Wojciech Janicki |
Wykonanie zagłady powstańczej Warszawy pozostawiono Niemcom, bo takie rozwiązanie dyktowała wiedza, również Stalina, o brytyjskich zamiarach zawarcia jednostronnego pokoju z Niemcami
Powstańców, opuszczających Warszawę po kapitulacji żegnała postrzępiona flaga biało-czerwona, powiewająca na Dworcu Pocztowym, niezdobytej powstańczej reducie
Ani przedstawiciele władz polskiego podziemia będący rozmówcami Retingera, a traktujący go z najwyższą podejrzliwością, ani żaden z polskich polityków czy wojskowych na emigracji, nie mogli zaakceptować projektu współdziałania z „Nowymi Niemcami”. Zmiana ideologii nie likwidowałaby przecież ich odpowiedzialności za popełnione zbrodnie ludobójstwa. Było również oczywiste, że spiskowcy z Krzyżowej dążą do ratowania swojego kraju przed ostateczną klęską, zachowania go w granicach sprzed 1937 r. i uniknięcia okupacji kraju.
„Nowe Niemcy”, nawet obciążone reparacjami wojennymi, zachowałyby mocarstwowy status, a Polska narażona na zemstę Rosji znalazłaby się na nowo między dwoma wrogami, zapewne w roli protektoratu jednego z nich. Nawet gdyby chciano zjednać Polskę jakąś rekompensatą terytorialną na zachodzie, to w ówczesnych warunkach mogły one dotyczyć najwyżej jakiejś części Śląska i może Prus Wschodnich, o ile wcześniej nie zajęliby ich Sowieci. Sprawa granicy wschodniej też przedstawiała się niejasno. Armia Czerwona stała przecież na linii Wisły i Stalin ten stan posiadania chciałby zapewne utrzymać, może tworząc na zdobytym obszarze jakąś zależną od Moskwy „Polskę Lubelską”.
Zamach na Hitlera się nie powiódł i sprawa upadła. Decyzja rozpoczęcia walki w Warszawie, choć ostatecznie tragicznie przegranej, przekreślała na zawsze możliwość powtórzenia scharakteryzowanych wyżej propozycji i otwierała drogę do ostatecznej klęski i okupacji Niemiec. Stanisław Cat-Mackiewicz pisał w Latach nadziei: „W czasie, gdy Bór-Komorowski był w niewoli, Niemcy proponowali mu współpracę. Niemcy wymordowali w Polsce parę milionów ludzi, sponiewierali naszą godność narodową, a teraz, gdy sami znaleźli się na skraju przepaści, przypomnieli sobie o możliwości współpracy z nami. Bór odmówił z pogardą”. Dla aliantów zachodnich powstanie wstrzymywało marsz Armii Czerwonej na zachód. Dlatego też zapewne Retinger ostatecznie do powstania namawiał, to i owo obiecując Polakom.
Misja generała Leopolda Okulickiego
Drugim przybyszem z Londynu, w okresie poprzedzającym wybuch powstania w Warszawie, był generał Leopold Okulicki. Jego wręcz brutalny, łamiący reguły dyscypliny wojskowej nacisk na gen. Bora-Komorowskiego, by rozpoczął walkę zbrojną z Niemcami w stolicy kraju, także było formą zewnętrznej presji na władze polskiego podziemia. Powstaje tylko pytanie, czy Okulicki znający zapewne wszystkie warianty ówczesnej sytuacji działał z własnej inicjatywy, czy na czyjeś zlecenie. Rozstrzygnięcie tego dylematu zamyka niedostępność najważniejszych zagranicznych archiwów.
A jednak mistycyzm jego argumentów wydaje się dziwny ze strony zawodowego oficera, sztabowca o sylwetce „twardziela”, od którego należałoby oczekiwać zdecydowanie realistycznego stanowiska zarówno na gruncie spraw czysto wojskowych, jak i politycznych. Mówiąc o potrzebie „hekatomby krwi”, wobec braku perspektywy uzyskania przez Polskę statusu państwa w pełni niepodległego, mógł jednak stawiać na stworzenie legendy, swoistego mitu niosącego w przyszłość wielki kapitał moralny polskiego patriotyzmu, który gwarantowałby zachowanie tożsamości narodowej w czasach przewidywanego zniewolenia.
Tę wersję zdaje się potwierdzać nominacja gen. Okulickiego (Kobra, Niedźwiadek) na szefa Armii Krajowej po kapitulacji powstania warszawskiego dokonana przez Bora-Komorowskiego. To Okulicki miał gwarantować, że nadal nie dojdzie do żadnej ugody z Niemcami.
W liście do prezydenta Raczkiewicza z 9 XII 1944 r. gen. Okulicki pisał na temat powstania: „Potrzebny był czyn, który by wstrząsnął sumieniem świata, zaprzeczył sam w sobie fałszywym oskarżeniom – czyn, który w stosunku do Rosji byłby aktem najdalej posuniętej dobrej woli – tym silniej uwypuklając jej postępowanie w stosunku do nas, jako oczywiste bezprawie. Zadanie tego nie mogły spełnić walki toczone przez nasze oddziały na tyłach cofających się wojsk niemieckich na Wołyniu na Wileńszczyźnie, we Lwowie – gdyż… były to tylko walki o charakterze lokalnym, zatem nie mogły wywołać w świecie nawet takiego echa, jakie odpowiadało ich znaczeniu wojskowemu. Zadanie to spełniła dopiero bitwa warszawska… Jeśli nie wszystkie jej skutki mogły wystąpić już dzisiaj – wystąpią one z całą pewnością w przyszłości i opłacą poniesione ofiary…
Bitwa warszawska zakończyła się klęską militarną – klęska ta jednak nie zakończyła walki z Niemcami prowadzonej na terenie kraju. Walka ta jest bowiem najsilniejszym wyrazem naszej niezłomnej woli odzyskania niepodległego bytu państwowego – a wola ta nie osłabła po upadku Warszawy…”.
Powstanie opóźniło eksport rewolucji na Zachód
W każdym razie powstanie w Warszawie wstrzymywało sowiecką ofensywę na Wiśle. Bez tej przeszkody plan Stalina podboju Europy jeszcze jesienią 1944 r. miał szanse powodzenia. Armia niemiecka była już znacznie osłabiona stratami w walce prowadzonej na kilku frontach. Pod Warszawą przewaga „świeżych” sił I Białoruskiego Frontu marszałka Rokossowskiego nad jednostkami Wehrmachtu była kilkakrotna we wszystkich rodzajach broni i zaopatrzenia. Pierwotne rozkazy Stalina polecały zajęcie Warszawy w dniach 5-6 sierpnia ze wskazaniem dalszego kierunku uderzenia celem zajęcia Łodzi i Torunia.
Na to, że władcy Kremla zależało na czymś więcej niż klęska Niemiec, wskazuje fakt podjęcia już w drugiej połowie 1944 r. rozbudowy własnej floty wojennej do rozmiarów przekraczających potrzeby działań przeciw III Rzeszy. Mogło mu chodzić o Anglię i sparaliżowanie amerykańskich dostaw drogą morską do zachodniej Europy. Jednak na razie Stalin, planując swoje dalsze podboje, nie mógł na zapleczu swojej armii pozostawić Polski z jej potencjałem zbrojnym kierowanym przez niezależny od Moskwy ośrodek władzy ulokowany w wyzwolonej od Niemców stolicy kraju, ponadto mający poparcie zachodnich aliantów. Powtórzenie zbrodni katyńskiej, a nawet „tylko” rozbicie powstańczych oddziałów i aresztowanie ich przywódców nie mogło wchodzić w grę w obliczu trwającej wojny z Hitlerem, w której Polska była, przy udziale ZSRS, pierwszą ofiarą, a następnie aktywnym sojusznikiem sprzymierzonych.
Gen. bryg. Leopold Okulicki ps. „Kobra” – szef operacyjny sztabu KG AK podczas Powstania Warszawskiego
Na przeszkodzie stała tu, formalnie rzecz biorąc, Karta Atlantycka podpisana 14 VIII 1941 r. przez Churchilla i Roosevelta. Sukcesywnie przystąpiło do niej 47 państw koalicji antyhitlerowskiej, łącznie z ZSRS. Karta gwarantowała m.in. wyrzeczenie się ekspansji terytorialnej, nieakceptowanie zmian terytorialnych bez zgody zainteresowanych narodów, prawa wszystkich narodów do samodzielnego wyboru formy rządów, wyrzeczenia się przemocy w stosunkach międzynarodowych. Stalin musiał też brać pod uwagę potrzebną jeszcze stronie sowieckiej pomoc zaopatrzeniową Stanów Zjednoczonych i Anglii uznających legalne władze państwa polskiego. Stąd nagła decyzja o wstrzymaniu ofensywy pod Warszawą i skierowanie większości wojsk na północ w rejon nadbałtycki i w południową stronę – na Bałkany i do Austrii.
Wykonanie zbrodniczej zagłady powstańczej Warszawy pozostawiono Niemcom, co miało swoje psychologiczne i polityczne znaczenie. Takie rozwiązanie dyktowała też wiedza, którą na pewno dysponowała strona sowiecka, o brytyjskich zamiarach zawarcia jednostronnego pokoju z przeciwnikiem. Wypadki warszawskie przekreślały te plany. W ten sposób, choć w innych okolicznościach, historia się powtórzyła: nad Wisłą znów powstrzymano marsz czerwonej armii na podbój świata. Czyżbyśmy mieli do czynienia z kolejnym cudem nad Wisłą?
W Karcie Atlantyckiej nie przewidziano żadnych sankcji za łamanie jej postanowień. Stąd po zakończeniu działań wojennych przestały one praktycznie być brane pod uwagę, szczególnie w polityce zwycięskich mocarstw. Dlatego gdy karty zostały rozdane, a w Polsce władze przejęły rządy zależne od Moskwy, Stalin już bez żadnego ryzyka mógł przystąpić do rozliczenia Polaków odpowiedzialnych za powstanie w Warszawie, które pokrzyżowało jego plany zawładnięcia Europy pod swoje panowanie.
Gen. bryg. Leopold Okulicki ps. „Kobra” – szef operacyjny sztabu KG AK podczas Powstania Warszawskiego
W związku z procesem polski rząd na uchodźstwie, uznawany jeszcze przez sojuszników zachodnich, zwrócił się do władz brytyjskich z apelem o interwencję w sprawie zdradziecko aresztowanych i bezprawnie oskarżonych polskich polityków. Uzyskano odpowiedź, że Rząd Jego Królewskiej Mości będzie zabiegał u władz sowieckich o uczciwy i praworządny przebieg procesu w stosunku do wszystkich oskarżonych „za wyjątkiem generała Leopolda Okulickiego”. Nie podano przy tym żadnych motywów tego wyłączenia. No cóż, Anglicy zapamiętali zapewne nieugięte stanowisko ostatniego dowódcy AK w sprawie ich propozycji przedstawianych polskim władzom krajowym przed powstaniem warszawskim.
Czy komunizm miał szanse w zachodniej Europie?
Na koniec warto też się zastanowić nad pytaniem, czy skomunizowana i kierowana przez Moskwę Europa trwałaby dłużej niż ta z granicą na Łabie, czy raczej szybciej zakończyłaby totalitarne zniewolenie. Istnieje opinia, że narody wychowane w warunkach okrzepłej demokracji, przywykłe do samodzielnego rządzenia i upowszechnionych praw obywatelskich, żyjące przed wojną w warunkach dobrobytu, jaki fundowały im prawa wolnego rynku, szybko zrzuciłyby z siebie system ustrojowy przyniesiony na bagnetach sowieckich „wyzwolicieli ludu pracującego miast i wsi”.
To brzmi przekonywająco. Trzeba jednak przypomnieć, że nawet, czy przede wszystkim, elity krajów antyhitlerowskiej koalicji były zafascynowane sukcesami wschodniego mocarstwa i jego przywódcy pieszczotliwie zwanego „Wujkiem Joe” oraz wdzięczne mu za ograniczenie własnych strat i skrócenie wojennych cierpień.
Takiemu wizerunkowi sprzyjała sowiecka i własna, w tym amerykańska, propaganda. Przedstawiano w niej ZSRS jako normalny, demokratyczny kraj, który przezwyciężył ucisk carskiego reżimu, fundując własnemu społeczeństwu wolność, równość i międzynarodowe braterstwo. Takiemu przekonaniu hołdowała szczególnie francuska libertyńska bohema literacka i artystyczna z małżeństwem Sartre na czele, i środowiska uniwersyteckie. Akcentowano też, zgodne z tradycjami rewolucji francuskiej, wyzwolenie od „zabobonów religijnych” i obecności Kościoła w życiu publicznym, jakie głosiła i dokonała Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia Bolszewików.
Podobne hasła powielała lewica hiszpańska, włoska i holenderska. Oficjalna propaganda ukrywała starannie wszechstronną pomoc Zachodu dla komunistycznej Rosji udzielaną jeszcze przed wojną, a wielokrotnie zwiększoną w czasie jej trwania. Davis, były ambasador USA w Moskwie, po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej objeżdżał swój kraj, głosząc, że „na słowie rządu sowieckiego można polegać jak na Biblii”(!).
W Ameryce ukrywano stalinowskie zbrodnie z obawy przed własnym społeczeństwem finansującym ogromne koszty wojny w Europie. Wpływy komunistyczne w Niemczech już w początkach XX w. były ugruntowane. Rządy Hitlera wykazały, że ustrój totalitarny jest łatwy do zaakceptowania przez naród niemiecki. Kto wie, czy sowiecki komunizm wzmocniony siłami zachodniej cywilizacji nie trwałby do dzisiaj, hartowany w kolejnych zdobyczach na różnych kontynentach? Dobrze, że nie musieliśmy się o tym przekonać…
Tekst jest trzecim w cyklu artykułów Wojciecha Janickiego o powstaniu warszawskim. Poprzednie ukazały się w numerach 6-7 i 8-9 „Naszego Głosu”.