Pustynia miejsce próby

2013/01/18

„Zaraz też Duch Święty wyprowadził Go na pustynię. A przebywał na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez szatana, i był ze zwierzętami, aniołowie zaś Mu służyli.” Mk 1,12

Pustynia to sfera rozmyślań i rozważań religijnych, sfera abstrakcji, przekraczająca sferę egzystencji, dopuszczająca zjawiska transcendentne. Religie monoteistyczne nazywano religiami pustyni, ze względu na to, że pustynia to miejsce sprzyjające boskim objawieniom. Jan Chrzciciel zapowiadał na pustyni przyjście Mesjasza. Pustynia była idealnym miejscem dla prorockich objawień. To miejsce odzyskania duchowej czystości, miejsce sprzyjające ascezie, pozwalające zagłębić się w sobie i znaleźć najgłębszą warstwę siebie samego – pustynię, jaką w sobie nosimy. Zakonnicy późniejszego chrześcijaństwa jako eremici wybierali pustynię na miejsce swojego zamieszkania, by móc zdać się w pełni na łaskę Boga.

Czterdziestodniowy Wielki Post

Nawiązujący do pobytu Jezusa na pustyni, otwiera nas właśnie na doświadczenie pustyni w podwójnym znaczeniu. My też jesteśmy kuszeni, my też potrzebujemy wyciszenia i religijnej refleksji. Formy pokutne, takie jak modlitwa, post, jałmużna i przeróżne akty miłosierdzia pomagają dokonać wewnętrznej przemiany.

„Prawda, że początek drogi pobożności jest uciążliwy. Ale ten trud nie pochodzi z pobożności, która się w nas zaczyna, ale z bezbożności pozostałej w nas jeszcze. Gdyby zmysły nasze nie sprzeciwiały się pokucie i gdyby nasze skażenie nie sprzeciwiało się czystości Boga, nie byłoby w tym nic uciążliwego. Cierpimy jedynie w miarę jak grzech, który jest nam przyrodzony, opiera się nadprzyrodzonej łasce: serce nasze jest rozdarte sprzecznymi wysiłkami. Ale byłoby bardzo niesprawiedliwe przypisać ten gwałt Bogu, który nas wzywa. Miast przypisać go światu, który nas wstrzymuje”, pisał Blaise Pascal. Jednak trzeba pamiętać, że choć świat faktycznie często wstrzymuje nas w drodze do Boga, to wcale nie musi tak być. Przecież w świecie jest obecny Bóg.

Fot. Adam Walas

Świat może być miejscem bez Boga, miejscem pozbawionym prawdziwych relacji, miejscem, w którym liczę się przede wszystkim ja i moje pragnienia. Jednak może być również miejscem pełnym Boga, który nas prowadzi przez życie. A świadomość bliskiej bożej obecności powoduje, że wszelkie wydarzenia człowiek interpretuje jak znaki, upomnienia. Nic nie dzieje się bez znaczenia. I to poczucie towarzyszy człowiekowi nieustannie, nawet przy tak banalnych czynnościach jak spożywanie posiłku. Oczywiście chodzi tu o myślenie wynikające ze świadomości, że Bóg jest, co pociąga za sobą wybór określonego sposobu życia.

To, czy świat, w którym żyję, będzie światem z Bogiem czy bez Boga, zależy ode mnie. Bóg kieruje swoje słowo do wszystkich, tylko nie wszyscy mu odpowiadają.

Z otaczającego nas świata często czynimy pustynię – miejsce duchowej suszy. Wielkie, pełne ludzi miasto łatwo może zamienić się w pustynię obojętności, samotności. Miasto tętniące życiem może okazać się miejscem zagubienia. Tętni życiem, ale to życie jest obok nas i nas nie dotyczy. Choć jesteśmy pobudzeni, pełni aktywności, to jest to aktywność sztuczna, która nie jest w stanie dokonać w nas zmiany. Aktywność, w której się zatracamy, która nie pozwala zastanawiać się nad tym, co istotne, która całkowicie pozbawia nas czasu na refleksję, która męczy, wyczerpuje fizycznie i psychicznie, pozostawiając ochotę tylko na sen, a każdą chwilę spędzoną w spokoju, każe traktować jako nicnierobienie, stratę czasu, okazji do wykonania innego działania. Współcześnie praca czy działanie okazują się pułapką. Choć są potrzebne i często przynoszą dobro, to gdy stają się jedynym wyznacznikiem wartości człowieka, stają się zagrożeniem. Wielu ludzi żyje w przekonaniu, że cały czas powinni coś robić. Nawet czas wolny muszą wykorzystywać jak najaktywniej, inaczej bowiem są przekonani, że go stracili. Nie potrafią spokojnie usiąść, by pomyśleć, zagłębić się w siebie. Coś takiego wydaje się im niepotrzebne, wręcz dziwne. Można przecież zrobić w tym czasie tyle różnych rzeczy. A pobyć z kimś, milcząc i nie zajmując się przy tym jakimś konkretnym działaniem, to już jest nie do pomyślenia. Marnujemy zatem swój czas, swoje siły na masę nieistotnych działań – na nicnieznaczące rozmowy, na oglądanie przypadkowych filmów, programów, na użytkowanie. Suchość i jałowość okazują się wszechobecne zarówno w międzyosobowych relacjach, jak i w naszym odniesieniu do wykonywanych czynności. W życiu religijnym bywa podobnie.


Pośród rozgwaru świata musimy się zdobyć na chwilę samotnej zadumy
Fot. Adam Walas

Obojętność wobec innych ludzi i ich spraw musi skutkować obojętnością dla Boga. Jak uważał Martin Buber, relacja z wiecznym Ty ogarnia wszelkie inne relacje. Człowiek żyjący w dialogicznym związku z Bogiem wszystkie inne relacje ujmuje w perspektywie tej nadrzędnej. Kształtuje ona jego życie, ma wpływ na wybory i podejmowane działania. To, że odpowiadamy Bogu, że decydujemy się wejść z Nim w relację, wyrażamy „tworząc, myśląc, działając”. Zatem ograniczenie religijności do sfery prywatnej jest praktycznie niemożliwe. Nie znaczy to, że religijność musi się afiszować, ale niewątpliwie musi przejawiać się w czynach, choć inni niekoniecznie będą te przejawy odczytywać.

Sacrum i profanum

Znakiem czasu w sferze religijności mogą być już nie tylko puste kościoły, ale i kościoły zamienione na dyskoteki. Również takie pytania, pojawiające się w publicznej debacie, jak te dotyczące budowania kaplic w centrach handlowych czy zatrudniania w kościele specjalistów od marketingu. Angażując się w życie w świecie, zapominamy, że jest on aluzją do Boga, nie zauważamy wszystkiego, co do Niego odsyła. Podział na sferę sacrum i profanum przestaje obowiązywać, sacrum przejmuje profanum. A co z tym związane coraz mniej jest miejsc, które bezpośrednio przypominałyby nam o Transcendencji. A tego, że cały świat odsyła do Boga, nie nauczyliśmy się dostrzegać, uchodzi to naszej nieuwadze. Gabriel Marcel pisał: „(…) z punktu widzenia wiary, tego, co ma wiarę, niewiara tam, gdzie jest wyraźna, stanowi odmowę, która zresztą może przyjmować formy bardzo rozmaite. Ograniczę się do uwagi, że bardzo często – może najczęściej – odmowa przybiera formę nieuwagi, jest to niezdolność nastawienia ucha na głos wewnętrzny, na wołanie skierowane do tego, co najgłębsze w nas samych. Wypada tu zauważyć, że życie współczesne dąży do podtrzymania tej nieuwagi, że ją prawie narzuca w stopniu, w jakim człowieka odczłowiecza, odcina od własnego centrum, ponieważ ogranicza go do zbioru czynności, które się ze sobą nie łączą”. Czyli ograniczenie człowieka do działań przez niego podejmowanych powoduje, że jego duchowość, religijne potrzeby pozostają niezauważone.

Świat jest miejscem kuszenia, jest miejscem, w którym dzieją się złe rzeczy, ale równocześnie jest miejscem, gdzie czyni się dobro. Człowiek w warunkach ziemskich nigdy nie będzie całkowicie wolny od grzechu, nigdy nie będzie miał takiej mocy jak Jezus, by odeprzeć wszystkie pokusy. Jednak naśladując go, może dużo osiągnąć.

Kierkegaard wskazuje, że człowiek, który tkwi w grzechu, doświadcza lęku. Może być to lęk dwojakiego rodzaju. W pierwszym wypadku jest to lęk przed złem. Człowiek zniewolony grzechem jest w „niewolnym stosunku do zła”. W drugim przypadku jest to lęk przed dobrem – jednostka głęboko uwikłana w zło doświadcza lęku przed dobrem. Ten wypadek dotyczy tego, co demoniczne i „jest niewolnym stosunkiem do dobra”. Drugi jest o wiele bardziej niebezpieczny. Gdy lękamy się dobra, odrzucenie grzechu staje się problemem dużo trudniejszym, niż gdy lękamy się zła. Potrzebna jest wtedy zdecydowana interwencja z zewnątrz, sami w swoim wnętrzu nie jesteśmy już w stanie sobie z grzechem poradzić. Według Kierkegaarda to, co demoniczne, staje się zrozumiałe tylko przez kontakt z dobrem. W Nowym Testamencie objawia się tylko w bliskości Chrystusa. I niezależnie od tego, czy demon krzyczy, czy milczy, boi się dobra, które jest przywróceniem wolności. Nie da się, będąc człowiekiem, nie popełniać grzechów, jednak można z nimi walczyć, nieustannie się z nich podnosić. Ktoś, kto nie walczy z grzechem, naraża się poprzez permanentny stan uwikłania na to, że zacznie lękać się dobra.

Potrzebujemy pustyni, ale pustyni w innym niż wyżej znaczeniu – pustyni jako przestrzeni i czasu na refleksję, na bycie samemu, które otwiera na Boga i innych ludzi; samotności, w której moglibyśmy przemyśleć wiele rzeczy, w której moglibyśmy oddać się modlitwie, i która tym samym przestaje być samotnością. Greckie słowo eremos znaczy pustynny, samotny. Potrzebujemy właśnie eremu – odosobnienia, o które w naszej codzienności niezwykle trudno. Oczywiście Boga można znaleźć wśród ludzi, nie trzeba od nich uciekać. Ale czas na samotną refleksję jest potrzebny każdemu.

Wiara potrzebuje życia wewnętrznego. Szczególnie dziś, kiedy ludzie nie szukają już często odpowiedzi na pytania ostateczne, kiedy wiara wydaje się tracić moc kształtowania życia. Karl Rahner mówił, że chrześcijaństwo przyszłości albo będzie mistyczne, albo w ogóle go nie będzie. Mistycyzmu nie należy rozumieć tu w sensie czegoś wyjątkowego, ale raczej w sensie doświadczenia duchowego, które dostępne jest wszystkim i należy do istoty religii. Słowo „mistyczny” w swoim pierwotnym znaczeniu wskazywało też na świadomość Boga w Piśmie, w doktrynie religijnej, w liturgii, w przyrodzie. Takiego poczucia tajemniczej obecności doświadcza wielu ludzi, często niezaangażowanych religijnie, tych, którzy mają problemy ze swoją identyfikacją jako chrześcijanie czy wyznawcy innej wiary, bowiem albo są zniechęceni do praktyk religijnych, nieprzekonani do pewnych wskazań moralnych albo odstręczają ich zawiłości doktryny. Wielki Post jest momentem, który przypomina nam, że powinniśmy wsłuchać się w swoje wnętrze, spróbować odszukać w nim delikatnej bożej obecności.

Modlitwa

Jedną z form pokutnych jest modlitwa, która wymaga wyciszenia i skupienia. Owszem, nie trzeba modlić się w samotności – modlitwa ma wymiar zarówno wspólnotowy, jak i indywidualny. Każdy z nich jest potrzebny. Jednak bez miejsca i czasu, które jej sprzyjają, jest utrudniona. Trudne jest nagłe przerwanie codziennych aktywności, gdy jesteśmy nimi pochłonięci i błyskawiczne zatopienie się w modlitwie.


Człowiek musi znaleźć czas, aby spojrzeć na swe zycie przez pryzmat pustyni

Modlitwa powinna być momentem bezpośredniego kontaktu z Bogiem, momentem, w którym najpełniej uwidacznia się to, że jesteśmy z Nim w relacji. Czas na modlitwę jest zawsze, możemy kierować do Boga swoje własne słowa, jednak nie wolno nam bagatelizować wagi modlitewnej tradycji. Słowa, którymi ludzie przez wieki wyrażali swoją cześć i miłość do Boga, pomagają nam. Utrata tego dziedzictwa oznaczałby utratę wyrażeń, co do których mamy pewność, że są adekwatne. Abraham Joshua Heschel mówi, że „te słowa są jak górskie szczyty wskazujące to, co niezgłębione. Podążając ich ścieżkami, docieramy do modlitwy”. Według niego w modlitwie uwidacznia się niewspółmierność tego, co chcielibyśmy wyrazić, do sposobu wyrażania. Stąd waga takich form modlitwy jak milczenie lub pieśń. Choć i czyn może być modlitwą.

Bogu służy się w każdym aspekcie życia. Prawdziwa pobożność wyraża się w relacjach z innymi, w modlitwie, słowach, czynach, wypełnianiu religijnych obowiązków. Pobożność jest postawą trwałą. Życie człowieka pobożnego jest przeniknięte modlitwą, a modlitwa powinna przekładać się na nasze decyzje i czyny. I tu jest miejsce na kolejne formy pokutne, czyli na post, jałmużnę i dzieła miłosierdzia.

Człowiekowi pobożnemu towarzyszy nieustanna świadomość obecności Boga, Jego bliskości. Jego czyny są wyrazem tej świadomości. Jednak czyny mogą również tę świadomość pogłębić. Wielkopostna pokuta powinna doprowadzić do zmiany sposobu myślenia, który będzie dążył w kierunku wewnętrznej przemiany poprzez współdziałanie z Chrystusem.

Pustynia jest symbolem dwuwartościowym, pozytywnym i negatywnym. Jest miejscem pustki i milczenia, miejscem wolności, będąc jednocześnie miejscem niewoli. Mieszkańcy pustyni zawsze są wolni i dumni, jednak wędrowcy błądzą po pustyni, jej jałowej ziemi, piasku i skałach. Mimo niezwykle trudnych warunków nie wymarło na niej życie – jest tam, gdziekolwiek zachowało się choć trochę wilgoci, równocześnie niezwykle łatwo umrzeć na niej z powodu gorąca bądź pragnienia. Ta dwuwartościowa symbolika, obecna we fragmentach trzech Ewangelii mówiących o pobycie Jezusa na pustyni, dokąd został wyprowadzony przez Ducha Świętego, by pościć, modlić się i być kuszonym (może lepiej byłoby powiedzieć, by nie poddać się kuszeniu), pozwala nam spojrzeć na swoje życie przez jej pryzmat. Czy więcej w nim pustyni jako eremu, czy pustyni jako miejsca obojętności dla spraw innych ludzi, obojętności na nich i Boga, wręcz miejsca demonicznego? Czy bliżej nam do jej wolnych mieszkańców, czy do błądzących wędrowców?

Anna Walas

Artykuł ukazał się w numerze 02/2008.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej