Walka narodów

2013/07/2

 

Artur Stelmasiak

W XX w. zobaczyliśmy, do jakich skutków może doprowadzić wypaczony nacjonalizm. Zaś w XXI w. lansuje się odejście od narodowych idei. Jednak walka narodów nadal trwa. Hegemonia silniejszych nad słabszymi jest tak stara jak świat. Historia Europy doskonale pokazuje, jak narody upadały i powstawały do swojej państwowości. Za ojczystą kulturę i wspólne wartości często byli gotowi oddać życie.

 

Można powiedzieć, że narodowościowo- państwowa mapa Europy ukształtowała się w dwóch zasadniczych okresach. Pierwszy z nich to średniowiecze, kiedy to władca w imieniu narodu przyjmował chrześcijaństwo, dzięki czemu podległa mu wspólnota stawała się pełnoprawnym członkiem Europy. To właśnie dzięki Kościołowi naród dostawał naukę i mógł rozwinąć swoją kulturę.

Drugim etapem emancypacji europejskich narodów jest wiek XIX i XX. Powstanie w pierwszej połowie XIX w. takich państw, jak np. na zachodzie Belgia, a na wschodzie Serbia, Rumunia, Czarnogóra czy Grecja było jedynie zapowiedzią tego, że w Europie powoli kruszeją stare podziały. Przez długie lata równowaga sił oparta była na Rosji, Austro-Węgrach i imperium osmańskim. Najsłabszym ogniwem tej układanki było państwo islamskie, które przespało ówczesne przemiany cywilizacyjne. Imperium nie zdołało z powodu nadmiernej biurokratyzacji i militaryzacji życia społecznego wytworzyć klasy średniej i zaczątków nowoczesnej gospodarki kapitalistycznej.

Narody bez państwa

Zdumiewającym faktem jest to, że poczucie wspólnoty narodowej wśród Serbów udało się przechować przez prawie 350 lat tureckiego panowania. Głównym spoiwem konserwującym ich odrębność był słowiński język i Kościół prawosławny. Poczucie wspólnoty narodowej spowodowało, że w XIX w. tak jak Polacy zaczęli organizować powstania narodowe. Serbowie byli jednak w lepszej sytuacji, bo mogli liczyć na wsparcie mocnych protektorów Rosji i Austrii, a przeciwko sobie mieli upadające imperium. Natomiast w Polsce krzyżowały się wspólne interesy trzech silnych mocarstw militarnych – Świętego Przymierza.

Polska tęsknota za własnym państwem była czymś zrozumiałym. Mieliśmy długą monarchiczną tradycję, wysoko rozwiniętą kulturę, dobrze przygotowane elity oraz tradycję licznych zrywów niepodległościowych. Do tego poczucie wspólnoty narodowej było kultywowane przez Kościół katolicki. Nieskuteczna okazała się zarówno carska rusyfikacja, jak i pruska germanizacja. Natomiast bismarckowski kulturkampf wzmocnił tylko polski ruch oporu, a nawet doprowadził do repolonizacji takich terenów, jak np. Górny Śląsk.

Na ziemiach polskich odrębna tradycja narodowa była silna i musiała przetrwać tylko stosunkowo krótki okres zaborów (w porównaniu np. do Serbów). Ale w ówczesnej Europie emancypowały się także narody, które zdawać się mogło, zapomniały już o swojej odrębności. Jak wytłumaczyć odbudowę wspólnej tożsamości np. u naszych południowych sąsiadów? Czechy pod długim i silnym panowaniem Habsburgów praktycznie straciły kulturę i język. Nie mieli po swojej stronie żadnego wsparcia, a duchowieństwo katolickie było traktowane jako część obcego aparatu władzy – instrument zaborcy. W XVIII w. praktycznie zgermanizowane były średnie i wyższe warstwy społeczeństwa.

Co takiego stało się w ówczesnej Europie, że na przełomie XIX i XX w. takie narody, jak np. zgermanizowani Czesi, spolonizowani Litwini, czy Ukraińcy tak mocno pragnęli niepodległości? Niektóre z tych narodów nigdy przecież nie miały własnej państwowości, nie wytworzyły odrębnej literatury, czy wyższej kultury.

Walka stanów

Choć niepodległościowe tęsknoty pojawiły się w wielu krajach XIX-wiecznej Europy, to jednak ich źródło miało inne podłoże niż w Polsce. W Rzeczypospolitej narodowe wartości przechowane zostały przez bardzo liczny stan szlachecki (ok. 10 proc. ogółu społeczeństwa, podczas gdy we Francji szlachta liczyła ok. 2 proc). Walka o niepodległość była więc przede wszystkim zadaniem dla ówczesnych elit.

W innych częściach kontynentu dążenia niepodległościowe miały bowiem zabarwienie walki klas. Uciskany stan niższy, pozbawiana przywilejów burżuazja oraz rodząca się klasa średnia występowały przeciwko arystokracji, której często na rękę było pielęgnowanie cesarskiego panowania. Proces tworzenia się wielu państw narodowych ma swe podłoże właśnie w walce o przywileje stanów niższych. Dlatego też XIX wiek nazywany jest okresem narodzin nowoczesnych narodów. Oczywiście, więź narodowa łączyła ludzi od dawna. Jednak do tego czasu, poczucie przynależności do danego narodu było głównie udziałem wyższych warstw społeczeństwa – wykształconych i uczestniczących w życiu publicznym. Dla prostych ludzi więzi narodowe nie odgrywały tak ważnej roli.

W wyniku przemian ekonomicznospołecznych (uwłaszczenie chłopów, migracja ze wsi do miast, rewolucja przemysłowa) świadomość narodowa rozwinęła się wśród mieszczan i chłopów. Niższe stany społeczeństwa zaczęły więc zyskiwać nowe przyczółki życia społecznego i coraz większe przywileje. Ten sam proces, który prowadził do stopniowego rozpadu wielonarodowych imperiów, prowadził również do zjednoczenia Niemiec, czy Włoch.

Darwinizm społeczny

Na Zachodzie Europy tendencje przemian społeczno-politycznych przebiegały szybciej. Francja, Wielka Brytania, a później także jednoczące się Włochy podlegały procesom demokratyzacji. Monarchie i arystokracja oddawały władzę w ręce coraz szerszych warstw społecznych. Jednak im dalej na Wschód, proces ten przebiegał wolniej i trudniej. Na przełomie wieków Europa Środkowa znajdowała się pod wpływem czterech silnych monarchii, które niechętnie dzieliły się władzą. Najbardziej zdemokratyzowała się Austria, a najmniej carska Rosja i Turcja.

Sytuacja etniczna w tej części Europie była również bardziej skomplikowana. O ile np. jakobini francuscy już sto lat wcześniej okrzyknęli każdego obywatela ich państwa za Francuza, to Austria, Niemcy, czy Rosja nie mogły tego uczynić.

Na fali przemian ogólnoeuropejskich w środkowej Europie zaczęły rywalizować ze sobą dwie kultury: niemiecka i słowiańska. W końcu XIX w. pojawiła się nowa doktryna nazywana darwinizmem społecznym. Polegała ona na uznaniu i wyolbrzymianiu wzajemnego współzawodnictwa pomiędzy narodowościami, grupami etnicznymi czy rasami. Teorie te wykorzystywały myśl Darwina odnoszącą się do procesu ewolucji biologicznej i konkurencji międzygatunkowej, rozumianej tutaj jako „przeżycie najsilniejszych”. Taka ideologia doskonale wpasowywała się w imperialną politykę prowadzoną przez mocarstwa europejskie. Usprawiedliwiała brutalną „walkę o przetrwanie” pomiędzy poszczególnymi państwami, w której silniejszy miał zwyciężać słabszego.

Narodziny nowej Europy

Wybuch I wojny światowej rozbudził niepodległościowe nastroje. Naprzeciw siebie stanęły mocarstwa, które mocną ręką poskramiały narodotwórcze mechanizmy społeczne w Europie Środkowej. Wyniszczająca wojna obnażyła słabość cesarskich imperiów. Prości ludzie nie chcieli bowiem już dłużej walczyć „nie za swoją sprawę”. W Rosji wybuchła rewolucja, a w Niemczech doszło do masowych dezercji i proklamowania republiki. W 1914 r. jedynie we Francji, Szwajcarii i Portugali nie było panujących monarchii. Po wojnie nie było już monarchii w żadnym z trzech wielkich cesarstw. Skończyła się epoka monarchii. Jednak nie zakończył się czas zapędów imperialnych.

Na początku wojny istniała wśród społeczeństw wszystkich walczących stron powszechna wiara, że doprowadzi ona do powstania nowego społeczeństwa i nowego wymiaru humanizmu. Dopiero później okazało się, jak złudne to były nadzieje. Wielu weteranów powracało z frontu z poczuciem, że ich walka i poświęcenie były daremne. Niektórzy dowódcy, jak Erich Ludendorff zaczęli twierdzić, że Niemcy wcale nie przegrały wojny, ale zostały zdradzone poprzez wewnętrzną rewolucję 1918, która miała być „ciosem w plecy” zadanym armii niemieckiej. Bardzo szybko powiązano Żydów i komunistów z sabotażystami, przez których Niemcy przegrały wojnę. Stąd był już tylko krok do rozwoju narodowego socjalizmu.

Zmiany w Europie Środkowej

Jednym z najważniejszych skutków politycznych I wojny były rewolucje w Rosji w 1917 r. Szczególnie rewolta bolszewicka w październiku wstrząsnęła całym światem i stała się ogromnym wyzwaniem dla kapitalistycznych mocarstw zachodnich. Bolszewicka Rosja była fenomenem z jeszcze jednego powodu. Tylko tam udało się zachować imperialny charakter Rosji oraz wielonarodowościowy charakter organizmu państwowego. Był to jednak skutek silnej dyktatury i bezwzględnego terroru politycznego. Tzw. władza ludu szybko okazała się bardziej brutalna od władzy carskiej.

W Europie Środkowej pojawiły się zaś nowe państwa z ustrojem demokratycznym. Współczesna Europa jest spadkobierczynią – w przybliżeniu – układu państwowo-politycznego ustalonego w Wersalu. Po zwycięskiej wojnie polskobolszewickiej II Rzeczpospolita zdobyła niekwestionowaną pozycję w Europie Środkowej. Polska obok Jugosławii była też największym terytorialnie państwem regionu, a przede wszystkim najsilniejszym militarnie. Mieliśmy piątą co do wielkości armię na świecie.

Gdy Niemcy rozpoczynały na nowo zbrojenia, Francja i Wielka Brytania przyglądały się biernie temu procesowi. Łamanie postanowień Traktatu Wersalskiego oraz kompromitacja Ligi Narodów nie spotykało się prawie z żadną reakcją. Nic też nie dały dyplomatyczne zabiegi Piłsudskiego o wypowiedzenie wspólnie z Francją wojny prewencyjnej, którą zaproponował na początku lat 30., gdy nazistowska armia była jeszcze słaba. Ogólna apatia i niechęć do działań zbrojnych Zachodu doprowadziły do wybuchu II wojny światowej.

Narodziny totalitaryzmu

Po stu latach trendów narodowotwórczych w Europie doszło do największych w historii wynaturzeń tego procesu. XIX-wieczny liberalny ruch wolnościowy, którego gwarantem miał być system demokratyczny, zaczął się rozsypywać. Okrzyknięty po I wojnie światowej triumf demokracji okazał się pozorny. Utrzymywał się on jedynie w stabilnych i zamożnych krajach Europy Zachodniej i Skandynawii. Dosyć szybko niedemokratyczne formy rządów zwyciężyły w Hiszpanii, Portugalii i Austrii, a przede wszystkim we Włoszech i Niemczech. Pojawiły się mocne tendencje wzmacniające centralizowanie państwa kosztem jednostki. A przemiany społeczne i kryzys gospodarczy stały się pożywką dla nowych ideologii.


Zmiany dokonujące się w Europie mają nieraz charakter bardzo dynamiczny. Zamieszki w Londynie w sierpniu 2011 r.

Paradoksem historii był fakt, że społeczeństwa oddały władze oraz swoje prawa w ręce wodzów, którzy mieli wyręczyć ich w dalszym podejmowaniu decyzji. W efekcie funkcjonowanie państwa stało się podobne do systemu monarchicznego. Według planów Ententy Niemcy miały być słabe, bezbronne, biedne i upokorzone. To miał być kraj drugiej kategorii, a rolę mocarstwa na kontynencie miała pełnić Francja. Nic więc dziwnego, że do władzy szybko doszli ci, którzy opowiedzieli się jednoznacznie przeciwko Wersalowi i zaczęli podsycać dumę narodową.

Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała w radzickiej Rosji. Tu wspólnym mianownikiem trzymającym jedność tego gigantycznego państwa była walka klasowa i budowanie socjalizmu. Słowo naród było spychane na dalszy plan, bo przecież główni twórcy bolszewizmu nie byli Rosjanami. Jednak zarówno w przypadku nazizmu, jak i komunizmu prawa jednostki były podporządkowane dobru totalitarnego państwa. Silnie rozwijający się kult państwa był jedną z przyczyn następnego światowego konfliktu.

Próby wynarodowienia

Powojenna rzeczywistość najmocniej odcisnęła się na Europie Wschodniej. W całej polskiej historii największe spustoszenie i narodowe wyjałowienie przyniósł późniejszy komunizm. To, co było atutem II Rzeczpospolitej, zostało zupełnie zniszczone. Narodowe elity były odsunięte od władzy, zastraszane, zmuszane do emigracji, a nawet mordowane. Dawna inteligencja narodowa, która wywodziła się najczęściej ze stanu szlacheckiego, była tępiona. Ci ludzie, którzy tworzyli sukces II RP, a później walczyli za nią na wszystkich frontach, zostali okrzyknięci zdrajcami.

Skutkiem tak prowadzonej polityki było niesłychane spłaszczenie struktury społecznej i jej wynarodowienie. Plan jednak nie powiódł się do końca, bo nie udało się zniszczyć Kościoła, który docierał do wszystkich warstw społecznych. Dzięki moralnemu wsparciu Kościoła na przełomie lat 70. i 80. pierwszy raz w historii Polski do zrywu niepodległościowego doszło dzięki zaangażowaniu klasy niższej, a nie inteligencji.

Obecne problemy III RP są pokłosiem długiej i wyniszczającej polityki narodowościowej PRL-u. Błędem okazała się również źle przeprowadzona transformacja. Komunistyczne władze, które pełniły w Polsce raczej rolę moskiewskich namiestników, stały się automatycznie elitami wolnej Rzeczypospolitej. Podobną sytuację miały również powojenne Niemcy. Gdyby nie przeprowadzono tam skutecznej denazyfikacji, naziści byliby najlepiej uposażoną grupą społeczną i znów mieliby największy wpływ na politykę Niemiec.

Europa egoistów

Po drugiej światowej pojawiła się idea solidarności międzypaństwowej opartej na chrześcijańskich wartościach. Europejska Wspólnota Węgla i Stali miała pomóc w szybszym rozwoju stowarzyszonych krajów i zapobiec wojnom gospodarczym. Chrześcijański polityk (obecnie sługa Boży) Robert Schuman w 1950 r. przedstawił propozycję utworzenia zarówno wspólnoty interesów, jak i Europy opartej na wartościach. Z biegiem czasu zaczęły zwyciężać jednak trendy lewicowe, które budują Unię bez religijnych i narodowych wartości.

Obecnie Unia Europejska zrzesza aż 27 państw. Nie oznacza jednak, że są one równoprawnymi jej członkami. Jedne państwa wydają się być od rządzenia, a drugie są jedynie petentami. Kryzys ekonomiczny ujawnia prawdziwe oblicze Unii, która staje się nowym forum rywalizacji pomiędzy państwami i celem do realizacji narodowych interesów. Silne, duże narody znów dominują nad mniejszymi.

Próby zwiększania integracji europejskiej i wspólnej konstytucji spełzły na niczym. Widzimy, jak kryzys gospodarczy wpływa na dezintegrację Europy. Historia pokazuje, że w trudnych czasach zamierają odruchy solidarności, a rodzą się tendencję nacjonalistyczne. Fala ulicznych protestów, które przetaczają sie przez ulice Grecji, Hiszpanii i Włoch, pokazują nam, że to nie koniec historii narodów.

Ulice Europy do złudzenia przypominają polskie ulice sprzed 30 lat. Tak jak wówczas najważniejsze decyzje nie zapadały w Warszawie, tylko w Moskwie, tak dziś w kryzysowej sytuacji Grecją nie rządzą Ateny, ani nawet Bruksela, tylko Paryż i Berlin. Gdyby dziś ktoś na ulicach Aten krzyknął „wiwat Unia Europejska”, spotkałby się z podobną reakcją, jak gdyby w sierpniu 1980 r. przed bramą Stoczni Gdańskiej krzyknął: „niech żyje Moskwa”. Tamten wschodnioeuropejski porządek nie wytrzymał. Pytanie, czy wytrzyma ten obecny?

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej