Jarosław Kossakowski |
Na blisko trzydziestohektarowej przestrzeni Muzeum Wsi Lubelskiej usytuowanym na dalekim przedmieściu Lublina wśród malowniczo rozrzuconych wiejskich zabudowań swobodnie żyje stado kóz i nikt się temu nie dziwi. Przecież biały kozioł sięgający po liść winorośli to herb Lublina.
Przeszłość przyszłości Basia Kowal, studentka Wydziału Biotechnologii KUL, wśród zabytkowych zagród Muzeum Wsi Lubelskiej przygotowuje się do egzaminów i w miejscowym kościółku modli się o ich pomyślny rezultat. Nowy gmach Instytutu Biotechnologii, którego kamień węgielny w ubiegłym roku poświęcił ks. biskup Józef Wróbel, jest budowany niedaleko i ma być gotowy już za rok. „Będzie dobrze, bo mamy dziś dzień św. Józefa, a on jest patronem rzeczy niemożliwych” – mówił tuż przed tą uroczystością 19 marca 2010 r. rektor KUL ks. profesor Stanisław Wilk. Od budującego się nowego Instytutu Biotechnologii KUL to dwa kroki do zacisznych zakątków lubelskiego skansenu.
„Biotechnologia to nauka przyszłości, od której mogą zależeć także dalsze losy rolnictwa i polskiej wsi – twierdzi Basia Kowal. – Studiuję dyscyplinę nauk technicznych, ale nie mogę oprzeć się dawnemu urokowi wsi polskiej. Przychodzę do skansenu często i zawsze odkrywam coś ciekawego, zaskakującego”.
Muzea, w których zabytkowe obiekty architektoniczne i tradycyjne urządzenia techniczne są eksponowane na otwartej przestrzeni, określa się terminem „muzea na wolnym powietrzu”. W Polsce najczęściej mówi się o nich skanseny. Jest to termin przyjęty ze Szwecji i mimo że odnosi się tylko do sztokholmskiego muzeum na wolnym powietrzu, to od lat używany jest zarówno w języku potocznym, jak i w opracowaniach naukowych. Na terenie Polski są trzy rodzaje skansenów: etnograficzne, archeologiczne i kolejowe. Wśród ponad 50 bezpośrednio związanych z kulturą polskiej wsi skansenów etnograficznych jest kilka zaliczanych do najwyższej klasy światowej. Bez wątpienia takim jest Sądecki Park Etnograficzny i takim też powoli staje się Muzeum Wsi Lubelskiej.
Muzeum Wsi Lubelskiej, dwór z Żyrzyna z połowy XVIII wieku
| Fot. Jarosław Kossakowski
Wobec wielkich zmian w stylu i sposobie życia na wsi i wobec masowej migracji ludności wiejskiej do miast Polska stanęła przed faktem całkowitej utraty swojego tradycyjnego oblicza. Całe społeczności odcięły się od dawnych miejsc zamieszkania zarówno w formie, materiale, jak i obyczaju. To powszechne zjawisko idące w parze z ekspansywnym rozwojem gospodarczym powodującym zanik kulturowych tradycji paradoksalnie legło u podstaw rozwoju polskich skansenów.
W dolinie Czechówki
Opływająca Lublin rzeczka Czechówka na terenie Muzeum Wsi Lubelskiej rozlewa się w kilka malowniczych stawów. Rozsiadłe nad nimi kryte strzechą zagrody to tereny nazwane Powiśle, Podlasie i Nadbuże. Po drugiej stronie stawów, za niewielkimi wzgórzami rysują się nowe budynki jakiegoś lubelskiego osiedla. Tu jednak wśród jesiennych łąk, starych chałup i stodół przemykający wąskimi ścieżkami turyści pozostają nadal w urokliwym świecie niegdysiejszych już widoków i klimatów.
Nieco powyżej doliny Czechówki, na obszarach zwanych Wyżyna Lubelska i Roztocze, zabytkowych obiektów jest już bez liku. Z daleka widoczne są trzy charakterystyczne, kryte gontem kopuły XVIII-wiecznej greckokatolickiej cerkwi z Tarnoszyna. Drewniana cerkiew pw. Narodzenia Najświętszej Panny Marii i św. Józefata jest obiektem muzealnym, ale jednocześnie świątynią greckokatolickiej parafii w Lublinie. Obok na kamiennej podmurówce wznosi się dwukondygnacyjna dzwonnica z Lubyczy-Kniazie, nieopodal zaś leży przycerkiewny cmentarzyk. Czworoboczne zagrody o szerokich frontach składające się z chałupy, stodoły, obory, a także przyziemnej piwnicy i żurawia to zabudowania Roztocza. W zagrodzie z Korytkowa Dużego w sieni stoją beczki do kiszenia kapusty i żarna do mielenia zboża, w izbie natomiast oprócz sprzętów codziennych można zobaczyć zabytkowy warsztat tkacki. Mijając drewniane przydrożne kapliczki, nagle wchodzi się w przestrzeń przypominającą Mickiewiczowski opis Soplicowa. Równiutkie alejki dekoracyjnych krzewów prowadzą wprost do zabytkowego dworku z drugiej połowy XVIII wieku, który został przeniesiony z Żyrzyna. Jego stylowe wnętrza przypominają m.in. dzieje polskich powstań.
Urzędujący w innym zabytkowym dworku dyrektor Muzeum Wsi Lubelskiej dr Mieczysław Kseniak myśli jednak nie tylko o uratowanych oryginalnych zabytkach przenoszonych z odległych krańców Lubelszczyzny. „W przestrzeni muzeum odtwarzamy właśnie całe prowincjonalne miasteczko z pierwszych dziesięcioleci XX wieku – mówi dyrektor Kseniak. – Jego zabudowa będzie prezentowała obiekty od drewnianych, w tym z zabudową podcieniową, do murowanych – wraz z całym towarzyszącym im wyposażeniem posesji (obory, stajnie, komórki, składziki, studnie, piwnice, ustępy, gołębniki, psie budy itp.). Będą też elementy podkreślające wielokulturowość takiego miejsca, więc oprócz drewnianego katolickiego kościoła z Matczyna znajdzie się zrekonstruowana żydowska kuczka (szałas na święto Sukkot). Rzymskokatolicki zespół sakralny stworzą wspomniany XVII-wieczny kościół z Matczyna, dzwonnica z Motycza, plebania z Żeszczynki, spichlerz z Wrzelowca, cmentarz przykościelny (lapidarium) oraz pamiątki małej architektury: bramy, płoty, parkany i studnia. Najcenniejsze w miasteczku będą oczywiście budowle oryginalne i niecodzienne, na przykład areszt z Samoklęsk, plebański spichlerzyk z Wrzelowca czy rzeźnia z Siedliszcza. Inne obiekty są odtwarzane na podstawie zgromadzonej i zweryfikowanej dokumentacji. W przyszłości miasteczko będzie służyć wszelkiego rodzaju spotkaniom z dawną prowincjonalną kulturą i historią”
Stare wynalazki – nowe pomysły
Na widok turystów pasące się na łąkach muzeum stadko kóz wyraźnie się ożywia. Napraszają się o poczęstunek. Studentkę Basię Kowal kozy i kózki znają tak dobrze, że wiedzą, kiedy wyciągnie z plecaka kupione w akademiku kanapki, i że się nimi podzieli. Jeśli nie ma kanapek, to idzie do zabytkowej karczmy „Piwiarnia z Siedliszcza” i zamawia robione na miejscu ruskie pierogi, a za nimi muzealne kozy szczególnie przepadają.
Muzeum Wsi Lubelskiej stara się nie tylko przechować dawne sprzęty domowego gospodarstwa, ale, o ile jest to możliwe, demonstrować, w jaki sposób kiedyś ich się używało i do czego.
Czy dziś można zatem mówić o jakiejś łączności między tradycyjnym ludowym rzemiosłem i ludową wynalazczością a naukową pracą w najnowocześniejszych laboratoriach Instytutu Biotechnologii KUL?
Basia Kowal uważa, że tak postawione pytanie nie jest pozbawione sensu. Przecież biotechnologia to m.in. wykorzystywanie naturalnych procesów biologicznych na skalę przemysłową. A właśnie takie metody, oczywiście na inną skalę, od setek lat stosowali nasi pradziadowie, na przykład wykorzystując drożdże do fermentacji cukru czy wytwarzając najróżniejsze przetwory mleczne.
„Wszystko zależy od wyobraźni i pomysłowości przyszłych biotechników, a także od ich osobistej kultury i etyki. Jeśli nie skupią się tylko na chemicznomatematycznych rachunkach, zainteresują się i twórczo podejdą do dawnych ludowych receptur czy wynalazków, które między innymi można poznać w Muzeum Wsi Lubelskiej, a później poddadzą je współczesnej komputerowej obróbce, to kto wie, może z tego zetknięcia się tradycji z nowoczesnością powstaną jakieś nowe ciekawe osiągnięcia przynoszące wymierne korzyści dzisiejszym mieszkańcom polskich wsi” – mówi Basia Kowal.