Krzysztof Tarnowski |
Jednym z głównych przesłań, jakie pozostawił po sobie Jan Paweł II, jest świadectwo jego życia i otwarcie się na drugiego człowieka
Jan Paweł II całym swoim życiem zaświadczał o poświęcaniu się dla innych. Miał rzadką umiejętność godzenia własnych potrzeb, pragnień i czysto ludzkich ambicji (a także misji) z potrzebami i pragnieniami innych ludzi, tak obcą współczesnej filozofii życia. Jan Paweł II doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożeń, jakie niosą ze sobą egoizm i hedonizm współczesnego świata. I wyjątkowo trafnie definiował jego źródło.
Jak mało kto zdawał sobie sprawę, jak niezwykle ważną rolę we współczesnym świecie odgrywają mass media. Człowiek współczesny, właśnie za sprawą mediów, coraz bardziej koncentruje się na sobie. Słynny już slogan medialny – jesteś tego warta (warty) – stał się hasłem przewodnim medialnych pokoleń. W podbijaniu tego bębenka egoizmu media osiągnęły już niemal stan perfekcji. Co paradoksalne, ta „ciemna strona medialnej mocy” wyposaża swoich mentorów w coraz doskonalsze i skuteczniejsze narzędzia walki. Do najbardziej efektywnych stał się dar krasomówstwa i pięknych słów ludzi mediów (im bardziej myślą o sobie, tym piękniej mówią o innych). Na tym tle szczególnego znaczenia nabrały apele Jana Pawła II o otwarcie się na innych. „Być czy mieć” to dylemat, do którego nieustannie i przy różnych okazjach powracał Ojciec Święty. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że stał się on jednym z najbardziej istotnych elementów jego 27- letniego pontyfikatu.
Czy cały ten wysiłek Jana Pawła II odszedł wraz z nim i był tylko głosem wołającego na puszczy? Ziarno zostało posiane, a czas pokaże, z jakim skutkiem. Owocem nauczania papieża stało się pokolenie określane powszechnie mianem „pokolenia JPII”. I chociaż w opinii wielu socjologów zjawisko pokolenia JPII jest tylko sztucznym tworem (nomen omen właśnie) medialnym, tym niemniej stał się on faktem, a forma jego zaistnienia ma w tym przypadku znaczenie drugorzędne, ponieważ jak mówi Pismo: „Niezbadane są ścieżki Pana”. Pokolenie JPII z chwilą odejścia swojego przewodnika i Ojca duchowego stanęło przed szczególnymi wyzwaniami. Do największych należą właśnie zagrożenia medialne i promowany przez nie styl życia oraz system wartości. Media dla wielu, jeśli nie dla zdecydowanej większości, stały się synonimem mędrca współczesnego świata. Czym przy takim globalnym autorytecie staje się głos pojedynczego człowieka (choćby nawet głowy Kościoła) i zwykłego rozsądku…
Życie z Bogiem
Obserwujemy konsekwentne dążenia do całkowitej eliminacji Boga z naszej świadomości i powolnym zastępowaniem Go „postępowym światowym ateizmem”. Tak chętnie cytowane w mediach słowa o potrzebie rozdzielenia wiary i władzy – o oddaniu cesarzowi, co cesarskie, a co boskie, Bogu – to kolejna, przewrotna interpretacja treści Pisma Świętego, które zawsze należy rozumieć w zgodzie z treścią Ewangelii. Z Biblii jednoznacznie wynika, że realnie pod pojęciem tego, „co cesarskie”, jest wszystko to, czym szatan kusił Chrystusa na pustyni – ziemskie dobra, władza…
Cesarskie, czyli ułudne i marne, bezwartościowe, ulotne, przemijające, i to oddacie tym, którzy tego chcą i tego pożądają. Wszystko, co wartościowe, nieprzemijające i ponadczasowe należy się Bogu, bo pochodzi od Niego i jest Jego własnością. W tym także los i życie ziemskich władców. W istocie ziemscy władcy są własnością Boga, a żyją tylko iluzją – pozorami władzy, którą w każdej chwili mogą utracić – czy to zostać obaleni, czy zapaść na jakąś ciężką chorobę, czy w każdej chwili umrzeć. Władcy ziemscy mają tylko władzę pozorną, ulotną, a tą właściwą i trwałą ma tylko Bóg.
To, że cywilizacja ludzka nie jest doskonała, widzi każdy, jednak owa ułomność nie jest owocem istnienia Boga, a raczej Jego nieobecności w naszym codziennym życiu. Odwoływanie się i promowanie tezy o konieczności rozdziału państwa od Boga, nie jest lekarstwem, a drogą do samozagłady. O naszych codziennych decyzjach, postawach, sposobie myślenia decyduje nasza wewnętrzna, duchowa świadomość. To, jak postępujemy w biznesie, pracy i zwykłych relacjach międzyludzkich, zależy w znacznej mierze – jeżeli nie wyłącznie – od tego, jaki mamy system wartości.
Nie można i nie da się eliminować z życia czegoś, co jest jego istotą, powietrzem i chlebem, bo bez Boga nie ma bytu i wszechświata. Bóg jest bytem, życiem, kosmosem i wszystkim – alfą i omegą.
Hedonizm jako choroba cywilizacyjna
Wydaje się, że współcześnie do największych problemów ludzkości należą nadmiernie rozbudzone ambicje. Niebagatelną zasługę w tym negatywnym procesie ich rozbudzaniaodgrywają właśnie media. Co prawda ten problem zawsze istniał, ale nigdy w takim stopniu i takiej skali. Współczesne media uwolniły demona, któremu na imię „ja”. I to „ja” ponad wszystko. Ambicja, życiowa zachłanność i żądza posiadania dóbr doczesnych przybiera skrajnie drastyczne formy i staje się wszechobecna. Dochodzi już do tak paradoksalnych sytuacji, że z powodu egoizmu i własnych ambicji nawet matki – tradycyjny symbol oddania, poświęcenia i macierzyńskiej miłości – z chęci wygodnego życia nie chcą mieć dzieci (naturalnego i biologicznego sensu ich życia oraz źródła największej radości), a kiedy już je mają, to zaczynają postrzegać je jako swoistą przeszkodę w karierze i konkurencję w wyścigu o dobra doczesne. Podobnie mutują relacje wewnątrzrodzinne i małżeńskie. Partnerzy coraz częściej postrzegają rodzinę i swojego współmałżonka nie jako obiekt miłości i szczęścia, a jako zbędną przeszkodę i dodatkowe obciążenie.
Chrześcijaństwo przykłada szczególną wagę do znaczenia prawdy, stanowi ona jego credo
Fot. Dominik Różański
Teoretycznie każdy z nas uważa się za osobę inteligentną (a nawet często za szczególnie inteligentną). Jednak istnieje pewna subtelna, ale zasadnicza różnica między pojęciem inteligencji a mądrością, która pośrednio leży u podłoża problemów współczesnej cywilizacji. Inteligencja – ujmując to najogólniej – jest umiejętnością umysłu do rozwiązywania określonych problemów, stopniem jego możliwości, sprawnością samą w sobie, niezależną od tego, czemu służy lub do czego jest wykorzystywana. Można ją przyrównać do sprawności operacyjnej lub wydajności komputera. Ta wydajność może być różna; od bardzo wysokiej, poprzez przeciętną, do skrajnie niskiej i nie ma nic wspólnego z tym, czym się zajmuje, czyli jakie dane przerabia – prawdziwe czy fałszywe. Rolą zarówno komputera, jak i tak rozumianego intelektualisty, jest tylko możliwie jak najsprawniejsza obróbka danych. Kiedy potrzeba obronić kłamliwą tezę, sprawny intelektualista wywiąże się z tego równie dobrze jak w przypadku obrony prawdy. Dlatego wybitnie inteligentnym człowiekiem może być nawet ktoś skrajnie podły. Komputer i sprawny intelektualista nie wnikają w istotę danych (czy są one słuszne, czy też nie), bo wnikanie w istotę informacji, czyli w prawdę, to już nie jest zakres ich działalności. To domena zastrzeżona dla mądrości, bo mądrość zależna jest od stanu faktycznego – od PRAWDY. I w tym kontekście, miejmy nadzieję, że pokolenie JPII dokona właściwego wyboru.
Znaczenie prawdy
Chrześcijaństwo przykłada szczególną wagę do znaczenia prawdy i stanowi ona jego credo – „Prawda nas wyzwoli”, „Jam jest Prawdą”, „Po to się narodziłem, aby dać świadectwo prawdzie”.
I tu ukazuje się kolejny „problem” stojący przed pokoleniem JPII – konieczności przeciwstawienia się medialnej indoktrynacji. Media cechuje naturalna skłonność preferowania efekciarstwa, blichtru, obłudy, fałszu. Ludzie mediów swobodnie posługują się zarówno prawdą, półprawdą, jak i kłamstwem, i nie czują się w tym niczym skrępowani – żadnymi normami etycznymi, moralnymi, zasadami fair play. Ich hasłem nadrzędnym jest bowiem zasada, że cel uświęca środki.
W efekcie w medialnej rzeczywistości brylują cwani, sprawni umysłowo i elokwentni intelektualiści, na tle których ludzie uczciwi i mądrzy nie wypadają zbyt efektownie. Współcześnie prawda nie jest towarem, który dobrze sprzedaje się w mediach. Uczciwość nie zawsze jest atrakcyjna, a poza tym najczęściej jest skutecznie przesłaniana ujmującym sposobem zachowania, prezencją, elokwencją, erudycją, swobodą obycia, urokiem osobistym, oczytaniem, błyskotliwością, szybkością reakcji bądź rozległą wiedzą medialnych rekinów, co automatycznie zjednuje im aplauz gawiedzi, przysparza zwolenników i poparcie społeczne, podczas gdy w istocie są to często wyjątkowo przebiegłe, bezwzględne miernoty moralne i karły duchowe.
Kłamstw i zmyślanych na poczekaniu argumentów medialnych tuzów nie można uczciwie zaripostować. Stąd scena medialna jest bardzo nierówna, faworyzująca określony system wartości, a raczej jego brak. Kiedyś ograniczały ludzi pewne normy etyczne i zasady moralne. Kłamca, w przypadku jego zdemaskowania, był zwykle przekreślony społecznie i traktowany jak złoczyńca. Bo kłamstwo było analogiczne z niegodziwością. Obecnie w dyskusjach nikt nie zwraca uwagi na takie „drobiazgi”. Teraz dobry mówca awansuje publicznie niezależnie od tego, ile kłamie, byle był medialny.
Te medialne zmagania odbywające się na forum publicznym przypominają trochę walkę dwóch zawodników, z których jeden ma związane ręce (prawdą i faktami), a drugi dysponuje pełną swobodą działania, a dodatkowo posiłkuje się każdą bronią, jaką znajdzie w zasięgu ręki.
Zatem, czy ziarno, które zasiał w sercach pokolenia JPII Ojciec Święty, przyniesie owoce, zależy wyłącznie od nich samych, a tę sytuację można przyrównać do słynnej przypowieści o nasionach rzuconych na glebę jałową i żyzną. Miejmy też nadzieję w Duchu Świętym i pamiętnych słowach, które padły na obecnym placu Piłsudskiego, że zstąpi Duch Święty „i odmieni oblicze ziemi… Tej ziemi!”.