Utracone pokolenie

2013/07/2
Jacek Stróżyński

Dwa lata temu Sejm przyjął ustawę o reformie edukacji. Wiek szkolny obniżono do sześciu lat. Przez trzy lata rodzice posyłali sześciolatki do szkół dobrowolnie, od 2012 r. obowiązkowo. Reforma wdrażana jest w pośpiechu, bez pieniędzy i spójnego planu, bez szacunku dla dyrektorów szkół, nauczycieli, ale przede wszystkim bez szacunku dla dzieci. Celem dalekosiężnym, który podaje rząd, jest szybsze wyrzucenie na rynek pracy dodatkowego rocznika płatników składek ZUS i podatków. Z premedytacją założono intelektualny regres setek tysięcy dzieci, które pozostały w zerówkach. Według nowych założeń to mały uczeń ma dostosowywać swój rozwój do wymagań programu, a nie odwrotnie.

 

Szkoła ma być przyjazna i nowoczesna. W porywach „radosna”. Przyjazny jest system oceniania nauczycieli (wszyscy są świetni), znakomicie wypadają w ministerialnej sprawozdawczości szkoły, raporty o jakości kształcenia puchną z dumy. A Piotr Pacewicz z „Gazety Wyborczej” uważa, że w liceach jest wciąż mało luzu… Być może wynika to z faktu, że nadal wegetują w naszym systemie oświatowym tak anachroniczne struktury jak „nadzór pedagogiczny”. Ale i z tym wkrótce sobie poradzimy. Jest już gotowa ustawa o „reorganizacji” nadzoru i rozpędzeniu kuratoriów. Wstrzymana ze względu na wybory czeka na lepszy czas.

Przebieg ostatnich matur świadczył o tym, że statystycznie tak źle nie było od momentu wprowadzenia egzaminów zewnętrznych. Przypomnijmy: żeby zdać maturę, wystarczy 30 proc. poprawnych odpowiedzi z trzech obowiązkowych przedmiotów – polskiego, matematyki i języka obcego. Ten minimalny próg przekroczyło w tym roku 75 proc. maturzystów, o 6 proc. mniej niż w 2010 r. Tradycyjnie skompromitowały się licea profilowane, gdzie tylko połowa uczniów zdała maturę. W szkołach dla dorosłych również pełny luz: maturę zdał tylko co piąty abiturient.

PiS bije na alarm, bo nie mamy do czynienia z jednorazową wpadką, lecz z trendem. W 2005 r. odsetek niezdanych egzaminów dojrzałości wyniósł 13 proc., w 2008 – 21 proc., a w 2011 – 24,5 proc. Opozycja nie ma wątpliwości, że jest to skutek systematycznego obniżania szkolnych wymagań. Przekleństwem polskiego systemu edukacji jest niż demograficzny. Głód kandydatów sprawia, że uczelnie porzuciły ambicje i wstyd. Po cichu wszystkie podpisują się pod apelem Piotra Pacewicza – totalny luz.

Zabawy z programem

Początkiem reformy była nowa podstawa programowa, którą wprowadzono po cichu w przeddzień Wigilii 2008 r., przed decyzją Sejmu o obniżeniu wieku szkolnego. Pośpiech był podporządkowany głównie zyskom wydawnictw edukacyjnych, co wynika z prywatnej korespondencji minister Hall z wydawcami opublikowanej w internecie przez tych ostatnich.

Najbliższe mi jest nauczanie historii, więc kilka słów o tym. Bliskie mi środowiska chcą, żeby lekcje historii stały się na nowo kuźnią patriotyzmu. Nauka historii nie jest po to, żeby kochać Polskę, tylko po to, żeby kochać prawdę. Historia spośród wszystkich nauk rozwinęła najsolidniejszy warsztat dociekania tego, co prawnicy zwą „prawdą materialną”.

Istotą jej jest krytyczne badanie źródeł. Jeżeli chcemy, żeby lekcje historii przysłużyły się Polsce, nie może w nich być ani trochę propagandy. Nawet słusznej. Właśnie na tych lekcjach dzieci mają się nauczyć odkrywania prawdy oraz mechanizmów rządzących dziejami.

