Z POTRZEBY SERCA

2013/07/5
Z Izabelą Dobrotowicz-Orkisz, krakowską aktorką i reżyserem rozmawia Teresa Małkiewicz

 

 

Cała Pani twórczość artystyczna jako aktorki, reżysera teatralnego i filmowego jest przesycona poszukiwaniem wartości i pierwiastkami religijnymi.

Jak napisał w „Liście do artystów” Jan Paweł II, artysta przez swoje dzieło wyraża sam siebie. Ja we współczesnym świecie najbardziej odczuwam potrzebę mówienia o tym, co jest prawdziwie wysokim poczuciem potrzeby realizacji życiowej, która nie jest zwykłą konsumpcją, tylko czymś wyższym.

Jak się zaczęła Pani fascynacja aktorstwem?

Jestem na scenie bez mała 3o lat po uzyskaniu dyplomu Krakowskiej Wyższej Szkoły Teatralnej. Tak naprawdę to jestem na scenie od V klasy szkoły podstawowej. Zaczęło się wszystko od tańczenia w dobrym ognisku, a potem w podstawówce prowadziłam akademie. Później był świetny zespół teatralny prowadzony przez jednego z aktorów Teatru Wybrzeże w Technikum Łączności w Gdańsku.

Jak to się stało, że została Pani reżyserem teatralnym i autorką filmów?

Byłam pasjonatką filmów i kiedy już w Krakowie zrobiłam monodram o św. Teresie z Lisieux wg jej „Dziejów duszy” wydało mi się, że potrafię to sfilmować. Nie wiem, jak ja dałam radę to zrobić, mając trójkę małych dzieci i mieszkając dopiero od dwóch lat w Krakowie. Sama nie wiem, jak to zrobiłam. Byłam producentem filmu. Zatrudniłam zawodowców: operatora, oświetleniowca. W ciągu 5 dni zdjęciowych zrobiliśmy zdjęcia i dźwięk do filmu. Potem było I miejsce w kategorii filmów fabularnych w Niepokalanowie. Film nosi tytuł „Zamieszkać z Tobą”. Nagrodę otrzymałam w 1998 r.

Jakie sztuki dotychczas Pani wyreżyserowała?

Po pierwsze własny monodram, a wcześniej w Teatrze Wybrzeżew Gdańsku zrobiłam spektakl na jubileusz obrony Poczty Polskiej w Ratuszu Staromiejskim, gdzie jako młoda dziewczyna w średniej szkole oglądałam bardzo dużo monodramów wykonywanych przez znakomitych aktorów. Przez 10 sezonów szły moje „Oblicz imion”. Przez dwa sezony wystawiłam wszystkie dramaty i wiele poematów Karola Wojtyły.

Oprócz spektakli reżyseruję bardzo wiele koncertów, nie tylko tych, które są dziełem teatru „Hagiograf”, ale również takich, na które jestem zapraszana. Jestem dumna z wielkiego koncertu w mojej reżyserii podczas I Dni Jana Pawła II, który był w Audytorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego ze Stanisławem Sojką.

Jest Pani twórcą własnego teatru „Hagiograf”

To jest sprawa po trosze duchowa. Od 6 lat grałam swój monodram o św. Teresie z Lisieux, jeździłam w różne miejsca w Polsce. Potem już miałam poczucie, że powinnam założyć teatr. Pierwszy spektakl miał miejsce w kościele Św. Krzyża w Krakowie 10 marca 2001 r. Była to niewątpliwie potrzeba serca, która wzięła się z potrzeby opowiadania szerzej o świętych.

Teatr „Hagiograf” jest moim „dzieckiem”, do którego zostałam niejako przymuszona. Kiedyś weszłam na swoją prywatną adorację do sióstr duchaczek. Znalazłam tam książki do wzięcia o świętych. Powiedziałam: „Tak jest Panie Boże, już się biorę do roboty”. Początkowo robiłam spektakle o świętych z danego miesiąca. Ale kiedy zmarł Ojciec Święty, czyli po czterech latach „Oblicz imion” doszłam do wniosku, że nie mam innego ważniejszego obowiązku niż przedstawianie Jego Osoby i Jego dzieła. Dlatego przywoływaliśmy Jego teksty artystyczne, Jego encykliki i przemówienia. Koncentrowaliśmy się wokół Jego osoby i Jego działania. W roku Jego beatyfikacji włączyliśmy się do przedstawianego cyklu „Jan Paweł II – spotkani święci”.

Jakie filmy Pani wyreżyserowała?

Oprócz filmu o św. Teresie z Lisieux zrobiłam cykl filmów o życiu w rodzinie, które zostały nagrodzone w Niepokalanowie. Za własne pieniądze zrobiłam dokument fabularyzowany „Pięć tajemnic” o Wandzie Tarasiewicz, która jako młodziutka dziewczyna znalazła się w pierwszym transporcie do Oświęcimia.

Następny film to„Konstrukcja nośna” o moim ukochanym kandydacie na ołtarze, Jerzym Ciesielskim.

Dostąpiła Pani w swoim życiu szczególnej łaski, Pani córka za sprawą Jezusa Miłosiernego, św. siostry Faustyny i przy pomocy lekarzy wyzdrowiała z białaczki.

Jak mówił prof. Jerzy Armata ordynator prokocimskiego oddziału, na którym leczona była moja córka, lekarz leczy, Chrystus uzdrawia.

Kilkakrotnie spotkała się Pani w Rzymie z Ojcem Świętym.

Byłam kilkunastokrotnie. Za każdym razem byłam bardzo blisko Niego. Podawał mi swoją dłoń.

Stało się to dzięki pracy mojego męża, bo najpierw jego zaproszono do udziału w pracach Uniwersytetu Kultury Polskiej w Rzymie. Zjechało tam kilkadziesiąt osób. Polonusów z całego świata. I dla tych ludzi mój mąż wykładał o muzyce polskiej i służył tam przede wszystkim gitarą robiąc oprawę Mszy św., organizując cudowne śpiewania pod filarami Domu Polskiego przy via Casia. Któregoś wieczoru staliśmy przy dziedzińcu watykańskim i Ojciec Święty szedł wzdłuż naszego szpaleru. Nasze nastoletnie córki przytulały się do Niego jak do dziadka.

Czym wyróżniał się Papież-Polak?

Myślę, że łatwością kontaktu, ale przede wszystkim zawsze z Niego tchnęło nasycenie Bogiem. On żył w obecności Boga Żywego. To z Niego zawsze promieniowało.

Czego nauczył nas Karol Wojtyła?

Tego, co zapisał w „Tryptyku rzymskim”, że musisz iść pod prąd, szukać, nie ustępować, stale szukać Źródła, jakiejś prawdy w sobie.

 

 

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej