Góra Kalwaria była przed wiekami budowana tak, by każdy jej architektoniczny szczegół przypominał o Męce Pańskiej. To miasto nieustannych Wielkich Piątków próbuje odbudować tradycję Drogi Krzyżowej, prowadzonej kalwaryjskimi dróżkami.
Wieczernik, niewielki kościółek Wieczerzy Pańskiej na Mariankach, stoi jakby na uboczu miasta. Ale to właśnie od niego zaczyna się kalwaryjska historia, tak jak niegdyś w Wieczerniku zaczęły się dni Chrystusowej ofiary. Tam też, w otaczającym go parku można zobaczyć ostatnie pamiątki po wielkich planach stworzenia Nowej Jerozolimy – szczególnego miejsca kultu Męki Pańskiej na Mazowszu.
Dzisiaj nie ma już Nowej Jerozolimy, ani tłumu pątników sunących głównymi ulicami wsi. W jej miejscu wyrosła Góra Kalwaria – jedenastotysięczne, dynamicznie rozwijające się miasto, położone na szlaku ważnych krajowych dróg, które już kilkakrotnie znalazło się w „Złotej Setce” liderów w rankingu inwestycyjnym miast. Ślady dawnego grodu jerozolimskiego zachowały się w herbie Góry Kalwarii, nazewnictwie ulic i budynków oraz na Mariankach, gdzie powstały stacje Drogi Krzyżowej, nawiązujące do minionej tradycji.
Jak w Jerozolimie
A miało być inaczej. Kiedy w 1666 roku biskup poznański Stefan Wierzbowski kupił zrujnowaną w czasie potopu szwedzkiego wieś Góra, miał już bardzo konkretnym plan. Ponieważ pielgrzymki do Ziemi Świętej były w tym czasie utrudnione, chciał Ziemię Świętą zbudować w Polsce, właśnie w Górze. Sprzyjało temu ukształtowanie terenu: wieś leżała na wiślanej skarpie, przecięta rzeczką. Biskup zdecydował więc, że zbuduje w tym miejscu Nową Jerozolimę – sanktuarium męki Chrystusa. W jego planach było dokładne odwzorowanie jerozolimskich zabudowań, rozlokowanych na planie krzyża. Niektórzy historycy przypuszczają, że koncepcję architektoniczną miasta mógł przygotować sam Tylman z Gameren, wybitny twórca holenderski, ale do tej pory nie udało się tych przypuszczeń potwierdzić.
W Górze Kalwarii można zobaczyć ostatnie pamiątki po wielkich planach stworzenia Nowej Jerozolimy – szczególnego miejsca kultu Męki Pańskiej na Mazowszu
Fot: Joanna Jureczko-Wilk
Wkrótce więc w zrujnowanej wsi wyrosły „jerozolimskie” zabudowania. Na przecięciu ramion krzyża stanęła kaplica Piłata. Na końcach ramion – kościoły i klasztory. Wierzchołek stanowił kościół bernardynów, po bokach wyrosły klasztory dominikanów i pijarów. Ostatnie ramię kończyło się Kalwarią, zbudowaną na specjalnie usypanym wzgórzu. Żeby miejsce jeszcze bardziej upodobnić do pierwowzoru, krzyżujące się główne ulice wysypano ziemią przywiezioną workach z Jerozolimy.
Prace postępowały bardzo szybko. Już cztery lata po zakupie wsi, w metrykach parafialnych zapisywano dzieci urodzone w Nowej Jerozolimie. Wieś rozkwitła nie tylko architektonicznie. Biskup Wierzbowski wiedział, że aby Nowa Jerozolima stała się miejscem pątniczym, musi mieć do tego odpowiednie zaplecze. Zadbał więc o budowę kościołów, kapliczek, miejsc kontemplacji… Jak podaje Renata Przybylska w opracowaniu historii Góry Kalwarii, w tamtym okresie było we wsi 35 kaplic, 6 kościołów i 5 klasztorów.
Biskup Ignacy Krasicki, bajkopisarz, gdy odwiedził Nową Jerozolimę, napisał humorystycznie: „Domki szczupłe, tych niewiele / A zaś kościół przy kościele (…), Zgoła wszystko niezamożnie / Pusto, głodno, lecz pobożnie”.
Do obsługi pątników bp Wierzbowski zaprosił wiele zakonów. W Nowej Jerozolimie pojawili się filipini, bernardyni, dominikanie, siostry dominikanki, bernardyni . W 1677 roku biskup Wierzbowski powierzył opiekę nad kościołem Wieczerzy Pańskiej młodemu zgromadzeniu: marianom. Ich założyciel o. Stanisław Papczyński przeżył na Mariankach dwadzieścia cztery lata. W Wieczerniku znajduje się jego sarkofag. Z przerwami, spowodowanymi historycznymi zawieruchami, marianie są obecnie w Górze Kalwarii do teraz.
Święte miasto Mazowsza
Z podupadłej wsi uczynił bp Wierzbowski prawdziwy ośrodek kultu. Budujące się miasto otrzymało szereg królewskich przywilejów. Król Michał Korybut Wiśniowiecki zezwolił też na organizowanie w nim targów i dwóch jarmarków w roku, co jeszcze podniosło jego rangę.
Powstające ulice otrzymywały nazwy religijne: Dominikańska, Pijarska, Betlejemska… Wszystkie dochodziły do ulicy Kalwaryjskiej, która prowadziła od Domu Piłata do Kalwarii. Przy niej ustawiono kaplice Drogi Krzyżowej.
To było ogromne przedsięwzięcie – mówi o. Jan Kosmowski MIC, wieloletni kustosz kościoła Wieczerzy Pańskiej na Mariankach. – Przy głównej, szerokiej na kilkadziesiąt metrów ulicy stało około trzydziestu pięciu stacji Drogi Krzyżowej, a między nimi znajdowały się rzeźby. W sumie to było ponad sto obiektów. Były to rzeźby wielkością przewyższające człowieka. Od stacji do stacji sunęły tłumy modlących się pątników. Organizowano całe misteria. Wójt wcielał się w postać Piłata i z rajcami, „wydawał” wyrok na Jezusa. Tłum pątników żądał ukrzyżowania, a potem uwolnienia Barabasza. To musiało robić wrażenie!
Zakończeniem kalwaryjskiej drogi był kościół pod wezwaniem Krzyża Świętego. Teraz na jego miejscu stoi cmentarz. Ze starej, rozbudowanej Drogi Krzyżowej pozostały tylko dwie rzeźby: Chrystus niosący Krzyż i Chrystus złożony do grobu. Czas zrobił już swoje: porośnięte mchem, wypłukane przez deszcz, robią niesamowite wrażenie. Można je obejrzeć w parku na Mariankach, wkomponowane w nowe stacje pasji.
Upadek Jerozolimy
Piękna w swym zamyśle Nowa Jerozolima, nie przetrwała próby czasu. Już w 1687 roku, po śmierci fundatora bp. Wierzbowskiego, jeden z kronikarzy pisał: „Z dniem śmierci księdza prymasa skończyła się cała pomyślność i dobrobyt miasta…”.
Kiedyś stało tu około trzydziestu pięciu stacji Drogi Krzyżowej, a między nimi znajdowały się rzeźby. Od stacji do stacji sunęły tłumy modlących się pątników
Fot: Joanna Jureczko-Wilk
Kilkadziesiąt lat później mieszkańców miasta zdziesiątkowała epidemia dżumy, a zabudowania strawił pożar. Po rozbiorach, Góra znalazła się pod zaborem pruskim. Wraz z osadnikami z Niemiec, do Nowej Jerozolimy przybyli żydzi i ewangelicy. Po 1815 roku, kiedy miasto weszło w skład Księstwa Warszawskiego, stacjonowały w nim oddziały rosyjskie. W mieście wybudowano cerkiew.
Nikt już nie mówił o Nowej Jerozolimie, bo w oficjalnych dokumentach używano nazwy Góra Kalwaria. W 1864 roku w mieście nie było już zakonów, a dawne klasztory zamieniono w koszary albo popadły w ruinę.
Historia w herbie
Z wielkich zamierzeń bp. Wierzbowskiego niewiele dziś zostało. Zachowała się kaplica Piłata, zwana teraz „kościołem na górce” i Wieczernik. Na Kalwarii, w miejscu dawnego kościoła Świętego Krzyża i klasztoru, znajduje się cmentarz. Ostatnie ślady zabudowań, czyli część fosy, okalającej kościół, zasypano pięćdziesiąt lat temu, podczas budowy kolei. Na miejscu danego klasztoru dominikanów stoją koszary, a konwikt pijarów został zastąpiony domem opieki społecznej. Ale mieszkańcy miasta do dzisiaj używają „jerozolimskich” nazw: Cedron to rzeczka u podnóża skarpy wiślanej , Betlejem – Domu Opieki, Kalwaria – katolicki cmentarz, a Wieczernik to kościół na Mariankach.
Herb miasta znowu powrócił do formy, w jakiej został zatwierdzony przez króla Korybuta: na tle nieba, nad ziemią widnieje krzyż; w jego centralnym punkcie umieszczone jest serce, poniżej słońce, powyżej księżyc. Herb nawiązuje do niezwykłego zdarzenia, jakie miało miejsce w Górze w drugi dzień Bożego Narodzenia w 1668 roku. Wtedy po zachodniej tronie nieba, wschodzące słońce niejako stanęło u podnóża postawionego tam krzyża. Zachodzący, jeszcze widoczny księżyc, najpierw znalazł się na przecięciu ramion, przybierając formę serca, a potem przesunął się ponad krzyż.
Co jakiś czas odzywają się głosy, by odbudować stacje Drogi Krzyżowej w ich dawnej formie, by przywrócić miastu pierwotny charakter. Ale ze względu na urbanistykę miasta, na gęstą zabudowę, wydaje się to mało prawdopodobne – mówi o. Kosmowski.
Kalwaria na Mariankach
W latach osiemdziesiątych ks. Jan Bukowicz MIC, ówczesny kustosz kościoła Wieczerzy Pańskiej na Mariankach, chciał przywrócić miastu charakter kalwaryjski. Pomyślał, że Droga Krzyżowa, mniejsza niż pierwotna, mogłaby powstać w parku otaczającym kościół. Przez dwanaście lat warszawska rzeźbiarka Anna Grocholska wykuwała ją w piętnastu blokach kamienia szydłowieckiego. Każda z piętnastu stacji – kapliczek to odrębna opowieść o ofierze Jezusa, o ludziach jej towarzyszących i obserwujących, także o nas samych.
„To dzieło Anna Grochowska powierzyła podczas uroczystego poświęcenia stróżom Wieczernika – marianom, a także mieszkańcom Góry Kalwarii, szczególnie młodzieży. Droga Krzyżowa to dzieło sztuki szczególne, jest bowiem zapisanym w kamieniu słowem o Panu Jezusie Chrystusie i zarazem słowem o drodze ludzkiego życia” – napisał we wstępie do albumu o kalwaryjskim przedsięwzięciu ks. Adam Boniecki MIC.
Kalwaria na Mariankach to rzeczywiście dzieło niezwykłe. Stoi w miejscu sprzyjającym kontemplacji, w sąsiedztwie Wieczernika z sarkofagiem założyciela marianów bł. o. Stanisława Papczyńskiego. I bardzo mocno wiąże się z Górą Kalwarią. W albumie „Meditationes”, zawierającym teksty rozważań przy poszczególnych do poszczególnych stacji, Anna Grochowska opisuje, jak w powstającym dziele uwieczniła codzienność. Kiedy rzeźbiąc drugą kapliczkę, dowiedziała się o śmierci swojej 19-letniej krewnej, na pamiątkę tego wypadku, rzeźbie chłopca, który trzyma konia, dorobiła w oczach łzy. Wśród wielu postaci mariańskiej pasji są okoliczni mieszkańcy, wąsaty ambasador Włoch, dwaj kandydaci na zakonników… Jest wiele symboli i odniesień do współczesności, do życia każdego, kto chce iść za Chrystusem i nieść swój krzyż.
Odkryć Golgotę
Po wrześniowej beatyfikacji założyciela marianów o. Stanisława Papczyńskiego, do jego grobu na Mariankach przyjeżdża wielu pielgrzymów. Błogosławiony jest orędownikiem w sprawach szczególnie trudnych: uzależnień, uwikłań, zniewoleń… Lista intencji jest długa. Przyjeżdżają do niego ludzie, którzy niosą szczególny krzyż bezradności wobec cierpienia bliskich i ci, którzy sami z tym cierpieniem się zmagają. Od grobu błogosławionego idą na Kalwarię, by w ciszy łączyć swoje życie z krzyżem Jezusa.
To Jan Paweł II „wypromował” Drogę Krzyżową w zewnętrznej formie. Pojawiły się Drogi Krzyżowe idące ulicami miast, które są swoistą manifestacją wiary. Dużą popularnością cieszy się Golgota w sanktuarium w Licheniu. Ludziom potrzebne jest tego typu przeżycie – podkreśla o. Wojciech Skóra MIC, nowy kustosz grobu bł. o. Papczyńskiego na Mariankach.
Dlatego o. Skóra chce zachęcić do wspólnego rozważania Męki Pańskiej na kalwaryjskich dróżkach. W planach ma odprawianie Drogi Krzyżowej w każdy piątek, przez cały rok. Ponieważ ostatnia, piętnasta stacja pokazuje nadzieję Zmartwychwstania, rozważania można by prowadzić także w okresie wielkanocnym. Ta piękna stacja jest szczególnie dedykowana tym, którzy na Mariankach szukają nadziei. Im właśnie przypomina, że droga człowieka wiedzie wprawdzie przez krzyż, ale kończy się zwycięstwem. Że nie mogą zatrzymać się na krzyżu.
Jedyna przeszkoda w realizacji tych planów jest dość prozaiczna. Marianki leżą na podmokłym terenie, a kalwaryjskie dróżki w parku nie są utwardzone. Od późnej jesieni do wiosny, nie można na nie wejść z powodu błota.
Chciałbym zagospodarować park i zrobić go bardziej dostępnym dla pielgrzymów i parafian. Stacje Drogi Krzyżowej wymagają odnowienia, mogłyby także być podświetlone. Jednak na wszelkie prace wymagana jest zgoda konserwatora zabytków – mówi nowy kustosz.
Zaraz jednak dodaje, że z planów nie rezygnuje, bo trudności to dla marianów codzienność. Wystarczy tylko prześledzić burzliwą historię kościoła na Mariankach, zmagania ojca założyciela i pierwszych braci o rozwój zgromadzenia. A poza tym zawsze u boku jest o. Papczyński – specjalista od spraw trudnych.
Joanna Jureczko-Wilk
Artykuł ukazał się w numerze 02/2008.