Uważaj, kto i w jakim celu nazywa cię „uczniem Chrystusa”

2013/01/18

Bycie uczniem Chrystusa Kościół w Polsce ogłosił w tym roku wiodącym motywem i celem ewangelizacji, i życia chcrzescijańskiego. Tę niezwykle potrzebną formułę pogłębiania wiary podjęli nie tylko nasi kapłani, czy prawdziwe wspólnoty katolickie, bo także ludzie i środowiska określające się jako katolickie czy chrześcijańskie, a w rzeczywistości będące albo sektami, albo też pełniące funkcje „naganiaczy” do sekt.

Bardzo obrazowo ilustruje to w swojej książce „Życie wspólnoty w świetle Słowa Bożego” (Kraków 2004) kapłan archidiecezji krakowskiej, ks. Roman Pindel (zob. s. 21–24), demonstrując metodę posługiwania się Słowem Bożym w celach absolutnie sprzecznych z wiarą katolicką i misją Kościoła. Oto ważny fragment książki:

„Wyobraźmy sobie małą miejscowość na zachodzie Europy na początku lat dziewięćdziesiątych, w której pojawiają się ręcznie zrobione plakaty. Przyklejono do nich zdjęcia przedstawiające ruiny budynku oraz żebrzące na ulicy dzieci. Na plakacie umieszczono napis: ťCzy chcesz pomóc tym dzieciom, które nie mają dachu nad głową?Ť. Z plakatu można się również dowiedzieć, że ruiny są domem dziecka, który będzie odremontowany dla polskich sierot. Można pomóc na wiele sposobów, oddając na przykład niepotrzebne meble, lodówkę, telewizor czy przekazując pieniądze na odpowiednie konto. Można także pomóc osobiście, wyjeżdżając tam do pracy czasie wakacji.

Wielu młodych ludzi decyduje się poświęcić swój wakacyjny czas dla ubogich sierot i wyjeżdża. Zebrane wcześniej pieniądze umożliwiają przedsięwzięcie. Transportowane do Polski przedmioty zostają przekazane do wiejskiej szkoły, przedszkola czy gminy. Przybywający są serdecznie witani, zwłaszcza gdy deklarują, że chcą trochę posprzątać ulicę. Ruiny wydają się takie same jak na zdjęciu. Młodzi ludzie z Zachodu zaczynają banalne prace, wieczorem natomiast odbywa się rozmowa i padają pytania: Co tu robicie?, Dla kogo?, Po co? Czy już kiedyś podejmowaliście działania na rzecz obcych sobie ludzi? Jeśli nie, to dlaczego? Należycie do Kościoła katolickiego czy protestanckiego? Dlaczego rodzice nie zaproponowali wam nigdy zrobienia czegoś takiego?

Później uczestnicy wyjazdu dowiadują się, że od tej pory zaczynają być prawdziwymi uczniami Jezusa, który mówił: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25, 40). To jednak wiąże się z tym, że prawdziwi uczniowie Jezusa są prześladowani. Wmawia się tym młodym ludziom, że jeżeli nikt ich do tej pory nie prześladował, to znaczy, że nie byli jeszcze uczniami Jezusa. Teraz natomiast będą prześladowani nawet przez najbliższych. Tak bowiem jest napisane w Biblii: „Mnie prześladowali to i was będą prześladować” (J 15,20), a nawet dokładniej: „Ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej” (Łk 12, 53).

Spotkania grupy trwają również po powrocie do rodzinnego miasteczka, a nawet stają coraz bardziej absorbujące. Młodzi ludzie później wracają do domu, przebywają w obcym dla rodziców towarzystwie. Nie robią tego, co ich rówieśnicy, a to wywołuje niepokój rodziców, którzy starają się do nich dotrzeć. Kiedy nie dają sobie rady, proszą o pomoc duchownego, policjanta. Te pytania i rozmowy młodzi ludzie odbierają jako potwierdzenie tego, co mówili organizatorzy wyjazdu. Rzeczywiście, wygląda to na prześladowanie, a zatem są oni prawdziwymi uczniami Jezusa. „Świat leży w mocy Złego” (1 J 5, 19), a na pewno w jego mocy są ci, którzy ich prześladują, a zatem rodzice, nauczyciel, duchowny, koledzy.

To jeden z możliwych scenariuszy werbowania młodych ludzi do sekty, tym razem z użyciem „maski charytatywnej”. Zwerbowani znaleźli grupę, która przynajmniej na początku, wydaje się zaspokajać ich potrzeby i wyobrażenia o wspólnocie. Mogą być wręcz przekonani, że są jedną na świecie prawdziwą wspólnotą Jezusa, a także bardzo szczęśliwi, zwłaszcza gdy relacje w rodzinie nie układały się najlepiej i dopiero w tej grupie czują się kochani, rozumiani, zaakceptowani. Rozczarowanie, pustka, a niekiedy destrukcyjne działanie takiej grupy może pojawić się później”.

Komentarz zbyteczny. Natomiast chcę podkreślić tylko jedno – owo kryterium absolutnej wiarogodności katolickiej wspólnoty z „prawdziwego” Kościoła. Otóż „maska cierpienia” to równie wielka pułapka jak „maska charytatywności”. Owszem, nie ma chrześcijaństwa bez Chrystusowego krzyża, ale nie każdy krzyż, którego doświadczamy, jest Chrystusowy. Dlatego nie dajmy się oszukiwać tak fałszywym miłosierdziem, a także fałszywą interpretacją religijną prześladowania i cierpienia.

Jerzy Marlewski

Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2008.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej