zdaniu czytamy: „Chyba dawno nie musieliśmy w redakcji podjąć tak trudnej decyzji, jak publikacja na temat współpracy z SB biskupa Stanisława Wielgusa” Prawdę powiedziawszy nie bardzo rozumiem skąd ten trud w podjęciu decyzji. Jeśli gazeta ma dowody na temat współpracy, ks. abp. Wielgusa to ja problemu z ciężarem nie widzę. Gorzej, jeśli takich dowodów gazeta nie posiada, a tak można sadzić czytając w artykule „Tajna historia metropolity” już na samym początku: „Gazeta Polska dotarła do informacji dotyczących przeszłości nowego metropolity. Wynika z nich niezbicie, iż pod koniec lat 60. dzisiejszy arcybiskup podjął współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa”. Warto zwrócić w tym miejscu uwagę, że gazeta dotarła do informacji a nie do dokumentów. Czytając dalej artykuł cały czas autorzy: Katarzyna Hejke i Przemysław Harczuk podają, że dotarli do informacji. Czytając dalej dowiadujemy się, że przeszłość nowego arcybiskupa nie jest tajemnicą w najwyższych kręgach kościelnej hierarchii. Wiedza na temat duchownego dotarła nawet do Stolicy Apostolskiej, ale czy dotarła do Ojca Świętego tego nie udało się ustalić. – Jestem, co do tego sceptyczny – powiedział jeden z duchownych „Gazecie Polskiej” Znowu szereg zagadek. Skoro wiedziały najwyższe kręgi kościelne, to czemu miałby nie wiedzieć sam Ojciec Święty i czemu ktoś wychodzi z założenia, że informacje były blokowane. Kolejne pytanie, czemu ten świetnie poinformowany znawca Watykanu, na którego powołuje się gazeta nie został nam czytelnikom przedstawiony?
Artykuł opublikowany w „Gazecie Polskiej” spowodował niemal identyczne komentarze prasy, niezależnie od poglądów poszczególnych gazet. Redaktor naczelny Tygodnika „Niedziela” ks. inf. Ireneusz Skubiś napisał: „Gazeta Polska nie pisze o żadnych dokumentach, do których dotarła, pisze o informacjach. Może tajemniczymi informatorami są byli esbecy?”.
Inaczej sprawa wygląda, jeśli przyjrzeć się komentarzom poświęconym sytuacji, w jakiej znalazł się Kościół. „Gazeta Wyborcza” w artykule Jarosława Makowskiego „Lustracja sparaliżowała Kościół” pisze m.in.: „Po pierwsze brać biskupia rzeczywiście zwarła szeregi (…). Po drugie hierarchowie chcą jasno pokazać, kto na kościelnym podwórku rządzi (…). Kościół pokazał, że sam będzie decydował, kiedy, jak i kogo będzie lustrować we własnych szeregach”
W tygodniku „Polityka” z 6 stycznia w artykule Marka Zająca pt. „Szelest donosów, ryk biskupów” czytamy: „Katolicy są zgodni, że Kościół w Polsce wyszedł z komunistycznych prześladowań obronną ręką. Liczba duchownych, którzy w tamtych czasach odznaczyli się bohaterstwem, zdecydowanie przekracza liczbę tych, którzy poszli na współpracę. Nie jest również sprawiedliwe, że moralne piętno wypala się wyłącznie tajnym współpracownikom, podczas gdy w błogim spokoju egzystują ci, którzy ich łamali.” Dalej w tym samym artykule autor stawia pytanie: skąd bierze się autorytet biskupów i księży? Odpowiedzi zdaniem Zająca są dwie. Pierwsza, to że część Kościoła stoi na stanowisku, że autorytetem rozporządza Kościół jako taki, natomiast druga część uważa, że autorytet bierze się z faktów i czynów a nie tylko z rangi urzędu.
W całej sprawie zaskakujące jest to, że Komisja Historyczna Episkopatu, jak powiedział dr Antoni Dudek doradca prezesa IPN, nie znalazła czasu, żeby się tymi dokumentami, zająć. Dalej w swojej wypowiedzi dr Dudek dodał: „Mnie się wydaje, że w sytuacji, która zaistniała po niefortunnej publikacji Gazety Polskiej. – bo tam sformułowano bardzo ostre oskarżenia bez żadnego uzasadnienia – ta komisja powinna się jednak do IPN pofatygować. (…). My byśmy chcieli pomóc Kościołowi. Skoro Kościół tworzy komisje historyczne chcielibyśmy żeby to one w pierwszym rzędzie zajęły się tymi dokumentami (…). Niestety, globalnie ich działalność jest dość niemrawa”.
Śmierć na sprzedaż
Niemal wszystkie noworoczne gazety swoje pierwsze strony poświęciły egzekucji byłego dyktatora Iraku Saddama Husajna. Po raz kolejny media doskonale wykorzystały dramat do podniesienia swojej atrakcyjności w walce o odbiorcę. Gazety prześcigały się w szczegółowym opisie tego tragicznego wydarzenia. „Wyborcza” z satysfakcją donosi w wydaniu z 2 stycznia: „Były dyktator Iraku zawisł na szubienicy w sobotę przed świtem. Zdjęcia Saddama z pętlą na szyi jako pierwsza pokazała iracka telewizja rządowa” donosi gazeta. Dalej następuje krótki i treściwy opis przebiegu egzekucji, tak żeby czytelnik był jak najlepiej poinformowany o szczegółach tego wydarzenia. Zatroskany o naszą wrażliwość i moralność „Dziennik” w artykule z pierwszej strony „Egzekucja czy show” w jednym akapicie zadaje pytanie: „Czy opublikowanie amatorskiego filmu z egzekucji przez europejskie portale internetowe nie jest naruszeniem kulturowego tabu?” I odpowiada słowami arabisty prof. Dziekana. „Skoro nazywa się tę egzekucję krokiem ku demokracji to nie widzę powodów do ograniczania komuś prawa do oglądania jej postępów” argumentuje uczony. Kilka linijek wcześniej „Dziennik” opisuje ze szczegółami przebieg egzekucji nie przejmując się za bardzo wspomnianym kulturowym tabu. Jak napisało „Życie Warszawy”, po egzekucji rzecznik Watykanu ks. Federico Lombadii powiedział: „Ta śmierć to tragiczna wiadomość. Istnieje ryzyko, że podsyci ducha zemsty i będzie siać nową przemoc. Zabicie winnego nie jest drogą do odbudowy sprawiedliwości i pojednania na świecie.” Ciekawe, czy spośród orędowników kary śmierci, chociaż jeden, gdyby dopuścił się przestępstwa, potrafiłby sam sobie wymierzyć karę śmierci?
Remigiusz Malinowski
Artykuł ukazał się w numerze 1/2007.