Andrzej Melak |
Beatyfikacja Ojca Świętego Jana Pawła II została wyznaczona przez papieża Benedykta XVI na 1 maja 2011 roku w ustanowione przez niego Święto Miłosierdzia Bożego. Od pierwszej chwili zrozumiałem, że muszę być na tej tak ważnej dla Polaków uroczystości. Moje marzenie się spełniło. Specjalnym pociągiem wyjechaliśmy z Warszawy do Rzymu w sobotę 30 kwietnia o godzinie 4.35. Mogliśmy uczestniczyć w modlitwach prowadzonych przez kapłanów biorących udział w pielgrzymce.
Ponad trzysta osób jechało do Rzymu specjalnym pociągiem, który zatrzymywał się tylko na granicznych stacjach, gdzie zmieniały się elektrowozy i załoga. Podziwialiśmy przepiękne krajobrazy, wiele ze sobą rozmawialiśmy. Większość pasażerów pociągu uczestniczyła w spotkaniach z Ojcem Świętym podczas jego pielgrzymek do Polski i poza granicami kraju. Jedna z uczestniczek naszej pielgrzymki ukazała postać Papieża od nieznanej mi strony, opowiadając o tym, że tłumaczyła na język włoski dokumenty beatyfikacyjne. Wielu innych współpasażerów miało zaszczyt uczestniczyć w audiencjach prywatnych u Ojca Świętego. Opowiadali, jaki wpływ wywarły one na ich życie.
Z każdą chwilą wyczuwało się coraz bardziej podniosłość i szczególne znaczenie tej uroczystości dla Polaków. Pociąg był udekorowany, w wielu oknach były podobizny Jana Pawła II. Warunki podróży zapewniały możliwość godnego przygotowania do przeżywania czekającej nas uroczystości.
Na stację San Pietro w Rzymie dotarliśmy 1 maja o piątej rano. Po kilkuminutowym spacerze spotkaliśmy się z konsulem, który rozdał zaproszenia na uroczystość beatyfikacji i poprowadził nas na plac Świętego Piotra. Włoskie służby umożliwiły sprawne dotarcie do sektora w pobliżu ołtarza. Przed nami tylko ołtarz i delegacje państwowe.
Usiedliśmy. Wschodzące słońce oświetlało otaczające nas tłumy, wszędzie powiewały polskie flagi i narodowe znaki, radując i napełniając serce dumą. Dla takich chwil warto wiele poświęcić! Wydawało się, że Polacy stanowią większość zgromadzonych na placu wiernych. Wielokolorowe stroje górali, Mazurów, Ślązaków, krakowian i przedstawicieli innych regionów w ludowych strojach podkreślały polskość. Prawdziwy entuzjazm wywołali strzelcy z Bractwa Kurkowego swoimi bogatymi strojami i rekwizytami.
Około godziny dziewiątej rozpoczęły się modlitwy i śpiewy w różnych językach. Wspaniale współbrzmiały, jednocząc wszystkich mimo różnic językowych. Powróciła atmosfera sprzed wielu lat, gdy papież-pielgrzym był wśród nas. To niby tak niedawno, a jednak już historia. Poeta napisał: „Jan Paweł II, kochany nasz Papież,/ wciąż pielgrzymował, nawiedził cały świat./ To Jego dobroć, wiara w każdego z nas/ otwierała serca, wlewała nadzieję w nas./ On nas wprowadził w następne tysiąc lat./ On, Papież z Polski, którego kocha świat”.
Obecność wielomilionowej rzeszy wiernych różnych nacji świadczyła o tym, jak wielkim uwielbieniem cieszy się nowy błogosławiony. O godzinie dziesiątej na plac przybyła procesja, której przewodził wieloletni przyjaciel i następca błogosławionego, papież Benedykt XVI. Rozpoczęła się uroczystość beatyfikacji. Gdy odsłonięto wizerunek Jana Pawła II uśmiechającego się do nas, nastąpiła euforia i wielominutowa eksplozja radości. Największy z rodu Polaków, którego większość pamięta i zachowuje w sercu, stał się orędownikiem narodu w tak ciężkich dla Polaków czasach. Gremialne śpiewy i skandowane hasła przypomniały mi spotkanie z Ojcem Świętym w czerwcu 1979 roku w Warszawie, gdy wygłosił tak ważne dla nas słowa: „Niech zstąpi Duch Święty i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”.
Nauka wygłoszona przez papieża Benedykta XVI przypomniała dokonania błogosławionego, jego zasługi w obaleniu komunizmu i jałtańskiego porządku po II wojnie światowej. Przesłanie „Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi” trafiało do serc słuchających, pozwoliło nam odzyskać odwagę, godność i dumę, że jesteśmy dziećmi Boga. To nieprzemijające nauczanie papieża-Polaka z całą siłą skierował do nas ponownie w Watykanie papież Benedykt XVI.
Po uroczystości z zadumą opuszczałem plac Świętego Piotra. Zwiedzając Rzym, oczekiwałem powrotu do Polski. Zmęczeni, ale radośni wsiedliśmy do pociągu, który o wyznaczonej godzinie wyruszył do Warszawy. W blasku zachodzącego słońca mijałem piękne krajobrazy, góry i morze.
Po Apelu Jasnogórskim w wagonach śpiewaliśmy kościelne i patriotyczne pieśni. Jedna z posłanek, dyrygując chórem, uporządkowała spontanicznie śpiewy. Powstał zespół prawie do północy śpiewający i radujący licznych słuchaczy. Koncertowaliśmy w jedynym większym pomieszczeniu – w wagonie restauracyjnym spontanicznie zamienionym w salę koncertową. Pełni wrażeń, już bez dodatkowych „atrakcji”, nad ranem 3 maja dotarliśmy do Warszawy.