Łukasz Kudlicki |
Kultura, tak immanentnie wrośnięta w chrześcijaństwo, na przestrzeni dziejów okazała się przestrzenią wolności i niepodległości polskiego ducha, nawet w czasach, gdy nie mogliśmy cieszyć się suwerennymi instytucjami państwowymi. Toczony dzisiaj na naszych oczach pojedynek o miejsce Krzyża w życiu publicznym, kolejne pseudoprowokacje artystyczne, będące tylko kolejnymi odsłonami profanacji skierowanej przeciw symbolice i uczuciom religijnym, uzmysławiają nam istnienie sił, które aktywność artystyczną chcą widzieć w kontrze, zaprzeczeniu lub co najmniej oderwaniu od Stwórcy jako podstawowego odniesienia człowieka. Tak miejsce twórczości zajmuje jej antyteza destrukcja.
Dramatyczny okres 123 lat zaborów udało się nam przeżyć jako narodowi bez własnego państwa dzięki osadzeniu w wierze w Boga i kulturze, dla których podstawowym oparciem były rodzina i Kościół. Wiek XIX, w którym ani przez chwilę nie mieliśmy pełnej niepodległości, przyniósł największe skarby muzyki i literatury polskiej w naszych dziejach. O tym, że przetrwaliśmy jako naród, przesądziły wydawnictwa i biblioteki, sale koncertowe i galerie sztuki oraz wnoszone budowle i pomniki. Nie był konieczny nawet dosłowny związek z terytorium. Wielkie dzieła kultury polskiej powstawały przecież w Dreźnie, Paryżu i wszędzie tam, gdzie tułaczy los rzucił naszych rodaków. Trafnie ujął to obiektywny, bo nie polski obserwator, a jednocześnie twórca kultury Robert Schumann, pisząc, że „dzieła Chopina to armaty ukryte w kwiatach”. Można śmiało stwierdzić, że dla przetrwania i pokrzepienia ducha w polskim narodzie więcej udało się osiągnąć w XIX wieku orężem muzyki Chopina i słów autora choćby Ogniem i mieczem niż samym ogniem i mieczem.
Lizać rany, leczyć ludzi
Żywotność polskiej kultury i jej wpływ na ducha narodowego stały się przedmiotem rozlicznych traktatów. Prymas Tysiąclecia Stefan kardynał Wyszyński ujmował rolę twórców obrazową metaforą: „Stanął mi wyraziście przed oczyma obraz Łazarza, który leżał u drzwi wielkiej rezydencji, gdzie bogacz, obleczony w bisior, codziennie obficie ucztował. Ten biedny człowiek, okryty ranami, umierał z głodu, bo nie dano mu nic ze stołu wielmoży, tylko psy lizały rany Łazarza. Narzuciło mi się wówczas to porównanie: jakie stosowne dla twórców kultury, dla pisarzy, jest to szlachetne i lecznicze zadanie ? lizać rany człowieka pobitego, leczyć naród, leczyć ludzi…”.
Ojciec Święty Jan Paweł II, sam będąc przecież twórcą, chętnie spotykał się i rozmawiał z artystami. 13 czerwca 1987 roku w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie, w której znajduje się serce Fryderyka Chopina, mówił: „Myślę o Was, tutaj zgromadzonych, ale myślę także o wszystkich, którzy do tej samej wspólnoty należą, zarówno na ziemi polskiej, jak i poza jej granicami: wielka wspólnota ludzi, którzy trwając przy wielorakim warsztacie twórczości, służą trwaniu i przetrwaniu Narodu. Naród bowiem trwa w swojej duchowej substancji, duchowej tożsamości dzięki własnej kulturze. Ta prawda w naszych dziejach zdobyła szczególną wymowę, zwłaszcza w niektórych okresach. Wystarczy wspomnieć rozbiory, wiek XIX, śmiertelną walkę o przetrwanie Narodu – a na tym tle nieznany przedtem rozwój kultury polskiej: poprzez dzieła wieszczów, Chopina, którego serce znajduje się w tej świątyni, mistrzów dłuta i pędzla”. W siedzibie UNESCO w Paryżu, 2 czerwca 1980 roku, mówił zaś: „Naród jest tą wielką wspólnotą ludzi, których łączą różne spoiwa, ale nade wszystko właśnie kultura. Naród istnieje z kultury i dla kultury.
Jan Paweł II odniósł się też do własnego, polskiego doświadczenia. Był przecież nie tylko kapłanem Kościoła i namiestnikiem Chrystusa na ziemi, ale również poetą i dramatopisarzem, miał też w młodości istotny epizod aktorski: „Jestem synem Narodu, który przetrzymał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, który wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć ? a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako Naród ? nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę, która okazała się w tym wypadku potęgą większą od tamtych potęg. I dlatego też to, co tutaj mówię na temat praw Narodu u podstaw kultury i jej przyszłości, nie jest echem żadnego nacjonalizmu, ale pozostaje trwałym elementem ludzkiego doświadczenia i humanistycznych perspektyw rozwoju człowieka. Istnieje podstawowa suwerenność społeczeństwa, która wyraża się w kulturze Narodu. Jest to zarazem ta suwerenność, przez którą równocześnie najbardziej suwerenny staje się człowiek”.
Wprost z wypowiedzi Jan Pawła II wynika podstawowa prawda. Bez względu na obserwowane dzisiaj zjawisko globalizacji i uniformizacji w kulturze, nie bacząc na proces transferu suwerenności narodowej z poziomu państwa na szczebel ponadnarodowy, twórczość artystyczna pozostaje fundamentem narodowej tożsamości, której nie wolno utożsamiać z nacjonalizmem.
„Cóż wiesz o pięknem?… Kształtem jest Miłości” – przekonywał jeden z trzech wielkich narodowych wieszczów Cyprian Kamil Norwid w Promethidonie. Wyraził w ten sposób przekonanie, że kultura służy pięknu, a służąc pięknu – służy miłości i życiu. W innym miejscu Norwid pisał: „Piękno na to jest, by zachwycało do pracy – praca, by się zmartwychwstało”. Miłość najdosłowniej wyraził Jezus Chrystus, Syn Boży, umierając na krzyżu właśnie z miłości Stwórcy do ludzkiego stworzenia. Symbolem triumfu miłości nad nienawiścią, dobra nad złem, jest zmartwychwstanie, które stało się udziałem Chrystusa.
Kultura jest spoiwem narodu, wyrazem wspólnoty, jaką naród tworzy. Twórczość artystyczna kierowana jest przez ludzi dla ludzi. W niej wyraża się związek artysty z otaczającym go światem, bo człowiek tworzy kulturę we wspólnocie z innymi. W tym znaczeniu kultura jest świadectwem współdziałania, współodczuwania i współżycia. Kultura narodu jest podstawową szkołą życia społecznego i uczciwego patriotyzmu. „Umie stawiać wymagania, umie podtrzymywać ideały, bez których trudno człowiekowi uwierzyć w swoją godność i siebie samego wychować” – nauczał Jan Paweł II.
II. Nie tylko przedmioty
Podobnie jak wolność kultura jest dana jako dziedzictwo i zadana, stanowiąc wyzwanie dla nowych pokoleń wyrastających na glebie kultury. Papież Polak przekonywał, że tylko tworząc kulturę, można ją zachować. Otrzymane dziedzictwo kultury stanowi zobowiązanie do jej zachowania, pomnażania i przekazania przyszłym generacjom. Z tego względu kultura nie może być zredukowana do rozrywki, zaspokajania żądz, jak przedstawia to współczesny, zachodni liberalizm, przedkładając „mieć” nad „być”. Fałszywa jest opozycja kultury wobec natury. Przecież to natura człowieka czyni go twórcą. Kultura odróżnia człowieka od pozostałych stworzeń. W najgłębszym znaczeniu tych słów czyni go człowiekiem! W taki sposób ukształtowany na obraz i podobieństwo Boże człowiek dzieli ze swoim Stwórcą radość tworzenia, dopełniając wspólnotę, komunię z Bogiem. Twórczość wynika z doświadczenia i przeżywania wspólnoty społecznej, narodowej, stanowiącej źródło inspiracji i natchnienia artysty. Jest również skierowana do odbiorcy ukształtowanego poprzez wychowanie i życie we wspólnocie.
Muzyka Fryderyka Chopina to przejaw wolności i niepodległości polskiego ducha
Akcentując duchowy aspekt kultury nie można zapomnieć, że wyraża się on poprzez materię spisanego słowa, dźwięku, dzieł architektury, malarstwa czy rzeźby. Troska o kulturę oznacza zatem szacunek dla zabytków. Są one bowiem materialnym, ubranym w konkretną formę, dowodem bogactwa duchowego człowieka, wchodzą do zbioru zwanego dorobkiem społecznym narodu, czyli właśnie kulturę. Kultura narodowa to jednak nie tylko przedmioty, ale również zasady i wartości wspólne dla pewnej społeczności. Związana z budującym cywilizację łacińską chrześcijaństwem Polska oparła swoją kulturę w odniesieniu do Boga i Jego prawa, norm dekalogu.
Debata społeczna na temat kształtu i kierunku rozwoju polskiej kultury, krytycyzm wobec kultury szlacheckiej, który nadaje główny ton w tej dyskusji, jest również elementem narodowej kultury, bo wynika z troski o jakość dziedzictwa, jakie dostaje się w spadku kolejnym pokoleniom Polaków. Melchior Wańkowicz w eseju Kundlizm napisanym w 1945 roku w „ziemi włoskiej”, podjął się rozliczenia dziedzictwa kultury polskiej w gorzkich okolicznościach zwycięskiego zakończenia II wojny światowej, które zwycięstwa, a tym bardziej wolności nam nie przyniosło. Wcześniej, w drugiej połowie XIX wieku, z taką refleksją wyszli polscy pozytywiści, którzy kładli nacisk na „kulturę pracy” przeciwstawioną romantyzmowi narodowych uniesień insurekcyjnych. Przywoływany Jan Paweł II w swoim nauczaniu również odwoływał się do potrzeby odbudowy kultury pracy zrujnowanej przez komunizm.
Manifest antykultury
Świadectwem kryzysu polskiej kultury czy nasilenia wrogiej na nią presji były wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie latem 2010 roku. Hordy „młodych, wykształconych z wielkich miast” słownie i fizycznie atakowały mniejszą grupkę, głównie starszych osób modlących się pod krzyżem. Ta sytuacja, nawet obrana z kontekstu tragedii smoleńskiej, musi wywoływać refleksję wśród Polaków, którzy czują się związani z naszą narodową kulturą, rozumiejąc jej dwoisty charakter jako dziedzictwa i zobowiązania.
Oto w centrum stolicy, w świetle jupiterów stacji telewizyjnych młodzież atakowała starszych prostackimi i grubiańskimi słowami. Był to nie tylko wyłom w solidarności międzypokoleniowej, ale też manifest antykultury. Okraszony pogardą dla tragicznie zmarłych, szydzący z powagi instytucji społecznych, za nic mający autorytet najwyższego przedstawiciela polskiego państwa i narodu, czyli prezydenta Rzeczypospolitej. Krzyż uformowany z puszek po piwie „Lech” wzniesiony przez stado rozjuszonej w tanecznych podrygach dziczy to najwymowniejszy symbol i sygnał otwierającej się przepaści między Polakami czującymi związek z kulturą narodową a tymi rodakami, którzy odczuwają potrzebę okazywania pogardy dla narodowego dziedzictwa, redukując się do nibywspólnoty konsumentów antykultury.
Język polem bitwy
Język polski, który stanowi zewnętrzny atrybut wspólnoty i kultury narodowej, jest również przedmiotem współczesnego ataku. Najwymowniejszym tego przykładem jest polityka władz Republiki Litewskiej, która walczy z obecnością języka polskiego w życiu społecznym obywateli litewskich narodowości polskiej, wyciągając słuszny wniosek, że eliminacja języka będzie ważnym krokiem najpierw do wynarodowienia, a następnie lituanizacji Polaków. O czystość w tym zakresie dba państwowa instytucja o groźnie brzmiącej nazwie Inspekcja Językowa i równie groźnym arsenale stosowanych sankcji finansowych i to mimo zapisów polskolitewskiego traktatu z 1994 roku.
Dlatego konsekwentnie pojawiają się ataki na szkolnictwo polskie, polskie nazwy ulic i placów. Z badań przeprowadzonych w ramach projektu Uniwersytetu Wileńskiego „Korzystanie z języków a tożsamość narodowa w miastach Litwy” wynika, że aż 98 proc. uczniów młodszych klas polskich szkół korzysta z języka polskiego w relacjach z bliskimi, przy wyborze programów telewizyjnych lub lektury, 66 proc. uczniów posługuje się językiem rosyjskim. Tymczasem z języka litewskiego, w tych relacjach i okolicznościach na co dzień korzysta tylko 35 proc. uczniów. Wyniki innych badań nie są już tak optymistyczne. Naukowcy z estońskiego uniwersytetu w Tartu ustalili, że zaledwie połowa litewskich Polaków rozmawia w domu w języku ojczystym. Poza domem, z przyjaciółmi i w towarzystwie, językiem polskim posługuje się tylko 21 proc. polskiej mniejszości. Jeszcze mniej Polaków, bo zaledwie 12 proc. czyta polskie gazety, a polską telewizję ogląda tylko 8,5 proc. polskiej mniejszości na Litwie. Na co dzień większość litewskich Polaków rezygnuje z języka polskiego na rzecz litewskiego oraz rosyjskiego. Jak wynika z badań, ponad 60 proc. litewskich Polaków używa języka litewskiego w życiu publicznym, na przykład w sklepach czy na ulicy. Z kolei w rozmowach z przyjaciółmi i kolegami po litewsku mówi 31 proc. Polaków na Litwie, a 29 proc. z nich używa języka rosyjskiego. Jeśli polskie władze nadal będą tylko przyglądać się procesowi rugowania języka polskiego na Litwie, w ciągu jednego, dwóch pokoleń stan znajomości języka polskiego ulegnie tragicznemu pogorszeniu.
Zupełnie inną formę przyjmuje niszczenie języka polskiego jako budulca kultury narodowej w ojczyźnie. Wpływowe w mediach środowiska forsują aksamitną rewolucję w mowie ojczystej. Dotychczasowym pojęciom przyznaje się nowe znaczenie. Język coraz częściej służy kłamstwu i manipulacji, tracąc podstawową wartość narzędzia komunikacji opisującego prawdę i jej służącego. Tolerancja ma teraz oznaczać akceptację i afirmację, określenie „zielona wyspa rozwoju” ma ukryć szerzącą się nędzę, słowa „polityka” już nie mamy kojarzyć z troską o dobro wspólne, ale z bezwzględną wojną na wyniszczenie przeciwnika, dla niepoznaki nazwanego fałszywie konkurentem. Są wręcz tacy politycy, którzy niezbędny radykalizm czynów zastąpili radykalizmem wojowniczego, zabijającego lub ośmieszającego przeciwnika słowa. Internet, będący sam w sobie neutralnym narzędziem ułatwiającym komunikację, jest coraz częściej wykorzystywany do nieustannie prowadzonych potyczek „wszystkich ze wszystkimi”. Wystarczy zerknąć na fora dyskusyjne, gdzie siła argumentów coraz częściej jest zastępowana argumentami siły. Co zdumiewa i przeraża jednocześnie, język współczesnej polityki nierzadko wkrada się już w inne dziedziny. Język dyskusji na temat muzyki, literatury czy architektury również jest nasycony agresją. Brak rzeczowych argumentów nie przeszkadza w podejmowaniu i prowadzeniu sporu. Niekiedy wręcz taka niemoc intelektualna bywa świadomie osłaniana pancerzem „brudnego” języka.
Pora na opamiętanie, powrót do źródeł. Kultura jest nieodzownym elementem ludzkiego istnienia w cywilizacji życia i miłości. Panoszenie się antykultury może tylko poszerzać przestrzeń nienawiści i śmierci.