Wbrew hasłu z pomnika Wincentego Witosa – Polska nie musi trwać wiecznie. Może przyjdzie nam lub naszym potomkom zrezygnować z tego dobra. Ale starajmy się temu zapobiec (Marcin Masny). Niektórzy z naszych elit po prostu uważają, że w polską przyszłość nie warto inwestować, bo Polski nie będzie, będzie Europa.

Zupełnie jak pod zaborami

Uczniowie rezygnują ze zdawania historii na maturze. Po prostu rośnie liczba uczelni, na których historia nie jest już przedmiotem rekrutacyjnym. Nie tylko na prawie, ale nawet na… historii. I nie w Jarosławcu czy Kutnie, ale na Uniwersytecie Jagiellońskim. Chciałoby się powiedzieć o tempora, o mores.

Już po wprowadzeniu nowej podstawy programowej w życie prof. Andrzej Nowak wspólnie z kilkudziesięcioma historykami podpisał list „Ratujmy historię, ratujmy polski kanon”, w którym apelował o „rozważenie przez osoby zarządzające polską oświatą konieczności przemyślenia na nowo konsekwencji tak rewolucyjnej reformy programowej dla przyszłego kształcenia młodych polskich obywateli”.

Równość szans

Jak się żyje na polskiej prowincji? Tory kolejowe już dawno zarosły, PKS nie kursuje. Właśnie zamknęli ostatnią w gminie pocztę, a ośrodek zdrowia nie podpisał kontraktu z NFZ. Ale najgorsze jest to, że za chwilę zlikwidują we wsi szkołę i przestanie działać nowo otwarty punkt przedszkolny.

Powoli, ale sukcesywnie z wiejskiego krajobrazu znikają instytucje i budynki symbolizujące istnienie państwa. Choć ludzi może nie dotyka bieda, czują się pozostawieni sami sobie. Państwo nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, a przecież jeszcze jakieś ma.

Niepostrzeżenie, w oczekiwaniu na rządowy laptop w każdym tornistrze oraz szerokopasmowy internet w każdej gminie, pod rządami partii modernizacji i postępu kolejne obszary kraju zamieniają się w cywilizacyjną pustynię.

Trzy lata temu minister Boni stawiał nam za wzór brytyjską politykę społeczną polegającą na tworzeniu na wsiach centrów edukacji i kultury właśnie na bazie szkolnej. To miał być ważny element modernizacyjnej polityki rządu PO dedykowany Polsce B. W efektownie zaprezentowanym raporcie o znaczeniu kapitału ludzkiego dla rozwoju kraju wprost powołano się wtedy na program „Sure Start” („Pewny start”), który w Wielkiej Brytanii zaczęto wprowadzać w życie w 2006 r. Zakładał on utworzenie w każdej gminie edukacyjnego inkubatora, który łączy różnorodne usługi dla całych rodzin, włącznie z opieką nad dziećmi zintegrowaną z wczesną edukacją. Takie centra wspierają zarówno rodziny, począwszy od okresu ciąży, a skończywszy na 14. roku życia dziecka, jak również maluchy ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi i dzieci niepełnosprawne. Mieliśmy iść brytyjskim śladem. Było to o tyle realne, że w 2008 r. do Polski zaczęły płynąć szerokim strumieniem unijne pieniądze przeznaczone właśnie na takie działania.

Tymczasem z polskiej prowincji masowo znikają małe szkoły. Niszczy je bezradność rodziców i nauczycieli oraz przekonanie samorządowców, że rozdrobniona oświata nie jest szansą, tylko finansowym przekleństwem. Mam wrażenie, że PO dziś zachowuje się tak, jakby nie dostrzegała, że każde z dużych państw europejskich ma silne poczucie odpowiedzialności za dziedzictwo kulturowe. Tylko polski rząd PO zachowuje się tak, jakby chciał się dostosować do jakiejś wyimaginowanej ogólnoeuropejskiej poprawności.

Młodzi Polacy wolą przyszłość od przeszłości…

PO zaszczepia młodemu pokoleniu prymitywną i przestarzałą wersję liberalizmu, która tak naprawdę nie obowiązuje w świecie realnej polityki europejskiej. Nie ma takiego kraju w Europie, który by sferę dziedzictwa narodowego poddał tak ostrej ekonomizacji. Paradoksalnie rządy formacji, która deklaruje swoją nowoczesność, przynoszą najbardziej anachroniczne i wsteczne skutki.

Rodzice są rozgoryczeni. Ich zdaniem reforma nie służy niczemu poza szybszym wprowadzeniem dzisiejszych sześciolatków na rynek pracy. „Nie chcemy się wdawać w politykę, ale to polityka instrumentalnie traktuje nasze dzieci” – irytuje się Marzena Izworska. Natomiast Agnieszka Gralińska-Toborek dodaje: „My, rodzice, jesteśmy stroną. Drugą są nauczyciele jako reprezentanci systemu edukacji. Najsmutniejsze jest to, że obie strony nie współpracują, a dzieci są jak worek, który się tylko przerzuca”.

Na inny problem zwrócił Piotr Zaremba, upatrując w zbyt wczesnej specjalizacji uczniów niebezpieczeństwo wypuszczania na rynek pracy „wykwalifikowanej siły roboczej”. „Trudno się oprzeć wrażeniu, że ta produktywizacja posuwa się zbyt daleko, że ideałem staje się uczeń pozbawiony szerszych horyzontów, od razu nastawiony na jedną wąską ścieżkę”.

Skutki kolejnych reform edukacji, których celem jest szkoła „nowoczesna przyjazna i skuteczna”, poznamy dopiero w przyszłości. Ale po tych trzech latach rządzenia można uznać, że propozycje Hall i rządu Tuska – wbrew niektórym krytykom zarzucającym kierownictwu resortu brak dobrego pomysłu na edukację – są konsekwentną realizacją określonej wizji systemu oświaty, w której nie ma miejsca na wolny wybór rodziców i wpływ na kształt edukacji ich dzieci, w której dokonuje się rewolucyjnych zmian programowych bez konsultacji społecznych, w której kształci się systemowych konformistów i ostatecznym argumentem i wzorcem są obce modele wychowawcze.

Wykradzione pokolenie

Do niedawna szkoły uważało się za odpowiedzialne nie tylko za przekazywaną wiedzę i tytuły naukowe, ale również za kształtowanie charakteru młodzieży i ich poglądów na świat. Młodzi byli włączeni w społeczeństwo dorosłych poprzez rodziny, szkoły, Kościół i otrzymywali od starszych mądrość i należną im ochronę. Dzisiaj na Zachodzie, ale nie tylko, jesteśmy świadkami drastycznej próby wykradzenia rodzicom i Bogu całego pokolenia, a także usiłowań obrabowania młodych z ich własnego szczęścia.

Znany amerykański muzyk rockowy opisuje to zjawisko tak: „Wykombinowałem sobie, że jedyne, co mógłbym zrobić, to wykraść im dzieci. Nadal myślę, że to jedyny chwyt. Mówiąc to, nie myślę o porywaniu, tylko o zmianie ludzkiego systemu wartości, co bardzo skutecznie wyobcowuje ich ze świata rodziców” (Dawid Crosby, cytat z wywiadu z zespołem Rolling Stones).

A jeden z najsławniejszych brytyjskich idoli młodzieżowych powiedział: „Działamy, wpływając na ich podświadomość, i to samo robią pozostałe zespoły”.

Jeżeli rozejrzymy się wokoło, zobaczymy świat, jakiego nie było w przeszłości. Populacja świata jest liczniejsza i młodsza niż kiedykolwiek przedtem. Gwałtownie rozwijają się nowe technologie. Uniwersalna kultura techniczna jednoczy świat, niszcząc stojącą na jej drodze tradycję. Rewolucja elektroniczna umożliwiła szybkie przekazywanie myśli i obrazów. Wyostrzyła też ekstremalnie bodźce oddziałujące na człowieka, np. w postaci muzyki rockowej. Stare wartości pod każdym względem zdają się załamywać i nikt nie może przewidzieć, co zajmie ich miejsce. Nowa kultura ma charakter niszczący to, co chrześcijanie uważają za ważne.

Obserwujemy ataki na punkty strategiczne wychowania młodzieży, rodzinę, szkołę, Kościół, media. Niektóre punkty zostały już przechwycone. W innych jak w rodzinie i szkole bitwa jeszcze się toczy.

Młodzi znaleźli się w swoim własnym, obcym świecie. Proces wykradania pokolenia jest daleko zaawansowany, ale nie musi zakończyć się źle, pod warunkiem że jako społeczeństwo zaczniemy działać. Polsko, obudź się!

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej