Łukasz Kudlicki |
Po tragedii pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku zostały już podjęte i wciąż są podejmowane próby stworzenia bilansu działalności Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta RP. Jednak podstawową misją, jaką wyznaczył sobie w 2005 roku w chwili przekraczania progów Pałacu Prezydenckiego, było zaprzęgnięcie obejmowanego urzędu głowy państwa do pracy nad przemodelowaniem porządku prawnego i społecznego w Polsce, tak aby z dobrodziejstw odzyskanej wolności i rozwoju gospodarczego mogło skorzystać znacznie więcej Polaków, niż było dotychczas.
Taka prezydentura mogła zaistnieć, bo też i taki był Lech Kaczyński przez wszystkie lata swojej publicznej działalności – podziemnej i legalnej. Dla wszystkich tych, którzy zetknęli się z późniejszym prezydentem Rzeczypospolitej, jest zrozumiałe, że kwestia sprawiedliwości społecznej miała dla niego fundamentalną wartość. W trudnych czasach świadomie wybrał los człowieka „Solidarności” (wcześniej w Biurze Interwencji Komitetu Obrony Robotników i Wolnych Związkach Zawodowych), działającego po stronie i w imieniu słabszych i prześladowanych, co doprowadziło do szykan i internowania, działalności w kierownictwie podziemnej „Solidarności”, wreszcie do udziału w obradach Okrągłego Stołu. Paradoks działalności Lecha Kaczyńskiego w PRL polegał na tym, że swoją wiedzę i doświadczenie zawodowe spożytkował w obronie robotników przed opresją rządzącej partii „robotniczej”.
Świadomy wybór
Przekonanie, że kierunek zmian w Polsce po 1989 roku nie jest całkiem właściwy, właśnie ze względu na deficyt sprawiedliwości w życiu politycznym i społecznym, doprowadził go najpierw do wsparcia kandydatury Lecha Wałęsy w wyborach prezydenckich z 1990 roku, a pół roku później, po rozczarowaniu działaniami elektryka ze Stoczni Gdańskiej w Belwederze, do obozu zdecydowanych przeciwników Wałęsy. To już wymagało zdecydowanego określenia się, wynikającego z przeświadczenia, że ceną za krytykę realizowanych w Polsce zmian będzie wypadnięcie poza obręb „oświeconej” elity, która tylko spoglądając w lustro, widziała jedyne uprawnione moralnie grono do sprawowania kierowniczych funkcji w państwie i nadawania tonu debacie publicznej w kraju.
Lech Kaczyński dążył do takich zmian porządku prawnego, aby z odzyskanej wolności mogło skorzystać jak najwięcej Polaków
Kolejne życiowe wyzwania i wybory były związane z przekonaniem, że deficyt sprawiedliwości w Polsce trzeba aktywnie ograniczać. Że ktoś musi podjąć się tego zadania, nie dając sobie wmówić, że wszystko w Polsce idzie we właściwym kierunku. Stąd wybór na prezesa NIK kadencji 1992–1995 i misja przekształcenia fasadowej instytucji z czasów PRL w niezależny organ kontrolny władzy publicznej na miarę wyzwań transformacji. Skuteczność tych działań zaowocowała powołaniem do Rady Administracyjnej Międzynarodowej Organizacji Pracy przy ONZ oraz Prezydium EUROSAI – europejskiego stowarzyszenia organów kontroli państwowej. W latach 1995–1997 Lech Kaczyński był wiceprzewodniczącym rady programowej Instytutu Spraw Publicznych, w latach 1999–2000 z kolei wchodził w skład Komisji Kodyfikacyjnej przy ministrze pracy i polityki socjalnej.
Wreszcie nastąpił szczególnie ważny moment w życiu byłego prezesa NIK, który w praktyce otworzył przed nim drzwi do Pałacu Prezydenckiego (wcześniej uchylając drzwi do gabinetu prezydenta Warszawy). 12 czerwca 2000 roku premier Jerzy Buzek powołał go na stanowisko ministra sprawiedliwości. W tej roli Lech Kaczyński szybko stał się najlepiej postrzeganym i ocenianym przez opinię publiczną członkiem rządu AWS, mimo tradycyjnego już braku sympatii mediów.
Równolegle rozwijała się kariera naukowa, akademicka i pedagogiczna specjalisty w zakresie prawa pracy, a późniejszego prezydenta, z doktoratem i habilitacją i profesurą na Uniwersytecie Gdańskim, a później na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Suma doświadczeń
Zebrane na niwie akademickiej oraz w działalności społecznej i politycznej doświadczenia przesądziły o charakterze prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Prezydenturze bezkompromisowej, gdy idzie o podejmowane zadania, często wbrew modzie czy nadziejom i oczekiwaniom elit. Tak było w zakresie polityki międzynarodowej, ale również polityki wewnętrznej, w tym przypadku w wymiarze społecznym.
Ważne jest, że wymiar społeczny polityki Lecha Kaczyńskiego nie sprowadzał się do myślenia wyłącznie o wąsko rozumianej polityce socjalnej, czyli formach redystrybucji dóbr. Charakterystyczną cechą myślenia prezydenta o kształtowaniu nowej Polski było na przykład głębokie przeświadczenie, że poza wspieraniem rozwoju gospodarki należy skupić wysiłek państwa na oświacie i nauce oraz kulturze. Ten rys pojawił się już podczas prezydentury w stolicy, gdzie bardzo silne wsparcie Lecha Kaczyńskiego miały biura kultury i teatrów. Z kolei po rozpoczęciu urzędowania na Krakowskim Przedmieściu prezydent powołał w swojej kancelarii Biuro Kultury, Nauki i Dziedzictwa Narodowego. Zestawienie trzech elementów pod wspólnym szyldem dobitnie wskazuje na przekonanie Lecha Kaczyńskiego o wadze roli państwa w kulturze, nauce i trosce o pamięć. Prezydent był zwolennikiem aktywnego państwa w dziedzinach kształtujących duchowe oblicze narodu. Stąd też konsekwentna postawa obrońcy mediów publicznych, krytycyzm wobec podważania znaczenia daniny publicznej, jaką jest abonament RTV, co z kolei otworzyło kolejne pole sporu z rządem PO i samym premierem Donaldem Tuskiem, który w kampanii wyborczej 2007 roku podważył sensowność płacenia abonamentu, a po objęciu rządów podejmował kolejne próby osłabienia mediów publicznych, napotykając opór i skuteczne, bo podtrzymane w Sejmie weto prezydenta odnośnie propozycji zmian w ustawie medialnej.
Sprawiedliwość społeczna to główna oś prezydentury tragicznie zmarłego prezydenta
Do Pałacu Prezydenckiego wprowadził się bowiem po wyborach w 2005 roku nie wyniesiony do władzy kaprysem historii robotnik czy człowiek aparatu partyjnego, jak było w poprzednich przypadkach, ale profesor prawa pracy z bagażem działalności na rzecz związków zawodowych w okresie szczególnych prześladowań związkowców. Po 1989 roku uzupełnił jeszcze swoje doświadczenie o faktyczne kierowanie „Solidarnością” w latach 1990–1991 (gdy Lech Wałęsa ubiegał się o prezydenturę i ją rozpoczynał). Dorzućmy do tego mandat senatora i posła, pracę w Kancelarii Prezydenta, NIK i Ministerstwie Sprawiedliwości oraz stołecznym ratuszu. Przegląd sytuacji, zarówno od strony władzy ustawodawczej, jak i wykonawczej, na szczeblach od samorządu do administracji centralnej z organem kontroli włącznie, a także zetknięcie z funkcjonowaniem władzy sądowniczej w Ministerstwie Sprawiedliwości, to wszystko dawało podstawę do przedstawienia własnego pomysłu na korektę porządku prawnego i społecznego w państwie.
Praca organiczna
Aby jednak zrealizować zamierzone cele, prezydent musiał skupić wokół siebie odpowiednie grono współpracowników – ministrów kancelarii i doradców, a także otworzyć swój urząd na dyskusję ze środowiskiem naukowym i praktykami życia gospodarczego. Z przedstawicielami pierwszego spotykał się podczas seminariów w Lucieniu, a z drugimi – na posiedzeniach powołanej przez siebie Narodowej Rady Rozwoju.
Ważną rolę w zakresie odgrywali prof. Ryszard Legutko i dr Tomasz Żukowski jako doradcy prezydenta. Z czasem siły kancelarii wzmocnił minister Paweł Wypych, którego cała kariera zawodowa była związana z polityką społeczną. Forum, na którym ścierały się koncepcje myślenia o historii, teraźniejszości i przyszłości Polski, były seminaria w ośrodku Kancelarii Prezydenta RP w Lucieniu na Pojezierzu Gostynińskim. Ideę tych spotkań zaproponował sam prezydent, zapraszając do udziału przedstawicieli polskiej nauki. Niespełna stukilometrowa odległość od Warszawy wystarczała, aby ludzie o różnych przekonaniach mogli w wyważony i spokojny sposób, daleki od ideologizowania, spierać się na argumenty. Prezydent sam podsumowywał efekty: . „(…) debaty w Lucieniu – tak bezpośrednie i żywe – nigdy nie były zacietrzewione, lecz zawsze merytoryczne” – pisał Lech Kaczyński we wstępie do książkowego wydania referatów wygłoszonych w Lucieniu w latach 2006– 2007. A spotykali się tam m.in. dziennikarze, duchowni, ludzie kultury i nauki, a również politycy. Warto wspomnieć chociaż niektóre nazwiska: Zbigniew Rau, Ryszard Legutko, Aleksander Smolar, Paweł Śpiewak, Andrzej Zybertowicz, Marek A. Cichocki, Zdzisław Krasnodębski, Andrzej Nowak, Janusz Tazbir. Rzut oka na treść referatów i zapis dyskusji z Lucienia daje pogląd na temat wizji Polski, jaka towarzyszyła prezydentowi Kaczyńskiemu. Był on przekonany, że Rzeczpospolita ma do odegrania istotną rolę w naszym regionie i Europie, ale będzie to możliwe jedynie wtedy, gdy postawimy na edukację i rozwój nauki na wysokim poziomie, a jako naród będziemy umieli wykorzystać bagaż dobrych i złych doświadczeń historycznych.
O gospodarce ponad podziałami
Narodowa Rada Rozwoju powstała z inicjatywy Lecha Kaczyńskiego w styczniu 2010 roku zdążyła działać tylko przez trzy miesiące, a w praktyce zebrała się zaledwie dwukrotnie. „Chciałbym, żeby Rada zajmowała się przede wszystkim tym, co się zdarzy lub może się zdarzyć w Polsce, co daje jej szanse w ciągu najbliższych dwudziestu lat” – wyjaśniał prezydent. Zapowiedź powołania rady ogłosił na początku 2009 roku, po spotkaniu zwołanego przez siebie szczytu społecznego. Po powołaniu rada faktycznie podjęła wskazywane na szczycie zagadnienia. Do podstawowych wyzwań stojących przed Polską i stanowiących zarazem tematykę prac rady Lech Kaczyński zaliczył kondycję finansów publicznych, reformę ubezpieczeń społecznych, racjonalną prywatyzację, rozwój infrastruktury oraz miejsce Polski w UE. W jej skład weszło 44 ekonomistów, socjologów, samorządowców, związkowców i przedsiębiorców o zróżnicowanych poglądach gospodarczych i społecznych, m.in. Henryka Bochniarz, prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”, prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club, Jan Guz, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, prof. Andrzej Koźmiński, rektor Akademii im. Leona Koźmińskiego w Warszawie, prof. Witold Orłowski, dyrektor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, główny doradca ekonomiczny Pricewaterhouse Coopers i były doradca ekonomiczny prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, Sławomir S. Sikora, prezes zarządu banku Citi Handlowy i Janusz Śniadek, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.
Pierwsze posiedzenie rada poświęciła problemom demograficznym Polski, ponieważ Lech Kaczyński definiował wyzwanie związane z malejącą populacją Polaków jako podstawowy problem rzutujący na kondycję społeczeństwa i państwa w przyszłości.
Na drugim i ostatnim przed śmiercią prezydenta posiedzeniu rada zajęła się finansami publicznymi państwa. Już bowiem na początku roku pojawiały się czytelne sygnały o lawinowo narastającym zadłużeniu państwa. – Rozwój przez zadłużanie jest rozwojem niebezpiecznym w długim okresie – mówił prezydent. Jednocześnie zastrzegał, że kredytowanie jest instrumentem, po który należy umieć sięgać z umiarem: – Nie uważam długu publicznego za zło samo w sobie.
Inicjatywa powołania Narodowej Rady Rozwoju szła w parze z osobnym wątkiem działań prezydenta Kaczyńskiego, jakim była długofalowa reakcja na pojawienie się kryzysu finansowego na świecie w 2008 roku, a za nim załamania gospodarczego. Wbrew optymistycznym deklaracjom premiera i ministra finansów, którzy z braku realnych działań uczynili cnotę, prezydent stawiał konkretne pytania o stan polskiej gospodarki. Co więcej, wielu ekonomistów, na przykład Krzysztof Rybiński, wykładowca SGH, były wiceprezes NBP, uważa, że Polska uniknęła recesji w 2009 roku m.in. za sprawą działań podjętych przez prezesa NBP Sławomira Skrzypka, powołanego na to stanowisko z inicjatywy Lecha Kaczyńskiego.
Umiał powiedzieć „nie”
Lech Kaczyński, wbrew powtarzanym często, a niezgodnymi z prawdą opiniom, wykorzystywał przysługujące mu jako prezydentowi prawo do przedstawiania parlamentowi własnych inicjatyw ustawodawczych i najczęściej były one właśnie próbą korekty reguł życia gospodarczego w kierunku Polski solidarnej. Były to m.in. projekt nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach oraz korekta ustawy o PiT.
Mitologizowanym przez przeciwników politycznych Lecha Kaczyńskiego zagadnieniem było z kolei wykorzystywanie prawa weta do ustaw przyjętych przez parlament. Najważniejsza taka decyzja dotyczyła uchwalonej przez PO i PSL ustawy o reformie systemu ochrony zdrowia, która obligatoryjnie miała przekształcić zakłady opieki zdrowotnej w spółki prawa handlowego. Lech Kaczyński wychodził w tym przypadku z założenia, że sfery ochrony zdrowia i życia Polaków nie można podporządkowywać wyłącznie regułom rynku, które nakazują walkę o maksymalizację zysku, a wiadomo, że wiele procedur medycznych kluczowych dla ratowania zdrowia i życia pacjentów jest po prostu kosztowne. „Analiza przepisów ustawy (przyjętej w Sejmie – uzup. ŁK) uzasadnia twierdzenie o zgodzie ustawodawcy na sprowadzenie niebezpieczeństwa całkowitego załamania się systemu opieki zdrowotnej” – oceniał prezydent i na tej podstawie zablokował wejście przepisów w życie.
Wykpiwana przez politycznych oponentów Lecha Kaczyńskiego akcja prezydenckiego BBN kierowanego przez Aleksandra Szczygłę, polegająca na zbieraniu danych z placówek ochrony zdrowia w całej Polsce na temat szczegółów kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia, wynikała z poczucia odpowiedzialności prezydenta za stan bezpieczeństwa państwa, w tym również w zakresie bezpieczeństwa zdrowotnego, co ma bezpośredni związek z poziomem usług świadczonych w opiece zdrowotnej w kontekście sprzecznych danych przekazywanych prezydentowi przez rząd i NFZ. Materiał był zbierany z myślą wykorzystania w pracach Narodowej Rady Rozwoju, w której brali udział przedstawiciele rządu i sektora pozarządowego.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że rządzącym brakuje poczucia odpowiedzialności za poziom debaty publicznej. Pewnego dnia może się okazać, że broń przez nich stosowana obraca się przeciwko jej wynalazcy, gdy znajdzie się ktoś, kto odmówi im prawa do podejmowania konstytucyjnych obowiązków. Chyba że w powszechnym użyciu znajdzie się zasada minimalizmu cechującego współcześnie rządzących, gdzie władza na poziomie centralnym sprowadza się do opieki nad żyrandolem lub ekwilibrystyki socjotechnicznej i medialnej, a odpowiedzialność za kapitulację państwa wobec kryzysów przerzuca się na przysłowiowego wójta.
Autor w latach 2003–2010 był współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego: w latach 2007–2010 był zastępcą dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Międzynarodowego w BBN.