Aleksander Kłos |
Walka z falą kłamstwa i manipulacji dokonywanej przez mainstreamowe media, jest drogą do obalenia II RP
Ważne jest, aby organizować własne media, drugi obieg, który będzie informować o rzeczywistej sytuacji w kraju.
Można podawać tysiące przykładów politycznych uwikłań i uzależnień mediów w Polsce. W III RP większość mediów mainstreamowych jest trwale oddana ludziom, którzy tworzyli nowy system przy Okrągłym Stole. To właśnie im, zawsze i wszędzie lewicowo-liberalni i postkomunistyczni przedstawiciele świata dziennikarskiego służą i wiernie będą służyć, pełniąc podobną funkcję, jaka w PRL-u przypadała ich kolegom po piórze.
Powiemy ci, kim gardzić
Podział na tych, którzy mają prawo czuć się Europejczykami, ludźmi światłymi i inteligentnymi, i na tych, którzy zostali zakwalifikowani do grona moherów, ciemnogrodu, faszystów i katoli istnieje nie od dziś. Ci, którzy pamiętają jeszcze propagandę peerelowską, doskonale wiedzą, że klarowny podział na ludzi pracy i reakcjonistów był podstawą tego systemu. Partia walczyła każdego dnia o to, by Polska się rozwijała, a „ludziom żyło się lepiej”, wraz z nią przeciętni obywatele w pocie czoła ciężko pracowali, żeby zbudować wyczekiwany komunizm. Ale zawsze znajdowali się odszczepieńcy, czarne owce, których jedynym sensem istnienia było przeszkadzanie, podjudzanie, zniechęcanie, sabotowanie, a w wersji bardziej radykalnej – szpiegowanie na rzecz państw kapitalistycznych. Codzienne seanse nienawiści to podstawa panowania komunistów nad wyobraźnią społeczną. Zrzucanie odpowiedzialności za niepowodzenia na Innych miało tłumaczyć własne błędy i wymuszać posłuszeństwo poprzez nieustanne poczucie strachu.
III RP w dyskursie salonowych mediów nie przypomina wymarzonego, mitycznego Zachodu, dlatego że część społeczeństwa odgrywa rolę hamulcowych jej rozwoju. Dziwnym trafem są to ludzie głosujący na prawicę, o poglądach konserwatywnych, katolicy, dla których ważne są patriotyzm i tradycja. To oni, świadomie lub nieświadomie, są przyczyną wszelkiego zła. Nie komuniści, nie postkomuniści, nie politycy, którzy przez tyle lat rozkradali państwowy majątek. Ich się nie zauważa, a winnych należy szukać gdzie indziej. To właśnie w takiej propagandzie, prostej jak konstrukcja cepa, ale odnoszącej sukcesy dzięki wykorzystywaniu nowoczesnych, atrakcyjnych środków przekazu i zakompleksianiu rodaków, tkwi to osławione źródło „dzielenia Polaków” – stwierdzenie, które przywoływane przez dziennikarskie gwiazdy służy jako pałka na największą partię opozycyjną i jej lidera.
Metody pozostają te same
Choć III RP to nie PRL, to nie da się ukryć, że życie społeczne, polityczne i medialne przynosi wiele analogii. Kryzysowa kurteczka premiera Donalda Tuska i jego zmartwiona, ojcowska mina, pohukiwania na lokalnych przedstawicieli władz i dążenie do likwidacji opozycji, wyszukiwanie „atrakcyjnych” wrogów (dopalacze, pedofile, kibice, lekarze), z którymi walka ma za zadanie przykryć rzeczywiste problemy kraju, płaszczenie się przed Moskwą z czasów PRL zostało zastąpione dzisiejszym przyjmowaniem tej samej pozycji przed Brukselą, Berlinem i… ponownie przed Moskwą. To tylko kilka przykładów na przetrwanie komunistycznych schematów sprawowania władzy i adoptowanie ich przez rządzącą koalicję. Dla wielu prawicowych, konserwatywnych obserwatorów życia publicznego styl rządzenia ekipy Tuska w coraz większym stopniu przypomina czasy gierkowskie. I nie chodzi tu tylko o gigantyczne zadłużanie państwa, ale o proponowanie Polakom kolejny raz „małej stabilizacji” za cenę rezygnacji z żądania gruntownego zreformowania kraju i przyzwolenia na trwanie w pozornie błogim marazmie. W myśl zasady, że ważne jest „tu i teraz”, a nie martwienie się o przyszłość.
Obietnica „załatwienia” z Brukseli 300 mld euro, będąca jednym z lejtmotywów ostatniej kampanii wyborczej prowadzonej przez PO, szła w parze z sugestią, że zostanie to osiągnięte dzięki temu, że za granicą żadnych polskich polityków nikt tak często nie klepie po plecach, jak właśnie przedstawicieli Platformy Obywatelskiej. Media przyklasnęły z zachwytem i wychwalały pod niebiosa „europejskość” ugrupowania Tuska. Niewielu miało odwagę pytać o konkrety, czy, nie daj Bóg, rozliczać rządzących z lat, gdy sprawowali władzę. I pomyśleć, że tak dziś wygląda partia, która kilka lat temu głosiła hasło budowy IV RP, głębokiej reformy kraju i karczowania pozostałości po poprzednim systemie.
Chociaż trudno odmówić Donaldowi Tuskowi sprawności politycznej, przebiegłości, sprytu, umiejętności trzymania w szachu swojej partii i bardzo dobrego posługiwania się politycznym PR, to jednak nie te cechy ani program partii, ani też jego realizacja stoją za kolejnymi sukcesami PO. Główną przyczyną dużego, stabilnego poparcia tej formacji jest parasol medialny, który chroni platformersów przed wyjściem na światło dzienne ich kolejnych przekrętów, afer, łamania prawa, ograniczania praw obywatelskich, zwykłego niedbalstwa i braku kompetencji. „Dziennikarze, którzy mogliby dotrzeć do masowej widowni z informacją, jak się buduje w Europie, na czym polega prezydencja albo co jest w raportach sejmowych komisji, zostali zepchnięci do nisz; zastąpili ich tacy, którzy potrafią się odwdzięczyć za gwiazdorskie gaże: nie zadają trudnych pytań ani nie zauważają kompromitacji rządzących polityków. Nawet takich, jak wywody pani minister Ewy Kopacz, że kolejki w służbie zdrowia są dowodem, jak bardzo się ona poprawiła, bo przecież do marnego leczenia ludzie by nie stali” – przekonywał Rafał Ziemkiewicz w artykule „Wszyscy kochają Platformę” („Rz” 06.09.2011 r.). Taki jest niestety stan polskiego dziennikarstwa, które służy szerzeniu prorządowej propagandy i walki z inaczej myślącymi.
Kontrola z telewizora
Bez poparcia mediów rząd Tuska w krótkim czasie upadłby jak domek z kart. Każda z afer jego partii: stoczniowa, hazardowa, podsłuchowa przedstawiana była przez oddanych jej dziennikarskich funkcjonariuszy jako fałszywe oskarżenia opozycji dążącej do przejęcia władzy. Zabójstwo Marka Rosiaka? Kaczor szerzy mowę nienawiści! Bałagan na kolei i w służbie zdrowia? PiS wykorzystuje „przejściowe problemy” rządu, a przecież i na Zachodzie nie wszystko zawsze się udaje! Katastrofa pod Smoleńskiem? Prezes dąży do wojny z Rosją! Marsze Pamięci? Wariaci, nie wierzą międzynarodowym ekspertom z MAKu! Zarówno mniejsze, jak i większe klęski rządu przykrywane są przez zawsze gotowe do służenia obecnej władzy media. Winny wszystkiemu jest zawsze PiS i Jarosław Kaczyński. A jeśli fakty się nie zgadzają? Tym gorzej dla faktów!
Stąd też wynika lęk premiera, by nagle Ktoś „nie przekręcił medialnej wajchy”. Aby tego uniknąć, wyeliminowuje konkurencję wewnętrzną i zewnętrzną, która dla Salonu mogłaby się okazać bardziej perspektywicznym „najemnikiem” reprezentującym jego interesy. To jest przyczyna strachu lidera PO przed nadmiernym wzrostem w siłę Janusza Palikota, który wydaje się być idealnym partnerem dla lewicowo-liberalnych mediów. Już dziś widać, że w kwestiach światopoglądowych jest im o wiele bliżej do człowieka ze „świńskim ryjem” niż Tuska przyjmującego maskę konserwatysty przez małe „k”. Atak na Kościół, religię, rodzinę, moralność, tradycję, obrzydzanie historii i pamięci narodowej, podważanie samej istoty narodu i polskiej tożsamości, promowanie dewiacji seksualnych, rozpusty, hedonizmu, egoizmu i tumiwisizmu – wystarczy przyjrzeć się okładkom dzienników i tygodników opinii, by przekonać się, jak mocno jesteśmy epatowani lewacką ideologią. I to wszystko ma miejsce w kraju, w którym zdecydowana większość Polaków przyznaje się do katolicyzmu, dla których ważne są tradycyjnie pojmowane moralność, patriotyzm i rodzina.
„Nie żyjemy jeszcze w kraju, gdzie na wzór Ministerstwa Prawdy z ťRoku 1984Ť Orwella nie wolno napisać ani jednego krytycznego słowa pod adresem władzy, ale nie jesteśmy od niego aż tak daleko” – pisał Krzysztof Feusette we „Władcach emocji” („Uważam Rze” nr 17/2011). Dziś jednak każdy, kto zajmuje się sprawami politycznymi, musi mieć świadomość tego, jakie konsekwencje może ponieść za krytyczne słowa nie tylko wobec PO czy rządu, ale i wtedy, gdy podważa „prawdy objawione” przez twórców III RP i medialny Salon. Podsłuchy dziennikarzy, szykanowanie prawne antyrządowych mediów, ciągnięcie po sądach redaktorów „Gazety Polskiej” i blokowanie wprowadzenia na rynek „Gazety Polskiej Codziennej”, próby przejęcia i zmiany linii „Rzeczpospolitej”, nieprzyznanie prawa do miejsca na platformie cyfrowej dla Telewizji „Trwam”, prace nad cenzurowaniem internetu, wyeliminowanie dziennikarzy o poglądach prawicowych z mediów publicznych, prześladowanie środowisk kibicowskich, krytycznie nastawionych wobec władzy, grożenie palcem Kościołowi – tak wyglądają „europejskie” standardy w państwie Donalda Tuska.
Każdego, kto ośmieli się nadmiernie zajmować czasami PRLu, „grzebać” w biografiach autorytetów moralnych i medialnych bądź biznesowych gwiazd, krytykować brak rozliczenia ludzi służących temu zbrodniczemu systemowi i próby jego relatywizowania może spotkać los Pawła Zyzaka, dr. hab. Sławomira Cenckiewicza czy dr. Piotra Gontarczyka. Reprezentowanie poglądów „nieeuropejskich” w dyskusjach dotyczących kwestii światopoglądowych, głośne mówienie o patologiach życia społecznego i politycznego z uwzględnieniem powodów ich występowania także może spowodować zmarginalizowanie człowieka mającego ambicje opisywania polskiej rzeczywistości. Środowisko dziennikarskie w takich sytuacjach łączy się w sforę ujadających psów dążących do wyeliminowania swojej ofiary.
Róbmy swoje!
Choć dziś władza Tuska wydaje się nie mieć alternatywy, to kryzys ekonomiczny, który może w najbliższym czasie jeszcze mocniej uderzyć w nasz kraj, jest w stanie gruntownie przemeblować scenę polityczną. Jeśli PiS wierzy, że ludzie sami zwrócą się wtedy w jego stronę, to może się przeliczyć. Już dziś widać, że w mediach trwają usilne prace, by mieć w pogotowiu nową ekipę rządzącą i tak dokonać zmian, by wszystko zostało po staremu. Dlatego tak ważne jest, aby organizować własne media, drugi obieg, który będzie informować o rzeczywistej sytuacji w kraju. Potrzeba dziennikarstwa obywatelskiego, zainteresowania sprawami ważnymi dla państwa i narodu, walki z falą kłamstwa i manipulacjami. Tylko wtedy uda nam się przełamać monopol Salonu i Układu trawiących niczym rak naszą ojczyznę.