Witryna poetycka „Civitas Christiana”

2013/07/3

Edward Frąckowiak

„Z literaturą, szczególnie klasyczną, jestem związany od najmłodszych lat. W sposób szczególny byłem rozkochany w literaturze okresu romantycznego, a także wielkiej klasyce polskiej. Pochodzę z rodziny głęboko religijnej i patriotycznej, a ponieważ w czasie komuny nie miałem możliwości „wykrzyczeć” swoich przekonań w działaniach społecznych, czyniłem to w literaturze, naśladując wieszczów narodowych. Pisałem „do szuflady” wiersze bojowe.

Nie mogąc „dopasować się” do tego świata, chciałem schronić się do zakonu, by już tylko modlić się za Ojczyznę! Opatrzność sprawiła, że uczestniczyłem w tym czasie w spotkaniu z katolickim poetą Jerzym Zawieyskim. Informował, jak on kamufluje się w pisowni, promując wartości chrześcijańskie. Pisałem więc wiersze w stylu Zawieyskiego, z ukrytym przesłaniem katolicko – narodowym.

Wysyłałem swoje opowiadania do tygodników katolickich, m.in. „Zorzy”, „WTK”, „Kierunków”, wierszy nigdzie nie publikowałem. Brałem udział w konkursach literackich, otrzymywałem nawet nagrody.

Wiersze nastolatka

Związałem miłość z gniewem
mocnym węzłem woli;
choć w miłości- gniew pali,
a w gniewie- miłość boli…

W moim sercu była cisza,
a w oczach lśniły łzy:
w tę ciszę Bóg się wsłuchał,
gdy łzy na wietrze schły.

Na peronie

Nikt mnie nie wita, jak Jana Kiepurę.
Tysiące oczu nie szuka mych okien.
Puste perony przy drzwiach rozchylonych.
Deszcz tylko zbajał się w strugach
zmydlonych.

Wyciągam stopy z rozbitej kałuży.
Instynkt, co innym, jak ślepcom pies, służy
Mnie w koło wodzi, w bezdroża osadza,
Jak błędna igła przy sztabie żelaza.

Jak oszukany prowodyr nędzarzy
Chyłkiem się skradam do głuchej rudery;
Z widmem wyroków, potępień i sądów
Wracam- odkrywca mydlanych Kolumbów!

Przemijanie

Odejdę od was cicho, bez szumu,
nie pożegnawszy się nawet.
Nikt mi nie dłużen, ani ja nikomu.
Nie proszę was o nic więcej
prócz Bożego westchnienia.

Odejdę od was z nikłym wspomnieniem
Zabłąkanego pielgrzyma.
I tylko echo waszego wspomnienia
niech płacze w Niebo gwiaździste
na moment istnienia.

Najpiękniej umiera gałąź,
a najpełniej
stracony czas dla Wieczności.

Zdjąłem z błota ziemi
sczerniały liść
pod pniem
ściętego drzewa.

Jest liść
jest pamięć
w przestrzeni czasu.
Lecz nie ma Zieleni
co daje
życiodajny tlen.

W tej PRZESTRZENI jest
tylko BÓG
i ja w Nim
na kliszy
ale prawdziwy.
Stajesz
/Panie/ przede mną
jak piorun
co grozi i oświeca
i daje prąd.

Stajesz
/Boże/ przede mną
jak rój gwiezdny
odległy i bliski
jak życiodajny liść.

Stajesz
/Jezu/ na progu
jako Miłość w cierni
cichy i gwałtowny
z Matką Życia
abym szedł.

A ja
/…/ otrząsam łzę
bólu i radości
że j e s t e ś
/Ty/.

Głębie nieskończoności

Głębie wieczności serca nie trwożą,
gdy w wieczności zamiera:
straszny jest pocisk w lufie, nie straszny
jest wcale, gdy serce przedziera.

Daleko od ziemi gwiazdy gorące,
daleko od gwiazd, ja z życiem
gasnącym.
Daremno wilczysko rozdziawia
paszczęki,
daremno też mnie kochać i tęsknić.

Na tafli jeziora złota twarz księżyca.
Na taflę jeziora pada duch mój bez życia.
Nie wzruszy się księżyc; jak płynął, tak
płynie
a dusza moja już w Niebie: jak była, tak
żyje!

 

 

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej