Robert Hetzyg |
Prawdziwa i wierna miłość rodziców oraz ich troska o dobro dzieci na pewno podsuną właściwe metody wychowawcze, a przede wszystkim pozwolą zadbać o dobry rodzinny klimat. I znów okazuje się, że lekarstwem na całe zło jest zwyczajne bycie chrześcijaninem.
Jeden z czytelników „Gościa Niedzielnego” zarzucił Agacie Puścikowskiej, dziennikarce i felietonistce tego pisma, że określając się jako „dziennikarka ogniska domowego” powinna pisać „subtelnie”. Hmmm… subtelnie, to można bajki dzieciom opowiadać, o ile się nie jest braćmi Grimm, ale o życiu pisać subtelnie już chyba się nie da, jeżeli chcemy się trzymać rzeczywistości. Państwo sobie nawet nie wyobrażają, ile pracy musi wykonać taki np. niżej podpisany autor, żeby nikogo swoją bezpośredniością nie zgorszyć…
Tymczasem co człek ma powiedzieć, skoro każą mu pisać o rodzinie, a tu same, powiedzmy kwiatki? Pomimo Bożego zamiaru i konstytucji państwowej, chcą np. niektórzy rodzinie odebrać to, czym jest, że mianowicie związkiem mężczyzny i kobiety. No, to się w niektórych środowiskach nazywa dyskryminacją, bo niby z jakiej racji i jakim prawem?
Inna kwestia – potomstwo na życzenie. Ma być lub ma nie być. Czyli, że kiedy się nie da inaczej, trzeba zmontować malucha w szkiełku, obojętnie ile jego braci i sióstr będzie musiało umrzeć przy okazji i niezależnie od tego, że dziecko się rodzi z miłości, nie z probówki. Albo z drugiej strony, ponieważ „każdy jest panem (tu raczej panią) swojego brzucha”, jego zawartości również arbitralnie można się pozbyć w razie potrzeby.
Idźmy dalej. Jak już potomek przyjdzie na świat, to broń Boże nie należy próbować go wychowywać, a już karać tym bardziej nie wolno. Milusińscy teraz mają rosnąć, czy może raczej mają się plenić, jak chwasty na polu. Klaps to już przemoc, a zakaz – psychiczne znęcanie.
A jak logicznym ciągiem zdarzeń małolat się okaże społecznie nieprzystosowany i komuś się przypomni, że dziecko tak się zachowywać nie powinno, to się je rodzicom nieudacznikom odbierze i pośle…. no? dokąd się pośle? Do zastępczej komórki, gdzie pan z panem lub pani z panią z pewnością nadrobią krzywdy, jakie spotkały biedactwo w domu osobników heteryków. Oooops, chyba się otarłem o mowę nienawiści, prawda?
Ale kogo przepraszać: Co dziś jest nienawiścią, a co uprawnioną i jedynie słuszną oceną? Proszę po mnie nie oczekiwać jakichś konstruktywnych wniosków w tym zakresie. Ja jestem tylko naiwnym, wychowanym pośród przesądów i anachronizmów księdzem, który próbuje nie zwariować i jeszcze odrobinę nadziei wokół siebie zasiać.
A ta nadzieja ma swoje korzenie w każdym z nas, jeśli ponad lękiem o samych siebie gotowi jesteśmy postawić nasze sumienie. Prawdziwa i wierna miłość rodziców oraz ich troska o dobro dzieci na pewno podsuną właściwe metody wychowawcze, a przede wszystkim pozwolą zadbać o dobry rodzinny klimat. I znów okazuje się, że lekarstwem na całe zło jest zwyczajne bycie chrześcijaninem. Będziemy wprawdzie solą w oku diabła, ale to akurat chyba nikomu z Państwa nie przeszkadza, prawda?
No to jak tu się przeciwstawić tej fali niszczącej rodzinę? – Po pierwsze wszystko zaczyna się od naszych własnych rodzin. W nich jest lub nie jest widoczny plan Boga dla rodziny w ogóle. No, bo skoro walczymy o życie nienarodzonych, to walczmy również, żeby nasze dzieci, dorastając, nie żałowały, że ktoś wywalczył ich narodziny. Brutalne – oczywiście. Ale apologia rodziny, jaka szczególnie w tym czasie powinna towarzyszyć nam, chrześcijanom, musi być pełna! Dlaczego niezobowiązujące relacje – zarówno hetero jak i homoseksualne – mają być choćby pozornie bardziej atrakcyjne niż rodzina, oparta na prawdziwym małżeństwie? Szczęśliwa rodzina to rodzina świadków Bożej mądrości, która tak właśnie stworzyła człowieka i powołała go do przekazywania życia w miłości. To jest prawdziwy, ewangeliczny sztandar, sam w sobie deprymujący i zawstydzający przeciwnika, który potrafi tylko kraść, zabijać i niszczyć.
Po drugie – budując szczęśliwe rodziny, chcemy się otwierać na innych, którzy tak jak my, starają się urzeczywistniać Ewangelię we własnym życiu. Innymi słowy nie wystarczy dzisiaj czuć się świetnie w kręgu ogniska domowego. Dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebujemy jedności tych rodzin, a ściślej mówiąc prawdziwych wspólnot, które dla rodziny są oparciem i które stają się widzialnym znakiem jedności nie tylko Kościoła, ale społeczeństwa w ogóle. Takie zjednoczone społeczności są w stanie budować struktury prawne i ekonomiczne, zdolne zapewnić przetrwanie człowieka i jego rodzinnego środowiska.
Życzę więc sobie i wszystkim Państwu świata pełnego odważnych chrześcijan, a w tym świecie rodzin, które swoim szczęściem demontują oręż przeciwnika i wspierając się na wzajem, utrwalają Królestwo Boże na ziemi.