Piotr Hołyś |
Dobro, prawda oraz piękno to kanon wartości, które dla greckiego filozofa Platona były najważniejsze. Trudno w sposób bardziej ogólny niż starożytny myśliciel wskazać to, czym powinien się kierować każdy z nas. Dobro każdego członka społeczności z osobna, jak i społeczności jako całości; prawda o wszystkim, co nas otacza; piękno świata, które dla katolików świadczy o mocy Boga powołującego go do życia. O ile jednak rozważając osobno, czym jest każda z tych trzech wartości, najłatwiej jest wskazać prawdę – prawda to zgodność tego, co sądzimy, z tym, co jest (mówię, że człowiek ma dwie nogi, gdyż mam narzędzie – oczy – by stwierdzić ten fakt i o nim sądzić – mówić, myśleć, wiedzieć), o tyle najwięcej problemów sprawia piękno. Czym jest więc piękno?
„Sztuka piękna” – „piękna sztuka”?
Zwykło się uważać, iż piękno to estetyczna, harmonijna właściwość (cecha i pozytywna wartość) otaczającego świata, mająca zdolność zawierania się we wszystkim, poczynając od przyrody, kończąc na wytworach człowieka. W utworzonej przez człowieka cywilizacji do miary piękna od zawsze urastała przede wszystkim sztuka. To ona miała za zadanie ukazać walor piękna. Poprzez wysublimowane słowa, opisy wydarzeń, postaci, obrazy chwały i porażek nadto wskazywano na inne wartości. Piękne było to, co starało się naśladować rzeczywistość, oddać jej najlepszą formę (jest to więc wartość prawdy). Na tej zasadzie powstawały literatura, rzeźba, malarstwo, teatr, architektura. Poprzez tę ostatnią człowiek niejako chciał oddać hołd Bogu, tak czy inaczej pojmowanemu ze względu na dany kraj czy kulturę – świątynie Akropolu poświęcano bogom greckim, a strzeliste katedry gotyckie o wieżach sięgających 150 metrów były wyrazem łączności Boga chrześcijan z ziemskim światem. Klasyczna sztuka ufundowana na tak rozumianym pięknie od zawsze wzbudzała podziw człowieka, choć miała i swoich przeciwników.
Idea jednego rozumienia obiektywnego piękna wyrażanego przez sztukę dziś jest trudna do przełożenia na grunt życia w nowoczesnym społeczeństwie. W obecnym świecie, pełnym ludzi o różnych preferencjach, istnieje wielość punktów widzenia na piękno i sztukę. Chciałoby się rzec, iż obecnie każdy ma swoją definicję piękna, każdy inaczej ją widzi, każdy może być twórcą własnej wizji artystycznej. Nie ma jednej sztuki, ale czy nie ma jednego piękna? Jak więc my Polacy możemy odbierać piękno, skoro jedna jego definicja nie istnieje? Na jakiej podstawie się ono zasadza? Czy Polacy mogą wskazać w jasny sposób to, co jest piękne, oraz to, co odchodzi od tej wartości w sposób diametralny?
Polacy a recepcja piękna
Jak pokazują badania, z uczestnictwem w kulturze rozumianej jako sztuka, jest u nas nie najlepiej. Polacy w porównaniu z innymi narodami europejskimi czytają mniej prozy i liryki, uczęszczają rzadziej do teatrów i kin. Z chodzeniem do muzeów, a więc oglądaniem reliktów kultury i sztuki dawnej, jest lepiej, choć może wyłącznie dlatego że raz w roku organizowana jest akcja darmowych muzeów (na Zachodzie, co należy zaznaczyć, muzeum z bezpłatnym wejściem to nie novum). Można by stwierdzić, iż przyczyną tych zaniedbań jest brak funduszy lub po prostu własne lenistwo – łatwiej jest usiąść przed szklanym ekranem telewizora, niż obejrzeć dobrą sztukę (wyłączając oczywiście przykład Teatru Telewizji) bądź przeczytać książkę. Czy to jednak na pewno źle?
Pamiętam, jak na zajęciach z „Fikcji literackiej” prowadzący wyszedł z tezą, iż „nie należy wszystkiego czytać”. Zdanie to wyrażone przez profesora i zarazem erudytę bardzo mnie zdziwiło, gdyż od zawsze uważałem, iż czytać należy więcej aniżeli mniej. Obcowanie z każdą dziedziną sztuki, a tym bardziej z literaturą, daje nam szerszy obraz świata. Polacy, którzy mają problemy z kontaktem z pięknem rozumianym jako sztuka, tym bardziej powinni być zachęcani do jak najczęstszej styczności z różną literaturą, teatrem, filmem itp. Zdanie, iż nie trzeba czytać wszystkiego, mieć kontaktu ze wszystkim, co oferuje sztuka najnowsza, wtedy mnie dziwiło, teraz jednak odnajduję w nim jakiś sens. Postaram się z lekką dozą nonszalancji i ironii odpowiedzieć na pytanie, dlaczego my Polacy, chociaż cechujemy się najwyższym w nowoczesnej Europie procentem wskazywania na obiektywność prawdy, powinniśmy stronić od oferowanego nam przez nowoczesny świat rozumienia wartości piękna sztuki.
Wydarzeniem, które zostało tylko wspomniane w polskich mediach, były tegoroczne akcje związane ze sztuką autorstwa Romana Castellucciego Na koncepcji twarzy Syna Bożego, graną na deskach paryskiego teatru Chatelet. Sztuka, której tematem jest Bóg, Jezus, idee katolickie, sprzeciw wobec nich, poszukiwanie prawdy w kontekście religijności, nie jest czymś nowym. Ale czy nowe jest ukazanie sprzeciwu wobec religii, idei chrześcijańskich na zasadzie profanacji wizerunku Syna Bożego? Chciałbym z całego serca tutaj odpowiedzieć: tak, jest to coś, co wcześniej nie miało miejsca oraz że jest to nowość – odstępstwo od kanonu sztuki dążącej do ideału, doskonałości. Niestety profanacja, która w tym przypadku polegała na obrzucaniu wizerunku Jezusa kamieniami i ekskrementami (lub też według zwolenników inscenizacji – brązową farbą symbolizującą ekskrementy), bez względu na szacunek do pewnych grup wartości cennych dla chrześcijan, nie jest czymś nowym. Jest to powielenie tych działań, o których niejednokrotnie wspominał Waldemar Łysiak, a które dla nowoczesnej Europy stanowią element wyzwolenia, swoistą karmę poprzez odrzucenie w sposób wulgarny tego, co w świadomości Europejczyków stanowi o zacofaniu – a tą rzeczą jest dla nich niestety niejednokrotnie wiara katolicka. To samo tyczy się instalacji Doroty Nieznalskiej, Chrisa Ofili (który za przedmiot prowokacji obrał sobie wizerunek Matki Boskiej), czy wulgarnych książek Elfriede Jelinek oraz Doroty Masłowskiej. Czy obcowania z taką „sztuką” i takim „pięknem” potrzebują Polacy? Czy potrzebne jest wchodzenie w tę kulturę, tzw. kulturę wysoką, „elitarną” nowoczesnego świata? Czy to ma być wyraz obiektywnego piękna? Skoro to jest piękno, co stanowi o brzydocie?
Sztuka ma za zadanie ukazywać przede wszystkim piękno. Maksymilian Gierymski, Polowanie w lesie
Gdy zadawane są tego typu pytania, wracam pamięcią do metaforycznego stwierdzenia, iż: „nie wszystkie książki czytać trzeba”. Mówi się bowiem często, że nie wszystko złoto, co się świeci. Nie wszystko także musi być sztuką przez wielkie Sz, nawet gdy sygnowane jest tytułem „bestseller”, „hit”, „kontrowersyjna powieść” lub ogólnie książki, sztuki teatralnej, filmu, rzeźby czy fotografii „na miarę naszych czasów”. Bo jeżeli wyznacznikiem „naszych czasów” są podane powyżej przykłady, to jakie mamy czasy? Jakie elity intelektualne, artystyczne?
Stara sztuka nowego piękna?
Jak uczą nas Platon, ale także Arystoteles, św. Augustyn czy św. Tomasz, piękno rozumiane jako sztuka nie potrzebuje kontrowersji, lekceważenia ważnych dla milionów ludzi wartości. Ostatni z wymienionych myślicieli sam zresztą piękno kojarzył z niczym innym, jak z umiarkowaniem. Czytamy u niego, że „Wprawdzie piękno jest cechą każdej cnoty, to jednak przypisuje się je głównie umiarkowaniu, a to z dwu powodów. Po pierwsze, z powodu powszechnej natury umiarkowania cechującą się powściągliwością i proporcją, będącą podstawową cechą piękna. Po drugie, ponieważ to, od czego powstrzymuje umiarkowanie, jest czymś w człowieku najniższym, należącym do jego natury zwierzęcej (…). Dlatego piękność przypisuje się głównie umiarkowaniu jako temu, które głównie chroni człowieka przed brzydotą”
Piękno dla zwolennika realnie i obiektywnie istniejących wartości zasadza się na prostocie. Nie na darmo stare polskie powiedzenie mówi, iż „małe jest piękne”. „Małe” to w tym znaczeniu „proste”. Na tej prostolinijności i kunszcie oparta jest owa wartość. Piękno nie wyklucza prostoty i prostota nie wyklucza piękna. Poza tym istnieje rozróżnienie: piękne – brzydkie. Piękne jawi się w sposób oczywisty jako coś pozytywnego, brzydota jest realnie możliwa do określenia jako coś przeciwnego pięknu. Na tym wszystkim ufundowana jest literatura, rzeźba, architektura, proza i liryka lat minionych (ale także film i teatr), które obfitują niejednokrotnie w prosty i klarowny przekaz. Wystarczy wziąć do ręki poezję Jana Kochanowskiego. Pieśń świętojańska o sobótce nie ma w sobie nic z kontrowersji. Wychwala zaś życie na wsi, proste, poddane Bogu, rytmowi pór roku. Piękna poezja mówi tu o pięknie, tym, co ważne, niezwykłe w swojej prostocie. Podobnie ma się sprawa z powieściami Sienkiewicza, Reymonta, Prusa (aczkolwiek innymi, jeżeli chodzi o styl, formę, objętość). Bogactwo opisów ukazuje postaci i wydarzenia, które niosą ze sobą przesłanie, prawdę historyczną, utrwalają polską tożsamość, budują uczucie polskości. Czy do tego zdolna jest sztuka kontrowersyjna?
My Polacy nie musimy czytać wszystkiego. Nie wszystko bowiem jest piękne i odzwierciedla piękno świata stworzonego przez Boga. Sztuka, która nie ma w sobie nic z rozumianego dla każdego piękna, nie jest sztuką piękną. Możliwe, że w ogóle nie jest sztuką. Co więc „należy czytać”? Na to pytanie można odpowiedzieć zarówno w sposób prosty, jak i skomplikowany. Należy czytać to, co jest piękne, to, co mówi o prawdzie, dobru i im służy. To, co nie skupia się na kontrowersji, nie obraża dla obrażania, nie przebrzmiewa wraz z przejściem mody. My Polacy powinniśmy wyjść od tego, co wiekowe, szczególnie polskie. Na tradycji, nie tylko na antycznych tekstach, zasadza się ta wartość, które nazywa się Piękno.