Wyborczy prysznic dla zniecierpliwionych

2013/07/3
Zbigniew Borowik

Wyniki wyborów przyniosły nam dwie przykre niespodzianki, z których pierwsza to wejście do sejmu Palikota z ekipą. Już podczas kampanii wyborczej wyraźnie rzucała się w oczy jego nadobecność w mediach. Zdumieni telewidzowie obserwowali, jak ten skandalista nazywany przez publicystów „człowiekiem ze świńskim ryjem”, do którego od niedawna niechętnie się przyznają nawet premier i prezydent, nie opuszcza prawie telewizyjnego studia. A do tego otrzymuje poparcie od takich tuzów III RP jak Lech Wałęsa, Andrzej Olechowski i Jolanta Kwaśniewska.

 

Fot. Artur Stelmasiak

To prawda, że miał on zaszkodzić przede wszystkim SLD pod wodzą Napieralskiego i uczynić tę partię bardziej strawną dla „nowej siły przewodniej narodu”, która po wyborach będzie musiała szukać koalicjanta. Ale mógł przecież i Platformie urwać kilka procent głosów, których mogłoby zabraknąć do zwycięstwa nad PiS-em. To pewnie dlatego Donald Tusk do momentu ogłoszenia pierwszych przybliżonych wyników wyborów miał w telewizji tak bardzo niewyraźną minę. Chyba nie do końca był pewien poparcia okrągłostołowego salonu, o którym wiadomo, że jest dysponentem „medialnej wajchy”.

Dziwnym trafem kampania zbiegła się w czasie z całą serią bulwersujących opinię katolicką decyzji, wyroków i publikacji aprobujących bluźnierstwo jako wyraz twórczości artystycznej. Satanista w telewizji publicznej, okładki tygodników drwiące z przedmiotów kultu religijnego, wyroki sądowe uniewinniające sprawców ewidentnego naruszenia art. 196 kodeksu karnego o obrazie uczuć religijnych. To jednak miało być tylko preludium do tego, co się stanie.

I stało się. Ruch poparcia Palikota, deklarujący najbardziej wulgarną wersję antyklerykalizmu i walkę z obecnością chrześcijaństwa w życiu publicznym, otrzymał ponad 10 proc. głosów i wszedł do sejmu jako trzecia siła polityczna. Homoseksualiści, transwestyci, wojujące feministki i propagatorki aborcji, sfrustrowani renegaci stanu duchownego uzyskują dostęp do trybuny sejmowej.

Zgoda, że tych blisko półtora miliona wyborców Palikota to w większości młodzież, dla której głosowanie było bardziej okazją do wyrażenia protestu przeciw polityce uprawianej przez establishment, aniżeli wyrazem poparcia dla antyklerykalnych haseł. Faktem jednak pozostaje, że prymitywny lumpen-liberalizm obyczajowy uzyskał dostęp do najwyższego w społeczeństwie areopagu i z jego wyżyn będzie teraz dawał upust wszystkim swoim fobiom, kompleksom i roszczeniom, siejąc zamęt w i tak już mocno skołowanym dyskursie społecznym. Obawiam się, że zapowiedź walki o usunięcie krzyża z sali sejmowej to tylko przygrywka dla tego, co się będzie jeszcze działo. ajbardziej bulwersującym przedsięwzięciem.

A wszystko to odbywa się w kontekście przesunięcia się całej sceny politycznej w lewo. Trudno się oprzeć wrażeniu, że i PO stanie się bardziej spolegliwa wobec postulatów głoszonych przez środowiska obyczajowej destrukcji, co można wywnioskować z niektórych wypowiedzi Donalda Tuska pod koniec minionej kadencji.

Druga przykra niespodzianka to przygniatające zwycięstwo Platformy nad PiSem. Chociaż wygrana partii Jarosława Kaczyńskiego od początku wydawała się mało prawdopodobna – mimo kilku bardzo obiecujących w pewnym momencie sondaży – rozmiar porażki jest zaskakujący. Niby 10 punktów procentowych przewagi to niewiele, ale jeśli zdobywa je partia, która za jedyny swój sukces w czasie czteroletnich rządów uznaje zbudowanie dla dzieci sieci boisk, to z opozycją musi rzeczywiście dziać się coś niepokojącego.

Nie ma tu miejsca na roztrząsanie szczegółowych przyczyn tej porażki. Ogólnie można powiedzieć, że PO otrzymała zbyt wielkie wsparcie od kluczowych środowisk i grup interesu, aby ulec partii, która od dłuższego czasu raczej ogranicza, aniżeli poszerza swą bazę społeczną. Duże znaczenie dla wyników wyborów miał też zapewne strach przed zbliżającym się kryzysem i naturalna w takich okolicznościach chęć zachowania politycznego status quo.

Nie ulega wątpliwości, że PiS zamiast biadolić nad zdezorientowanym i niewdzięcznym społeczeństwem musi przeformatować swoje oblicze, aby nie roniąc nic z tego, co najbardziej wartościowe we własnych założeniach ideowych, dotrzeć do tej części obywateli, którzy nie skorzystali 9 października z prawa wyborczego. „Przeformatowanie oblicza” nie może oczywiście oznaczać tylko troski o lepszy PR. Chodzi o społeczne zakorzenienie partii, która powinna się stać zwornikiem całej masy obywatelskich, społecznych, kulturalnych i patriotycznych inicjatyw.

Łatwo zgadnąć, że adresatem tego postulatu nie są tylko władze PiS-u, ale także jego aktualny i potencjalny elektorat. Wielu Polaków po tych wyborach niecierpliwie oczekiwało politycznej zmiany. Na ile się przyczynili, aby ta zmiana rzeczywiście się dokonała, to temat do refleksji na długą czteroletnią kadencję.

Nowość

Nowy numer kwartalnika "Civitas Christiana" już do pobrania!

Książki w IwPAX
Przetrwać burzę. Życie wiarą w czasach kryzysu
© Civitas Christiana 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej