Z Józefiną Hrynkiewicz, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, posłanką PiS rozmawia Alicja Dołowska |
Prof. Józefina Hrynkiewicz: Kolejne rządy mówią rodzicom – skoro macie dzieci, to widać stać was na nie, a więc musicie radzić sobie sami
Fot. Dominik Różański
O tym, że Polska powoli wymiera media alarmują od lat. Przez brak nawet prostej zastępowalności pokoleń, i w wyniku procesu starzenia się społeczeństwa, ubywa nas coraz więcej. Czy posiadanie dzieci to rzeczywiście kwestia wyłącznie prywatna, jak to nam próbuje się wkładać do głowy przez wiele lat ustrojowej transformacji?Czy nie wpadliśmy w pułapkę takiego myślenia?
Zagadnienia, które pani redaktor porusza, są przedmiotem zainteresowania polityki ludnościowej; zakres tej polityki należy do kompetencji państwa. Tu trzeba po kolei wyjaśnić, o co chodzi. Oczywiście, decyzja czy pragniemy być rodzicami należy do rodziców. W tym przypadku państwo może kształtować jedynie dobre – sprzyjające – warunki i przyjazną rodzicielstwu i rodzinom atmosferę, zachęcającą do podejmowania decyzji o dzietności. Nazywamy to pośrednią polityką ludnościową, której zadaniem jest tworzenie warunków przyjaznych prokreacji. W sprawach prokreacji rodzice podejmują decyzję całkowicie samodzielnie, jednak do państwa należy tworzenie systemu zachęt i warunków sprzyjających posiadaniu dzieci. Chodzi o rozwiązania prawne w takich dziedzinach, jak np. ochrona macierzyństwa, ochrona zdolności prokreacyjnych w zatrudnieniu, ochrona stosunku pracy, ochrona zdrowia rodziców i ich potomstwa. Tylko państwo może kształtować korzystny (także przyjazny lub wrogi) stan prawny, zachęcający lub zniechęcający do podejmowania decyzji o rodzicielstwie i wychowaniu dzieci. Państwo bowiem posiada instrumenty prawne i ekonomiczne, kształtujące byt materialny rodziny z dziećmi. I stosując te instrumenty może wpływać na dochody rodzin, warunki zamieszkania, poziom usług opieki, ochrony zdrowia, edukacji, warunki dostępu do kultury wysokiej, sportu i rekreacji. Państwo może również wpływać na kreowanie odpowiedniej atmosfery wokół rodziny, która może być przyjazna jej lub wroga.
Liczne przykłady dowodzą, że wiele rodzin z dziećmi w neoliberalnej rzeczywistości sobie nie radzi. W społeczeństwie, w którym ustrojowe przemiany rozpoczęły się od przyjęcia solidarnościowej zasady pomocniczości, odnosi się wrażenie, że państwo coraz bardziej rezygnuje z wielu swoich ról.
W sumie jednak to państwo, dysponując wielką władzą i wszystkimi jej instrumentami, może tworzyć odpowiednie (lub nieodpowiednie) warunki rozwoju rodziny. Tym samym wpływając na rozwój ludnościowy. Państwo w swojej polityce może też być neutralne w sprawach kształtowania sytuacji demograficznej, lub niektórych jej obszarów. Polskie państwo – od podjęcia transformacji – nie ma w ogóle pomysłu na politykę ludnościową. W deklaracjach jest przychylne rodzicielstwu, w praktyce stosuje różne wrogie rodzinom działania. Politykę ludnościową w naszym kraju w ostatnim 20-leciu można krótko określić: „twoje dzieci = twój kłopot! Nieprzyjazny rodzinom z dziećmi jest w Polsce system podziału dochodu społecznego (chociażby podatki), komercjalizacja kluczowych usług społecznych, np. ochrony zdrowia, opieki, edukacji, mieszkalnictwa. Tak, jakby państwowa władza chciała powiedzieć rodzicom: „skoro macie dzieci, to widać was na nie stać, a więc musicie radzić sobie sami – a nam tu nic do tego!”.
Jako argument konieczności wydłużenia wieku emerytalnego, rządowa koalicja wskazuje teraz winnego- demografię. Młodych już jest zbyt mało, by na bieżąco zarabiali na emerytury swoich rodziców, tak to rodzice wypracowywali emerytury dziadków. Stąd wyprzedzająca konsekwencje demograficzne reforma emerytalna rządu Jerzego Buzka, wprowadzająca filar kapitałowy. Ale przy dramatycznym bezrobociu, filar kapitałowy też jest emerytalną fikcją. I Robert Gwiazdowski od lat przekonuje, że najlepszą inwestycją w przyszłość są własne dzieci. Ale czy dzieci można czynić zakładnikami bezpiecznej starości swoich rodziców?
Naprawdę irytujące i najgłupsze, pozbawione logiki, wręcz prymitywne, jest połączenie urodzeń i rodzicielstwa z emeryturami. Stare pokolenie – a więc dziadkowie – są właścicielami całego materialnego dorobku wielu poprzedzających pokoleń. A ich dzieci i wnuki mogą sobie od nich ten dorobek kupić lub wypłacić im dywidendy z tytułu użytkowania ICH majątku. To starzy mają dziś prawo dysponowania majątkiem narodowym, a nie młodzi. Starzy łaskawie użyczają młodym dorobku materialnego swojego życia. Ale mogą im też sprzedać ten dorobek. Zatem: kto tu do kogo przychodzi „po prośbie”. Młodzi do starych, a nie odwrotnie!
Sprowadzenie problemu następstwa i solidarności pokoleń, współdziałania pokoleń i wzajemnych zobowiązań między pokoleniami do prymitywnego określenia, że „potrzebne są dzieci, żeby pracowały na emerytury starych” – jest nad wyraz niemądre! Nie chcę używać dosadnych określeń! Pan Gwiazdowski, jako historyk doktryn prawnych, powinien jednak znać uzasadnienia wprowadzenia wielkich reform w XIX wieku, a nie powtarzać gazetowe slogany. W wieku XIX wprowadzono reformy ubezpieczenia społecznego w sytuacji, gdy był bardzo wysoki przyrost naturalny – rodziło się bardzo dużo dzieci. Ale to inna sprawa…
Na międzynarodowych konferencjach koledzy mnie wciąż pytają: dlaczego aspiracje rodzinne młodych Polaków nie są realizowane w ramach polityki rodzinnej w Polsce? Co mam na to odpowiedzieć; że mamy „głupi rząd”? Przecież nie będę tego mówić o własnym kraju |
Następna – dotyczy reformy emerytalnej. Nagromadziło się tu wiele przeinaczeń. To nie reforma Buzka, ale Cimoszewicza i Belki. Choć i Buzek przyczynił się walnie do budowania piramidy finansowej, jaką z pewnością są otwarte fundusze emerytalne (OFE). Filar kapitałowy w ubezpieczeniu społecznym to przecież piramida finansowa, już nawet nie stulecia, a …tysiąclecia. Budowano ją z zapałem godnym lepszej sprawy w czasie, gdy w Polsce były potrzebne miejsca pracy i mieszkania dla całego pokolenia II wyżu demograficznego. Rządy zamiast tworzyć warunki do powstawania nowych rodzin, wychowania nowego pokolenia – budowały piramidę finansową. To z powodu OFE wypędzono z niepodległej Polski za chlebem blisko 2,5 mln młodych, zdolnych, wykształconych ludzi… Tej straty nikt i nic nie odbuduje… Reforma emerytalna to największa piramida finansowa zafundowana nam przez rządy Cimoszewicza i Buzka i nadal bezmyślnie kontynuowana.
Eksperci alarmują, że sytuacja demograficzna Polski będzie główną barierą rozwoju kraju w kilku i kilkunastoletniej perspektywie. Ostrzegają, że tylko natychmiastowe działania w obszarze polityki społecznej mogą złagodzić efekty depresji demograficznej i to w perspektywie średniookresowej. Czy na tę depresje jest jakiś skuteczny lek?
W Polsce wiadomo, co trzeba robić, aby zwiększyć poziom urodzeń. To dość proste działania: praca i mieszkania dla młodych. W każdym razie praca, pozwalająca bezpiecznie utrzymać rodzinę – choćby na skromnym poziomie – i mieszkanie, które można zdobyć w przewidywalnej perspektywie finansowej i czasowej. No i jeszcze jedna sprawa: zasiłki pomagające wychować dziecko oraz instytucje wspomagające rodziny w wychowaniu dzieci (placówki ochrony zdrowia, opieki, sportu, kultury itd.). Tego nie ma. I jeśli nie zmieni się rząd oraz polityka społeczna i gospodarcza, to liczba Polaków będzie systematycznie się zmniejszać z powodu emigracji i zgonów. Młodzi wyjadą, starzy wymrą.
Eksperci zauważają nie tylko brak polityki rodzinnej, ale wręcz dyskryminację i nierówne traktowanie osób decydujących się na posiadanie dzieci. Zgodzi się pani z takim stawianiem sprawy?
Może to nie jest dyskryminacja, a raczej permanentne ignorowanie sytuacji rodzin wychowujących dzieci. Mieliśmy dużo programów i obietnic, ale wszystko to było „wyborczą zadymą”. Polityka ludnościowa i rodzinna musi być przede wszystkim konsekwentna, kompetentna, prowadzona przez wiele lat bez zmian pogarszających sytuację rodzin z dziećmi. A w Polsce jest dokładnie odwrotnie – stała się ona przedmiotem politycznych gierek… (kto kogo, i kto komu zrobi na złość).
W Polsce politykę rodzinną powierzono w ramach reformy struktur państwa samorządom powiatowym. Te zaś nie mają na ten cel pieniędzy. Polityka rodzinna w naszym kraju sprowadza się w istocie do pomocy społecznej rodzinom przeżywającym trudności… Zamiast polityki rodzinnej mamy walkę z patologiami rodziny…
Szereg małżeństw nie decyduje się na dzieci z powodu bezrobocia, niskich zarobków i braku perspektyw mieszkaniowych. Ale i wzorców konsumpcyjnych, które lansują media. Po co fundować sobie dziecko, skoro bez dziecka można żyć wygodniej. Być trendy i cool. Odnosi się wrażenie, że cały przemysł antyrodzinny nad tym pracuje.
Oczywiście zmienia się styl życia, preferencje i mody. Ale w Polsce miejsce rodziny, szczęście rodzinne, w systemie wartości jest wartością niekwestionowaną, najwyżej cenioną od wielu dziesięcioleci. Szkoda, że tego władze nie wiedzą (a może nie chcą wiedzieć). Na międzynarodowych konferencjach koledzy mnie wciąż pytają: dlaczego aspiracje rodzinne młodych Polaków nie są realizowane w ramach polityki rodzinnej w Polsce? Co mam na to odpowiedzieć; że mamy „głupi rząd”? Przecież nie będę tego mówić o własnym kraju!
Czy nie byliśmy zbyt bierni, gdy wyjeżdżało z Polski na Zachód pokolenie wyżu demograficznego lat 80? Nie byliśmy wtedy za mało solidarni jako świat dorosłych? Jest szansa, aby wrócili?
Wyjechało ponad 2 mln młodych, niektórzy szacują, że 2,5 mln! Wspaniały potencjał demograficzny! Nie wrócą, bo nie mają do czego wracać. Nikt tu na nich nie czeka – poza coraz starszymi rodzicami. Z Polski z powodu braku pracy „wypchnięto” na emigrację kilka generacji młodego pokolenia. Tej „wyrwy” w strukturze ludności nie da się odbudować w czasie wielu następnych pokoleń. Będzie nas Polaków coraz mniej; a w tej malejącej liczbie, coraz więcej ludzi starych… To skutek masowej emigracji młodych w całym okresie transformacji, a szczególnie po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, od 2004 roku.
W filmie „Oda do radości” młodzi twórcy sugerują, że wyjazdową perspektywę zafundowało młodym pokolenie „Solidarności”, które się jakoś urządziło, ale dla młodych, na kurczącym się rynku pracy, zostawiło ochłapy w postaci niskich zarobków i śmieciowych umów. Rzeczywiście taki spadek to skandal.
Taki jest skutek liberalnej polityki gospodarczej, prowadzonej konsekwentnie przez ekipy, które różnie się nazywały: a to Unia Wolności, a to Kongres Liberalno- Demokratyczny, a to AWS, obecnie PO. Ale to wciąż są ci sami ludzie! Tu istnieje ciągłość, także personalna. Wiele tych samych osób jest ulokowanych nieustannie przy władzy. Ci ludzie realizowali i realizują antypolską i antynarodową politykę gospodarczą, społeczną, ludnościową…
Czy Polska musiała zlikwidować 5 mln miejsc pracy? Czy musiała wprowadzać „piramidę finansową” pod nazwą Otwarte Fundusze Emerytalne? Nie musiała, ale były grupy interesu, brygady likwidatorów, które kosztem całego narodu bogaciły się „dzięki” realizacji szkodliwej dla Polski polityki. Niestety, w pewnym okresie „Solidarność” popierała te w najwyższym stopniu szkodliwe działania. To osobny, bardzo obszerny temat na inną rozmowę…
Dopiero od listopada zwiększy się wymiar zasiłku rodzinnego i zostanie podniesiony próg dochodowy rodzin, od którego zależy uzyskanie prawa do zasiłku. Po siedmiu latach? W tym czasie inflacja pożerała przyznawaną pomoc, a biedne rodziny stawały się jeszcze biedniejsze.
Ani dzieci, ani rodzice nie pójdą demonstrować. Można więc ich w polityce podziału pomijać w nieskończoność. A gdyby jednak chcieli demonstrować, to Pan Prezydent przygotował już nowe antydemokratyczne prawo przeciwko wszelkim zgromadzeniom i demonstracjom. Mamy obecnie wyjątkowo spójną i zgodnie działająca władzę, jeśli chodzi o tłumienie wszelkich objawów niezadowolenia!
-Czy już wiadomo, ile rodzin straci zasiłek w wyniku podwyższenia progu dochodowego, bo przecież – choć nieznacznie- to zwiększa się wysokość płacy minimalnej?
Zasiłki i świadczenia rodzinne w Polsce mają niewielkie znaczenie w kształtowaniu rzeczywistych dochodów rodzin. Wszystkie takie dane są tylko szacunkowe, bo rzeczywiste będą znane wówczas, gdy zmiany wprowadzi się w życie.
Społeczeństwo to system naczyń połączonych. Bezrobocie powoduje biedę i wykluczenie. Posiadanie stałej pracy, stabilność zatrudnienia, dobrze funkcjonująca służba zdrowia to główne czynniki sprzyjające dzietności. Tymczasem słyszymy zapowiedzi pogłębiającego się kryzysu…
Ten rząd nie może?, nie umie?, nie chce? zmienić sytuacji, która dla rodzin z dziećmi jest coraz gorsza. Nie ma żadnego pomysłu na zmiany. Chce po prostu rządzić! A społeczeństwo mu na to pozwala…
Są przykłady krajów, które wyszły z zapaści demograficznej, np. Francja. Teraz rozwiązania prorodzinne wprowadza radykalnie premier Orban na Węgrzech. Czy można jakieś przykłady działań z tych krajów przeszczepić na grunt polski? Przecież nie musimy odkrywać Ameryki.
Najlepszym przykładem kompleksowego rozwiązania problemów polityki rodzinnej i ludnościowej jest Francja. Tam polityka rodzinna jest prowadzona konsekwentnie od lat 60. XX wieku, więc mają już wymierne sukcesy. W Polsce jakoś tak się składa, że polityka społeczna wciąż trafia w ręce ignorantów, lub osób „nawiedzonych” na jakąś obłąkaną ideologię. Tymczasem potrzebny jest spokój i konsekwencja w realizowaniu tego, czego pragną ludzie: Polacy chcą mianowicie zakładać rodziny i wychowywać w nich dzieci w przyzwoitych, bezpiecznych warunkach! Potrzebna jest im praca, pewne i dostateczne dochody, mieszkania i dobre usługi opieki, edukacji i ochrony zdrowia. Czy to naprawdę jest nieosiągalne? W kraju, który przeżywa – jak nas usilnie przekonują rządzący – po prostu rozkwit!?