Dziś zupełnie jak dwadzieścia wieków temu, żadne badanie i odkrycie nie jest w stanie potwierdzić biblijnej prawdy o Stworzeniu. Zupełnie tak samo jak wtedy można odrzucić wieść o Wcieleniu Boga, Odkupieniu świata i Zmartwychwstaniu. I tak do Dnia Ostatniego będzie można wątpić i wątpić… Tyle że ta prawda jest przeraźliwie realna. I tylko rzeczą ludzką jest wątpić.
Hebrajskie nefesz to coś bardziej konkretnego niż dusza, a basar – ciało z prochu ziemi nie ma w sobie nic z platońskiej pogardy. Jedno i drugie jednakowo pozostaje w ręku Boga. Mówimy za Nowym Testamentem: Bóg stał się człowiekiem. I ta największa chrześcijańska prawda znaczy, że Bóg wszedł w proch ziemi. Historia Jezusa to opowieść o ubogich narodzinach pośród ludzi marnej konduity, co nawet ciężarnej kobiety uszanować nie chcieli, ot takich jak my, o latach zwykłego ludzkiego trudu, kuszenia, wierności własnemu powołaniu, o ludzkiej przyjaźni, wątpieniu, ofiarności, szpiclowaniu, zapomnieniu, miłości, pogardzie, zdradzie, samotności i grozie śmierci na Krzyżu.
Doprawdy bez doświadczenia realności Krzyża nic do końca na tej ziemi się nie pojmie. Cóż dopiero pojąć sens Odkupienia. Bóg wiedział, jak nas tej prawdy uczyć. Dlatego prowadzi nas przez pustynię do betlejemskiej szopy i dalej, dalej. A my wciąż upieramy się, że nasze sprawy są ważniejsze, te świecidełka, ozdoby, kolędy, góry prezentów, stoły pełne jadła i napitku. Jakby coraz nam obojętniejsza była prawda o Bogu narodzonym w szopie gdzieś koło Betlejem, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Podobno już tylko 20 proc. Europejczyków w to wierzy?!
Nie zapominajmy jednak, że narodzenie Boga i nasze świętowanie, pamiątki tego wydarzenia nie dzieją się w społecznej próżni, że droga do chwały wiecznej wiedzie przez dobro, które człowiek czyni człowiekowi, całkiem realny nocny chłód w szopie na skraju pustyni, zwyczajną rybę złowioną w jeziorze i upieczoną na węglach ogniska, które na pewno płonęło, bo tak napisał ewangelista.
Tak naprawdę do świętowania wystarczy opuszczona ciemna szopa, nocny chłód, węgle ogniska, na których piecze się rybę na posiłek. Ale przecież dzieje się historia, w której my ludzie bijemy się o Boga, sprawiedliwość, zachowujemy prawo bądź ulegamy pokusom świata – oto dwa skrzydła chrześcijańskiego dyptyku.
Bóg wiedział, że gdyby nie ta nasza realna historia nie uwierzylibyśmy ani w Narodzenie ani w Zmartwychwstanie, ani w przemianę świata i wyzwolenie z niewoli grzechu. Może więc bardzo nam potrzebne te życzenia: Wesołych Świąt!, Szczęśliwego Nowego Roku!, radość kolędowania w naszych domach, świątyniach. Przecież nikt z nas nie jest doskonały i niemało nam potrzeba do spełniania marzeń, a ziemia nie jest Królestwem, którego oczekujemy i wszechświat nim nie jest. Dane jest ono światu jako znak, któremu sprzeciwiać się będą. Bóg nas tylko przestrzega, że ani zacisze pracowni uczonego, ani giełda, ani parlament, ani targowisko, ani sitwa nie są z Królestwa, bo ono jest znakiem sprzeciwu, którego nie sposób zrozumieć bez betlejemskiej szopy i Krzyża na Kalwarii. Poczytajmy o tym w świąteczno-noworocznym numerze „Naszego Głosu”.
Na czas Świąt i na każdy dzień życia, życzymy Naszym Czytelnikom wiele miłości, szczęścia, radości. Niech pokój płynący od Bożej Dzieciny otacza naszą codzienność, a każdy gest niech będzie wyrazem naszej miłości. Redakcja
Zdzisław Koryś
Artykuł ukazał się w numerze 12/2006.