Przed ponad dwoma wiekami awanturnik i immoralista markiz de Sade „prorokował”: „Odrzucenie religii stanowi warunek wstępny realizacji pełnej wolności seksualnej, społecznej i politycznej”. Dzisiaj oszalałe społeczeństwa zachodnie próbują to przewrotne wezwanie realizować.
Pierwsi byli kontestatorzy z lat 60. i 70. Ich uczniowie i słudzy w „marszu przez instytucje” przejmują pozapolityczną i pozagospodarczą sferę życia społecznego. Głoszą, że natura ludzka jest plastyczna i można ją dowolnie kształtować. Ci ziemscy bogowie uważają, że jeśli uwolni się człowieka od przesądów, anachronicznych obyczajów, nieprzydatnej tradycji, będzie można stworzyć idealne społeczeństwo, cieszące się pełnią wolności, pokoju, sprawiedliwości i satysfakcji dla wszystkich. Ci, którzy tę wizję raju na ziemi odrzucają to niepoprawni politycznie dranie i głupcy.
Chyba jeszcze nigdy w kulturze nurt nastawiony tak antagonistycznie do istniejącego porządku nie był na tyle silny, aby stać się obowiązującym standardem. Zważmy jednak, że pod pozorem totalnej tolerancji realizowana jest totalna nietolerancja, narzucająca afirmację wszelkiego ohydztwa. Ot choćby tzw. „rewolucja seksualna” zaowocowała degradacją pojęcia miłości, rodziny. Akt seksualny stał się czysto zewnętrznym rytuałem, pornografia zaś stała się intratnym przemysłem. Szkoły przekształcono w bezstresowe ośrodki, w których to uczniowie oceniają nauczycieli, a rozbudzane w nich poczucie własnej wartości stało się przyczyną okrucieństwa już u małych dzieci. Usuwane jest poczucie wstydu, dobrego gustu i smaku. Wszystko staje się dopuszczalne.
Chrześcijaństwo, ów fundament dziedzictwa Zachodu, jest niewybrednie atakowane przez idoli popkultury. Skoro nie ma Boga, nie ma żadnych granic. Równie uprawnione jest mówienie o globalnym ociepleniu, żądanie praw dla zwierząt, przyzwalanie na szaleństwa feministek, szerzenie guseł, przesądów, astrologii, religii neohumanizmu, deklarowanie konieczności walki między płciami, uznanie aborcji za wyraz prawa do wygody, czynienie z czyjegoś popędu seksualnego sprawy politycznej i podstawowego prawa człowieka. Ogłupiałe społeczeństwa w demokratycznych referendach legalizują eutanazję, kazirodztwo, wielożeństwo. Atakowane i odrzucane są instytucje małżeństwa, rodziny, nawet rodzicielstwa.
Jednocześnie forsuje się społeczny kolektywizm i moralną anarchię. Wpaja się, że patriotyzmu, honoru, religijności należy się wstydzić. To sprawia, że znika poczucie dyscypliny, samokontroli. Ten szaleńczy marsz ku przepaści nasila się wraz z globalizacją. Żadni politycy go nie powstrzymają. Żadna krytyka. To społeczeństwo musi się przebudzić.
Jakże stanowczo Benedykt XVI wypowiada się przeciw „dyktaturze relatywizmu”, głoszeniu, że prawda obiektywna nie istnieje i nie ma różnicy między dobrem i złem. Tego przynajmniej głosu powinniśmy słuchać.
Na naszych łamach pokazujemy i będziemy pokazywali rodzinę normalną, z jej bolączkami, niedostatkami i zagrożeniami, wizję małżeństwa i rodziny jakie przekazuje Kościół, problemy, przed jakimi stoi polska szkoła. Nie uważamy, że natura ludzka jest jak plastelina, którą można dowolnie ugniatać, to raczej kamień, który trzeba ze znawstwem i roztropnością rzeźbić. Najważniejszym i pierwszym miejscem dla tego dzieła jest rodzina. Wiadomo, że i kamień narażony jest na zniszczenie i wymaga ochrony przed niszczącymi siłami. I tak było zawsze. Dlatego w naszym czasie chcemy budzić czujność serca i rozumu, bo tylko tak można chronić rodzinę przed wybrykami szaleńców. I to jest podstawowy Boży nakaz. Jeśli o tym zapomnimy, Bóg zapomni o nas!
ZDZISŁAW KORYŚ
Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2006.