Z posłem Bolesławem Piechą (PiS), przewodniczącym sejmowej Komisji Zdrowia, rozmawia Łukasz Kudlicki |
Kwestia adopcji prenatalnej, a szczególnie pomysły jej uregulowania prawnego, należą do materii, która nie pozostawia nikogo obojętnym. Pan jest autorem projektu ustawy bioetycznej, która z jednej strony zakazuje stosowania techniki zapłodnienia in vitro, ale równocześnie dopuszcza, poprzez użycie metody in vitro, adopcję dzieci poczętych poza ustrojem matki i zamrożonych przed wprowadzeniem takiej ustawy.
Jako lekarz i osoba wierząca jestem zdecydowanym przeciwnikiem metody in vitro, czemu dałem wyraz jako polityk, przygotowując projekt ustawy zakazującej stosowanie tej procedury. Jednocześnie jako lekarz powołany do ratowania życia, ale i polityk odpowiedzialny za ład prawny w Rzeczypospolitej, nie mogę pozostać obojętny na fakt pozostawania w stanie zamrożenia w ciekłym azocie kilkudziesięciu tysięcy ludzkich istnień. Dlatego zaproponowałem prawną możliwość adopcji tych dzieci, którą rezerwuję dla małżeństw. Będąc katolikiem, zdaję sobie sprawę, że jest to temat bardzo kontrowersyjny dla ludzi kierujących się zasadą poszanowania życia i jednocześnie przekonanych, że dar życia jest przekazywany w małżeństwie, poprzez akt współżycia męża i żony.
Dopuszczając możliwość adopcji prenatalnej, jednocześnie stwarza się jednak wrażenie wtórnej akceptacji metody in vitro. To jest główny argument przeciwników Pańskiego projektu, którzy twierdzą, że umożliwiając adopcję poczętych embrionów, otworzylibyśmy już nie furtkę, ale szeroką bramę dla rozwoju metody in vitro. To zaś oznaczałoby tworzenie kolejnych dziesiątek, jeśli nie setek tysięcy ludzkich istnień i następnie ich mrożenie. Przeciwnicy adopcji prenatalnej twierdzą, że jej dopuszczenie, chociaż jest motywowane intencją minimalizacji skutków zła, jakim jest in vitro, spowoduje, że zło będzie się szerzyło, bo zwolennicy in vitro znajdą usprawiedliwienie moralne w tym, że przecież nadliczbowe embriony mogą być adoptowane.
Nauczanie Kościoła nie daje jednoznacznej odpowiedzi, jak należy rozstrzygnąć los istnień ludzkich, które zostały poddane kriokonserwacji, czyli zamrożeniu w ciekłym azocie (Od redakcji: Katechizm Kościoła oraz nauczanie Jana Pawła II i Benedykta XVI podkreślają, że nie istnieje zadowalające moralnie rozwiązanie dotyczące losu embrionów ludzkich zamrożonych w wyniku procedury in vitro). Są jednak argumenty, które przemawiają za prawnym dopuszczeniem i uregulowaniem możliwości adopcji prenatalnej. Przeciwnicy dopuszczenia tego sposobu ratowania poczętych istnień ludzkich powołują się m.in. na nauczanie Jana Pawła II, który w encyklice Veritatis splendor wskazuje, że niedopuszczalne jest czynienie zła, aby osiągnąć dobro. W tym kontekście jest rozpatrywana możliwość adopcji prenatalnej jako wyniku złej, niedopuszczalnej moralnie procedury in vitro. Dobrem byłby efekt adopcji prenatalnej, czyli narodzenie się dziecka. Z tą zasadą moralną należy się zgodzić,ale jednak wciąż pozostaje pytanie, czy w obecnej sytuacji prawnej, gdzie nie ma żadnych uregulowań dotyczących in vitro, dopuszczenie adopcji prenatalnej jako odpowiedzi na istnienie kilkudziesięciu tysięcy zamrożonych ludzkich istnień jest złem?
A Pańskim zdaniem nie jest? Inni zwolennicy adopcji prenatalnej, jak choćby poseł Jarosław Gowin, mówią wprost, że to jest mniejsze zło w stosunku do większego zła, jakim jest zgoda na obumarcie lub po prostu unicestwienie zamrożonych embrionów.
Trudno się zgodzić, aby dobrem było nazwane pozostawienie poczętych ludzkich istnień w swoistej pułapce embrionalnej fazy rozwoju, do jakiej wciągnęły i gdzie pozostawiły je kliniki sztucznego zapłodnienia. Pewnie nie przypadkiem Kościół nie daje jednoznacznej odpowiedzi, nie oferuje rozwiązania tego problemu. Jest to moment na zaoferowanie rozstrzygnięcia go przez polityków. I lepiej byłoby, aby propozycja znalezienia wyjścia z tej swoistej pułapki wyszła na gruncie afirmacji życia. Jestem przekonany, że każdemu, zatem także dziecku zamrożonemu w fazie embrionalnej, powinniśmy dać szansę na urodzenie. Taki jest powód skierowania przeze mnie propozycji adopcji prenatalnej do prac sejmowych.
Przeciwnicy adopcji prenatalnej wskazują, że dopuszczenie tej metody, choć powodowane chęcią ratowania życia dzieci, ich część skazuje na pewną śmierć, bo istotny odsetek embrionów nie przeżywa rozmrożenia, a kolejna część zginie w kolejnej fazie.
To prawda, trudno ją kwestionować. Ale jednocześnie należy mówić o innej perspektywie. Chodzi o perspektywę życia. Zdaję sobie sprawę z ryzyka śmierci tych dzieci. Jednocześnie jako lekarz wiem, że ratowanie życia to wybór procedur, które dają szansę wyzdrowienia pacjenta mimo ryzyka jego śmierci. Dla ratowania życia warto takie ryzyko podjąć. Przywołuję w tym kontekście analogię do sytuacji, w której zagrożone jest życie matki brzemiennej, i ginekolog położnik musi podjąć decyzję, czy będzie ratował dziecko, czy jego matkę, jeśli jej przeżycie jest warunkowane aborcją. Etyk, ks. prof. Tadeusz Ślipko wskazuje, że w takiej sytuacji dopuszczalne jest leczenie matki, którego konsekwencją jest „aborcja pośrednia”. W takiej tragicznej sytuacji śmierć dziecka nie jest zamierzonym celem lekarza, który nie kieruje się chęcią zabicia dziecka, ale ma na uwadze ratowanie życia matki. Mamy tu do czynienia z niezamierzoną śmiercią dziecka, której nie da się porównać do śmierci w wyniku świadomego zamachu na życie nienarodzonych. Podobnie jest z niechcianą śmiercią w wyniku adopcji prenatalnej w czasie rozmrażania embrionu lub w czasie czy po wszczepieniu go w łonie matki. Lekarz czy rodzice adopcyjni nie kierują się w tym przypadku zamiarem pozbawienia, ale ratowania życia. Możliwość zastosowania tej metody wynika z chęci uratowania jak największej liczby poczętych dzieci, obdarzonych przez Stwórcę duszą nieśmiertelną, godnością osoby ludzkiej i powołanych przez Niego do szczęścia wiecznego. Ewentualna ich śmierć będzie tylko niezamierzoną konsekwencją.
Poseł Bolesław Piecha: Jako Chrześcijanie nie możemy zaniechać poszukiwania rozwiązań dramatu ludzkiego życia, jakim jest śmierć zamrożonych embrionów
| Fot. Łukasz Kudlicki
Przeciwnicy adopcji prenatalnej jako pochodnej złej metody in vitro z zasady afirmacji osobowej godności poczętych dzieci wywodzą odmienny wniosek. Mówią, że Bóg jako Stwórca, Pan życia i śmierci, bezwarunkowo oferuje tym dzieciom szczęście wieczne. Bez względu na to, czy człowiek, który poprzez niemoralną metodę próbował zastąpić Boga, dawcę życia, w końcu sprowadzi na nie śmierć w wyniku in vitro, czy też uratuje ich życie.
Zgoda na pozostawienie poczętego życia w stanie zamrożenia oznacza pozbawienie małego dziecka radości przebywania z Bogiem. To jednocześnie pozbawienie ich wolności, jaką każdemu człowiekowi daje Bóg. Jest to też wymuszenie zawieszenia życia w czasie, bez możliwości rozwoju, a nawet bez szans na poruszanie. Dlatego Kościół słusznie naucza, że in vitro jest złem, ingerencją w Boski plan stworzenia człowieka. To nie z winy Kościoła, tak jednoznacznie kwalifikującego technikę zapłodnienia pozaustrojowego, doszło do tragicznej sytuacji, w której w skali świata mamy do czynienia nie z dziesiątkami tysięcy zamrożonych dzieci, jak w Polsce, ale z problemem wielokrotnie większym. Nauczanie Kościoła ma na celu formowanie sumień i rozpowszechnienie świadomości i wiedzy o tym, że metoda in vitro jest zła. Jednocześnie w tym kontekście Kościół musi szukać rozwiązań idących w zgodzie z zasadą poszanowania życia. Zamykanie oczu na narastający problem tzw. nadliczbowych embrionów nie spowoduje automatycznie ograniczenia stosowania metody in vitro. Nie rozwiąże też dylematu, przed jakim stoją wierzący, zdając sobie sprawę z istnienia wielu zamrożonych istot ludzkich. A wiadomo, że odłączenie od prądu pojemnika z zamrożonymi embrionami sprowadzi na nich pewną śmierć. Jako chrześcijanie musimy zadawać sobie pytanie, czy zaniechanie poszukiwań rozwiązań tego dramatu ludzkiego życia ma obciążać także i nasze sumienia. W dniu sądu ostatecznego będziemy przecież rozliczeni nie tylko ze swoich działań, ale również z zaniedbań i zaniechań.