Słowa w służbie narodu

2013/07/3
Adam Wątróbski

„Ojczyzna moja wolna, wolna… Więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada” – pisał niespełna sto lat temu Antoni Słonimski. Czy dziś możemy wskazać kogoś, kto jako twórca kultury wyrastałby nad naród na tyle wysoko, by go prowadzić? Czy płaszcz Konrada został nieodwracalnie rozszarpany na kawałki? Czy słowo pisane może budować tożsamość narodu?

 

Mickiewiczowski Konrad po I wojnie światowej Gdy Słonimski pisał Czarną wiosnę w 1919 r., posługując się w swoim poetyckim wyznaniu figurą Mickiewiczowskiego Konrada, poety indywidualisty, tego, który nosił w sercu cierpienia milionów Polaków, sytuacja polityczna przedstawiała się całkiem pomyślnie: Austro-Węgry rozpadły się, Niemcy pobite w I wojnie światowej przechodziły wewnętrzną przemianę – rewolucję listopadową, w Rosji trwała wojna domowa, unieważniono traktaty rozbiorowe i poecie mogło się wydawać, że ma twardy grunt pod nogami.

Rozbita gospodarczo i zróżnicowana kulturowo Polska zaczęła się na nowo scalać, a siły polityczne uwyraźniać. Ponadto w dwudziestoleciu mieliśmy twórców, którzy widzieli w ojczyźnie sprawę największej wagi i dawali temu wyraz w swoich utworach. Zresztą te dwa obszary działalności Polaków mają ze sobą sporo wspólnego, a kondycja duchowa narodu kształtuje się w obrębie układu przypominającego naczynia połączone. Miał rację parę lat temu Maciej Rybiński, który powiedział, że jeśli dziś nie mamy współczesnego Piłsudskiego, to dlatego, że nie mamy i Żeromskiego.

Czasy powojenne wydały cały szereg literatów prowadzących myśl w rozmaitych kierunkach, niektórzy zajęli się socrealizmem, inni temu nie ulegli. Dość powiedzieć, że zawsze byliśmy „my” i byli jacyś „oni”. Dzisiaj ta polaryzacja, chociaż nie tak wyraźna, wciąż daje się zauważyć, również wówczas, gdy przyjrzymy się relacjom między kulturą a tożsamością narodową.

Grupy społeczne mają to do siebie, że ich samookreślenie odbywa się nie tylko przez utożsamienie się z pewnymi wartościami czy sympatią dla konkretnych twórców kultury, lecz także przez określenie dystansu do poszczególnych zjawisk społecznych, zdarzeń czy osób. Jasne jest, że za bardzo nie można upraszczać sprawy, bo takie działania sprawiają, że łatwo doprowadzić refleksję do punktu, w którym myśl zdaje się jawić już tak jasno, że chwilę potem prowadzi to do rozumowej ślepoty. Trzeba zatem rzetelnie dokonywać ocen, w trzeźwości umysłu. Patrząc na naszą powojenną literaturę i jej oddziaływanie na duchową kondycję Polaków, nie sposób oprzeć się wrażeniu ścierania się kilku sił.

Nobliści bez płaszcza Konrada

W czasach powojennych dostaliśmy dwie nagrody Nobla w tej dziedzinie. Może i marna to pociecha, bo z dziesięciolecia na dziesięciolecie waga tego wyróżnienia obniża się, a odkąd laureatem został obrazoburca Dario Fo, tym bardziej można mieć wątpliwości co do jej znaczenia. Nobel to jednak w oczach wielu prestiż, a nawet jeśli istnieją powody, aby podważać jego wartość, to i tak pozostaje faktem, że jest to nagroda uznana na całym świecie. Kłopotliwa prawda polega jednak na tym, że Miłoszowi i Szymborskiej można, co wiele razy czyniono, niejedno zarzucić, a co za tym idzie przypominać ich rozmaite winy, znów zastanawiać się nad słusznością decyzji dotyczącą pochówku Miłosza na Skałce w Krakowie, cytować fragmenty jego wypowiedzi wskazujące na antypolonizm. Podobnie można by wnikliwie zbadać historię życia Szymborskiej, pytając na przykład, z jakich pobudek podpisała kontrlist, będący zorganizowaną przez władzę ludową reakcją na List 34, domagający się wolności słowa, albo głęboko zapuszczać sondę w jej życiorys, badając, na czym polegała jej sympatia do stalinizmu.

Nie sposób jednak pozostać uczciwym i odmawiać wartości ich twórczości. Nawet jeśli Miłosz naraził się na wiele zarzutów ze strony Polaków, to przecież można u niego znaleźć cenne, bardzo radykalne, skierowane do władzy komunistycznej strofy. W wierszu Który skrzywdziłeś pisał: „Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta./ Możesz go zabić – narodzi się nowy./ Spisane będą czyny i rozmowy”. Widać ostry osąd sprawy, chęć rozliczenia się z komunistycznym oprawcą, a te słowa nie pozostały jedynie wyrazem artystycznej dezaprobaty, lecz zostały wykorzystane dla upamiętnienia buntu stoczniowców w Gdańsku. Wybrano przy tym tylko fragment wiersza, pomijając jego wymowne zakończenie: „Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy/ I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta”. Niewątpliwie chęć odwetu, niezależnie od rozmiaru krzywdy, jest rzeczą ostateczną, ale nawet w modlitwie (Ps 109) jest miejsce na pragnienie zemsty i prośbę do Boga o surową karę dla oprawcy.

Jeśli chodzi o Szymborską, to przecież w jej poezji dominują tematy egzystencjalne, a nie społeczne czy narodowe. Refleksja nad nimi nie jest bez znaczenia. Poza tym w jej wierszach można znaleźć wiele uroku. Szymborska w wierszu Mała dziewczynka ściąga obrus pokazuje na przykład małe dziecko, będące na tym etapie, w którym jeszcze za wcześnie na pytania o sprawy zajmujące dorosłych, ale w sam raz na rozpoczęcie poznawania świata na własny użytek. Czytamy: „Od ponad roku jest na tym świecie,/ a na tym świecie nie wszystko zbadane/ i wzięte pod kontrolę./ (…) na obrusie szklanki, talerzyki,/ dzbanuszek z mlekiem, łyżeczki, miseczka/ aż trzęsą się z ochoty./ Bardzo ciekawe, jaki ruch wybiorą/ kiedy się już zachwieją na krawędzi:/ wędrówkę po suficie?/ lot dookoła lampy?/ skok na parapet okna, a stamtąd na drzewo?/ (…) Pan Newton nie ma jeszcze nic do tego. Niech sobie patrzy z nieba i wymachuje rękami”.

Wyjątek z poezji Szymborskiej, rzecz jasna, nie może ukazać całościowego obrazu jej twórczości. Lecz jeśli nawet znajdziemy w jej życiorysie niechlubne karty, to nie sposób przekreślić jej poezji niosącej zachętę do uświadomienia sobie spraw wielkiej wagi, choć innej niż sprawy narodu. W tym konkretnym przypadku, inspirując się słowami Szymborskiej, można postawić pytanie o potrzebę autorytetu, która narodzi się w następnych pokoleniach i będzie sięgać nie tylko spraw będących w zakresie kompetencji pana Newtona, ale i tych leżących bliżej serca.

Dlatego korzystnie jest unikać jednostronnych uogólnień i warto mieć na względzie różne aspekty sprawy, gdy podejmuje się kwestię roli poezji w dzisiejszej Polsce. Jednak nie ulega wątpliwości, że powojenni nobliści nie noszą płaszcza Konrada, a mimo ich niepodważalnego wkładu w kształtowanie kultury polskiej można mieć uzasadnione wątpliwości, czy ich poezja wskazuje kierunek narodowi.

Dzisiejsza niechęć do refleksji nad naszą tożsamością

Zdarza się jednak twórca piszący o problemach ważnych dla narodu, czyniący to w duchu szacunku do prawdy i szczerej miłości do Polski. Taką osobą jest pozostający na emigracji Włodzimierz Odojewski, autor opowiadającej bolesne historie z Kresów powieści Zasypie wszystko, zawieje. I chociaż dotyka problemów istotnych, nie ma u niego wizji przyszłości, porusza się w kręgu spraw żywych, lecz historycznie zamkniętych. Jednak nawet w jego wypadku losy literackie wplątały się w niejasne, trudne w ocenie epizody, był bowiem moment w rozwoju twórczym, gdy uległ presji i popełnił kilka utworów zgodnych z programem socrealistycznym. Nie mamy zatem prozaika w płaszczu Konrada, mamy autora dogłębnie poruszającej powieści historycznej.


Herbert należy do twórców traktujących o sprawach fundamentalnych, także dotyczących narodu

Jasne jest, że jeśli rozumiemy kulturę jako zbiór czynników współokreślających tożsamość narodu, to te określenia bywają bolesne, trudne, naznaczone cierpieniem. A mimo to w sprawach narodu pojawiają się dzisiaj głosy bardzo różne, również nacechowane dystansem, niechęcią do refleksji nad tym, co kształtowało i kształtuje tożsamość Polaków. Patrząc na współczesny świat, nie można łudzić się nadzieją, że zostaną przezwyciężone wszelkie kulturalno-polityczne animozje i podziały, a nadejdzie wszechogarniający konsensus. Pluralizm pozostanie.

Można to było łatwo zaobserwować w 2004 r., gdy jedni chcieli pochować Miłosza na Skałce obok św. Stanisława, a inni, mając w pamięci wypowiedzi poety, radykalnie się temu przeciwstawiali. Znaleźli się i tacy, którzy świetnie wpisaliby się w logikę dowcipu z tamtego czasu:

– Umarł Miłosz.
– Kto?
– Miłosz.
– Uff, myślałem, że Małysz.

Widać, że stare powiedzenie mówiące, że „tłum chce chleba i igrzysk”, jest jak najbardziej aktualne, a skoro tak, to może nie ma w ogóle sensu pytać o płaszcz Konrada? Przecież ponad połowa Polaków nie czyta zupełnie nic, a pozostała część często wybiera lektury najniższego lub niskiego lotu!

Ponadto, jak mówią nauczyciele, poziom prezentowany przez uczniów szkół średnich obniża się z roku na rok. Może więc dać sobie spokój z sentymentami narodowymi i ogłosić mentalną i duchową upadłość? Może płaszcz Konrada w połowie zjadły mole, a pozostałą część rozszarpali producenci ogłupiającej kontrkultury? Hm, chyba jednak aż tak niepomyślne diagnozy są nie na miejscu, chyba są trochę przedwczesne.

Podobnie jak w życiu duchowym, tak i w obszarze kultury nie ma pustki. Pragnienie obcowania ze słowem pisanym czy z innymi wytworami ludzkiego ducha, mimo smutnych statystyk pokazujących wtórny analfabetyzm Polaków, jest wpisane w naturę przynajmniej niektórych z nas. Jeśli więc pojawia się niezagospodarowana przestrzeń w obszarze kultury podnoszącej ludzkiego ducha na wyżyny, to może ona zostać zapełniona przez treści pośledniejszego sortu. Popyt na nie wynika z ospałości czy wręcz intelektualnego letargu, w którym znajduje się spora część narodu.

Naturalne Herberta pytania o przyszłość

Pozostają jednak nieliczni, otwarci na słowa skłaniające do refleksji, poruszające, stawiające pytania najwyższej wagi. To o nich mówi Zbigniew Herbert w poetyckiej Widokówce od Adama Zagajewskiego: „Tej garstce która nas słucha należy się piękno/ ale także prawda/ to znaczy – groza/ aby byli odważni/ gdy nadejdzie chwila”.

Herbert niewątpliwie należy do kręgu twórców traktujących o sprawach najbardziej fundamentalnych. Porusza się w obszarze wyznaczonym przez filary naszej cywilizacji: kulturę antyczną, klasykę minionych epok i religię chrześcijańską. Nieobce mu jest jednak mówienie o kwestiach bezpośrednio dotyczących narodu. A sposób, w jaki to robi, powiązany z ideową nieskazitelnością sprawia, że może zostać uznany za przewodnika duchowego dla Polaków. Zdawać by się mogło, że to nawiązywanie do przeszłości powoduje, że Herbert jest poetą odległym, nieobecnym, tymczasem problemy, o których rozprawia, są jak najbardziej współczesne.

Mając na uwadze trendy we współczesnej kulturze polskiej, trzeba zauważyć, że fakt nawiązywania do klasyki jest cenny, buduje bowiem myślowy, cywilizacyjny pomost między przeszłością a czasami dzisiejszymi, przy czym chodzi tu przede wszystkim o zachęcenie kolejnych pokoleń do refleksji nad tożsamością, o sensie życiowych zmagań i cierpień, kulturze, Bogu i pięknie.

Może więc to Herbert zakłada płaszcz Konrada? Nawet jeśli tak, to zupełnie inaczej niż czyniono to do tej pory. O ile Mickiewiczowski Konrad był wieszczem, prorokiem, przewodnikiem, o tyle Herbert przenika myślą dawne narodowe rany, przenika wzrokiem stare bóle i cierpienia, a wprowadzając odbiorcę w klimat refleksji, sprawia, że pytanie o przyszłość zostaje postawione naturalnie, jakby mimochodem, zostaje zrodzone w trudny do uchwycenia, tajemniczy sposób.

Nie ma u Herberta zrywów, wezwań, manifestów, jest pamięć i refleksja nad przeszłością, ale ta pamięć rodzi pytanie o to, co dziś. Nie da się zamknąć słów poety w klatce przeszłości. W wierszu 17 IX mówi na przykład: „Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco/ a droga którą Jaś Małgosia dreptali do szkoły/ nie rozstąpi się w przepaść./ Rzeki nazbyt leniwe nieskore do potopów/ rycerze śpiący w górach będą spali dalej/ więc łatwo wejdziesz nieproszony gościu”. Ileż jest zaskakującej delikatności w tym ostatnim zwrocie, który podmiot tego wiersza kieruje do Sowietów! Historyk, Paweł Wieczorkiewicz, komentując nie tak dawno w Polskim Radiu wkroczenie Armii Czerwonej we wrześniu 1939 r., powiedział: „Są takie daty w historii, kiedy nawet beznamiętny historyk może czuć pod powieką łzę i zaciskającą się pięść. Taką datą jest na pewno 17 IX. To przypadek bezprzykładnej, nieprowokowanej agresji. Agresji haniebnej, bo dokonanej na upadającym, krwawiącym, ale walczącym państwie sąsiada, agresji cynicznej i agresji, której przyświecały ludobójcze cele”. Herbert jednak z tej historii potrafi wyciągnąć wnioski, dać lekcję bardzo trudną, kończąc wiersz: „Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco/ i da ci sążeń ziemi pod wierzbą – i spokój/ by ci co po nas przyjdą uczyli się znowu/ najtrudniejszego kunsztu – odpuszczania win”. Łatwo można dostrzec, że Herbert wkłada płaszcz Konrada, gdy mówi o przyszłych pokoleniach Polaków i o tym, do czego będą zaproszeni i zobowiązani.

 


 

Podobnie jak w życiu duchowym, tak i w obszarze kultury nie ma pustki. Pragnienie obcowania ze słowem pisanym czy z innymi wytworami ludzkiego ducha, mimo smutnych statystyk pokazujących wtórny analfabetyzm Polaków, jest wpisane w naturę przynajmniej niektórych z nas. Jeśli więc pojawia się niezagospodarowana przestrzeń w obszarze kultury podnoszącej ludzkiego ducha na wyżyny, to może ona zostać zapełniona przez treści pośledniejszego sortu.

 


 

Sprawa duchowego przewodzenia narodowi jest jednak skomplikowana i trudna. Sam zainteresowany zdecydowanie dystansował się od przypisywanej mu roli autorytetu moralnego, czynił to wprost w filmie „Obywatel poeta”. Można powiedzieć, że zrobił to przez skromność, wielokrotnie przecież dawał do zrozumienia, że jego twórczość należy do całego narodu. Jeśli więc Herbert nosi płaszcz Konrada, to jest to płaszcz pozbawiony wszelkich nici romantycznego prometeizmu.

Rzecz komplikuje się, gdy zostanie postawione pytanie, kto ma prawo do interpretacji poezji Herberta i jak ma ona funkcjonować w przestrzeni publicznej.

W wierszu Guziki padają słowa: „przeleciał ptak przepływa obłok/ upada liść kiełkuje ślaz/ i cisza jest na wysokościach/ i dymi mgłą smoleński las”. Jest zupełnie jasne, że jeśli dziś, dla kogoś po katastrofie lotniczej w Smoleńsku nabrały one nowego, zupełnie innego znaczenia, to nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Jednak poeta tej nowej interpretacji wiersza nie mógł przewidzieć.

Dziwi natomiast przebieg medialnej debaty spowodowanej wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego, który użył przy okazji obchodzenia rocznicy wydarzeń w Smoleńsku określenia z innego wiersza Herberta Przesłanie pana Cogito. Prezes PiS powiedział: „Zebraliśmy się tutaj ku pamięci prezydenta Rzeczypospolitej, jego małżonki (… ). Można o nich powiedzieć, tak jak powiedział o innych wielki poeta: ťzostali zdradzeni o świcieŤ”. Katarzyna Herbert w reakcji na to stwierdziła, że jej mąż nie pisał tych słów z myślą o prezydencie Kaczyńskim. To chyba oczywiste, zważywszy, że ten wiersz został opublikowany pierwszy raz w 1974 r. Szkoda, że media, które w przeważającej większości zgubiły poczucie mądrości, szarpią Herbertowy płaszcz Konrada, nie mając po tym pojęcia.

Nadzieja pozostaje w tych nielicznych, o których poeta wspominał przyjacielowi – Adamowi Zagajewskiemu.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej