Sławomir Starzyński |
Ks. Paweł Ostrowski, nauczyciel religii ze Szczecina podczas konferencji
9 grudnia 2011 r. gorzowski oddział Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” zorganizował pod patronatem Lubuskiego Kuratora Oświaty konferencję „Religia w szkole po 20 latach”. W konferencji wzięli udział m.in.: ks. prof. dr hab. Andrzej Offmański, prodziekan ds. nauki, kierownik Katedry Katechetyki Uniwersytetu Szczecińskiego, ks. dr Wojciech Lechów, dyrektor Wydziału Nauki Katolickiej Kurii Biskupiej w Zielonej Górze, Jerzy Kaliszan, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego w Gorzowie Wielkopolskim.
Nauka religii wróciła do szkół dzięki instrukcji Ministra Oświaty z dnia 3 sierpnia 1990 r. Oparcie znalazła w Ustawie z 17 maja 1989 r. o stosunku Państwa do Kościoła katolickiego w PRL oraz Ustawy z 17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. Jednak dopiero Ustawa z 7 września 1991 r. o systemie oświaty regulowała w pełni prawne uczestnictwo lekcji religii w życiu szkoły.
Nauczanie religii nie tylko należało dostosować do nowych miejsc, ale przede wszystkim musiało ono odpowiadać zwyczajom i prawu oświatowemu. Dokumentem, dość często wykorzystywanym do argumentacji za religią katechezą, jest Dyrektorium ogólne o katechizacji.
Zgodnie z aktami prawnymi w szkole zatrudniony jest nauczyciel religii, a na świadectwie pojawia się ocena z religii. Ocenie nie mogą podlegać praktyki i postawy religijne ucznia. W takim razie czemu ma służyć przedmiot taki jak religia? Tekst dyrektorium wyraźnie wskazuje na zakres tematyczny i pojęciowy lekcji religii, ale nie potrafimy bądź nie chcemy odpowiednio i właściwie odczytać przesłanie dokumentu. W badaniach przeprowadzonych od września do grudnia 2011 r. na temat obecności religii w szkole udział wzięło ponad 400 uczniów z Gorzowa Wielkopolskiego, Zielonej Góry i Żar.
Na pytanie, jaka forma nauczania powinna być w szkole – religia czy katecheza – około 60 proc. odpowiedziało, że w szkole powinna odbywać się lekcja religii, a tylko 20 proc. opowiedziało się za katechezą. W całej grupie uczniowie wierzący w 49 proc. odpowiedzieli się za religią, a niewierzący w 33 proc. Jednocześnie 33 proc. wierzących zadeklarowało brak chęci uczestniczenia w katechezie, gdyby miała się ona odbywać w salkach parafialnych. Taka deklaratywność postaw wynika nie tylko z niewiedzy, ale przede wszystkim z przyzwyczajenia – dla dzisiejszej młodzieży religia zawsze była w szkole. Pomimo programów katechetycznych parafia nie organizuje dodatkowych spotkań, które byłyby uzupełnieniem lekcji religii w wymiarze katechetycznym.
Zaledwie jedna czwarta badanych uczniów stwierdziła, że religia w szkole to nauczanie o Bogu. Za stracony czas uczestnictwo w lekcji religii uznało 22 proc. Natomiast 25 proc. stwierdziło, iż lekcja religii to wychowanie religijne, a 17 proc. uznało, że jest to zwyczajny przedmiot. Może więc to właśnie uczniowie trafniej oceniają rzeczywistość szkolną, dokonując takiej oceny lekcji w hierarchii przedmiotów szkolnych. Jednocześnie interesujący jest fakt, że większość uczniów chętnie uczestniczy w lekcjach religii, chociaż powody tego uczestnictwa bywają różne. Co ciekawe, ponad 50 proc. badanych jest pozytywnie nastawiona do swojego nauczyciela, a prawie 70 proc. uważa, iż jest on akceptowany przez wszystkich uczniów.
Można postawić pytanie, które z określeń: nauczyciel religii czy katecheta jest poprawna i właściwa. Nauczyciel religii kierowany jest do pracy w szkole na podstawie skierowania od biskupa diecezjalnego. Pracuje i występuje w imieniu Kościoła, więc niewątpliwie sprawuje funkcje katechetyczną. Jednak w rozumieniu zarówno prawa państwowego, jak i kościelnego, jest w szkole nauczycielem religii. Zaledwie 30 proc. wszystkich badanych uznało nauczyciela religii za autorytet religijny i niecałe 20 proc. za autorytet moralny. Jednocześnie 43 proc. uczniów wskazało, że ich nauczyciel religii jest głęboko wierzący, a 35 proc. uznało jego postawę jako osoby wierzącej. Być może nie jest tak źle, jak chcieliby widzieć przeciwnicy religii w szkole.
Na koniec krótka refleksja. Wydanie weekendowe „Gazety Wyborczej” z 14/15 stycznia 2011 r. w dodatku lokalnym opisuje wydarzenie z zielonogórskiego ratusza. W ramach uczenia samorządności zorganizowano „sesję rady miasta”, a uczniowie gimnazjum wcielili się w role radnych. Jak czytamy, gimnazjaliści byli raczej jednogłośni – najchętniej wyrzuciliby przedmiot z planu lekcji. Jako argumenty podali różnorodność wyznań, potrzebę lekcji etyki, a najchętniej ani jednego, ani drugiego.
Taka postawa młodych ludzi jest często przeniesieniem tego, co słyszą w domu rodzinnym, sposobów prowadzenia zajęć, odpowiedzialności czy wreszcie rzeczywistej troski Kościoła o katechizacje wiernych.
Zorganizowana konferencja była okazją do zasygnalizowania istniejących problemów w aspekcie obecności religii w szkole. Weszliśmy w trzecią dekadę wspólnej odpowiedzialności za religijne, kulturowe i patriotyczne wychowanie dzieci i młodzieży poprzez lekcje religii. Wszyscy odpowiadamy za religijne wychowanie nowych pokoleń. Dlatego może warto zastanowić się nad tym, co mówimy i jak oceniamy obecność religii w szkole. Często skupiając się na terminologii, sami szkodzimy działalności Kościoła w procesie kształcenia i wychowania. Wszyscy z mocy chrztu zobowiązani jesteśmy do szerzenia, pogłębiania i bronienia wiary. Wszyscy jesteśmy katechetami – przekazicielami Dobrej Nowiny o Zbawieniu, a odpowiednie prowadzenie lekcji religii – interdyscyplinarność treści, kształcenie kulturowe i humanistyczne może przynieść więcej korzyści.