Wieś potęgą jest i basta…

2013/06/28
Rafał Natorski

Zbrosza Duża to wbrew swojej nazwie malutka wioska leżąca kilka kilometrów od Białobrzegów, niedaleko trasy Warszawa – Radom. Wokół rozciągają się pola i sady. Jednak ta niewielka miejscowość ma ważne miejsce w najnowszej historii naszego kraju. – Trzydzieści dwa lata temu to właśnie tutaj powstał Komitet Samoobrony Chłopskiej, co można uznać za początek zorganizowanej opozycji na polskiej wsi – mówi Bogusław Bek z radomskiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej.

 

Jednak, żeby zrozumieć fenomen „niepokorności” Zbroszy Dużej trzeba cofnąć się do lat 50. Wtedy mieszkańcy wioski rozpoczynają walkę o wybudowanie kaplicy. Bez skutku. Sytuację zmienia pojawienie się księdza Czesława Sadłowskiego, wikariusza z pobliskiego Jasieńca. W 1968 r. wynajmuje on mieszkanie w Zbroszy, organizuje również punkty katechetyczne dla miejscowych dzieci. W jednej z obór powstaje kaplica.

Reakcja władz komunistycznych jest łatwa do przewidzenia. Na księdza Sadłowskiego sypią się kary i mandaty. – Organizowałem projekcje filmów, które załatwiałem w ambasadach różnych państw – wspomina ksiądz Sadłowski. – Później wyświetlałem je na podwórkach. Za ekran służyły ściany. Zainteresowanie było bardzo duże. Mogłem liczyć na obecność wszystkich dzieciaków z okolicy. Jednak nie było to mile widziane – opowiada.

W styczniu 1970 r. staje przed sądem w Grójcu za prowadzenie „nielegalnej działalności rozrywkowej”. Wyrok – trzy miesiące aresztu. Na rozprawę przyjeżdża z księdzem pół tysiąca osób. Po decyzji sądu organizują przemarsz ulicami Grójca. Śpiewają „My chcemy Boga”. Karę zawiesza dopiero Sąd Najwyższy. Ks. Sadłowski nadal organizuje projekcje filmów.

Szantaż władz

Kaplicę w Zbroszy ma poświęcić kardynał Stefan Wyszyński, który doskonale zna trudną sytuację mieszkańców okolicznych wsi. Jego ojciec przez 30 lat był organistą w sąsiedniej parafii – Wrociszewie. Komunistyczne władze postanawiają działać. Na polnych drogach pojawiają się dziesiątki milicyjnych radiowozów. Funkcjonariusze osłaniają robotników, którzy wyburzają kaplicę. Sprzęty liturgiczne zostają załadowane na ciężarówkę i wywiezione.


Eksponaty przekazane przez ks. Sadłowskiego radomskiemu muzeum Fot. Rafał Natorski

Władze organizują spotkanie w szkole. – Obiecują wydanie pozwolenia na budowę kościoła pod warunkiem, że ks. Sadłowski opuści Zbroszę. Mieszkańcy wyśmiewają ten pomysł. Zaczynają zasypywać urzędy petycjami. Powstają kolejne prowizoryczne kaplice. Milicja konsekwentnie je niszczy. Eksponaty

Dopiero w 1974 r. udaje się przełamać urzędniczy opór. Nowy kościół święci kardynał Wyszyński. „Uroczystość była dla mnie największą pociechą Jubileuszową – na pięćdziesięciolecie święceń kapłańskich…” – napisze później w specjalnym liście do ks. Sadłowskiego.

List w obronie

Walka o kościół zahartowała mieszkańców Zbroszy Dużej. – Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie można długo żyć w kłamstwie, jakim był tamten system – mówi ks. Sadłowski.

W czerwcu 1976 r. na ulice Radomia wychodzą tysiące osób protestujących przeciwko podwyżkom cen żywości. Władza odpowiada represjami – „ścieżkami zdrowia” i aresztami.

Ks. Sadłowski i mieszkańcy Zbroszy piszą list w obronie represjonowanych. Podpisuje się pod nim prawie 400 osób. Na reakcję władz nie trzeba długo czekać. – Tutaj wszyscy się znają i trudno coś ukryć. A i tak mieliśmy najazdy esbeków. W efekcie władza wiedziała wszystko o naszej działalności. W małej wiosce łatwiej zastraszyć człowieka – przekonuje kapłan.

W 1978 r., w reakcji na nową ustawę o emeryturach dla rolników w kościele w Zbroszy zostaje powołany Komitet Samoobrony Chłopskiej Ziemi Grójeckiej. Pod rezolucją podpisuje się blisko 200 osób. Na początku zaskoczona władza realizuje niektóre z postulatów komitetu – zostają otwarte dwa sklepy, rozpoczyna się budowa drogi, a miejscowa straż pożarna otrzymuje lepsze wyposażenie.

Wkrótce jednak wszystko wraca do normy. Władza wycofuje się z obietnic. Mieszkańcy wsi odpowiadają wstrzymaniem dostaw mleka, a w maju 1979 r. blokują „siódemkę” wysypując na drogę tony jabłek.

Siatka bezpieki

W latach 70.tych ks. Sadłowski dysponuje unikatowym w tamtych czasach sprzętem – powielaczem. – Otrzymałem go od studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy w wakacje pomagali przy budowie kościoła. Przenieśli go przez Tatry – mówi kapłan. Oprócz gazetki parafialnej na plebani wydawany jest „Niezależny Ruch Chłopski”. Nakład pisma sięga tysiąca egzemplarzy. – Kiedy zobaczył go Jacek Kuroń był niezwykle zaskoczony. Okazało się, że nawet w Warszawie nie mieli takich powielaczy – śmieje się ks. Sadłowski.

Kuroń bywał w Zbroszy, ponieważ wygłaszał wykłady w ramach utworzonego na początku 1979 r. Uniwersytetu Ludowego. Do wioski musiał docierać lasem, bo na drogach czekała na niego milicyjna blokada. Wracał w żuku, wśród skrzynek z owocami. Wśród innych wykładowców byli m.in.: Lech Wałęsa, Adam Michnik, Zbigniew Romaszewski. Działalności uniwersytetu nie przerwał nawet stan wojenny.

W latach 80.tych ks. Sadłowski ma częste spotkania z bezpieką. – Z istniejących dokumentów wynika, że przez te wszystkie lata kręciło się wokół niego 120 agentów – informuje Bogusław Bek. Wśród nich przewijają się zabójcy ks. Jerzego Popiełuszki – Grzegorz Piotrowski i Adam Pietruszka.

Jednym z najbardziej aktywnych agentów jest „Boniecki”, później znany działacz radomskiej „Solidarności”. Jako współpracownik Komitetu Obrony Robotników przez kilka miesięcy rozpracowuje ks. Sadłowskiego. W styczniu 1980 r. uczestniczy w prowokacji przeciwko niezłomnemu kapłanowi. Jeden z funkcjonariuszy pisze później w raporcie: „Działając z zaskoczenia uchwyciliśmy na gorącym uczynku księdza Sadłowskiego i TW „Boniecki”, jak w części mieszkalnej „pomieszczenia stanicy oazowej” powielali oświadczenie KSS KOR i redakcji „Robotnika”. Kapłan i „Boniecki” zostają zatrzymani i trafiają do radomskiego aresztu. Do Radomia jedzie grupa parafian ze Zbroszy. Domagają się uwolnienia księdza. Wkrótce ks. Czesław wychodzi z więzienia. W archiwum radomskiego IPN zachowała się lista ośmiu funkcjonariuszy SB, którzy zostali nagrodzeni za prowokację. Otrzymali premie 2-3 tys. zł.

Nie dadzą spokoju

W stanie wojennym Uniwersytet Ludowy działa bardzo aktywnie. Proboszcz organizuje życie kulturalne młodzieży, pomaga szkole w zakupie mebli i pomocy dydaktycznych, rozdaje dzieciom obuwie, żywność, środki czystości, zdobywa leki. W kościele odbywają się koncerty piosenkarzy, organizowane są „białe niedziele”, podczas których ludność korzysta z pomocy lekarzy specjalistów.

Komunistyczne służby nie ustępują. Agenci ograniczają się zwykle do pogróżek. Zdarzyło się również podpalenie plebanii. – Na jednym z przesłuchań usłyszałem, że do końca życia nie dadzą mi spokoju. I coś w tym jest – mówi ks. Sadłowski.

Nie ukrywa, że wspomnienia z tamtych czasów wciąż wracają. Kilka lat temu poznał nazwiska prześladujących go agentów. – Spotykam niektórych z nich. Odwracają się plecami. Ale ja wszystkim przebaczyłem. Na szczęście spotkałem też wielu porządnych ludzi. To oni byli moją siłą, dzięki nim tak wiele udało się zrobić – przekonuje bohaterski kapłan.

Wspaniały dar

Po latach ks. Sadłowski postanowił przekazać swoje niezwykłe archiwum dwóm radomskim instytucjom: Muzeum im. Jacka Malczewskiego oraz Archiwum Państwowemu. – To unikatowy zbiór. Od lat mam do czynienia z podobną dokumentacją, ale tak bogatej i skrupulatnie uzupełnianej kolekcji nie widziałem nigdy. Pokazuje nie tylko, jak przebiegały starania o pozwolenie na budowę kościoła, ale także daje obraz represji, jakim ksiądz był poddawany przez komunistyczne władze – mówi Kazimierz Jaroszek, dyrektor archiwum. Kapłan ofiarował również ulotki i gazetki, niezależne wydawnictwa oraz książki religijne.

Do muzeum trafił m.in. szkolny projektor Elew, na którym ks. Sadłowski wyświetlał filmy, powielacz używany w podziemnej drukarni i ryzy papieru w oryginalnych opakowaniach. Kolekcję wzbogaca także radioodbiornik Pionier i dwie maszyny do pisania, których używał ksiądz proboszcz. Jedna jest szczególna – wyprodukowana w Łuczniku i podarowana księdzu przez tajnego współpracownika SB, ma dodatkowe wyposażenie: nadajnik radiowy umożliwiający podsłuchiwanie kapłana.

Ks. Czesław Sadłowski przeszedł już na emeryturę, ale wciąż jest bardzo aktywny społecznie. W 2008 roku z jego inicjatywy uruchomiono dom środowiskowy dla osób niepełnosprawnych w Woli Łychowskiej. Rok później został patronem szkoły w Jasieńcu Grójeckim. – To wielkie obowiązanie dla młodzieży, bo patron żyje. Żyje i jest wzorem dla uczniów, przykładem, że swoim życiem można zasłużyć na poważanie, zostać autorytetem – mówi Marek Pietrzak, wójt Jasieńca.

Ks. Czesław Sadłowski

Urodził się 5 grudnia 1938 r. we wsi Malinówka w powiecie suwalskim. Był najstarszym z pięciorga dzieci. Okupacja położyła się cieniem na jego dzieciństwie. Zapamiętał miejscowego księdza, który został rozstrzelany przez hitlerowców za pomoc pokrzywdzonym.

W 1952 r. ukończył szkołę powszechną w Borawskich, mimo dobrych ocen nie został przyjęty do liceum ze względu na „kułackie pochodzenie”. Nie rezygnował z nauki. Kontynuował ją w szkole zawodowej, na kierunku murarz-zdun. W 1958 r. wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego w Nysie, później w Warszawie.

Warszawie. W 1961 r. rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Warszawie. 4 czerwca 1967 r. w katedrze warszawskiej otrzymał z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego święcenia kapłańskie.

Pierwszą parafią ks. Sadłowskiego był kościół św. Rocha w Jasieńcu. Przemierzając podczas pierwszej kolędy rozległe przestrzenie doszedł do wniosku, że powinna tu powstać nowa świątynia. Tak zaczęła się „walka o kościół”, która trwale zapisała się na kartach najnowszej historii Polski.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej