Tragedia, której nie było

2013/07/2
Łukasz Kudlicki

Minął rok od tragedii pod Smoleńskiem, a my wciąż nie uświadamiamy sobie rangi i rozmiaru konsekwencji wewnętrznych i międzynarodowych, jakie ponosi i jeszcze poniesie Polska w wyniku tragicznej śmierci prezydenta i pozostałych osób, które leciały do Katynia.

 

W opublikowanej na łamach „Gazety Wyborczej” autoapologii, premier Donald Tusk ani słowa nie poświęcił katastrofie smoleńskiej. Tymczasem rok temu, chociaż nasze państwo nie znajdowało się w stanie wojny, straciliśmy w jednej chwili prezydenta Rzeczypospolitej, całe dowództwo armii, biskupów polowych dwóch obrządków, wielu parlamentarzystów, prezesów Narodowego Banku Polskiego oraz Instytutu Pamięci Narodowej, Rzecznika Praw Obywatelskich, Kierownika Urzędu ds. Kombatantów, szefów Kancelarii Prezydenta i Biura Bezpieczeństwa Narodowego, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Poza elitą polityczną, wojskową i przedstawicielami duchowieństwa zginęła czołówka działaczy społecznych zaangażowanych w walkę z narzuconym Polsce przed 70. laty kłamstwem katyńskim, w tym także krewni ofiar sowieckiej zbrodni. Taka hekatomba elity państwa polskiego nie zrobiła wrażenia na premierze polskiego rządu!

Strach przed przebudzeniem narodu

Przez tydzień od tragedii z 10 kwietnia do dnia pogrzebu pary prezydenckiej w podziemiach katedry wawelskiej Polska i Polacy sprawiali wrażenie, jakby przebudzili się z mrocznego snu. Tysiące rodaków, którzy wyszli na ulice Warszawy, Krakowa oraz innych miast w Polsce i wszędzie tam, gdzie znajdują się skupiska Polaków na całym świecie, dały świadectwo troski o państwo, solidarności z cierpiącymi bliskimi ofiar.

Ponadto stała się rzecz nieprzewidziana przez środowiska, które chcą kształtować świadomość obywateli naszego kraju. Mimo kilkuletniej kampanii wyszydzania prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Pierwszej Damy, obniżania rangi prezydentury i jej dokonań (często przez tych samych, którzy dzisiaj domagają się szacunku dla nowo kreowanej głowy państwa), Polacy zamanifestowali szacunek i – nie waham się użyć tego słowa – miłość do pary prezydenckiej. Miałem okazję tego osobiście doświadczyć, pełniąc nocną wartę przy trumnach pary prezydenckiej.

Dni między 10 a 18 kwietnia 2010 roku stały się ewidentnie czasem narodowego przebudzenia, refleksji, a dla wielu również pokuty – publicznego czy choćby przyznania przed samym sobą i wyrażenia żalu za to, że ulegało się propagandzie permanentnego zniesławiania i opluwania Lecha Kaczyńskiego – głowy państwa.

Tego było jednak za wiele dla wiodących mediów i tych polityków oraz osób publicznych, którym nie w smak było jakiekolwiek narodowe przebudzenie. Gdzieś w gabinetach władzy, która nagle szerokim strumieniem wlała się w wyciągnięte ku niej ręce, podjęte zostały decyzje, których skutki jeszcze długo będziemy odczuwać. Kampanię niszczenia śp. Lecha Kaczyńskiego postanowiono kontynuować.

Walka z umarłymi

Rozpoczęto walkę o zatarcie pamięci, względnie o narzucenie złej pamięci o ofiarach katastrofy smoleńskiej. Podjęli ją ci, którzy wcześniej kpili z zamiaru prezydenta, który postanowił z narodową delegacją uczcić pamięć zamordowanych w Katyniu i głośno domagać się od spadkobierców zbrodniczego państwa uznania sowieckiej winy. Czy i dzisiaj nie słyszymy: „Po co on się tam pchał, skoro wszystko załatwili już Tusk i Putin 7 kwietnia?”. Konsekwencją takiego myślenia jest uznanie, że najlepszym wyjściem po 10 kwietnia 2010 roku było oddanie podwładnym Władimira Putina, za zgodą Donalda Tuska udzieloną przez telefon, całości dochodzenia w sprawie przyczyn tragedii smoleńskiej. W ten sposób strona rosyjska stała się prokuratorem i sędzią również we własnej sprawie.

Kapitulancka postawa polskiego rządu zrodziła bunt. Setki tysięcy Polaków swoimi podpisami poparły niezależne, międzynarodowe śledztwo. Podpisy trafiły do marszałka Sejmu i premiera. Ale, jak dotąd, władze uparcie trwają przy stanowisku, że Rosjanie zachowują obiektywizm i rzetelnie prowadzą dochodzenie, chociaż wszelkie znaki świadczyły o tym, że Moskwa wykorzysta okazję, jak to zresztą zawsze czyniła w historii, do wzmocnienia własnej pozycji międzynarodowej i upokorzenia tych, których, jej zdaniem, trzeba upokorzyć.

Kwestia wrażliwości

Gnijące resztki świadomie niszczonego przez Rosjan wraku samolotu i znajdowane przez odwiedzających miejsce tragedii szczątki ludzkie nie mąciły spokoju rządzących. Nie wywołały refleksji, za którą powinna pójść zmiana postępowania. Przeciwnie, władza okopała się na swoich pozycjach „rozkwitu stosunków polsko-rosyjskich”. Nawet nieprawdziwy i cyniczny raport MAK, który obciążał odpowiedzialnością za katastrofę wyłącznie polskich lotników, mimo dostępnych dowodów świadczących co najmniej o złamaniu procedur przez rosyjską obsługę lotniska, nie przerwał chocholego tańca w wykonaniu rządu. Jest zupełnie jasne, że raport polskiej komisji badania wypadków lotniczych pod kierunkiem ministra spraw wewnętrznych nie będzie nic wart, dopóki nie dysponujemy wrakiem samolotu i czarnymi skrzynkami z pokładu Tu-154M, co pozwoliłoby ustalić, czy możliwe jest odtworzenie oryginalnych zapisów z przetrzymywanych w Rosji rejestratorów lotu.

Rocznica tragedii smoleńskiej uświadamia nam także, że państwo nie jest w stanie twardo wystąpić w sprawie wyjaśnienia okoliczności śmierci swojej elity czy zabezpieczenia miejsca tragedii. Upokorzenia serwowane nam przez Rosję, rządzący tłumaczą „odmienną wrażliwością partnerów” i wzywają do zachowania spokoju oraz umiaru w sądach. Sami prezentują jednak wrażliwość podobną do moskiewskiej, inspirując „wrzutki medialne” o kwotach odszkodowania dla bliskich katastrofy smoleńskiej.

„Odmienną wrażliwość” demonstrują również służby podległe prezydent Warszawy usuwające płonące znicze pamięci, kwiaty i zdjęcia tragicznie zmarłych ofiar katastrofy wkrótce po zakończeniu zgromadzenia w kolejne miesięcznice od tragedii, tłumacząc, że przecież sprzątają śmieci.

Projekt Białoruś

Władza, która w wyniku smoleńskiej tragedii wpadła w całości w ręce obozu, który jej nie zdobył przez demokratyczne wybory, ale dostał w wyniku tragicznej śmierci prezydenta i wielu szefów instytucji państwowych, została skrzętnie zagospodarowana i wykorzystana do ograniczenia możliwości działania opozycji. Decyzje o zmianie ordynacji wyborczej do Senatu, ograniczeniu dotacji dla partii politycznych i wprowadzenie zakazu emisji w telewizjach materiałów promocyjnych partii politycznych, przy jednoczesnym zagospodarowaniu przez jedną partię wszystkich instrumentów władzy politycznej w państwie, prowadzi do zminimalizowania szans obozu krytycznego wobec władzy na przejęcie rządów.

Jednocześnie rządzący stali się na tyle pewni swojej pozycji, że zrezygnowali z rządzenia. Pustkę własnych rządów zapełniają krytyką i zwalczaniem opozycji, biorąc przykład z władz Białorusi. Premier z dumą ogłasza wycofanie większości wcześniej zapowiadanych projektów ustaw z Sejmu. W mediach sprzyjających władzy nie mówi się o zaniedbaniach, błędach czy porażkach rządu, ale odmienia się przez wszystkie przypadki imię i nazwisko „Jarosław Kaczyński”, zarzucając bratu zmarłego prezydenta rzekomy grzech śmiertelny: „antysystemowość” i kwestionowanie porządku III RP. Ma to spowodować w opinii publicznej przekonanie, że rosnące kolejki do lekarzy, klęska programu budowy autostrad i dróg, które miały być gotowe przed Euro 2012, znikające pieniądze z kont emerytalnych zawłaszczone przez rząd w celu zatkania dziury w budżecie państwa, a wreszcie paraliż obumierających kolei czy cukier po 6 złotych, to z pewnością wina przywódcy opozycji.

Jest jeszcze kwestia rozpętanej wojny z symboliką religijną w życiu publicznym. Najpierw jeden z bliskich współpracowników premiera i nowego prezydenta wyraził obrzydzenie z powodu przyjęcia religijnej formy żałoby i pogrzebów ofiar smoleńskich. Potem sam Bronisław Komorowski postanowił ukrócić modlitwy przed pałacem prezydenckim pod krzyżem ustawionym w dniach żałoby. Byliśmy świadkami nieudanej próby „porwania” krzyża, potem jego „aresztowania” w kaplicy pałacowej, a następnie cichego „podrzucenia” do kościoła św. Anny, gdzie został zawieszony bez żadnej informacji, skąd pochodzi i czego jest symbolem. To wszystko zostało podlane sosem neopogańskiej rewolty odurzonej alkoholem młodzieży sprowokowanej przez polityków, którzy swoim credo uczynili bunt przeciwko publicznemu widokowi krzyża i żarliwie modlących się wokół niego ludzi.

Posmoleńskie państwo bez ambicji Hucznie zapowiadaną wcześniej prezydencję w Unii Europejskiej przez ambitne państwa wykorzystywaną zwykle do wprowadzenia własnych pomysłów i programów na forum wspólnoty UE szef polskiego dyplomacji chce wykorzystać do „sprawnego administrowania”. Redukuje pozycję Polski do rangi państw „kieszonkowych”, bo to one wcześniej koncentrowały się na tym, by niczego nie zepsuć, zamiast wprowadzać ambitne projekty. Trudno się temu zresztą dziwić, bo dewizą sternika MSZ jest chęć „płynięcia w głównym nurcie polityki europejskiej”, czyli wykonywanie uzgodnień Berlina i Paryża, które wcześniej skonsultują sprawę z Moskwą.

Jest też nowy prezydent, który deklaruje wparcie dla rządu. Dlatego w odróżnieniu od tragicznie zmarłego poprzednika nie stawia na budowę regionalnego sojuszu w Europie Środkowej, ale reaktywuje format „Trójkąta Weimarskiego”, czyli spotkania przywódców Polski, Francji i Niemiec. W efekcie pierwszego takiego spotkania w Wilanowie dowiedzieliśmy się, że Bronisław Komorowski prezentuje oryginalne maniery jak na gospodarza. Najpierw kazał moknąć na deszczu prezydentowi Francji, potem pierwszy zasiadł w fotelu, gdy Merkel i Sarkozy wciąż stali. Po zakończeniu spotkania ten ostatni wyraził uznanie Bronisławowi Komorowskiemu za „odważne podejście” do Rosji i chęć pogłębienia współpracy z Moskwą. Strony ustaliły, że na kolejne spotkanie zaproszą prezydenta Dmitrija Miedwiediewa.

Jeśli pierwszy rok po katastrofie smoleńskiej przyniósł tyle strat i tragicznych konsekwencji w wymiarze wewnętrznym i międzynarodowym, to strach myśleć, do czego jeszcze może dojść. Pozostaje zapytać, czy Polacy wolą trwać w błogim przekonaniu, że jest dobrze, czy też w końcu ujrzą, jak jest naprawdę, i postanowią coś zmienić. Oby nie za późno…

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej