Piotr Hołyś |
Znana pisarka i felietonistka, ostatnio telewizyjna celebrytka, wyznała, że dwukrotnie poddała się aborcji. Powiedziała przy tym, że to właściwa droga postępowania
Do niedawna zdanie autorstwa George’a B. Shawa „Jestem ateistą i chwała Bogu za to!” wydawało się o tyle niewłaściwe, co zabawne. Humor kończy się jednak w sytuacji, gdy znane osoby publiczne dziękują Bogu nie tyle za „pewien” pogląd na świat, lecz realne działanie. Ostatnio mieliśmy okazję wysłuchać takiego podziękowania z ust Marii Czubaszek: „Boże, jak to cudownie, że to zrobiłam” (dodajmy „zrobiłam aborcję”)
Aborcyjna sielanka w mediach
Nie pierwszy raz zdarza się, iż w mediach mamy do czynienia z szokowaniem widza. Szokowanie to świadomy zabieg mający na celu przyciągnięcie uwagi szerszej publiczności. Powyższe słowa nie miały jednak szokować. Były jedynie stwierdzeniem faktu. Znana polska pisarka i felietonistka bez żenady podzieliła się wiadomością o tym, że dwukrotnie poddała się zabiegowi aborcji. Rzecz w tym, iż – jako gość jednego z popularnych programów – nie wyraziła skruchy, uznając aborcję za właściwą drogę postępowania. Publicznie przyznająca się do niechęci wobec dzieci pisarka, często goszcząca w różnego rodzaju programach kulturalnych, ceniona satyryczka, w sposób jawny wskazuje, iż ciąża to „nieszczęście” i lepiej jest wybrać samobójstwo w zawansowanej ciąży, niż urodzić. Mgliście także przedstawiała się wizja „dziecka” – zanegowany został instynkt macierzyński matek; ciąża ma być zazwyczaj motywowana „parciem dziadków” na posiadanie wnuka; dzieciństwo to okres porównywalny do odry, szkarlatyny, kokluszu. Ponadto aborcja była tu promowana jako wybór. Tym samym nie może być mowy o jakiejkolwiek odpowiedzialności moralnej. No bo za co? Media ogólnie nie wskazują na zabójstwo, na pozbawienie życia płodu. Liczy się jedynie jedna strona – kobieta, która tylko dlatego, że nie lubi (!) dzieci, pozwala na pozbycie się jeszcze nienarodzonego człowieka.
W powyższej sytuacji tkwi jednak coś niebezpiecznego. Media masowe, do jakich zalicza się TVN, poprzez powyższe wskazują na promowanie pozytywnej wizji aborcji. Aborcji, której jedne osoby z pewnością powiedzą „nie”, drugie „tak”, trzecie „nie wiem” – tym samym nie dając ogólnej wizji, czym jest aborcja. Aborcji, którą nazywa się „przerywaniem ciąży”. Aborcji, która umożliwia karierę, powrót na studia, zapewnia perspektywy na przyszłość czy pozwala cieszyć się seksem bez konsekwencji. Aborcji, na którą, o zgrozo, zaczyna panować swego rodzaju moda, poprzez powyższą wypowiedź (dodatkowo włączającą do owej pozytywnej wizji aborcji Boga) umacniana.
Moda na aborcję?
Słowo moda być może jest użyte na wyrost. Modą jest to, do czego w zasadzie należy się przyznawać, epatować w przestrzeni publicznej, co jest widoczne dla gapiów na ulicy. Do owej mody nie da się raczej zaliczyć praktyk aborcyjnych wykonywanych potajemnie w różnych klinikach aborcyjnych nierzadko bez wiedzy rodziny, a nawet partnera (ojca dziecka). Ale czy całkowicie nie może być tutaj mowy o modzie?
„Moralny indyferentyzm” bierze się między innymi z uproszczonego i stereotypowego przedstawiania problemów
Fot. Dominik Różański
Cechą mody jest „masowość” i „chwalenie się”. Pierwsza cecha „mody na aborcję” jest obecnie spełniana w całej Europie. W ciągu ostatnich kilku lat mamy do czynienia ze wzrostem liczby osób poddających się zabiegowi usunięcia ciąży. Według badań w takich państwach, jak Wielka Brytania czy Norwegia – państw o wysokiej stopie życia i standardach socjalnych dla matek (także samotnych) oraz ogromnych funduszach przeznaczanych na edukację seksualną i promocję antykoncepcji, do klinik aborcyjnych zgłasza się coraz więcej młodych „matek”. Jak podawała kilka lat temu „Rzeczpospolita”, w Norwegii 50 proc. kobiet do 25 r. życia poddaje się aborcji. W Wielkiej Brytanii co miesiąc w klinikach aborcyjnych pojawia się 100 dziewcząt chcących drugi raz usunąć dziecko. W Szkocji w 2005 r. zanotowano 3300 młodych kobiet chcących usunąć płód, w 2007 r. – 3548 w wieku szkolnym, ogółem zaś – bez względu na wiek – było ich 14 tys. (co czwarta kobieta popełniła aborcję więcej niż raz) (źródło: Onet.pl). Nie można tego porównać z sytuacją młodych Chinek (gdzie z racji polityki rządowej, sytuacji materialnej kobiet oraz innych patologii) codziennie dochodzi do 35 tys. aborcji (nawet w 8. miesiącu ciąży), co daje 13 mln aborcji w ciągu roku (źródło: losyziemi.pl). Sytuacja obywatelek Europy Zachodniej jest jednak inna – chcą się edukować, rozwijać swoją karierę, osiągnąć coś więcej niż wychowanie dziecka, które może – według prof. Patona z Uniwersytetu Nottingham – być skarbem jedynie dla osób biednych, bez większych perspektyw. Do tego należy dodać „popularne” w ostatnich kilku latach dopuszczanie się aborcji na dzieciach zrodzonych metodą in vitro – w Wielkiej Brytanii w liczbie około 80 rocznie (aborcja powodowana np. odejściem partnera, nieplanowanymi bliźniakami) lub dopuszczanie się aborcji tylko na dzieciach o jednej płci (w Chinach i Szwecji usuwa się dziewczynki).
Drugi warunek mody również zostaje spełniony. Podkreślenie „mody” na aborcję w przestrzeni publicznej miało miejsce zarówno w postaci przyznawania się do tego czynu przez Amerykanki poprzez akcję noszenia koszulek z napisem „I had an abortion” („Miałam aborcję”), jak i manifestów różnego rodzaju grup lewicowych. W 2006 r. pod Sejmem doszło do manifestacji kobiet żądających prawa do usunięcia ciąży. Jak dowiadujemy się z „Gazety Wyborczej”, zebrane kobiety miały przy sobie plakaty z hasłami: „Usunęłam ciążę – nie żałuję”, ponadto w tekście przytoczone zostały historie kobiet (wskazanych z imienia i nazwiska) dotyczące popełnienia przez nich aborcji. Przyczyny są oczywiście różne. Jak czytamy wypowiedź jednej z pań: „Pierwszy raz zawiodły środki antykoncepcyjne, za drugim razem nie zabezpieczyłam się i dałam się porwać chwili. (…) Nigdy też nie miałam wyrzutów sumienia ? aborcja była dla mnie zabiegiem, urazem porównywalnym do złamania nogi („Gazeta Wyborcza”, 22.11.2006 r.).
Gdzie jest prawda?
Pierwsze wspomniane dane statystyczne operują jedynie liczbami i choć są one ogromne, to przedstawiają tylko „jakieś” kobiety sprowadzone do rangi pewnej liczby. Drugi przypadek osób poddających się aborcji świadczy o czymś zupełnie innym. Czubaszek oraz inne kobiety wskazane z imienia i nazwiska to niejako przykład „wychodzenia z cienia”. Jest to powielenie tego samego zjawiska, jaki w obecnych czasach mamy w przypadku homoseksualizmu, do którego publicznie przyznają się dziesiątki celebrytów (określanych także jako „idole”) na całym świecie. Wychodzą oni z cienia, którym ma być „wroga” opinia publiczna, negatywnie stygmatyzująca także osoby popełniające aborcję. Dla przedstawicieli lewicowego światopoglądu „chowanie” się osób dopuszczających się aborcji przed rodziną, Kościołem czy opinią publiczną to błąd. Skoro aborcja ma być czymś normalnym (tak jak normalnym ma być homoseksualizm), powszechnie „używanym”, to po co – dla zwolenników aborcji – należy się jej wstydzić? Przykład Czubaszek staje się tutaj potwierdzeniem powyższej tezy, gdyż osoba dokonująca aborcji zostaje tutaj wskazana wprost. Nie reprezentuje ona jedynie poglądu, który można byłoby streścić w zdaniu: „Jestem za aborcją, to mój pogląd i tyle”. Mamy coś o wiele bardziej niebezpiecznego. Zostaje wskazany nie tylko pogląd własny („Jestem za aborcją, to mój pogląd”), ale i realne działanie („Jestem za aborcją, to mój pogląd i dopuściłam się aborcji na własnym ciele”). „Pozytywnym” dodatkiem jest także miła rozmowa z redaktorem, gdzie jej opinia zostaje uszanowana. Można sobie zadać kolejne pytania: Czy brak jakiegokolwiek sprzeciwu to przyzwolenie, czy jeszcze nie? Czy brak negacji aborcji to jej promocja?
Bycie jedną z wielu „bezimiennych” dopuszczających się aborcji zdaje się nie wystarczać. Ruchy Pro- Choice cechujące się różnego rodzaju działaniami promującymi aborcję zyskały kolejnego bojownika o szerzenie owej zbrodni. Tym razem jest nim osoba, która na własnej skórze tego się dopuściła, a ponadto jest ceniona i prawie nikt jej nie potępia. Zdaje się wydawać, iż przykład Czubaszek jest o wiele silniejszy niż chociażby sprawa Alicji Tysiąc – nieznanej, która w przeciwieństwie do felietonistki miała „konkretniejszy” powód swojej decyzji (kłopoty ze wzrokiem) aniżeli jedynie fakt niechęci do dzieci. W przypadku Czubaszek oczywiście obecne są głosy potępienia, jednak jej status jest zupełnie inny niż Tysiąc. Czubaszek to celebrytka, „autorytet”, a celebrytce (niby) więcej wolno. Nie jest anonimowa jak jedna z setek bezimiennych kobiet poddających się aborcji. Niestety może także dla nich stanowić przykład… Na łamach „Gazety Wyborczej” w obronie Czubaszek stanęła ponadto Magdalena Środa, stwierdzając: „Szokujące w zachowaniu Marii Czubaszek jest to, że powiedziała prawdę nie tylko o sobie, ale też o części kobiet w ogóle, a mówienie prawdy to rzecz w sferze publicznej rzadka, zwłaszcza gdy dotyczy spraw, które mają oficjalną wykładnię i są przedmiotem tabu. (…) Prawdą jest również, że ciąża nie wszystkim wydaje się stanem cudownym i uświęconym. Ciąża wycieńcza, zniekształca, czyni własne ciało obcym, budzi lęki, czy wszystko jest w porządku, bo dziś ciąża jest dodatkowo traktowana jako stan chorobowy, nad którym pieczę ma lekarz, a nie kobieta”.
Skoro ciąża ma nie być stanem uświęconym (za który Czubaszek Bogu, bądź co bądź, nie dziękowała) i to jest prawda, to jaka jest prawda o tym, co to w ogóle jest aborcja? W gruncie rzeczy nie mówi się zbyt wiele o tym, czym ona jest, natomiast dużo osób skorych jest wskazywać na jej „cudowne” skutki. Mamy zaś to samo działanie jak w przypadku Che Guevary. Nikt nie wie, kim on był, ale każdy lubi nosić koszulkę z jego podobizną. Ciekawe, czy panie Środa oraz Czubaszek widziały wystawę zorganizowaną przez Fundację Pro – Prawo do Życia, która w „Gazecie Wyborczej” została określona jako „szokująca”? W jej przypadku felietonistki szok był zamierzony. Wskazywał na inny rodzaj prawdy – prawdy o aborcji poprzez przykłady zabijania dzieci w różnych tygodniach życia, usuniętych metodami mechanicznymi. Jeżeli według prof. Środy „mówienie prawdy to rzecz w sferze publicznej rzadka”, to czym była ta wystawa, którą atakowały środowiska feministyczne czy lewicowe z powodu makabryczności dla oglądających ją… dzieci? Czy powinniśmy więc bez wskazywania na to, czym jest aborcja, ale z akcentem na przykłady (jak Czubaszek), uznawać ją za „panaceum” na bolączki młodych, nierozgarniętych kobiet? Czy jednak wraz z „wychodzeniem z cienia” pewnych „idoli” pokazać, na czym ona – aborcja – w zasadzie polega? Wydaje się, że jeżeli chce się prawdy, to pokazywać przydałoby się prawdę w każdej jej postaci, nawet gdyby miała ona gorzki smak.
Czubaszek poprzez wyznanie swojej prawdy wyszła z cienia. Razem z nią bez odpowiedniego sprzeciwu zapewne wyjdą i inni. W gąszczu pojawiających się z powyższą sytuacją pytań należy wyakcentować dwa: „Czy to dobrze, czy źle?” oraz „Czym jest aborcja promowana przez media i tzw. autorytety?”. Odpowiedź na to pytanie da nam jasny obraz istoty tej zbrodni, jaką jest aborcja.