Przewodnik duchowy i patriota

2013/07/2
Rozmowa z Bolesławem Pylakiem arcybiskupem seniorem archidiecezji lubelskiej

 

 

Kiedy ksiądz Arcybiskup zetknął się z Prymasem Stefanem Wyszyńskim i czy miało to wpływ na dalsze losy Księdza Arcybiskupa?

Był to rok 1946. Byłem wówczas klerykiem, gdy Ojciec Święty mianował ks. Stefana Wyszyńskiego, wicerektora Seminarium Duchownego we Włocławku, biskupem lubelskim. Diecezja nasza, zrujnowana w okresie okupacji niemieckiej, oczekiwała z utęsknieniem na nowego pasterza. Można sądzić, że na tę właśnie nominację miał wpływ kard. August Hlond, który znał ks. Wyszyńskiego jako członka prymasowskiej Rady Społecznej, bardzo czynnego w pracy duszpasterskiej wśród robotników we Włocławku.

W dniu 26 maja 1946 roku odbył się uroczysty ingres nowego Biskupa do katedry lubelskiej. Było to wielkie przeżycie dla mieszkańców Lublina. W powitalnej uroczystości uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Las chorągwi i sztandarów. Nowy Biskup znał Lubelszczyznę, gdyż w latach 1925-1929 studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, wieńcząc swoje studia stopniem doktora. W okresie okupacji niemieckiej, poszukiwany we Włocławku przez Gestapo, ukrywał się w latach 1940-1942 na terenie naszej diecezji, najpierw w majątku Zamoyskich w Kozłówce koło Lubartowa, a potem w domu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża (filia Lasek), opiekujących się ociemniałymi, w Żułowie koło Krasnegostawu. W uroczystości ingresowej brałem udział jako kleryk. Pamiętam ów wielotysięczny pochód ludzi spod gmachu KUL-u, gdzie miało miejsce powitanie nowego biskupa przez przedstawicieli uczelni i miasta, posuwający się ulicami miasta wśród radosnych śpiewów do lubelskiej katedry. W katedrze były przemówienia powitalne. Przemówił także nowy biskup, który swoją osobowością i słowem podbił serca swoich diecezjan. Obecni byli przedstawiciele miejscowych władz.

Jaka była lubelska diecezja po wojennym kataklizmie?

Diecezja po ostatniej zawierusze wojennej przypominała wielkie pole po bitwie. Zniszczone instytucje diecezjalne, rozgrabione dobra materialne, zrujnowana przez bombardowanie katedra i wiele kościołów, okaleczałe serca ludzi, powszechne zubożenie materialne, świeże jeszcze stosy nie dopalonych ludzkich kości w obozie zagłady w przylegającym do Lublina – Majdanku. Ocalały jednak fundamenty, na których nowy biskup rozpoczął jej odbudowę. Zachowała się głęboka wiara u ludzi i zaufanie do Kościoła. Wzrosło umiłowanie Ojczyzny, wszystkich i przenikał entuzjazm.

W okresie okupacji zginęło w obozach 53 księży diecezjalnych. Seminarium Duchowne była zamknięte. W jego gmachu mieścił się szpital niemiecki, potem sowiecki. Kilka lat nie było święceń kapłańskich. Diecezja odczuwała wielki brak księży. Dopiero w roku 1942 gubernator Frank pozwolił na otwarcie Seminarium Duchownego. Mogli się w nim kształcić klerycy, którzy rozpoczęli studia przed wojną. Zostali zakwaterowani w domu sióstr zakonnych w Krężnicy Jarej pod Lublinem. W roku 1943 i ja wstąpiłem do tegoż Seminarium. W podaniu o przyjęcie napisałem, że byłem przed wojną klerykiem. Było to konieczne, aby rektor miał pokrycie wobec Gestapo, które nawiedzało nasz zakład. W czasie takiej wizyty dostrzeżono np. w kaplicy seminaryjnej obraz Matki Bożej z podpisem: Królowo Polski, módl się za nami. Tłumacz nakazał ten obraz usunąć. Pozostał on jednak na swoim miejscu. Przesłonięto tylko ten napis. Z obrazem tym jestem mocno związany uczuciowo, gdyż u jego stóp formowało się i dojrzewało moje powołanie kapłańskie.

Jest więc Ksiądz Arcybiskup z pierwszego powojennego rocznika seminarzystów?

Tak. Ukończyło nas ten kurs jedenastu. Seminarium po odejściu Niemców wróciło do Lublina, udało się bowiem uzyskać od władz państwowych zwrot tzw. starego gmachu. W lutym 1945 roku wrócił do Lublina z zesłania do Nowego Sącza bp Marian Fulman. Był już w podeszłym wieku, schorowany. Zmarł w grudniu tegoż roku. 26 maja 1946 roku przyszedł do Lublina nowy ordynariusz bp Stefan Wyszyński, bardzo oczekiwany i wprost wymodlony. Wielka radość dla wszystkich, także dla nas nielicznych kleryków. W diecezji dawał się odczuwać wielki brak księży. Wielu zginęło w obozach zagłady. Przez kilka lat nie było święceń. Nowy biskup nie miał kapelana. Dlatego z naszego rocznika seminaryjnego wyświęcono wcześniej trzech diakonów, którzy jeździli z nim w czasie jego licznych wyjazdów na parafie. Wśród nich znalazłem się i ja.

Znalazł się Ksiądz Arcybiskup w otoczeniu nowego Biskupa?

Już jako diakon jeździłem z biskupem Wyszyńskim także na wizytacje kanoniczne wielu parafii. Przypatrywałem się jego pracowitej posłudze biskupiej, służąc mu swoją pomocą. Wizytował on parafie bardzo dokładnie. Z jego dwu i pół letniej pracy w naszej diecezji zachowało się 80 protokołów powizytacyjnych, często bardzo obszernych. Odtwarzały one faktyczny obraz parafii, ukazywały co należy ulepszyć, względnie zmienić lub poprawić. Owe protokoły stały się źródłem dla mojej późniejszej pracy o biskupie pt. „Stefan Wyszyński. Biskup Lubelski. 1946-1949 (Lublin 2000).

Jak ludzie – wierni postrzegali nowego Biskupa?

Wszyscy byliśmy nim zauroczeni, stylem sprawowania posługi biskupiej, bogactwem przekazywanej wiedzy Bożej i ludzkiej, pomysłowością w wyszukiwaniu nowych inicjatyw duszpasterskich. W stosunku do siebie miał skromne wymagania, z siebie dawał bardzo wiele. Schylam głowę przed jego duchową i intelektualną wielkością. Promieniował swoją miłością na otoczenie. Bywał wymagający w stosunku np. do księży, jednak zawsze była w tym wszystkim troska o chwałę Bożą i dobro bliźniego. Był po prostu dobrym ojcem dla wszystkich.

Można powiedzieć, że cały program prymasowania i posługi Kościołowi w Polsce kard. Wyszyńskiego rodzi się w Lublinie?

On sam o tym pisze w swoich zapiskach „Pro memoria” pod datą 19 stycznia 1949 roku. Czytamy w nich, że Lublin był dla niego polem doświadczalnym „dla zdobycia doświadczeń dla późniejszej mojej pracy”. Rzeczywiście dalsze lata jego życia – to długi łańcuch różnych akcji duszpasterskich, które ożywiły i ubogaciły duchowo Kościół w Polsce. Dzięki nim Kościół ten wyszedł względnie zwycięsko z walki z narzuconym nam z zewnątrz wojującym ateizmem. Doroczne plany duszpasterskie dla całego kraju opracowywała w tamtych czasach Komisja Maryjna Episkopatu, której przewodniczył Prymas Wyszyński. Wykorzystywał każdą możliwość, aby pogłębiać życie religijne naszych wiernych. Był rzeczywiście wspaniałym duszpasterzem, znającym Bożą myśl zbawczą i umiejącym ją wdrażać w konkretne ludzkie życie. Byłem członkiem tejże Komisji i z jej częstych obrad dużo osobiście korzystałem.

Mówi się o nim: wielki przedstawiciel Kościoła i mąż stanu.

Faktycznie takim był. Utrzymywał oczywiście kontakty z władzami państwowymi, co nie było w tamtym czasie ani proste, ani łatwe. Pamiętam sprawę zagrożenia przez inwazję sowiecką. Prymas w czasie obrad Episkopatu mówił: nie wolno nam dopuścić do takiej ingerencji. Zginęłoby wówczas kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Był bardzo odważny w stosunku do swojej osoby, zawsze gotów na najgorsze, ale bardzo ostrożny, jeśli chodził o szafowanie krwią narodu. Znana jest sprawa, jak w latach 1980 i 1981 wzywał Solidarność do ograniczania swoich żądań, do robienia tego, co w konkretnej sytuacji było możliwe, nie przekraczając pewnych granic. Tak też należy rozumieć głośne w tamtym czasie porozumienie z rządem w 1950 roku. Byli i tacy, co oceniali ten fakt negatywnie. Jednak okazało się potem, że było to dla Kościoła szczęśliwe rozwiązanie. Kościół prowadzony przez Prymasa Wyszyńskiego wyszedł z walki z ateistycznym reżymem obronną ręką. Widać to choćby z porównania sytuacji naszego Kościoła z sytuacją Kościoła w Czechosłowacji czy na Węgrzech. Rozumiał on ducha czasu i sens dziejących się wydarzeń. Świadczy to o jego wielkości.


Arcybiskup Bolesław Pylak: Wszyscy bylismy zauroczeni stylem sprawowania posługi biskupiej i bogactwem przekazywanej wiedzy nowego biskupa lubelskiego Stefana Wyszyńskiego

Pamiętam spotkanie z nim nas, członków Rady Głównej Episkopatu, przed jego śmiercią, która zbliżała się nieuchronnie z racji choroby nowotworowej. Było nas bodaj ośmiu biskupów, wśród nich i ja. Wjechał na salę obrad na wózku. Przekazywał nam swoje ostatnie zalecenia. Mówił: nie zostawiam wam żadnych specjalnych wytycznych. Będziecie robili tak, jak pracowaliśmy dotychczas. Bożą myśl, zawartą w Ewangelii, będziecie wcielać w konkretne życie, które się ustawicznie zmienia. Z zestawienia Bożej prawdy z konkretna rzeczywistością będziecie wyprowadzać wytyczne duszpasterskie.

Ta rada okazała się mądra i słuszna? Każdy z nas członków Rady Głównej żegnał się potem z nim osobiście. Podszedłem i ja do wózka, całując go jak ojca w rękę. Powiedział mi: Boluś, KUL był moją wielką troską. Odpowiedziałem przez łzy: będzie i moją. Uruchomienie KUL-u po wojnie było to dzieło ks. rektora Antoniego Słomkowskiego. Gdyby tego nie dokonał w lipcu l944 roku, to w miesiącach jesiennych byłoby to niemożliwe. Zaistniał już bowiem państwowy Uniwersytet im. Marii Curie Skłodowskiej. Na utworzenie drugiego uniwersytetu w Lublinie nie udzielono by zgody. Przetrwanie KUL-u w okresie PRL zawdzięczamy jednak Prymasowi Wyszyńskiemu, ówczesnemu biskupowi lubelskiemu. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że i władze polskie na emigracji w Londynie były przeciwne uruchomieniu KUL-u, gdyż jak wtedy mniemano wznowienie katolickiego uniwersytetu było dla władz komunistycznych argumentem, że w Polsce panuje pełna wolność religijna. Przyszłość jednak pokazała, że ks. rektor Słomkowski miał rację, wskrzeszając naszą uczelnię. W moim widzeniu jest on godnym kandydatem na ołtarze.

Wracając zaś do Prymasa Wyszyńskiego…

Jemu zawdzięczam święcenia kapłańskie. Potem skierował mnie na wikariat do Nałęczowa. W wakacje organizowaliśmy parafialne kolonie dla dzieci, prowadząc ich katechizację. Biskup nawiedzał tego rodzaju kolonie. Spotykał się z dziećmi i ich rodzicami. Pamiętam jego zainteresowanie się sąsiednią parafią w Wąwolnicy. Już wtedy myślał o ukoronowaniu tamtejszej słynącej cudami figury Matki Bożej. Nie zdążył tego uczynić. Dopiero po wielu latach, w roku 1978, udało mi się zrealizować jego zamiary. Powiedział mi kiedyś: robisz po cichu to, co ja kiedyś zamierzałem.

Świadczy to o maryjności Księdza Prymasa…

Pobożność Prymasa Wyszyńskiego była trynitarna i chrystocentryczna. Było to widoczne w jego życiu, nauczaniu i działalności pasterskiej. Oczywiście był też bardzo maryjny, ale zawsze w jego pobożności na pierwszym miejscu był Chrystus, a Matka Najświętsza przy Nim i z Nim. Był człowiekiem modlitwy, także różańcowej. Zorganizował w diecezji kilka kongresów różańcowych. Ożywił Kółka Różańcowe w parafiach. Powstała nawet specjalna diecezjalna komisja maryjna, której zadaniem była troska o rozwój pobożności maryjnej. Wydał piękny list pasterski na temat różańca, aktualny także na nasze czasy. Poprzez kult Maryi prowadził wiernych do Chrystusa.

Młodemu Biskupowi lubelskiemu przyszło po wojnie odbudowywać diecezję.

Nowy Biskup zastał diecezję zrujnowaną. Wiele kościołów było spalonych, zwłaszcza na Zamojszczyznie przez Ukraińców i nad Wisłą, gdzie przebiegała linia frontu w czasie ostatniej wojny. Biskup jechał tam, gdzie było najgorzej. Wizytował najpierw parafie na wschodnich rubieżach diecezji. Jako towarzyszący mu diakon widziałem na własne oczy ogrom zniszczenia. Bywało, że na odcinku 20 kilometrów naszej jazdy nie było ani jednego domu. Wszystko spalone. Witali biskupa biedni ludzie, wychodzący na spotkanie z ziemianek, lochów, w których mieszkali. Były to dla nas bolesne przeżycia. Pamiętam, jak w jednej z parafii witała biskupa banderia konna akowska, prawdziwe polskie wojsko. Mówili: Ekscelencjo! Teraz jesteś pod naszą opieką. A istniało jeszcze wówczas zagrożenie ze strony band ukraińskich. W swoich protokołach powizytacyjnych biskup Wyszyński wspomina o tych straszliwych wydarzeniach z ostatnich lat okupacji niemieckiej, o walkach miejscowej ludności z podwójnym wrogiem: z Niemcami i Ukraińcami. Ciekawe, że na oznaczenie tych ostatnich używa słowa Rusini. Tylko raz pisze o oddziałach ukraińskich, kiedy wspomina o ich walkach wraz z Niemcami przeciw naszym partyzantom. Rozumiał, że w przeszłości nie było żadnych narodowościowych animozji między Polakami i mieszkającymi na tych terenach Ukraińcami. Dopiero zła polityka doprowadziła do bratobójczych okrutnych walk. Płonęły całe wsie. W takiej osadzie, jak Tyszowce uległo spaleniu 60 procent domów. Oczywiście płonęły także kościoły. Miejscowe oddziały Armii Krajowej musiały walczyć z Niemcami i Ukraińcami. Nowy Biskup widział to straszliwe pogorzelisko. Starał się też pomagać owym biednym ludziom, także materialnie. Znana jest jego prośba do Episkopatu amerykańskiego o pomoc, której efektem były duże transporty żywności i odzieży dla zniszczonej Polski. W pewnym momencie nasze władze państwowe zablokowały tę napływającą pomoc. Wszak Kościół nie mógł być dobroczyńcą. Zlikwidowano więc kościelną Caritas, tworząc jej parodię w postaci państwowej organizacji charytatywnej. W tych trudnych czasach biskup Wyszyński dokonał wiele. Podnosił z gruzów wszystko, co uległo zniszczeniu w czasie zawieruchy wojennej, troszcząc się także o życie religijne swoich diecezjan.

Proszę o ukazanie szerzej kształtu i sensu pracy duszpasterskiej, którą w Lublinie rozpoczął Prymas Wyszyński.

Nowy biskup zorganizował Kurię biskupią. Dobierał sobie dobrych współpracowników. Myślę o nowym sufraganie, utalentowanym biskupie Zdzisławie Golińskim. Wraz z biskupem Wyszyńskim stanowili dobry duet duszpasterski. Uruchamiał powoli różne działy duszpasterstwa, opracowując dla nich doroczne plany działania. Zorganizował kilka kongresów różańcowych na terenie diecezji. Organiści urządzali lokalne występy chórów kościelnych. Troszczył się bardzo o rozwój dawnych organizacji kościelnych. Wspomnę o Kółkach Różańcowych, Trzecim Zakonie franciszkańskim, Sodalicji Mariańskiej, Krucjacie Eucharystycznej, grupach ministrantów, odrodzonym autentycznym harcerstwie. Pamiętam jego spotkania z grupą starszych harcerzy i ich trosce o bezpieczeństwo biskupa. Obawiano się, że nasze władze mogą go skrzywdzić. Odpowiedział im: o moim losie decyduje Moskwa. Ja mogę zginąć, ale wówczas wy musicie mnie zastąpić. Wielką troską nowego biskupa było nauczanie religii w szkołach. Organizował kursy dla świeckich, przygotowując przyszłych katechetów. Duży nacisk kład na czytelnictwo nielicznej w tym czasie prasy katolickiej. Zalecał proboszczom zakładanie bibliotek parafialnych. W diecezji zapoczątkował wielki ruch odnowy wszystkich działów duszpasterstwa.

Jaką pamięć zostawił po sobie wśród wiernych?

Gdy odchodził z diecezji, ludzie mówili: nie puścilibyśmy go, ale jak idzie do Warszawy na prymasa, to trudno. Odszedł bardzo godnie, żegnając się z wiernymi w katedrze i z duchowieństwem na spotkaniu dziekanów. Zachował jednak żywy kontakt z diecezją. Bywał na inauguracjach roku akademickiego w KUL-u. Gdy głosił kazania w kościele akademickim, kościół bywał zapełniony. Miał zawsze dużo do powiedzenia i umiał bogactwo swojej wiedzy przekazać słuchaczom. Napisał w swoim liście do biskupa Golińskiego z Komańczy, że diecezję lubelską naprawdę ukochał.

Jest Ksiądz Arcybiskup spadkobiercą Księdza Prymasa jako biskup lubelski i kontynuator jego dzieła?

Wiele się nauczyłem ze sposobu jego pracy. Wszystko to owocowało później w mojej posłudze biskupiej. W diecezji pozostała cząstka jego serca i myśli. Jego akcje maryjne, kongresy różańcowe, ożywienie pracy organistów, których dobrze rozumiał jako syn organisty, ogólne ożywienie religijne na wszystkich płaszczyznach życia kościelnego, jednym słowem cały ten pozytywny ferment, jaki zapoczątkował w naszej wspólnocie diecezjalnej, coś z tego wszystkiego w nas pozostało. Dla młodego pokolenia jest on i jego działalność historią. Ale dla starszego pokolenia jest nadal żywą rzeczywistością.

Myślę, że z racji 30-lecia jego odejścia do domu Ojca niebieskiego powinniśmy przypominać jego postać i nauczanie. Robi to diecezja warszawska, powinna to robić także nasza diecezja, która mu zawdzięcza tak wiele. Ale jest to już zadanie dla nowego ordynariusza, którego oczekujemy. W mojej pamięci Prymas Wyszyński zapisał się jako Boży Człowiek, który skutecznie uobecniał Chrystusa i Jego zbawczą miłość. Modlę się, abym dożył jego beatyfikacji.

W imieniu naszych Czytelników składam serdeczne Bóg zapłać za piękną i ważną rozmowę.

Zdzisław Koryś

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej