Uczył żyć wiarą

2013/07/3
Rozmawiamy z ks. kard. Stanisławem Nagym SCJ

 

 

Eminencjo, Księże Kardynale, przybywam do Krakowa na tę rozmowę ożywiony nadzieją, iż stanę się świadkiem dokonania syntezy osobowości i znaczenia kard. Stefana Wyszyńskiego dla Kościoła w ogóle, dla Kościoła katolickiego w Polsce w szczególności, a także dla narodu, dla polskiej duszy wymagającej wspierania.

Jeśli tak, muszę to poprzedzić uwarunkowaniem; otóż moja wiedza o Prymasie Tysiąclecia jest wiedzą nabytą z lektury albo opowiadań. Dlatego jest to wiedza niepełna. Żeby mieć pełny obraz życia Prymasa, trzeba byłoby prześledzić wszystkie dostępne źródła, począwszy od lektury wszystkich jego dzieł. Nie przestudiowałem wszystkich, świadomie nie przeczytałem „Zapisków więziennych”, które jednak rzucają na niego określone światło, ale to uzupełniłem pobytem w Komańczy. Opowiedziano mi tam wyczerpująco, jak on przeżywał to uwięzienie.

Okres uwięzienia w Komańczy to szczególny czas w prymasowskim posługiwaniu kard. Wyszyńskiego.

To był wyjątkowo intensywny okres jego życia. Tam rodziły się największe plany duszpasterskie Księdza Prymasa: Śluby Jasnogórskie Narodu, a potem Wielka Nowenna Tysiąclecia Chrztu Polski. To w trakcie realizacji tych planów kard. Wyszyński stał się naczelnym wodzem Kościoła w Ojczyźnie, ale także głównym strategiem. I to będę się starał rozwinąć w oparciu o moją wiedzę z lektury książek i tego, co mi o nim opowiadano. Drugi nurt to wspomnienia z kontaktów.

Zacznijmy zatem od kontaktów…

Kontaktów z kard. Wyszyńskim miałem stosunkowo mało; dwa osobiste i kontakty przez pośrednictwo, niezwykłe zresztą, bo kard. Wojtyły.

Byłem duchownym krakowskim, pozostawałem zatem pod wpływem tego, co tu mówiono o Prymasie, co wypisywał „Tygodnik Powszechny”. Przebywałem też za granicą i widziałem, jaki tam był ferment po Soborze Watykańskim II, którego u nas nie było, bo ten gorączkowy ruch reformatorski był świadomie hamowany przez kard. Wyszyńskiego. Wtedy wydawało mi się, że jest to zarzut, dziś to postrzegam jako wielką jego zasługę.

Reformy soborowe w Polsce zostały przeprowadzone w tak łagodny sposób dzięki roztropności kard. Wyszyńskiego. My nie zdeformowaliśmy Kościoła, jak to uczynił Zachód, i to był skutek czujności i roztropności Prymasa, który był otwarty na reformy, ale w bardzo rozsądny sposób. Nie dopuścił do tego, aby te reformy przebiegały u nas tak radykalnie i tragicznie w skutkach, jak to się stało na Zachodzie. Tam właściwie zdruzgotały Kościół.

Ale to poznanie Kościoła na Zachodzie było źródłem krytycyzmu Księdza Kardynała wobec Prymasa.

Przyjechałem zza granicy przesiąknięty duchem ekumenizmu i uważałem, że u nas tego nie ma, że trzeba to robić i powinien to robić kard. Wyszyński. Miał on jednak pewien dystans do ekumenizmu. Był wybitnym ojcem Soboru i lepiej ode mnie znał kontekst ruchu ekumenicznego. Ja go wtedy nie rozumiałem i jako młody teolog miałem do niego zastrzeżenia. Później przekonałem się, że to on miał rację.

Istniało przekonanie, że kard. Wyszyński był niechętny reformom soborowym, a kard. Wojtyła o wiele bardziej przychylny…

Moje wątpliwości dotyczące wprowadzania reform soborowych w polskim Kościele konfrontowałem nie z byle kim, bo z kard. Wojtyłą. Pamiętam, że po moim przyjeździe z Zachodu kard. Wojtyła zabrał mnie na noc do Doliny Chochołowskiej. Chodziliśmy górskimi ścieżkami i musiałem mu się „spowiadać” z tego, co widziałem na Zachodzie i co myślę o Kościele w Polsce. Z mojej strony w tej „spowiedzi” była krytyka Kościoła polskiego i kard. Wyszyńskiego, a z jego strony żarliwa obrona. To tylko jeden z przykładów ogromnej lojalności kard. Wojtyły wobec prymasa. On nie dał się oderwać od kard. Wyszyńskiego, choć był inny. W żaden sposób nie pozwolił się zdystansować od niego.

