Towarzysze cierpienia

2013/07/1
Rafał Natorski

Grupa wolontariuszy zorganizowanych przez księdza Marka Kujawskiego od siedmiu lat prowadzi Hospicjum Królowej Apostołów w Radomiu. Otaczają opieką ponad 500 rodzin. – W naszym słowniku nie istnieje określenie „przypadek beznadziejny”, które tak często pada z ust lekarzy – przekonuje kapłan.

 

Ksiądz Kujawski przyjechał do Radomia w 2003 roku. Działalność hospicyjna była mu bliska, ponieważ wcześniej zorganizował taką placówkę w Szczecinie. Przed siedmiu laty w 230-tysięcznym Radomiu i w okolicznych powiatach nie było nawet jednego hospicjum, gdzie umierający znaleźliby spokój i opiekę.

Zawór bezpieczeństwa

Sprzyjającą okolicznością okazała się przeprowadzka kościoła św. Józefa na osiedle Ustronie. Opuszczony przez księży budynek dawnej plebanii postanowiono zaadaptować na siedzibę hospicjum. Ksiądz Marek podczas nabożeństw apelował do ludzi dobrej woli o pomoc w tworzeniu placówki.

Na początku zgłosiło się blisko 70 osób, które zadeklarowały chęć pracy na zasadach wolontariatu.

– To była kropla w morzu, bo skala problemu okazała się gigantyczna. Służba zdrowia przerzuca obowiązek opieki nad terminalnie chorymi na rodzinę, która zwykle nie jest do tego przygotowana.

Wolontariusze przeszli gruntowne szkolenie. Wzorem do naśladowania stała się dla nich Matka Teresa z Kalkuty.

Radomskie hospicjum nie jest placówką stacjonarną. Sprawuje opiekę nad chorymi w domach. Wymaga to znakomitego przygotowania medycznego i psychologicznego.

Jesteśmy zaworem bezpieczeństwa dla osób cierpiących, a także ich rodzin.

Jego zdaniem najważniejszy jest czas ofiarowany choremu. Dlatego wolontariusze z hospicjum podkreślają, że nie zastępują ekipy pogotowia ratunkowego, która przyjeżdża, daje zastrzyk i równie szybko znika.


Ks. Marek Kujawski przy karetce ufundowanej hospicjum przez Urząd Miasta
| Fot. Rafał Natorski

Jak zastąpić rodzica?

Bardzo ważnym zadaniem Hospicjum Królowej Apostołów jest opieka nad dziećmi umierających. Śmiertelna choroba mamy czy taty jest dla nich często końcem normalnego, uporządkowanego życia. Nie mogą sobie z tym poradzić.

– Musimy im pomagać. Rozmawiać, tłumaczyć, a jeśli trzeba, to również odrobić razem lekcje. Próbujemy w miarę naszych możliwości zastąpić im chorego rodzica – mówi ks. Kujawski.

Wsparcie wolontariuszy nie kończy się wraz ze śmiercią podopiecznego. Osierocone dzieci mogą zawsze na nich liczyć. W wakacje hospicjum organizuje wyjazdy dla młodych ludzi, którzy stracili kogoś bliskiego. Sieroty i półsieroty łagodniej znoszą ból, przebywając wśród rówieśników podobnie doświadczonych przez los.

– One mają potrzebę wspomnienia matki lub ojca we własnym gronie. Rozmawiamy z nimi i staramy się pomóc przejść przez trudny okres – wyjaśnia jedna w wolontariuszek.

Dzieci spędzają wakacje w górach i nad morzem. Kilka lat temu grupa podopiecznych hospicjum wyjechała na wypoczynek do Francji.

A kiedy kończy się opieka placówki nad sierotami?

– Gdy one same zdecydują, że już nas nie potrzebują. Czasem miesiąc po śmierci rodzica, ale bywa, że jesteśmy razem przez kilka lat – informuje ks. Kujawski.

Obecnie hospicjum pomaga 41 chorym. Wśród nich jest czworo dzieci w wieku 4–14 lat. Najmłodszą podopieczną jest Weronika, która żegna się z tym światem, mając zaledwie 7 miesięcy.

Potrzeba wolontariuszy

Opieka nad tak ogromną grupą osób byłaby niemożliwa, gdyby nie zaangażowanie wolontariuszy. Ludzie dobrego serca współpracujący z radomską placówką nie tylko odwiedzają chorych i ich rodziny. Młodzież wspomaga hospicjum, uczestnicząc w kwestach. Organizuje również koncerty, podczas których zbierane są pieniądze na działalność placówki. Gwiazdą jednej z takich imprez była Antonina Krzysztoń. Artystka wystąpiła wspólnie z chórem Politechniki Radomskiej.

Przed Wielkanocą wolontariusze przygotowują pisanki i świąteczne stroiki. W Niedzielę Palmową ozdoby sprzedawane są na ulicach Radomia. Pomoc pod każdą postacią jest ważna, ponieważ hospicjum ciągle brakuje pieniędzy.

– Dotacje otrzymujemy minimalne, dlatego musimy szukać różnych sposobów, żeby funkcjonować – przyznaje ks. Kujawski.

Cieszy go wsparcie zwykłych ludzi, którzy przynoszą do placówki niepotrzebne już lekarstwa. W ubiegłym roku radomski magistrat kupił dla hospicjum nowoczesny ambulans za 140 tysięcy złotych. Był to bardzo cenny dar, ponieważ do tej pory wolontariusze musieli korzystać ze starych, wysłużonych polonezów. Tymczasem teren działania placówki jest bardzo rozległy i obejmuje sześć powiatów.

Największym problemem hospicjum jest brak lekarzy, którzy chcieliby charytatywnie pomagać cierpiącym.

– Prawie wszyscy w Radomiu odmawiają. W naszych załogach jeżdżą lekarki z województwa małopolskiego, które bezinteresownie poświęcają czas umierającym. To wielki wstyd dla radomskiego świata medycznego – denerwuje się ks. Kujawski.

Ksiądz Marek ma wiele planów na przyszłość. Najważniejszym z nich jest budowa stacjonarnego hospicjum. Obiekt ma powstać w podradomskim Kosowie.

– Mamy już działkę, ale budowa wciąż nie może ruszyć. Powód jest taki jak zawsze. Brak pieniędzy.

Świadectwa dobra

O tym, jak ważną rolę odgrywa radomskie hospicjum, świadczą opowieści dwóch kobiet. Elżbieta jest obecnie wolontariuszką. Kilka lat temu jej umierająca mama była podopieczną placówki. Podobnie Asia.

– Moje życie związało się z hospicjum 13 kwietnia 2005 roku – mówi Elżbieta. – W tym dniu moja mama zadzwoniła do lekarza prowadzącego, aby poinformować go o swoim złym stanie zdrowia. Lekarz podał jej numer telefonu do pani doktor i powiedział, że ona na pewno postawi ją na nogi. Mama tak uczyniła. Po godzinie do domu weszły dwie panie i jeden pan. Ku mojemu zdziwieniu, kiedy ten pan podszedł, aby przywitać się z moją mamą, zwróciła się do niego: „Proszę księdza”. Do dzisiaj nie wiem, skąd wiedziała, że to ksiądz – nie miał na sobie sutanny ani koloratki. Mama powiedziała, że czekała na księdza, jakby się go spodziewała (może Duch Święty przez nią przemawiał). Wraz z księdzem Markiem Kujawskim przyjechały doktor Maria Cygan i wolontariuszka Zofia Brodowska.

Doktor prześledziła historię choroby, ksiądz natomiast wypytywał o różne sprawy dotyczące naszego życia. Chciał nas poznać, aby pomóc jak najlepiej. Gdy ksiądz spowiadał mamę, wyszliśmy z panią Marysią i Zosią do drugiego pokoju. Doktor powiedziała nam, że mama jest już w stanie przedagonalnym i może nie dożyć nawet wieczora. Wiadomość ta spadła jak grom z jasnego nieba. To był szok, ale dzięki hospicjum udało nam się przetrwać ten trudny czas. Na drugi dzień rano przyjechała pani Zosia oraz pielęgniarka Violetta Piszczek. Po południu pojawił się ksiądz Marek, aby odprawić Mszę Świętą. W piątek również przyszła do nas pani Zosia. Bardzo szybko znalazła wspólny język z mamą. Dużo rozmawiały głównie o mnie, ponieważ mama najbardziej bała się mnie zostawić i prosiła panią Zosię, żeby po jej śmierci mi pomagała. I tak rzeczywiście jest do dzisiaj – zawsze mogę na nią liczyć. Razem z siostrą, odprowadzając wieczorem panią Zosię do autobusu, mogłyśmy z nią porozmawiać. Powiedziała nam dużo ważnych rzeczy, jak się zachować, gdy mama będzie odchodziła. Późno wieczorem przyjechała jeszcze doktor. Mama cieszyła się, widząc ją, i czuła się chyba trochę bezpieczniej.

16 kwietnia odeszła nasza mama. Przyjechała do nas doktor Marysia wraz z pielęgniarką Violą. Pomogły nam umyć i ubrać mamę. Pani Marysia wypisała akt zgonu. Utkwił mi w pamięci moment pożegnania pani doktor z mamą. Podeszła do niej, pocałowała w czoło i powiedziała: „Do widzenia, pani Krysiu”.

W poniedziałek przyjechał do nas ksiądz Marek, żeby sprawdzić, jak się trzymamy. Zaproponował nam wyjazd na przełomie kwietnia i maja na rekolekcje hospicyjne do Sanktuarium Maryjnego w Gietrzwałdzie.

Po pewnym czasie sama zostałam wolontariuszką Hospicjum Królowej Apostołów. Przez długi czas nie chodziłam do chorych. Pomagałam w różnych pracach: sprzątaniu, segregowaniu leków, kwestowaniu na rzecz hospicjum. Moja posługa jest inna, ponieważ jestem osobą niepełnosprawną. Pani doktor Marysia mówi nawet, że jestem wolontariuszem do zadań specjalnych.

Hospicjum to moje życie. Tu znalazłam drugi dom, mam wielu przyjaciół, na których mogę zawsze liczyć. Podobno cierpienie nadaje życiu sens i tak też było w moim przypadku.

Hospicjum Królowej Apostołów czeka na wsparcie. Pieniądze można przelewać na konto: PEKAO S.A. II o/Radom 071240 3259 1111 0000 3003 1539. Placówce można również pomóc, przekazując 1 proc. podatku.
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej