Andrzej Grabowski |
Polski Sejm zmienił się w mechanicznego wykonawcę europejskich wytycznych. Jest maszynką do głosowania pozbawioną podmiotowej roli organu stanowiącego prawo i eprezentującego polskiego suwerena
Globalizacja budzi wiele kontrowersji. Już sama nazwa procesu, który – czy nam się on podoba, czy nie – istnieje i przemienia społeczności, wśród wielu budzi niepokój. Ale współczesnego świata nie można zrozumieć bez zagłębienia się w to zjawisko. W globalizacji chrześcijanin rozpoznaje wezwanie do uczestnictwa w zorganizowanym na nowo świecie. Musimy jednak pamiętać, że siła napędowa procesów jednoczących naszą planetę tkwi w pieniądzu, a nie tak jak kiedyś we wspólnych wartościach.
Chrześcijańska globalizacja
Współczesną globalizację można porównać do cywilizacji starożytnego świata. W czasach Chrystusa imperium rzymskie było uznawane za cały świat. Poza rubieżami rzymskich prowincji kończyła się również ówcześnie pojmowana cywilizacja. Choć Rzymianie i Grecy mieli bardzo wysoką kulturę, prawo, system polityczny, naukę, ekonomię oraz sztukę wojenną, to jednak ich system religijny był archaiczny. Wielobóstwo zupełnie nie przystawało do stanu wiedzy (zwłaszcza filozofii) obywateli imperium.
Natomiast Izraelczycy nie mieli aż tak rozwiniętej kultury czy nauki. Ich kraj był jedynie skromną prowincją imperium. Dlatego też fenomenem Żydów była – jak dziś byśmy powiedzieli – bardzo nowoczesna, monoteistyczna religia. Co więcej Bóg Izraela był wymagający. Wiara determinowała cały system etyczny oparty na dekalogu. Religia Greków i Rzymian była zaś praktycznie oderwana od etyki.
Można powiedzieć, że Jezus Chrystus wraz z uczniami do maksimum wykorzystali ówczesne warunki kulturowe i cywilizacyjne. Splot różnych historycznych uwarunkowań sprawił, że imperium rzymskie stało się doskonałym podłożem szybkiego rozwoju pierwotnych gmin chrześcijańskich, a później także Kościoła. Można powiedzieć, że chrześcijaństwo zostało wstrzyknięte w krwiobieg organizmu, którym było ówczesne imperium. Uniwersalizm Nowego Przymierza sprawił, że hermetyczna religia żydowska otworzyła się na cały świat. Imperium rzymskie, które wówczas było doskonale zorganizowaną globalną instytucją, niespełna 300 lat po śmierci Chrystusa stało się nośnikiem nowej religii i jej wartości. Kościół zaczął używać instrumentów ówczesnej globalizacji, dzięki którym orędzie Dobrej Nowiny mogło docierać na rubieże rzymskiej cywilizacji.
Kolejnym historycznym etapem globalizacji są narodziny nowożytnej Europy. To właśnie średniowieczny uniwersalizm stał się gruntem, z którego wyrastały ówczesne księstwa i królestwa. Można powiedzieć, że to Kościół był główną instytucją globalizującą ówczesny świat. Narody, które przyjęły chrześcijaństwo, nie tylko stawały się podmiotem politycznym na mapie Europy. Chrzest oznaczał również wielki skok cywilizacyjny. Do Polski przyjechało duchowieństwo oraz zgromadzenia zakonne. Byli to ludzie wykształceni, znający łacinę, zasady administrowania i dyplomacji. To oni stanowili trzon hierarchii kościelnej, a także kadrę urzędniczą aparatu władzy. Dzięki duchowieństwu Polska mogła stać się nowoczesnym i silnym państwem ówczesnej Europy.
Kościół do pogańskiego świata wnosił nie tylko system wierzeń, ale również wiele gałęzi ówczesnego rzemiosła oraz nowoczesne rolnictwo. Dla wielu współczesnych państw europejskich przyjęcie chrześcijaństwa utożsamiane jest z początkiem historii. Wraz z przybyciem duchownych pojawiły się bowiem pierwsze piśmienne osoby. To dzięki chrześcijaństwu narody dostawały naukę, prawo, rozwijały administrację oraz zaczęły rozwijać swoją kulturę.
Świat bez moralności
Średniowieczny uniwersalizm był zbudowany na wspólnych wartościach, które były emanacją ówczesnej teologii. Na uniwersytetach zaczęto pielęgnować dziedzictwo greckiej filozofii, rzymskiego prawa oraz religii chrześcijańskiej. Pomimo wszechobecnego języka łacińskiego średniowiecze nie doprowadziło do unifikacji całego kontynentu, ale dało podstawę do budowania odrębnych narodowych kultur, dla których wspólnym mianownikiem był system wartości.
Założenia średniowiecznej globalizacji zasadniczo były inne od tych, z którymi dziś mamy do czynienia. Tamtą misję Kościoła można porównać do dzisiejszych misji na czarnym kontynencie, gdzie w parze z religią idą nauka, medycyna, pomoc humanitarna. Można więc powiedzieć, że Kościół nie zrezygnował nigdy z idei chrześcijańskiego uniwersalizmu. Nadal jest instytucją globalizującą.
Kościół od pewnego czasu ma globalną konkurencję, która jednak nie jest zainteresowana pomaganiem na czarnym kontynencie, ale raczej bazuje na społeczeństwach i krajach wysoko rozwiniętych. Obecnie głównym czynnikiem integrującym świat jest ekonomia. Ale czy z globalizacją gospodarczą nie wiąże się również ogólnoświatowa kultura czy etyka?
W odpowiedzi na tak postawione pytanie dotykamy sedna. „Ryzyko w naszych czasach polega na tym, że faktycznej wzajemnej zależności ludzi i narodów może nie odpowiadać etyczne współoddziaływanie sumień i umysłów (…). Podziału dóbr i zasobów, umożliwiających autentyczny rozwój, nie zapewni sam postęp techniczny i oparte na korzyściach relacje, lecz potencjał miłości zwyciężającej zło dobrem i otwierającej na wzajemność w kwestii sumień i wolności” – przestrzega papież Benedykt XVI w encyklice „Caritas in veritate”.
Co gorsza globalizacja obejmuje różne dziedziny życia ludzkiego, od gospodarki i życia społecznego poczynając, na przemianach kulturowych kończąc. Niesie ze sobą gwałtowne przyspieszenie powstawania ponadpaństwowych instytucji, organizacji, przedsiębiorstw, zasadniczo zmieniając życie społeczne, kulturowe, polityczne. Przeobrażeniom podlega świadomość społeczna. Pogłębia się przekonanie o wzajemnych zależnościach między państwami a narodami. Samemu procesowi globalizacji sprzyjają – a może w pewnym sensie są jej siłą sprawczą – nowe formy komunikacji międzyludzkiej, głównie komunikacji elektronicznej. Proces ten jest swoistym triumfem rynku i jego logiki, który z kolei pociąga za sobą gwałtowną ewolucję systemów społecznych i kultur.
Globalny konsensus etyczny
Nie da się zaprzeczyć, że globalizacja stała się istotnym nośnikiem nowej kultury moralnej. Mechanizmy rynkowe promowane przez decydentów, rozprzestrzeniane w różnych dziedzinach życia ludzkiego ograniczają obszar swobodnego działania jednostki.
Globalizacja narzuca określony sposób myślenia i zachowania, który niekoniecznie respektuje system wartości akceptowany w danej grupie społecznej. Co więcej w kręgu cywilizacji euroatlantyckiej globalizacja jako nośnik kultury jest głęboko przeniknięta treściami dalekimi od chrześcijańskich wartości. Narzuca się nowy sposób organizowania wspólnot i ich funkcjonowania w oparciu o tzw. konsensus. „Nie wartości się liczą, ale uzgodnienia. Samo dochodzenie do konsensusu jest procesem wieloetapowym. Zaczyna się od konsultacji ze zwykłymi obywatelami, ale dla organizatorów tychże konsultacji mało istotne są przekonania większości obywateli” – pisze ks. prof. Roman Kuligowski z UKSW. Jego zdaniem w globalizacji proponuje się uwzględnienie różnych, czasem nawet przeciwstawnych opinii, udowadniając, że tradycyjne wartości były i są przyczyną sporów, niepokojów społecznych, a nawet aktów terrorystycznych. Celem jest globalny konsensus. „Ewentualną opozycję zawsze można wyeliminować, zarzucając jej brak tolerancji, brak rozumienia nowych zjawisk społecznych, trwanie w ciemnogrodzie. W kulturze konsensusu jest wprawdzie mowa o uczestnictwie, dialogu, bezinteresowności, wzajemnym szacunku, nawet o solidarności ze słabymi, ale w procesie dochodzenia do konsensusu nie ma mowy o uznawaniu i szacunku dla prawdy” – wskazuje ks. prof. Kuligowski.
Skoro wychodzi się z założenia, że prawda nie istnieje, to konsensus oznacza – posługując się postmodernistyczną nowomową – mijanie się z prawdą, a budowanie globalnego konsensusu staje się techniką inżynierii społecznej. Większość, której właściwie nie pyta się o zdanie, faktycznie nie bierze w nim udziału. Jest manipulowana, urabiana przez proaktywne mniejszości, które są jedynymi rzeczywistymi uczestnikami całego procesu. Osiągnięty konsensus jest zatem sztuczny i z góry ustawiony. W ostatecznym rozrachunku rzekomy konsensus urasta do rangi absolutu i podstawy nowej kultury. W efekcie próbuje się wypracować również globalną etykę, która nie przystaje do tradycyjnych wartości wyznawanych w strefie kultury euroatlantyckiej.
Nowy porządek, nowa religia
Źródeł globalizacji etycznej należy szukać w przełomie lat 60. i 70, kiedy rodziła się tzw. rewolucja kulturowa. Na licznych konferencjach pod egidą ONZ przekonywano o potrzebie nowej wizji świata, nowego porządku światowego, globalnego konsensusu w zakresie norm, wartości i priorytetów w nowym tysiącleciu. To wówczas w dyskursie publicznym karierę zrobiło kilka słownych wytrychów, które są powtarzane niemal na całym świecie, a którym trudno wprost powiedzieć „nie”, jak: „Wszyscy różni, wszyscy równi”, „Problemy globalne wymagają nie tylko globalnych rozwiązań, ale i globalnych wartości”, „Prawa kobiet to prawa człowieka”, „Cieszmy się z tego, co nas różni”.
„W myśli postmodernistycznej nie ma miejsca na jednoznaczne lub przynajmniej podobne rozumienie pojęć. Każdy ma prawo do własnego ich rozumienia. A jeśli jakieś określenie obecne w przestrzeni życia publicznego byłoby powodem do sporów, to należy je zamienić na inne, najlepiej aksjologicznie neutralne – podkreśla ks. prof. Kuligowski. – I tak próbuje się wyeliminować określenie małżeństwo, ponieważ w kontekście walki o przywileje dla homoseksualistów stało się ono przyczyną sporów między ludźmi i powinno zastąpić je terminem związek partnerski. W nowym porządku znaki i symbole religijne mają zniknąć z przestrzeni publicznej, ponieważ mogą być odczytywane jako narzędzie narzucania przekonań religijnych. A to przecież kłóci się z wizją nowego porządku” – uważa ks. Kuligowski.
Bez tożsamości narodowej, przekonań etycznych i religijnych człowiek staje się coraz bardziej sterowalny Fot. Dominik Różański
Twórcy globalnej etyki, która ma być ogólnoświatowym konsensusem, jednoznacznie pozostają w sporze z nauczaniem Kościoła. Konserwatyzm aksjologiczny jest dla nich przeszkodą w tworzeniu nowego ładu. Lewicowe i liberalne ośrodki myśli społecznej już dawno odkryły, że nie uda się zbudować świata bez jakiejkolwiek religii, bo człowiek jest istotą duchową. Dlatego też obok globalnej etyki próbuje się narzucić globalny system pseudoreligijny „New Age”. Jest to sprytnie zastosowana technika synkretyzmu religijnego z mocnym pogańskim akcentem.
Ten wymyślony nurt można scharakteryzować jako kierunek filozoficzny podobny do monizmu, panteizmu, a także skrajnego etycznego indywidualizmu. Zakłada, iż wszyscy są jednością, a poczucie odrębności jednostki od świata i innych istot jest uświadomieniem sobie własnego ego przez umysł. Ten ruch zaleca wiele praktyk mających na celu zjednoczenie ze światem. Są to np. medytacja, koncentracja, afirmacja oraz joga. Pierwszymi symptomami rozwoju tego typu ruchu filozoficzno- religijnego w Polsce może być rosnąca popularność uprawiania jogi, czytania pism ezoterycznych, a nawet pojawiania się różnych form kultu neopogańskiego.
Bez wartości, bez narodów
Globalizacja kulturowa, etyczna i pseudoreligijna może być o wiele groźniejsza od globalizacji gospodarczej i ekonomicznej. O ile tego typu procesy w ekonomi są naturalne, to w sferze kultury mogą wywołać nieodwracalne skutki. Co ciekawe, wraz z narzucaniem nowej moralności, próbuje się rozmywać również narodowości. Najlepiej widać ten proces na przykładzie Europy, gdzie niemal każdy kraj ma swój odrębny język, kulturę i specyfikę religijną.
O ile kultura wysoka jest bardziej odporna na unifikację, to w sferze popkultury produkty wymyślone przez specjalistów od globalizacji wlewają się szerokim strumieniem. A wraz z idolami i autorytetami przychodzą do nas nowe wartości i wzorce osobowe.
Popkultura praktycznie jest wyprana z wątków patriotycznych czy religijnych. Globalizacja bezpośrednio lub pośrednio dotyka niemal wszystkich sfer naszego życia. Jedną z ważniejszych ostoi życia społecznego, która nadal nas chroni, jest Kościół, zawsze stojący na straży prawdziwych, a nie wyimaginowanych wartości, i pielęgnujący naszą tożsamość narodową.
Bez tożsamości narodowej, przekonań etycznych i religijnych człowiek staje się coraz bardziej sterowalny. Dla ludzi, którzy w mniejszym bądź większym stopniu partycypują w procesie globalizacji, taki globalny człowiek mniej będzie przeszkadzał. W środowisku światowych elit finansowych wyrasta nowa globalna kasta ludzi, którzy zaczynają mieć coraz większą władzę nad światem.
Koncerny i korporacje ponadnarodowe wraz z bankami o zasięgu światowym i z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, w łączności z giełdami i instytucjami rankingowymi stały się instytucjonalnymi nośnikami procesu globalizacji. Konsekwentnie ich zarządcy są decydentami w kwestiach ekonomicznych, gospodarczych, politycznych, a nawet światopoglądowych i etycznych. Ci pragmatycy mają oparcie w ideologiach panujących współcześnie na zasadzie rozpowszechnionej mody. Coraz więcej władzy nad światem należy do nich, a nie do demokratycznie wybranych rządów czy przywódców religijnych.
Ten proces trwa i jest wdrażany z różną skutecznością. Jeżeli chodzi np. o rozbrajanie wartości chrześcijańskich, to wystarczy zobaczyć, jak bardzo na sile przybierają ataki na Kościół katolicki i papieża Benedykta XVI. Natomiast prześladowania i morderstwa chrześcijan w wielu krajach świata spotyka się z gorszą reakcją organizacji międzynarodowych niż wpisanie do Konstytucji Węgier tego, że życie ludzkie powinno być chronione od poczęcia do śmierci.
W tym samym czasie, gdy atakuje się Kościół, naciskom poddawane są też niektóre instytucje państwowe i narodowe. Doskonałą okazją do tego jest okres kryzysu ekonomicznego. Wystarczy popatrzeć, jak w ostatnim czasie Polacy łatwo zrzekają się swoich demokratycznych praw na rzecz międzynarodowych organizacji finansowych.
Kościół mówi, że sam proces globalizacji jest ambiwalentny – ani dobry, ani zły. Wszystko zależy od tego, co z globalizacją zrobi człowiek. Czy dzięki temu procesowi świat staje się bardziej ludzki, czy służy człowiekowi? Jak na razie wygląda na to, że nie.