Wspomniał Ksiądz Kardynał, że osobiste spotkania z kard. Wyszyńskim były szczególnym doświadczeniem, które przewartościowało jego ocenę.

Dwa razy spotkałem się osobiście z kard. Wyszyńskim. Pierwszy raz, gdy byłem prodziekanem Wydziału Teologii na KUL-u odpowiedzialnym za młodych teologów. To były lata 60. ubiegłego wieku. Właśnie postanowiliśmy, że teologię na KUL-u będą mogli studiować świeccy. Wymagało to zgody Księdza Prymasa. Przyjechałem do prymasa, żeby z nim wszystko ustalić.

Stanął przede mną ten wielki prymas Wyszyński. I okazał się bardzo przyjemny, otwarty, ludzki, bez dystansu, ojcowski, ale mądry. Z całą roztropnością rozważył tę sprawę, wskazując wszystkie plusy i minusy. Zgodził się, ale postawił warunki, żeby opiekować się tymi świeckimi teologami, a nie tylko kształcić. Dał wytyczne w tej materii. Wywarł na mnie wtedy duże wrażenie. To osobiste spotkanie zmieniło mój stosunek do niego. Dostrzegłem w nim wielkiego Ojca Kościoła.


Kard. Stanisław Nagy: Prymas Tysiąclecia pozostaje olbrzymem wyrastającym ponad tę masę, która się nazywa Polacy i polski Kościół

Drugi raz spotkałem kard. Wyszyńskiego, gdy towarzyszyłem generałowi naszego zgromadzenia na wizycie z Prymasem. To była krótka rozmowa, trwała nie dłużej niż kwadrans. Był tak samo jak poprzednio ludzki, życzliwy, otwarty, ale też i majestatyczny, taki wielki Wyszyński.

Jeszcze wtedy nie było we mnie tego, co się potem ukształtowało jako obraz Wyszyńskiego, mianowicie obrazu naczelnego wodza Kościoła i Narodu. Nie było wtedy nikogo, kto by taką rolę mógł odgrywać. Dawno już nie żył abp Sapieha, wyłonił się już Wojtyła, ale był jeszcze młody. Cały ciężar walki o los narodu, o to, żeby naród został sobą, spadł na kard. Wyszyńskiego. W czasie spotkań z nim zrozumiałem, że był nie tylko wodzem narodu, ale i strategiem, który nie tylko wie, że trzeba walczyć, ale i jak walczyć, jakie stosować metody. I tu trzeba wymienić wielkie programy duszpasterskie; Śluby Jasnogórskie Narodu i Wielką Nowennę Tysiąclecia Chrztu Polski, wielkie pielgrzymki z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej.

On znał się na socjologii i dobrze wiedział, że naród, aby ożył, musi się zobaczyć w wielkich zgromadzeniach, tłumach jako naród katolicki. A co lepiej może to uświadomić, niż to, że ten naród idzie na pielgrzymki, gromadzi się na procesjach?

Oczywiście komuniści zdawali sobie z tego sprawę i byli temu przeciwni. Walczyli jak mogli, doprowadzając do kompromitującego ich pielgrzymowania samych ram obrazu Matki Bożej. Dali w ten sposób dowód swojej małości i bezsilności wobec inteligencji Prymasa. Ten wielki strateg znalazł inne wyjście i dalej prowadził swoją walkę, nie skapitulował, walczył do końca, choć komuniści mieli tak wielkie środki do dyspozycji, bo mieli środki przekazu. A Kościół miał tylko ambonę i na tej ambonie był Wyszyński.

I naród słuchał Wyszyńskiego.

I tu objawia się nie tylko naczelny wódz i strateg, ale też wielki prorok narodowy. Powtarzano to, co powiedział Prymas. Ludzie tym żyli. Wyszyński dobrze o tym wiedział. Słyszałem go kilka razy na KUL-u. Był bezkonkurencyjny. To, co robił na ambonie, można określić tylko w kategoriach proroctwa. To, co mówił, roznosiło się po całym narodzie, podtrzymywało naród na duchu.

Ksiądz Prymas stawał się przywódcą Narodu.

Z naszej historii znamy funkcję interreksa pełnioną przez prymasów Polski w okresie bezkrólewia. Trzeba ją odnieść do Wyszyńskiego. Interrex to ten, który rządził państwem, gdy zabrakło panującego króla. A w Polsce przez 45 lat nie było panującego, bo panował obcy. I Wyszyński był interrexem.

Jako interrex Wyszyński przeprowadził Polskę przez czerwone morze komunizmu.

Tak. I ci wszyscy, którzy dziś próbują podważać Kościół, nie zdają sobie sprawy z tego, co zrobił Prymas. A on ocalił Kościół i Polskę. To on kierował i rządził Polską. Prawdziwy interrex. Gdy nie było panującego, Kościół poprzez swojego Prymasa rządził narodem polskim.

Rządził umysłami i sercami Polaków.

Tak, ale to jest jedna część prawdy. Jest jeszcze jeden wymiar wielkości Prymasa – wymiar jego życia wewnętrznego. Tu ja mogę się tylko domyślać. To musiał być człowiek ogromnej modlitwy. Ja niestety nie widziałem prymasa podczas modlitwy. Ja tylko widziałem prymasa chodzącego wśród tłumu, na ambonie. Garnęła się do niego młodzież. Ale wiem, jak wyglądała jego adoracja. Brakuje mi tego ze względu na fakt, że znam inny przypadek, którym jestem bogaty. Miałem okazję podejrzeć z bliska, jak odprawiał Mszę św., przyjmował Komunię św., modlącego się Jana Pawła II. W przypadku Wyszyńskiego takiej szansy nie miałem. O tym mogą powiedzieć tylko naoczni świadkowie. Ale w Komańczy była siostra, która przebywała tam w okresie pobytu Prymasa i ona mi opowiadała, że siedział cichutko w klasztornej kaplicy i się modlił. Szedł sam na pola i na pewno też się modlił. Ale to są tylko moje domysły. Niemożliwe, żeby człowiek takiego formatu się nie modlił.

Nazywany jest kard. Wyszyński maryjnym Prymasem.

Ksiądz Prymas miał głęboką mariologię. Tą maryjnością wypełnił Częstochowę, Jasną Górę. Za jego sprawą Jasna Góra stała się stolicą duchową Polski. Mogę domniemywać, że „Totus Tuus” Jana Pawła II swoimi korzeniami tkwiło w mariologii kard. Wyszyńskiego. Co więcej abp Michalik mówi, że kard. Wyszyński przez swoją przedwojenną jeszcze książkę „Duch pracy ludzkiej” oddziałał na encyklikę społeczną Jana Pawła II „Laborem exercens”. Tak głęboka była ta książka. Był dobrze wykształconym socjologiem i doskonale rozumiał sprawy społeczne.

Już za życia Ksiądz Prymas wyróżniał się heroizmem cnót i poczuciem misji, którą ma do spełnienia.

Był też obrońcą Piusa XII. Był z nim ściśle związany. To on mianował go legatem papieskim. Miał więc pełnię władzy i niezwykły autorytet w polskim Kościele, a także najwyższe kompetencje udzielone przez papieża. Dlatego mógł rządzić Kościołem w Polsce i tak robił. Przez jego ręce przechodziły nominacje biskupie. Mógł więc trzymać biskupów w garści. Episkopat był zresztą za tym, bo miał na czele wybitnego człowieka, który wyznaczył program duszpasterski i realizował ten program.

Już to czyni go wyjątkowym. A o jego heroizmie, odwadze i poświęceniu świadczy to, co w pewnej chwili powiedział: dalej już nie pójdziemy; owo non possumus. Nie ustąpił, choć zdawał sobie sprawę, co go czeka, bo przecież wiedział, co spotkało kard. Mindszentego i wielu innych. Był gotów iść do więzienia i tam poszedł. W więzieniu nie było mu łatwo. Poszedł jednak na to wszystko, wiedząc, jak może się to skończyć. I to jest kolejny element, który buduje wielkość tej postaci.

Tak trzeba naśladować Chrystusa aż do przelania krwi…

Tak, bo świętość to nie są przelewki. Na procesie beatyfikacyjnym wydaje się przecież dekret o heroiczności cnót. Ja mogłem stwierdzić tylko niektóre, ale na procesie świadkowie stwierdzali jego heroizm, gotowość poniesienia wszelkich ofiar włącznie z ofiarą życia. Z całego biografii wynika, że był człowiekiem ogromnej modlitwy i zaufania do Matki Najświętszej. Nic nie uronił z Kościoła. W najgroźniejszym czasie obronił Kościół.

Nieunikniona i narzucona kard. Wyszyńskiemu konfrontacja z komunizmem zakończyła się dla niego zwycięstwem.

Trzeba powiedzieć, że pierwszą klęską, jaką w ogóle poniósł komunizm, to było wypuszczenie z więzienia kard. Wyszyńskiego. Drugi raz cofnęli się, jak musieli ugiąć się przed ks. Blachnickim, zgodzić się na młodzież. Trzeci raz ponieśli klęskę, jak musieli się ugiąć przed abp. Tokarczukiem, który budował kościoły. Ale najpierw był Wyszyński, który wyszedł z więzienia w triumfie. Pamiętam, co się działo, jak przyjechał po wyjściu z więzienia do Krakowa. Jak król tu przyjechał! Jak król jechał do Zakopanego! Jak króla witali go górale! Jak król jeździł po Polsce!

Co po tym wielkim Prymasie zostało w polskim Kościele po 30 latach od jego odejścia do Pana?

Pozostały Jasnogórskie Śluby Narodu, które układał w Komańczy, program Wielkiej Nowenny Tysiąclecia, pielgrzymki, peregrynacja Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.

A co zostało w polskich duszach? On jak nikt chyba znał tę polską duszę i wiedział, jak ją podtrzymywać… w trudnych momentach.

Ciągle trwa jego program mobilizowania narodu przez wielkie masowe wydarzenia, spotkania, pielgrzymki. Ta potężna sylwetka wciąż unosi się nad narodem.

Czy jest Prymasem Tysiąclecia?

Długo zadawałem sobie pytanie „dlaczego”. Jeden człowiek na tysiąc lat? Czy rzeczywiście był największy? I wtedy przyszedł mi na myśl prymas Mikołaj Trąba, wielki strateg z czasów Jagiellonów. Potem był Zbigniew Oleśnicki, też wielki, a tu nagle Prymas Tysiąclecia… Za co? Za ten kawałek czasu wypełniony wielkimi dziełami. Ale w tym kawałku czasu tyle się działo tragicznych rzeczy. Trzeba było ogromnych wysiłków. Dlatego zrozumiałem, że to jest Prymas całej przestrzeni, całego tysiąclecia naszych dziejów.

Wprawdzie Prymasa przerósł papież, ale Wyszyński pozostaje jednym z największych biskupów polskich. I tego nie da się zmienić. On pozostaje olbrzymem wyrastającym ponad tę masę, która się nazywa Polacy i polski Kościół, dzięki temu, co zrobił i kim był. Niczego się nie bał i umiał walczyć. A był i naczelnym wodzem narodu, i strategiem, i interrexem, i legatem zastępcą papieża.

Jaki byłby polski Kościół bez kard. Wyszyńskiego?

To w dużej mierze dzięki kard. Wyszyńskiemu polski Kościół przetrwał. Ocalał przed tym połamaniem, jakiego doświadcza Kościół na Zachodzie – w Hiszpanii, Niemczech, Austrii… Co prawda kard. Wojtyła przejęty duchem Soboru starał się wprowadzać te nowości na teren Polski, ale było to tonowane przez Prymasa Wyszyńskiego. Popatrzmy na los Kościoła w Belgii i Holandii, a to oni uchodzili za największych mędrców Zachodu, wielkich reformatorów w okresie Soboru. A teraz przyjeżdżają do nas, do Krakowa i chcą przyłączyć swoich seminarzystów do seminarium krakowskiego. A mają tych seminarzystów trzech. Trudno ich nie nazwać bankrutami.

Kościół jak zawsze i w naszej epoce pozostaje znakiem, któremu liczni się sprzeciwiają.

No cóż, nasz Kościół jest teraz poligonem zachodniej masonerii. Widzimy, co zrobili z Krzyżem, mamy te sztuczki z satanizmem. Badają, ile wytrzymają ci polscy katolicy. A my powinniśmy żyć wiarą i realizować to, w co wierzymy, jak uczył nas Prymas Tysiąclecia. Powinniśmy brać bez bojaźni Krzyż na ramiona i iść z Chrystusem zbawiać świat.

Dziękuję Księdzu Kardynałowi za tę niezwykłą rozmowę, która jest jednocześnie świadectwem zawierzenia dziedzictwu wielkiego Prymasa.

Zdzisław Koryś

 

 

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej