Wojciech Janicki |
Film Wojciecha Smarzowskiego, nagrodzony siedmioma Orłami Polskiej Akademii Filmowej, to pierwszy obraz przedstawiający Warmię i Mazury po 1945 roku
Róża jest bardzo dobrym filmem w sensie warsztatowym i z udziałem świetnych aktorów. Osią filmu jest obraz skomplikowanej, ale pięknej miłości głównych bohaterów: warszawskiego powstańca AK i wdowy po niemieckim żołnierzu Wehrmachtu – Polki należącej do ludności mazurskiej, urodzonej i wychowanej pod niemieckim panowaniem w Prusach Wschodnich, która przywiązana do swojej ziemi ojczystej odmawia po wojnie wyjazdu do Niemiec.
„Róża” to pierwszy film na polskich ekranach, który przedstawia obraz Mazur i Warmii w 1945 r. po przyłączeniu tych ziem do państwa polskiego. Podobnie jak to się działo w utworach tzw. szkoły polskiej, pokazuje tylko pewien fragment ówczesnej rzeczywistości: realia dramatu miejscowej ludności mazurskiej i niemieckiej gnębionej w bestialski sposób przez sołdatów zwycięskiej Armii Czerwonej oraz przybyłych z Polski ubowców, działaczy PPR i kolaborujących z nimi osadników napływających z północnego Mazowsza. Jest obraz gwałtów, rabunków, aktów zwykłego bandytyzmu, jakiego dopuszczali się „wyzwoliciele” tych ziem, także po ustaniu walk frontowych. Jest to jednak obraz wyrwany z szerszego kontekstu historii tamtych czasów, a zatem jak każda półprawda – mylący.
Rzecz w tym, że większość widzów, w tym przede wszystkim młodego pokolenia, nie posiada wiedzy o przeszłości i czerpie ją tylko z ekranu. Tak się dzieje nie tylko w Polsce, ale i na świecie, np. w Niemczech, co ma swoje znaczenie także w kontekście sporów dotyczących problemu tzw. wypędzeń ludności niemieckiej po II wojnie światowej. Uwaga twórców filmu skupia się przede wszystkim na tragicznych losach ówczesnych mieszkańców Prus Wschodnich gnębionych przez Rosjan i Polaków odgrywających tu rolę bezwzględnych najeźdźców. Jest tu wprawdzie „przyzwoity” Polak, warszawski powstaniec, opiekujący się swoją, chorą zresztą, miejscową partnerką i jej córką, ale on też jest napiętnowany przez nową władzę i należy do formacji schodzącej, bez perspektyw na przyszłość. „Nie nadajesz się do tego świata” – mówi mu miejscowy ubek.
W „Róży” nie pokazano, że to sami Niemcy Niemcom zgotowali ich los. Jest wprawdzie w filmie trochę sztucznie przylepiona scena pokazująca esesmana, który podczas powstania warszawskiego gwałci młodą Polkę, żonę bohatera utworu, ale jest to wszystko, co na temat nazistowskich zbrodni pokazuje film.
Uwaga twórców filmu skupia się na tragicznych losach mieszkańców Prus Wschodnich gnębionych przez Rosjan i Polaków odgrywających tu rolę bezwzględnych najeźdźców, kadr z filmu „Róża
Film pozostawia widza w przekonaniu, że Warmia i Mazury dostały się w polskie ręce wbrew woli także jej polskich mieszkańców. Bo przecież z ust ubowców dowiadujemy się, że i miejscowi Polacy w plebiscycie z 1920 r. głosowali za przynależnością do Niemiec, a potem w wolnych wyborach zaakceptowali rządy Hitlera i jego partii. Wprawdzie niemiecki pastor przyznaje, że to „my odbieraliśmy im tożsamość”, ale dodaje, że nowa władza robi to samo. Nie odnosząc się do historii Prus Wschodnich i ich wieloletnich związków z Rzeczpospolitą Obojga Narodów, nie można interpretować faktów. Oczywiście film fabularny nie musi i nie może być kopią podręcznika historii. Jednak bez wzmianki o działalności Związku Polaków w Niemczech na tych ziemiach i jego placówkach kulturalnych, prasowych i wydawniczych oraz o brutalnym tępieniu polskości w czasach Bismarcka i Hitlera widz staje się przedmiotem fałszywej manipulacji obrazem rzeczywistości wyrywkowo tylko pokazanej w „Róży”.
A przecież miejscowa ludność, zanim stała się ofiarą brutalnego odwetu na III Rzeszy ze strony wojsk I Ukraińskiego Frontu dowodzonego przez marszałka Rokossowskiego, doznała represji z rąk SS i Gestapo. Po zajęciu Wilna zbliżająca się do granicy Prus Wschodnich ofensywa Armii Czerwonej wzbudziła popłoch wśród miejscowej ludności niemieckiej świadomej groźby odwetu za hitlerowskie zbrodnie popełnione w czasie okupacji ZSRR. Początkowe próby ucieczki na Zachód, uznane przez władze niemieckie za objaw defetyzmu i zdrady, zostały brutalnie powstrzymane. W dalszej fazie wydarzeń te same władze zarządziły przymusową ewakuację ludności cywilnej z zagrożonych terenów. W warunkach ciężkiej zimy na przełomie lat 1944- 1945 tysiące uciekinierów ginęło od mrozu, głodu oraz bomb i serii z karabinów maszynowych z sowieckich samolotów. Na obszarach zajętych już przez wojska Rokossowskiego działały na ich tyłach dywersyjne grupy tzw. Werwolfu, atakujące zarówno powstające tu placówki polskiej administracji, jak i ludność cywilną, dążąc do destabilizacji terytorium przyznanego Polsce. Z nimi walczyły nie tylko oficjalne władze, ale i partyzanci z Nadniemeńskiego Zgrupowania AK dowodzeni przez słynnego majora Łupaszkę (Szyndzielorza), chroniąc także polskich autochtonów i osadników przed gwałtami ze strony rozpasanego sowieckiego żołdactwa.
Film nie zawiera też choćby aluzji do czasów, które odmienią „ten świat”. Pozostawia widza z głęboko wbitym w serce cierniem beznadziejności i niewiary w przyszłość. Piękna opowieść o miłości nie daje temu filmowi dostatecznego alibi, nie równoważy wypaczenia obrazu tamtych czasów. Mazury, aspirujące dziś do tytułu jednego z siedmiu cudów współczesnego świata, zasługują na pełniejszą wizję swojej przeszłości.