Rafy na horyzoncie!

2013/07/1
Piotr Koryś

Można powiedzieć, że rok 2010 w sferze gospodarczej, inaczej niż w sferze polityki, był dla Polski całkiem udany. Dług publiczny nie przekroczył kolejnych konstytucyjnych limitów (co prawda pewna w tym zasługa kreatywnej księgowości Ministra Finansów, ale zawsze). Wzrost osiągnął całkiem zadawalający poziom, na pewno – w ujęciu rocznym – przekroczy 3,5 % PKB, a Polska pozostanie kolejny rok jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek Unii Europejskiej. Kryzys finansowy strefy euro dotknął Polski w sposób umiarkowany – najbardziej odczuwalnym jego efektem były wahania kursu walutowego. Inwestycje infrastrukturalne, finansowane w dużej mierze z pieniędzy europejskiego podatnika, trwają – wokół budują się drogi, stadiony, ratusze… Pewną skazą na tym obrazie jest grudniowa decyzja rządu o zmianie polityki wobec OFE – nie poprawiająca działania instytucjonalnego systemu, a będąca jedynie próbą obniżenia – w księgowym sensie – poziomu deficytu budżetowego w kolejnych latach.

 

Z pewnym optymizmem możemy też myśleć o najbliższej przyszłości Polski. Profesor Stanisław Gomułka ostatnio ogłosił, że spodziewa się w Polsce 2-3 lat szybkiego wzrostu, wręcz boomu gospodarczego. Liczne prognozy dla polskiej gospodarki na najbliższy rok zdają się to potwierdzać. Niezbadane jeszcze zasoby tzw. gazu łupkowego dają z kolei nadzieje nie tylko na bezpieczeństwo energetyczne, ale i na wszystkie, nie tylko ekonomiczne korzyści, które niesie ze sobą posiadanie złóż surowca energetycznego o znaczeniu światowym. A trwający od kilku lat proces dynamicznej rozbudowy infrastruktury może przyczynić się do przyspieszenia wzrostu gospodarczego w przyszłości. Wciąż dość młoda siłą robocza – co związane jest z wchodzącym na rynki pracy wyżem lat 1980. – też stanowi potężny zasób, który może sprzyjać w rozwoju. Wreszcie w 2012 roku odbędzie się w Polsce impreza sportowa o nadzwyczajnych jak na lokalne warunki rozmiarach – Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej – i być może przyczyni się do poprawy, i tak nie najgorszego przecież, wizerunku Polski jako miejsca do prowadzenia biznesu i odwiedzin turystycznych.

Zagrożenia rozwojowe nie tak odległe

Ale do tej beczki miodu może trafić, i to całkiem niedługo, kilka łyżek dziegdziu. Ostatnio wiele uwagi zagrożeniom gospodarczym, przed którymi stoi Polska, coraz większą uwagę poświęca liczna grupa ekonomistów. Szczególną uwagę zwracają wypowiedzi prof. Krzysztofa Rybińskiego. Przyjrzyjmy się zatem zagrożeniom rozwojowym, które pojawiają się na nieodległym całkiem horyzoncie Ich dostrzeżenie wszak jest niezbędne, by rozpocząć dyskusję nad sposobami uniknięcia ich, a w każdym razie zminimalizowania ich konsekwencji.

Po kolei więc, w chronologicznym układzie. Po pierwsze Unię Europejską wciąż toczy kryzys gospodarczy, koncentrujący się na jej peryferiach (południowych i zachodnich), nie jest wciąż jeszcze jasne kiedy się zakończy i jakie będą jego krótko- i długookresowe konsekwencje. Po drugie, co z tym kryzysem związane – trudno ocenić jak długo i jak duże europejskie pieniądze będą wspierać polski rozwój. Po trzecie, Polsce grozi skokowy wzrost ceny energii elektrycznej w związku ze strukturą jej produkcji w Polsce i przyjmowanymi w UE rozwiązaniami proekologicznymi. Po czwarte, opisywane już przeze mnie na tych łamach, załamanie demograficzne w Polsce, którego kulminacja nastąpiła w latach 1990. stanie się niedługo odczuwalne zarówno na rynku pracy, jak i w finansach państwa. Przyjrzyjmy się zagrożeniom.

Obecny kryzys fiskalny w Europie ze szczególną siłą uderzył w jej peryferia, w szczególności w kraje peryferyjne znajdujące się w strefie Euro. Dość długo korzystały one z uroków wspólnego europejskiego pieniądza – umożliwił on tańsze zadłużanie się państwa, obywateli i przedsiębiorstw, przyczynił się – wraz z dłużej trwającymi procesami integracji gospodarczej i polityką konwergencji – do zdynamizowania wzrostu, doprowadzając do tego choćby, że Irlandia stała się – wg PKB per capita – jednym z najbogatszych krajów Starego Kontynentu. Jednak recesja w gospodarce światowej, załamanie na rynku nieruchomości, wzrost nieufności inwestorów i kryzys handlu światowego ujawniły słabości gospodarek peryferyjnych. Grecja i Irlandia zwróciły się już o wsparcie do MFW, teraz wszyscy się zastanawiają, czy czeka to również Portugalię i Hiszpanię.

Gdy wyschnie unijny strumień

Pojawia się pytanie, czy konsekwencje kryzysu na odległych od Polski peryferiach Europy mogą być odczuwalne. Z co najmniej kilku powodów tak. Zmniejsza on skłonność do inwestowania w całym obszarze peryferii Unii, tym bardziej, że wyjątkowo dobrze radzi sobie najsilniejsza gospodarka regionu – niemiecka. Destabilizuje polską walutę – co wyraźnie pokazały kłopoty Grecji i Irlandii. Pogarsza sytuację finansową całej Unii, co może skutkować osłabieniem transferów unijnych środków do Polski, bądź wręcz wycofaniem się ugrupowania z polityki konwergencji.

W ten sposób od razu można przejść do kolejnego wyzwania, które pojawia się przed polską gospodarką. W trwającej właśnie tzw. perspektywie budżetowej do Polski trafiły bardzo duże środki z przeznaczeniem na inwestycje w infrastrukturę. Odegrały one rolę amortyzatora w czasie kryzysowych lat 2008-9, hamując wzrost bezrobocia i przyczyniając się do uniknięcia recesji. Dzięki budowom dróg, kolei, budynków użyteczności publicznej znajduje zatrudnienie liczna grupa Polaków, wiele firm uzyskało nowe możliwości rozwoju, a administracja publiczna zwiększyła swoje – i tak niemałe – rozmiary. Jednak, każdy kij ma dwa końce. Unijne finansowanie podziałało jak pakiet stymulacyjny dla polskiej gospodarki, sfinansowany w dużej mierze nie za nasze pieniądze, ale – cóż stanie się z licznymi miejscami pracy, gdy strumień pieniędzy się skończy? Nie wydaje się prawdopodobne, by udało się utrzymać w przybliżeniu choćby podobną skalę inwestycji publicznych już tylko i wyłącznie z budżetowych pieniędzy.

Moment ustania, a w każdym razie osłabnięcia unijnej pomocy może być bardzo bliski. Nowy okres budżetowy zaczyna się w roku 2013. Ostateczne decyzje o dystrybucji środków nie zostały podjęte, ale bez wątpienia wpływ na nie będzie miała całkowita skala kryzysu na peryferiach strefy Euro. Jednak inwestycje ostatnich lat rodzą jeszcze co najmniej dwa pytania. Po pierwsze, czy dokonywane były w sposób przemyślany? Inaczej to formułując, dziś nie jest do końca pewne, jak wiele będzie kosztować państw utrzymanie tej nowej i nowoczesnej infrastruktury: stadionów, hal sportowych, boisk „Orlik”, autostrad. Nie jest bowiem oczywiste, że będą się samofinansować. Po drugie, jaki cel miały realizować? Nad tym nie zastanawiał się chyba na poważnie żaden rząd, który podejmował decyzje o wydawaniu unijnych pieniędzy.

Czy regiony mają szanse rozwoju

Rozważyć można bowiem dwa cele: pierwszy to wyrównywanie szans rozwojowych regionów. No ale wtedy inwestycje nie kończyły by się na linii Wisły, pomijając w dużym stopniu najuboższe dzielnice Polski. Drugi to tworzenie infrastruktury podporządkowane maksymalizacji tempa rozwoju w przyszłości. Nie jestem jednak pewien, czy choćby budowanie sieci autostrad, z których większość omija stolicę dobrze realizuje ten cel (ze szczególnym uwzględnieniem trasy północ-południe przebiegającej koło Torunia, względnie niedaleko Łodzi, ale już ponad 100 kilometrów od Warszawy). Jak Warszawa ma się stać regionalnym centrum biznesowym bez autostrad i lotnisk? Patrząc na mapę, myślałbym o autostradach raczej w kategoriach dróg tranzytowych, a nie motorów rozwoju.


Gospodarkę polską stającą wobec globalnych wyzwań mozna porównać do statku rzucanego na falach, któremu brak doświadczonego sternika

Pakiet energetyczny UE

Potężnym ciosem w polską infrastrukturę będzie tak zwany pakiet energetyczny Unii Europejskiej, który spowoduje zapewne już od 2013 spowoduje gwałtowny, być może nawet dwukrotny wzrost cen energii elektrycznej i cieplnej – o ile zostanie w pełni zrealizowany. A wszystko przez to, że duża część polskiej energetyki opiera się na węglu, paliwie najmocniej „karanym” przez ten pakiet. Konsekwencje takiego wzrostu cen mogą być dla Polski poważne. Wymienić wśród nich można ograniczenie popytu wewnętrznego, spadek atrakcyjności inwestycyjnej i zysków firm, a w efekcie również spadek dochodów państwa – i co za tym idzie, pogłębienie problemów z budżetem. Na ile konsekwencje pakietu można zmniejszyć, trudno powiedzieć – duża w tym rola polskiej dyplomacji.

Depresja demograficzna

To wszystko problemy, które potencjalnie ujawnią się w perspektywie krótszej nawet niż 5 lat. Niedługo później staniemy wobec poważniejszego, bo długotrwałego problemu związanego z depresją urodzeniową lat 1990. – gwałtownym spadkiem dzietności kobiet trwającym do dziś, który będzie miał poważne konsekwencje dla rynku pracy i dla systemu emerytalnego. Już wkrótce zacznie się zmniejszać zasób siły roboczej, w tym w szczególności ludzi młodych. Uwzględniając wciąż wysoki poziom bezrobocia, konsekwencje tegoż pewnie przez jakiś czas nie będą odczuwalne, ale trudność w dostępie do pracowników przełoży się z jednej strony na wzrost ich dochodów, a z drugiej na spadek konkurencyjności przedsiębiorstw. Z kolei wzrost liczby ludzi starych, zarówno bezwzględny, jak i w porównaniu z liczbą ludzi w wieku aktywności zawodowej będzie stanowił wyzwanie dla stabilności systemu emerytalnego i szerzej, finansów państwa. W chwili obecnej, w krótkim i średnim okresie, tą złą sytuację demograficzną trudno będzie poprawić. Nawet wzrost liczby urodzeń da efekty na rynku pracy dopiero za 2 dekady. W chwili obecnej jedynie imigracja wydaje się doraźnym sposobem rozwiązania tego problemu. Warto zwrócić uwagę, że do tego sposobu odwołała się całkiem niedawno Hiszpania, przeżywająca w latach 1980-1990 zapaść demograficzną podobną do Polski.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej