Łukasz Kobeszko |
Papież z rodu Słowian wielokrotnie wzywał Kościół do przeprowadzenia wielkiego rachunku sumienia z wierności depozytowi wiary. Warto, abyśmy duchowe przygotowania do majowych uroczystości beatyfikacyjnych w Wiecznym Mieście uzupełnili o refleksję, w jakim stopniu potrafiliśmy wykorzystać wskazania, jakie Ojciec Święty kierował do nas w swoim nauczaniu społecznym. Obserwacja polskiej rzeczywistości społecznej może przynieść smutną konstatację, że Jana Pawła II wielbiły i oklaskiwały tłumy rodaków, lecz zaledwie garstka wzięła sobie do serca prośby o oparcie ładu społecznego na słowach Listu św. Pawła do Galatów – „jeden drugiego brzemiona noście”.
Ów Pawłowy fragment, który Jan Paweł II przypomniał podczas swojej historycznej homilii w 1987 roku w Gdańsku, u schyłku epoki komunizmu, był u schyłku PRL odczytywany przede wszystkim jako apologia doświadczeń pierwszej „Solidarności” oraz kolejny wyraz zdecydowanego poparcia Następcy św. Piotra dla niepodległościowych dążeń Polaków. Z pewnością była to istotna płaszczyzna interpretacyjna, lecz ciśnienie ówczesnego konfliktu politycznego przyczyniło się do spłaszczonego rozumienia tych słów. W momencie postępującego upadku komunizmu liczył się przede wszystkim nastrój chwili, poczucie wspólnoty, i to, że Głowa Kościoła w obecności milionów Polaków znów użyła słowa, które po raz pierwszy wypowiedzieli robotnicy Wybrzeża w gorące, sierpniowe dni 1980 roku. Czy jednak w momencie zrzucenia sowieckiej dominacji dotarło do nas, że całe papieskie nauczanie może być drogowskazem do zbudowania nowej, lepszej Ojczyzny?
Wielki trick
Recepcja encykliki „Centesimus annus”, która światło dzienne ujrzała już po zmianach w Europie Środkowo- Wschodniej czy też przemilczenie nauczania o „hałaśliwej propagandzie liberalizmu” głoszonego podczas ostatniej pielgrzymki Papieża-Polaka do kraju w 2002 roku, udowodniły, że luminarze naszego życia społeczno-gospodarczego wybrali drogę werbalnych pochwał papieskiego autorytetu przy utrzymaniu praktyki sprzecznej ze wskazaniami Nauki Społecznej Kościoła. W wywiadzie przeprowadzonym w kwartalniku „Nowy Obywatel”, prof. Włodzimierz Bojarski wspomina, z jaką łatwością już latem 1989 roku nowa krajowa elita porzuciła wynegocjowany kilka miesięcy wcześniej przy Okrągłym Stole program stopniowej przebudowy gospodarki, oparty w dużej mierze o postulaty „Samorządnej Rzeczpospolitej” uchwalony na I Zjeździe NSZZ „Solidarność” w 1981 roku. Program ten w zaskakujący sposób był bliski wskazaniom opublikowanej w tym samym roku pierwszej encykliki społecznej Jana Pawła II „Laborem exercens” o poszanowaniu godności pracy ludzkiej.
Projekt zakładający rozwiązywanie problemów społecznych na drodze wielostronnego dialogu, a także postulujący ochronę pracowników i słabszych grup społecznych przy równoczesnym zachowaniu aktywnej roli państwa w gospodarce trafił jednak do głęboko wykopanej piwnicy. Prof. Bojarski zwrócił uwagę, iż wystarczyło kilka kuluarowych rozmów pookrągłostołowych liderów z neoliberalnymi ekonomistami reprezentującymi Bank Światowy, przeprowadzonych na przełomie sierpnia i września 1989 roku, aby nowe władze przy całkowitej bierności społeczeństwa przyglądającego się szybkim zmianom politycznym wdrożyły sprzeczną z papieskimi wskazaniami liberalną „terapię szokową”. Zamiast postulowanej przez Jana Pawła II i pierwszą „Solidarność” społecznej wielosektorowej gospodarki rynkowej, przyjęto model oparty na masowych podwyżkach cen, wyprzedaży za bezcen majątku narodowego, drenażu kapitału intelektualnego i rodzimej myśli technicznej. W krótkim czasie zaowocowało to upadkiem wielu gałęzi przemysłu, olbrzymim bezrobociem i szybkim wzrostem społecznych dysproporcji dochodowych, utrzymujących się po dzień dzisiejszy.
Jeżeli przypomnimy sobie, że na czas gwałtownej liberalizacji polskiej gospodarki po 1989 roku nałożył się trwający od mniej więcej od połowy lat osiemdziesiątych konsekwentny proces uwłaszczenia komunistycznej nomenklatury, to dobitnie widać, że głoszący z wielkim zaangażowaniem peany na cześć Jana Pawła II kolejni przywódcy III RP z premedytacją nabijali nas w przysłowiową butelkę.
Nauki rozumiane na opak
Prześledzenie chociażby kilku najważniejszych wątków i wydarzeń ostatniego dwudziestolecia unaocznia wręcz porażające dowody odrzucenia papieskiego nauczania społecznego przez nasze elity. Ojciec Święty pisał na początku lat dziewięćdziesiątych w „Centesimus annus” o konieczności oparcia stosunków własnościowych na zasadzie dobra wspólnego i sprawiedliwości, Polacy słyszeli ustami swojego najwyższego przedstawiciela, że „pierwszy milion najlepiej jest ukraść”. W czasie gdy Jan Paweł II podkreślał, że państwo nie powinno abdykować z wielu swoich funkcji społecznych i epoce burzliwej transformacji może stanowić ważny instrument chroniący autentyczny wolny rynek i tkankę społeczną przed patologiami korupcji oraz niejasnych powiązań gospodarczo-politycznych, politycy i dyżurni publicyści wmawiali nam, że wszystko poprzedzone przymiotnikiem „państwowe” jest złe, wsteczne i nienowoczesne. Papież- Polak od początku swojego pontyfikatu wskazywał, jak ważnym prawem pracowniczym jest możliwość dobrowolnego zrzeszania się pracowników w stowarzyszenia i związki, tymczasem od momentu rozpoczęcia transformacji ustrojowej mogliśmy słyszeć o „szkodliwej i rewindykacyjnej postawie” central związkowych, a w wielu prywatnych przedsiębiorstwach wciąż dochodzi do karygodnych przypadków zwalniania pracowników pragnących bronić swoich interesów.
Gdy na przełomie lat dziewięćdziesiątych i minionej dekady nastąpiła eksplozja bezrobocia, podręczne autorytety tłumaczyły nam, że większość pozbawionych pracy jest sama sobie winna, a duża część Polaków prezentuje odziedziczoną po komunizmie postawę roszczeniową, uważając że zatrudnienie im się „po prostu należy”. Jakże daleka to filozofia od papieskiego stwierdzenia z kart „Centesimus annus”, iż człowiekowi, z uwagi na jego niepowtarzalną godność osobową powinna być zagwarantowana możliwość życia, utrzymania siebie, rodziny oraz wnoszenia czynnego wkładu w dobro wspólne ludzkości!
W tym miejscu przypominają się znamienne, choć może już zapomniane przez wielu wydarzenia, które rozegrały się w na kilka dni przed ostatnią pielgrzymką Jana Pawła II do Polski. W jednym z miast Pomorza, zdesperowane pracownice szwalni nie otrzymujące od wielu miesięcy wynagrodzenia, wezwały na pomoc strajkujących stoczniowców, którzy wywieźli na taczkach nieuczciwego pracodawcę. Telewizja urządziła z tego wydarzenia spektakl przy okazji którego pełne oburzenia elity grzmiały na prymitywną i dziką tłuszczę śmiejącą upominać się o comiesięczną pensję i wzniecającą „niepokoje społeczne”. O tym, że wyczerpane psychicznie i fizycznie pracownice nie miały za co się utrzymywać, a w miejscu pracy były oszukiwane, wyśmiewane i lżone, większość mediów już nie wspominała.
Znów można zapytać: czy większość z tych święcie oburzonych komentatorów, kilka lat później z przejęciem opisujących odchodzenie Ojca Świętego z tej ziemi, czytało jego słowa: „Może się zdarzyć, że mimo poprawnego rachunku ekonomicznego, ludzie, którzy stanowią najcenniejszy majątek przedsiębiorstwa, są poniżani i obraża się ich godność. Jest to nie tylko moralnie niedopuszczalne. Celem zaś przedsiębiorstwa nie jest po prostu wytwarzanie zysku, ale samo jego istnienie jako wspólnoty ludzi, którzy na różny sposób zdążają do zaspokojenia swych podstawowych potrzeb i stanowią szczególną grupę służącą całemu społeczeństwu. Zysk nie jest jedynym regulatorem życia przedsiębiorstwa; obok niego należy brać pod uwagę czynniki ludzkie i moralne” (Centesimus annus 35)?
Czasy najnowsze wydają się również nie napawać optymizmem. Po szybkim przerwaniu prób budowy solidarnego państwa w latach 2006-2007 i nastaniu politycznej epoki „miłości, grillowania i modernizacji” fundowanych nam przez obecną ekipa, coraz mniej osób publicznych ma odwagę przypomnieć za Papieżem z rodu Słowian, że swoiście rozumiany wzrost ekonomiczny i zysk nie są jedynymi kryteriami oceny gospodarki.
W sejmie papież wzywał polityków do solidarności społecznej
Unikalna papieska droga
Jan Paweł II był jednym z najbardziej przenikliwych obserwatorów życia społecznego. Wbrew przesłodzonemu i skrajnie sentymentalnemu wizerunkowi, które cały czas starają się mu nadać laickie media, często mówił prawdy niepopularne i idące w poprzek politycznej poprawności. Od „Laborem exercens”, poprzez „Solicitudo rei socialis” po „Centesimu annus”, niezliczone homilie oraz listy wskazywał, że obowiązkiem katolików jest również budowanie sprawiedliwego, choć oczywiście nie utopijnego społeczeństwa, opartego na solidarności i wzajemnej pomocy. Wiedział, że upadek realnego socjalizmu i kompromitacja marksizmu nie unieważniają pytań o sprawiedliwość społeczną, równy dostęp do edukacji, ochrony zdrowia, świadczeń socjalnych czy roli państwa w redystrybucji dochodów. Miał świadomość, że zadaniem gospodarki jest przede wszystkim służenie ludziom, a nie oddawanie hołdu enigmatycznemu fetyszowi „wzrostu ekonomicznego”, nie przekładającego się w rzeczywistości na poprawę ludzkiej doczesnej kondycji. Wielokrotnie podkreślał, że drapieżny i bezwzględny kapitalizm nie musi być jedyną alternatywą dla totalitarnego komunizmu.