W oczekiwaniu na chrześcijańską kontrrewolucję

2013/07/2
Petar Petrović

Druga wojna światowa na trwałe zapisała się w historii, choć minęło już prawie 70. lat od jej zakończenia, to wciąż trwa dyskusja nad jej przyczynami i konsekwencjami. Niekiedy mówi się o tych kilku wojennych latach, czasie niebywałych okrucieństw i odarcia z godności człowieka, jako o momencie, po którym nic już nie było takie same.

 

Po ustanowieniu Nowego Światowego Ładu mieliśmy żyć o wiele bezpieczniej, mądrzej, byliśmy w końcu bogatsi o straszne, wojenne doświadczenia. Wydawać by się mogło, że powinniśmy sobie dokładnie zdawać sprawę z tego, jakie konsekwencje wynikają z upodmiotowienia istoty ludzkiej, z podporządkowania całego społeczeństwa totalitarnej ideologii, z poczucia, że jesteśmy wystarczająco silni, by odrzucić Boga i Dekalog, a w Jego miejsce postawić Nadczłowieka i jego widzimisię. Widzieliśmy w końcu, jak wygląda apokalipsa, jak padają wszelkie zasady, reguły, moralność, jak narody stają na granicy wymarcia. To jednak nie spowodowało globalnego nawrócenia, nie doszło do chrześcijańskiej kontrrewolucji, nie przewartościowaliśmy swojego życia i sposobu myślenia.

Prawda? Prawdą jest to, co przegłosuje większość

Po katastrofie II wojny światowej, gdy społeczeństwa powoli zaczęły dochodzić do siebie, szukano sposobu, sensu, celu, by żyć dalej, zacząć od nowa. Na wysokości zadania nie stanęły jednak elity intelektualne, które nie potrafiły znaleźć odpowiedzieć na pytania zadawane w tym czasie przez miliony: jak mogło dojść do tak okrutnej wojny, jak to możliwe, że w XX wieku, czasie wielkich odkryć, rozwoju cywilizacji i kultury, miały miejsce tak nieludzkie zbrodnie?


World Trade Center była ikoną, która upadła na oczach świata

Pytania o źródła obu totalitaryzmów nie mogły natrafić na wyczerpujące odpowiedzi z kilku powodów. Jednym z nich, o którym pisała w „Korzeniach totalitaryzmu” Hannah Arendt jest fakt, że nazizm i komunizm były systemami bliźniaczymi, równie zbrodniczymi i dążącymi do sprawowania totalitarnej kontroli. Zanegowanie wartości religijnych, praw naturalnych i obywatelskich, zatomizowanie społeczeństwa, podważenie więzi rodzinnych, prawa do własności, uprzedmiotowienie człowieka, myśli Rousseau, Marksa, Nietzschego, Rewolucja Francuska, darwinizm społeczny, XIX wieczne ubóstwienie nacji – w różnym stopniu i natężeniu idee te objawiły się w każdym z tych systemów. Odrzucony i potępiony nazizm i faszyzm, czyli brunatny, narodowy socjalizm, nie spotkały się na śmietniku historii ze swoim czerwonym, komunistycznym odpowiednikiem. Prof. Dariusz Tołczyk w monografii „Gułag w oczach Zachodu” doskonale wyjaśnia przyczyny tego stanu rzeczy. Według niego zachodnioeuropejscy intelektualiści nie chcieli się pogodzić z rzeczywistością i uznać, że system komunistyczny, który pożerał kolejne państwa po wschodniej stronie Żelaznej Kurtyny (ale i w wielu innych miejscach globu), jest zagrożeniem dla całego świata. Wielu z nich wciąż, w różnym stopniu, żywi przekonanie, że „prawdziwy” komunizm (im bardziej teoretyczny tym lepszy, dziś przybrał on postać gospodarczego euro-socjalizmu i światopoglądowego liberalizmu) bije na głowę „zgniły kapitalizm” i wolny rynek. Ci zaś, którzy ewoluowali wraz z tym systemem i ze stalinistów przeistoczyli się w miłośników Gorbaczowa i pieriestrojki, po upadku komunizmu najczęściej przyjmowali tożsamość i arsenał poglądów lewicowo-liberalny. Wielu z nich zmuszonych było dokonywać licznych, dramatycznych zwrotów intelektualnych, byleby nie odrzucić komunizmu w całości, byleby nie musieć przyznać się do pomyłki. Zawsze odnajdywali jakieś usprawiedliwienie, jakieś „ale”, które pozwalało im nie rozliczyć się, choćby w swoim sumieniu, z tego wstydliwego obiektu fascynacji. Dziś to właśnie oni kształtują demokratyczną rzeczywistość, a marksizm zastąpili innymi, modnymi „izmami”, które zatruwają naszą codzienność. Nic więc dziwnego, że w wielu aspektach system ten zaczyna przybierać totalitarne znamiona.

Marksizmy XXI wieku

„Istnieje dzisiaj tendencja (w Polsce również ją obserwujemy) do swoistej socjologizacji moralności. Drogą ankiet zadaje się ludziom pytanie o to, jak odnoszą się do tych czy owych zasad moralności, np. moralności małżeńskiej czy też w dziedzinie rzetelności pracy, czy też poszanowania własności – i niektórzy skłonni byliby wnosić, że jeżeli znaczny procent respondentów odnosi się negatywnie do tej czy innej zasady, to znaczy, że sama ta zasada przestaje mieć wartość wiążącą. Jest to oczywiście wnioskowanie błędne. O słuszności norm etycznych nie możemy wnioskować z ich bądź ” – przekonywał kardynał Karol Wojtyła w wywiadzie-rzece „Rewolucja ducha”

Ta pozorna wolność wyboru jest w rzeczywistości zniewoleniem. W XXI wieku społeczeństwa i ich obywatele są przekonani, że to oni sprawują władzę, decydują o tym, jak żyją i w jakim kierunku podąża świat. Nic bardziej mylnego. Rozwiązania są nam, niestety, narzucane przez krążące w medialnym świecie idee, których protagonistami są lewicowo-liberalne elity. Oferowana przez nich wolność od wszystkiego, obłędna, apodyktyczna bogini Tolerancja i tzw. walka z wykluczeniem doprowadziły do podważenia wszelkich wartości i autorytetów.

„(… ) współczesne społeczeństwa dały masom zbyt wielkie uprawnienia, daleko wykraczające poza równość polityczną, przez co obalają intelektualne, estetyczne i obyczajowe hierarchie – pisze w „Raju przywróconym” prof. Ryszard Legutko. Dodaje, że demokracja „(… ) stwarza niekiedy przekonanie, iż dysponuje środkami pozwalającymi ocenić kulturę nie tyko w kategoriach politycznego wyboru. Dlatego ingeruje w niektóre oceny, na przykład rehabilituje masowe gusta poprzez odwołanie się do zasady praw grupowych, do idei reprezentacji większościowych aspiracji, do kategorii zbiorowych potrzeb, do zasady równości i równego uczestnictwa. W demokracji jest szalenie niezręczne wyrażenie dyzgustu wobec dóbr kulturowych konsumowanych przez szerokie kręgi społeczne: odbierane jest to bowiem jako oznaka pogardy dla większości (… )”. Jaki jest efekt takiego stanu rzeczy? Nie trzeba się zbytnio rozglądać, żeby zauważyć totalny upadek gustów, kicz, zdziczenie, ogłupienie i wszechogarniającą pogoń za samospełnieniem.

Zanegowanie kategorii prawdy spowodowało bowiem umieszczenie nigdy niezaspokojonego człowieka i jego pragnień w centrum świata. Fiodor Dostojewski doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czym skończy się wyrzucenie z ludzkiego serca Boga. Społeczeństwa, starając się poszerzać granice wolności, same stopniowo rezygnują ze swoich praw naturalnych, zagwarantowanych im przez religię i tradycję. Przywołajmy w tym miejscu jeszcze raz prof. Legutkę, który zauważa, że system demokratyczny „(… ) nie toleruje rzeczywistości niedemokratycznej. Stąd biorą się coraz silniejsze naciski na demokratyzację wszystkich nieegalitarnych enklaw, takich jak kościoły, rodzina, szkoły, instytucje akademickie, a nawet kultura. Hierarchiczne i autorytarne struktury, tradycyjnie w nich istniejące zaczynają być odbierane jako zagrożenie”. W efekcie pozornie wolni obywatele odrzucają ze wzgardą ciążące na nich obowiązki i przyjmują pozycję roszczeniową. Nihilizm łączy się w ten sposób z infantylizmem. Ta wybuchowa mieszanka jest zapowiedzią końca cywilizacji zachodnioeuropejskiej i wartości, na których została ona zbudowana. Zaryzykuję twierdzenie, że gdybyśmy potrafili rozliczyć się z II wojny światowej, to świat, w którym obecnie żyjemy wyglądałby o wiele lepiej.

Na tej skale zbuduję Kościół mój O stan powojennego, zreformowanego po drugim Soborze Watykańskim chrześcijaństwa przez cały czas swojego pontyfikatu martwił się błogosławiony Jan Paweł II, który w przemówieniu „Misje wśród ludzi la osiemdziesiątych” powiedział, że „trzeba być realistą i uznać z głębokim i bolesnym odczuciem, że duża część dzisiejszych chrześcijan czuje się zagubiona, zmieszana, zakłopotana, a nawet rozczarowana: idee sprzeciwiające się objawionej i niezmiennej Prawdzie rozprzestrzeniają się szeroko i daleko; otwarte herezje w dziedzinie dogmatów i moralności zostały rozpowszechnione, wywołują zwątpienie, zamęt i bunt; nawet liturgia została zmieniona. Zanurzeni w intelektualnym i moralnym , a przez to permisywizmie, chrześcijanie są kuszeni przez ateizm, agnostycyzm, moralnie nieokreślony iluminizm, chrześcijaństwo socjologiczne bez zdefiniowanych dogmatów i obiektywnej moralności.” Z tych słów przebija smutek, rozczarowanie, ale i nadzieja na pozytywne zmiany współczesnego wchodzącego w nowe tysiąclecie XX wiecznego Kościoła. Jego drogę kontynuuje dziś z równym zaangażowaniem ewangelizacyjnym Benedykt XVI. To właśnie z tego powodu jest znienawidzony i krytykowany przez postępowe elity, dla których Kościół jest przeszkodą w zbudowaniu „Nowego, Lepszego Świata”.

W postmodernistycznym, pozbawionym twardych fundamentów świecie, tylko zasady wiary mogą podtrzymać ład społeczny i rzeczywisty rozwój cywilizacyjny. Bezpośrednim rezultatem odrzucenia chrześcijaństwa jest bowiem „normalizacja” takich zjawisk, jak aborcja, eutanazja, promiskuityzm, dewiacje seksualne, genderyzm, tolerancja dla agresywnego islamu, new age, neopoganizm, hołd składany Matce Ziemi, upadek rodziny i relacji społecznych. Brak zdecydowanego, jednoznacznego potępienia komunizmu i nierozliczenie się z II wojny światowej, jest jedną z przyczyn tego stanu rzeczy.

 


 

Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej