Wolność wymaga kontekstu

2013/07/2
Agnieszka Komorowska

Adam Darski w głośnym już wywiadzie dla „Newsweeka” mówi: „Jestem wolnym człowiekiem. Nie lubię wchodzić do szuflad, do których ludzie mnie wpychają. Żyję według własnych zasad.” A jakie to zasady? Nie wiadomo. Wielka tajemnica niewiary. Wiemy, że podstawą tych zasad jest: 1. nie Dekalog, 2. nie wartości narodowe, 3. nie miłość (której przyznaje, że ma mało), nie… nie… nie… A poza tym nic. Taka właśnie wolność bez kontekstu. W tym wydaniu bez „duszenia się w patriotyczno-narodowo-religijnym sosie”. I tu właśnie próżnia trafia w próżnię.

 

Podstawowym założeniem zarówno poczynań „Nergala”, jak i innych obecnie wypływających na powierzchnię pionków podziemia antykościelnego jest: „Żyjemy w społeczeństwie katolickim i klerykalnym, a przez to opresyjnym. Teraz przyszedł bunt przeciw tej rzeczywistości”. Bunt jest ekspresją wolności. Powtarzajmy im więc: Panowie i Panie! Ogłaszamy, że jest to założenie błędne. Gdyby tak było, nie mielibyście szans pisnąć choćby słowa. Jest dokładnie na odwrót: to my (katolicy, narodowcy…) nie mamy szans – nie mamy prawa wypowiedzieć się zgodnie z naszymi przekonaniami w kraju „na wskroś katolickim”. Dosłownie nie mamy prawa. Prawo – póki co – macie wy: do krzyczenia, obrażania, szerzenia fałszywego wizerunku naszych wartości, sądzenia nas i skazywania. My nie mamy prawa się bronić, bo „wszystko, cokolwiek powiemy, zostanie wykorzystane przeciwko nam”. Czy tak nie jest?

Oto słowa sędziego Krzysztofa Więckowskiego z uzasadnienia wyroku uniewinniającego Adama Darskiego: „Sąd nie będzie wskazywał żadnych granic dla wolności artystycznej ani dla wolności wyznaniowej”. Wniosek: jak już ktoś słusznie zauważył, sędzia przestraszył się statusu „artysty”. Przypuszczam jednak, po obserwacji poczynionej podczas procesu, że i on należy do uwiedzionych absolutną wolnością. A sprawa szerzonej przez Darskiego nienawiści do Kościoła została przemilczana.

A oto jeden z elementów, który sędzia Ewa Solecka zamieściła w uzasadnieniu wyroku przeciw redaktorowi naczelnemu „Gościa Niedzielnego”: żaden światopogląd nie uzasadnia poniżania innych. Chodziło o przyrównanie pani Alicji Tysiąc do zbrodniarzy hitlerowskich. Każdy jednak, kto przeczytał artykuł ze zrozumieniem zauważył, że w to raczej członkowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zostali określeni jako ci, którzy przyzwyczaili się do przyklaskiwania zbrodniom (tu: aborcji). A dyskusja o „nienawiści”, jaką rzekomo szerzy Kościół rozgorzała.

To może jeszcze spoza naszego podwórka: komentarz jednego z pastorów skandynawskich, będący wyrazem wyznawanych przez niego wartości, mówiący mniej więcej to, iż homoseksualizm jest zboczeniem, stał się dla niego końcem pełnienia posługi duszpasterskiej – również z wyroku sądu. Dalej: kanadyjska obrończyni życia na terenie kliniki aborcyjnej nakłaniała kobiety do zaniechania aborcji. Po prostu rozmawiała z nimi – została skazana mocą prawa za przyczynianie się do niepowodzeń ekonomicznych kliniki. To kto ma prawo? Na pewno nie my.

Musimy przestać się oszukiwać, że żyjemy w kraju katolickim. Nasz kontekst jest już tak osłabiony przez nasilające się ataki, że pozostaje nam pustka aksjologiczna. Głosy krytyczne, pokazywanie upadku wartości, nagłaśnianie nadużyć – owszem, ale z uwzględnieniem stanu faktycznego. A stan faktyczny jest opłakany. Dobrze znany już mechanizm „kozła ofiarnego”(notabene frazeologizm zapożyczony z Biblii) tym razem upatrzył sobie katolików. I ich wartości. Jest moda, jest przyzwolenie. Anonimowi „biegli religioznawcy” nie widzą nic obraźliwego w wieszaniu czego bądź na krzyżu, profesor uczelni wyższej gotowa jest również drzeć Biblię, jedni politycy idą za przykładem deathmetalowców w lansowaniu się na okładkach czasopism w szargających świętość pozach, inni na ten sam wzór ryczą swoje hasła wyborcze. Lewicujący redaktorzy prasowi i telewizyjni szydzą publicznie z przedstawicieli środowisk katolickich, twórcy teatralni i filmowi prześcigają się w ośmieszaniu Kościoła, przeróżni pomniejsi artyści plastycy i literaci sprawdzają jak jeszcze można zagrać motywami biblijnymi, nie mówiąc o twórcach reklam, w których aż roi się od „pornograficznych” obrazów krzyża. I wszyscy mają prawo. Bo to jest wolność.

A wierzący nie mają prawa się odezwać. Bo to wyraz ciemnoty i zacofania, bo to kolejny atak na wolność. Nie można pokazać prawdy o aborcji – „bo to atak na wolność kobiet”, krzyczą feministki. Nie można z punktu widzenia lekarskiego podać w wątpliwość procederu in vitro – bo to atak na wolność tych, którzy mają prawo mieć dziecko. Nie można… Nie można… Nie mamy prawa. A co mamy?

Mamy możliwość bycia wolnymi wierzącymi – pomijając kontekst. W krótkich i ciętych zdaniach podsumował nas Marek Górlikowski z „Gazety Wyborczej” po uniewinnieniu Adama Darskiego, podając za przykład właśnie tych wolnych. Cytuję: „Sprawa Nergala jak żadna inna pokazała, że w tym i podobnych procesach nie chodzi o obronę uczuć religijnych katolików. Bo głęboko wierzący katolicy z metalowego zespołu Pneuma zeznawali w obronie Nergala. Nagłaśniali koncert w klubie „Ucho”, byli na nim i oświadczyli przed sądem, że nie czują się urażeni. Ich utwory są przepojone wiarą, ale potrafią przyjaźnić się z członkami zespołu Behemoth”.

Byłam, słyszałam. Linia obrony była przemyślana i konsekwentna. Ale było na czym się oprzeć. Znaleźli się muzycy zespołu „Pneuma”. Lider zespołu, Jakub Mańkowski, pytany na procesie o wrażenia z „ekspresji artystycznej” Nergala odpowiedział, że rzeczywiście było to szokujące i zamierzał porozmawiać o tym po koncercie, ale nie poczuł się urażony. Doprawdy, należy się medal za panowanie nad uczuciami. Sam Darski powiedział o nich z uznaniem: „Są to ludzie bardzo wierzący, ale tak jak wielu moich przyjaciół nie mają problemów z tego typu rzeczami [obrazą uczuć religijnych]. Rozumieją co to znaczy sztuka, scena, performance i na pytanie odpowiadają: „jakby to świadczyło o naszej wierze, gdyby takie incydenty miały nas wzruszać.” – To świadczy o silnej wierze, którą bardzo szanuję”. No, oczywiście, wypada chociaż szanować przyjaźń, która za nic się nie narazi.

Znajdują się i inni wierzący, „głęboko” wierzący, którym „Nergal nie przeszkadza”. Tacy wolni, oświeceni wierzący. Wyzbyci skostniałego kontekstu. A może go nieznający? Przypomnijmy nasz kontekst: Wiara w Jezusa Chrystusa jest relacją z żywą Osobą Boga, w odróżnieniu od religii opartej wyłącznie na przestrzeganiu kodeksów moralnych, a Kościół jest Ciałem Chrystusa, wspólnotą wierzących, mającą wymiar Piotrowy i wymiar charyzmatyczny. Tyle z podstaw, które wystarczą, by pokazać wymiar problemu.

A jednak bardzo niewygodni są ci, którzy powiedzą: „Nie pozwolę pluć na Kościół. Ja jestem Kościołem”. Jeszcze gorsi zapewne są ci, którzy przyznają się w ogniu ciosów: „Moja wiara jest relacją z Chrystusem obecnym w Słowie, którym poniewierasz. Twoja postawa rani mnie podobnie jak uczyniłoby to obrażanie mojej najbliższej rodziny”. Teoretycznie na tym powinna się sprawa kończyć. A jednak tak nie jest. Obecni wierzący za wszelką cenę przekonują świat, jak bardzo są wolni [czytaj: wyzwoleni z kontekstu]. I mają do tego prawo.

Cóż, nam pozostaje wybrać większą Wolność i mieć jedynie prawo Miłości (która – a jakże! powyrzucała co niektórych, co brukali świętość). Zobaczymy, jak ziemski sąd wypadnie na Sądzie Ostatecznym. Przecież będziemy sądzeni z miłości.

(…A może by tak wystosować petycję do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, w której doniesiemy, że łamane są jedne z podstawowych praw człowieka – wolność przepływu informacji i wyrażania opinii, równość wobec prawa, zakaz wszelkiej dyskryminacji… Jezus też zapytał „Dlaczego Mnie bijesz?”)

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej