Tolerancja, ale dla…

2013/07/3
Piotr Hołyś

A miało być tak pięknie… Rok 1989, Okrągły Stół, zmiany polityczne, wejście do cywilizowanej i demokratycznej Europy, respektowanie praw człowieka, w tym prawa do wolności wypowiedzi, samostanowienia, sprzeciwu, pluralizm poglądów etc. Ogółem dopuszczenie do głosu tych, którzy mają coś do powiedzenia, nawet jeżeli ich głos jest sprzeczny ze światopoglądem reprezentowanym przez elity państwowe.

 

Z postulowanego modelu otwartej i tolerancyjnej sfery publicznej, do której każdy miałby akces, pozostał jedynie pusty postulat. Sama zaś idea tolerancyjnej agory o fundamentach opartych na dialogu, wzajemnym poszanowaniu odmienności, szanowanych przez dane środowiska wartości, kompromisie, odgraniczeniu „wolności” od „swawoli” prysła niczym bańka mydlana. W obecnych czasach bowiem dopuszczeniu do głosu jednych grup towarzyszy wykluczenie innych. Najdotkliwiej przekonuje się o tym Kościół i chrześcijanie, których niestety należy zaliczyć do grupy publicznie dyskryminowanej.

Tolerancyjny model sfery publicznej

Współczesna pluralistyczna sfera publiczna mająca najwięcej wspólnego z demokracją to „wymysł” (paradoksalnie) filozofów neomarksistowskich. Naczelnym hasłem odnoszącym się do powyższego zagadnienia było dopuszczenie do głosu niemalże każdego, kto miałby coś do zakomunikowania. Kryterium wystąpienia na tej nowoczesnej agorze były dwie zasady: współdziałania ludzkiego utożsamianego z tolerancją oraz zasada racjonalności. W poszczególnych debatach czy sporach międzyludzkich decydowała siła argumentu odwołującego się do rozumu ludzkiego. Postulat ten może być uznany jako słuszny – tylko najmądrzejsze jednostki i najmądrzejsze argumenty mogą „wygrać” spór. Jednak kierując się tymi kryteriami, nie wszyscy mogą zostać dopuszczeni do głosu. Albo inaczej… Dopuszczony jest każdy, ale i tak wygrają ci, którzy w swoim postępowaniu i argumentacji odejdą od jakichkolwiek mitów, tradycji, także religii, nawet w momencie, gdy prawdą jest, iż na ich fundamencie stoją prawidłowo funkcjonujące narody, grupy, instytucje, światopoglądy. Nie ma w tej sferze miejsca na jakiekolwiek legendy. Tylko „nagie” fakty mogą wieść prym i być respektowane.


Głośna jest ostatnio sprawa usunięcia krzyża z sali sejmowej podnoszona przez ruch Palikota

Takie postawienie sprawy miało dwa plusy. Po pierwsze, na równych prawach każdego dopuszczamy do głosu. Po drugie, siadamy z nim przy ławie i debatujemy, odrzucając później najmniej „rzeczowe” argumenty. Idea habermasowskiej (od twórcy koncepcji – Jurgena Habermasa) sfery publicznej mającej jednak więcej wad niż zalet (np. zrównujemy tu głupiego i mądrego, interesy grup licznych z interesem jednej tylko jednostki, odrzucamy zakorzenienie i wartości płynące z różnych tradycji, uznanych – jak wskazane zostało powyżej – za oznakę mitu) w dzisiejszym, polskim przede wszystkim społeczeństwie nie ma przełożenia. Świadczą o tym głosy chcące w każdy niemal sposób wyrugować z debaty i przestrzeni publicznej katolików oraz ich oznaki obecności w owej sferze.

Zabiegi wykluczania ze sfery publicznej

Dyskryminowanie Kościoła, katolików i usuwanie ich ze sfery publicznej w „cywilizowanym” i zglobalizowanym XXI wieku urosło do niewyobrażalnych miar. Nie chodzi tu tylko o słowną agresję znaną z obecnych w przestrzeni medialnej wypowiedzi typu: „Kościół ukradł państwo” (Janusz Palikot), . „W Polsce powstało państwo wyznaniowe. (…) To jest brak neutralności światopoglądowej w stanowieniu prawa (… ), to jest bez pośrednie finansowanie instytucji kościelnych i duchowieństwa z budżetu państwa i budżetów samorządowych (… ), to jest też afirmacja religii przez organy władzy publicznej: religijny charakter ceremoniału państwowego, krzyże w instytucjach państwowych, przedszkolach, szkołach” (Joanna Senyszyn), dalej określeń na zasadzie wyliczeń wypowiadanych jednym tchem: „mohery, katole, ciemnogród, oszołomy” czy haseł znanych chociażby z zajść, jakie miały miejsce w sierpniu 2010 r. przed Pałacem Prezydenckim (np. „Kto nie skacze, ten spod krzyża”). Poza powyższymi do zabiegów wykluczających można zaliczyć zarówno eliminowanie wszystkiego, co z wiarą jest związane, jak i tego, co objawia się w symbolach, a także wartościach cennych dla katolików. W skrajnych przypadkach za tego typu działania można uznać wulgarne obśmiewanie oraz znieważanie osób identyfikujących się z katolicyzmem i wspomnianych wartości, przedmiotów kultu etc.

Aby nie być gołosłownym, na potwierdzenie powyższych tez przytoczmy kilka przykładów z zagranicznego oraz rodzimego „podwórka”. Pierwsze – podwórko zagraniczne. W ciągu zaledwie ostatnich kilku miesięcy można było zaobserwować w zachodniej Europie, szczególnie Francji czy w Wielkiej Brytanii, przypadki powszechnego znieważania katolików i wiary. W Paryżu (o czym był już mowa na łamach „Naszego Głosu”) mieliśmy do czynienia z wystawieniem sztuki teatralnej, podczas której wizerunek Chrystusa był obrzucany kamieniami i ekskrementami. Wyrażające swój sprzeciw wobec tego aktu środowiska katolickie, które wtargnęły na scenę teatru, zostały postawione przed sąd i oskarżone o zakłócanie porządku publicznego (innymi słowy nastąpiła zamiana ofiary i oprawcy). Podobnie stało się w przypadku protestów dotyczących innej sztuki „Piknik na Golgocie” oskarżanej o bluźnierstwo. Marsz będący efektem protestów skupiający od 2 do 4 tysięcy ludzi został określony przez jego oponentów jako faszystowski, negujący wolność słowa i wolność twórczą.

W Anglii z kolei wśród newsów mówiących o nawet najmniejszych przejawach rasizmu i dyskryminowania osób mających ciemny odcień skóry drugoplanowa stała się informacja o tym, jak znany komik Billy Connolly (de facto w filmie „Z archiwum X: Chcę wierzyć” wcielający się w postać księdza dopuszczającego się aktów pedofilii) posłużył się stronicami Biblii (dokładniej zaś Apokalipsy św. Jana) do zrobienia – używając angielszczyzny – roll-up cigarettes, a mówiąc po polsku: własnoręcznie zrobionych papierosów. Wszystko to oczywiście w ramach swobody artystycznej i tzw. wyrażania siebie. Nie należy także zapominać o pop kulturze. We wspomnianej Anglii hitem ostatnich miesięcy jest serial „Borgias” opowiadający o intrygach i kontaktach seksualnych papieża Aleksandra VI (granego przez Jeremy’ego Ironsa, znanego chociażby z głośnego filmu „Lolita”), natomiast ogólnopaństwowa telewizja BBC na przełomie grudnia i stycznia ukazała serial „Nativity”, gdzie Najświętsza Maryja Panna została przedstawiona jako – mówiąc delikatnie – dama lekkich obyczajów. Wspomniane wcześniej „Z archiwum X” tym razem w wersji serialowej za przejaw nieracjonalności uznaje wszelkie przejawy wiary katolickiej, w zamian główna postać – Fox Mulder – za to, co faktycznie realne, za to, czemu należy wierzyć, uznaje obecność kosmitów na Ziemi. Z kolei absolutny hit lata 2010 – klip i piosenka autorstwa Lady Gagi – prezentowała artystkę, która poza prezentowaniem się w „niepełnym” ubraniu, przebrana była za zakonnicę połykającą różaniec. Tego typu działania są również obecne na różnego rodzaju demonstracjach środowisk homoseksualnych, „twórczo” przebranych w szaty zakonnicy, księdza etc.


Spychanie na margines katolików wg hasła „nie ma wolności dla wrogów wolności” to zaprzeczenie haseł tolerancji
| Fot. Dominik Różański

Zatrważające? Z pewnością tak dla osób mających światopogląd katolicki. Zatrważające jest przede wszystkim to, iż zabiegi te stanowią nie tylko o wyśmianiu, wykluczeniu, lekceważeniu czy spychaniu na margines pewnych grup ludzi i ważnych dla nich elementów kształtujących ich tożsamość. Akty tego typu symbolicznej przemocy i marginalizacji są obecne wobec różnych grup i w różnych krajach. Zatrważające jest jednak to, iż przeważnie tego typu działania są pozytywnie promowane przez media. Czym jest bowiem wzmianka o celebrycie dopuszczającym się „niewinnego” przyrządzenia papierosika (jak czytamy w jednym z portali informacyjnych: to concoct a ciggie) wobec wielkich nagłówków wyrażających (słuszny zresztą) sprzeciw wobec wskazania o afrykańskich korzeniach wokalistki pop na lotnisku przez biały personel? Przykład Maryi Panny został z kolei objęty krytyką „drugiego planu”. Powszechny pierwszoplanowy sprzeciw został ulokowany wobec ukazania rabina w sposób antysemicki (rabin miał odmówić schronienia brzemiennej Maryi).

Krajowe podwórko również nie jest usłane różami. Wystarczy skupić się na deklaracjach jednej z partii, która jako priorytet (a więc sprawę niecierpiącą zwłoki) uznała nie likwidowanie bezrobocia, troskę o dług publiczny, poprawę funkcjonowania małych i średnich przedsiębiorców etc., a usunięcie krzyża. Jak można mniemać, według zwolenników tego rozwiązania symbol krzyża wprowadza więcej zamieszania w sferze publicznej niż chociażby wulgarne reklamy przedstawiające na wpół roznegliżowane kobiety w różnych pozach reklamujące w publicznych miejscach na billboardach cały wachlarz (publicznych) produktów i usług od klubów studenckich poprzez kuchenki gazowe, piwo, stacje kontroli pojazdów, kończąc na gładzi szpachlowej (wszystkie przykłady autentyczne). Przedstawiciele lewej strony sceny politycznej ponadto przedstawiają Kościół jako „upodlający kobietę” (hasło jednej z lubelskich kandydatek do Sejmu z ramienia partii lewicowej; do tej pory hasło nierozwinięte i niewyjaśnione za wskazaniem konkretnych przejawów tego działania), katolicy z Krakowskiego Przedmieścia jako osoby brudne (jeden z filmików zamieszczonych w sieci pokazuje młodzieńca wręczającego mydło modlącym się kobietom). Poza tym można wspomnieć o „sztuce” Doroty Nieznalskiej (profanacja krzyża na wzór profanacji wizerunku NMP przez Chrisa Ofilię), antyklerykalnych gazetach (wyrażających nie „coś”, a sprzeciw wobec „czegoś”), „sprawie” Nergala i profanacji Biblii czy zabiegi spychania na drugi plan ośrodków medialnych głoszących chrześcijański światopogląd – wykluczenie Telewizji Trwam z platformy cyfrowej, ogólnospołeczny sprzeciw wobec rozgłośni maryjnych i ich słuchaczy.


Mamy coraz częściej do czynienia z profanacją krzyża w przestrzeni publicznej

Do czego to prowadzi?

W powyższym chaosie przykładów wskazujących na co najmniej lekceważenie katolików jest pewna metoda. Jest nią ogólna tendencja do spychania chrześcijan na margines życia społecznego. Nie chodzi tutaj tylko o katolików. Falą krytyki są objęci różni ludzie i partie polityczne, które możemy nazwać konserwatywnymi, a które w swoim programie niejednokrotnie odwołują się do wartości katolickich. Poprzez tego typu działania wątpliwe jest wskazanie, iż nowoczesne i demokratyczne społeczeństwo polskie jest nastawione na jakąkolwiek tolerancję. Można tutaj mówić co najwyżej o „tolerancji ale dla”. Jest to tolerancja pisana małą literą, gdyż zakłada wybiórczość we wskazywaniu, kogo można dopuścić do głosu. „Tolerancja ale dla” homoseksualistów, świeckich, feministek, walczących o tzw. pokój na ziemi (swojego czasu pokojową Nagrodę Nobla otrzymała osoba, która przyczyniła się do zasadzenia kilku milionów drzew, a papież Jan Paweł II został w nominacjach „oczywiście” pominięty), niepełnosprawnych, osób o innym niż biały kolor skóry, tolerancja dla artystów dopuszczających się niszczenia Biblii (tolerancji dla duńskich karykatur profanujących Mahometa nie ma, ale to dopiero po ostrych zamieszkach, jakie były efektem zamieszczenia rysunków w prasie), morderców skazanych na karę śmierci etc. Bez względu na to, czy są one motywowane słusznymi przesłankami, czy nie, do owych grup katolików zdaje się nie kwalifikować. Mają oni bowiem godzić w debatę publiczną, zawłaszczać publiczną sferę i szerzyć agresję (przykład: dziennikarka jednej z komercyjnych stacji sugeruje, iż hasła z Marszy Niepodległości – „Bóg, Honor, Ojczyzna” – to przejaw agresji i nienawiści. Tym samym dla przeciwników Kościoła i inicjatyw, które mają koneksje z wiarą, osoby prezentujące katolicki światopogląd i wyrażający go w publicznej przestrzeni (w sposób werbalny czy za pomocą symboli) sieją w niej więcej zamętu niż pożytku. Spychanie na margines katolików wedle hasła „nie ma wolności dla wrogów wolności (zdanie przedstawiciela stowarzyszenia „Wolność, Równość, Solidarność” występującego przeciw Marszowi Niepodległości, nazywając go marszem faszystów) to nic innego, jak zaprzeczenie haseł tolerancji. Kolejny raz powstał wyścig – wypchnięcie kogoś – a dokładniej katolików – poza margines społeczny, nie oznacza sielanki, neutralnej świeckości, obojętności, równości itd. Oznacza w rzeczywistości, iż sporą część sfery (o ile nie całą) zawłaszczają sobie ci, którzy pragną wyrzucić z niej inne grupy. W ten sposób laicyzując sferę publiczną (tj. uciszając chrześcijan), stwarzają pole do zagospodarowania nie dla wspomnianej neutralności, świeckości, lecz ateistów, osób, które nie respektują pewnych zasad – uniwersalnych, chociaż wyrażonych także w negowanej przez siebie religii. Przykład: Mówiąc o upodlaniu kobiety przez Kościół i niejako negując tę instytucję, odrzuca się tym samym głoszony przez Kościół postulat rodziny jako podstawowej komórki społeczeństwa, godności kobiety i jej szczególnej roli, jaką jest rola matki. Odrzuca się plusy płynące z działalności misyjnej, postulaty miłości bliźniego, przykazania drugiej tablicy Dekalogu, mających przede wszystkim ogólnospołeczny zasięg, nie zaś ograniczony tylko do jednej z grup.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej