Zbigniew Borowik |
Jeszcze dwa miesiące temu wydawało się to nie do pomyślenia. PO pomimo ewidentnego braku jakichkolwiek sukcesów i całej masy większych lub mniejszych wpadek rzadko spadała w sondażach poparcia poniżej 50 procent. Niczym do teflonowej patelni nie był się w stanie do niej przykleić żaden najdrobniejszy nawet odprysk wielu afer i skandali, które towarzyszyły jej trzyletnim rządom. Od afery hazardowej po rozłożenie polskiego przemysłu stoczniowego. Od zamętu w służbie zdrowia po zdemolowanie polskich kolei. Od zdemobilizowania polskiej armii po katastrofę smoleńską. Od zwiększenia fiskalizmu po demontaż systemu emerytalnego. O polityce zagranicznej nawet już nie wspominając.
Fot. Artur Stelmasiak
Zapadające w pamięć powiedzenie premiera, że „nawet nie ma z kim przegrać”, do tego stopnia uśpiło czujność partii rządzącej, że zaczęła lekceważyć głos niekwestionowanych do tej pory autorytetów w rodzaju prof. Balcerowicza. Żadnego wrażenia nie robiły na niej coraz częstsze zaczepki ze strony „zaprzyjaźnionych – jak to ujął reżyser Wajda – stacji telewizyjnych”, które do nie dawna jeszcze stanowiły główny punkt oparcia dla polityki propagandowej rządu. Platforma poczuła się tak silna, że zaczęła nawet lekceważyć rysujące się wewnątrz niej podziały. Słupki poparcia i tak stały w miejscu, a nawet rosły.
Aż tu nagle nastąpił nieoczekiwany atak. I to nie ze strony opozycji czy świata nauki albo też ludzi kultury. To naczelny „Playboya” wypowiedział Platformie lojalność, dostrzegając po trzech latach, że nie spełnia ona przedwyborczych obietnic i do tego rozważa możliwość wystawienia w tegorocznych wyborach bohaterów afery hazardowej. Dołączyli do niego inni celebryci. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki notowania PO zaczęły spadać. I nic dziwnego, bo nie jest tajemnicą, że to właśnie tacy ludzie od dawna sprawują rząd dusz wśród „młodszych, lepiej wykształconych, z większych miast”, którzy do tej pory stanowili żelazny elektorat Platformy.
Partia Tuska znalazła się w nie lada kłopocie. Gdyby to tylko chodziło o Balcerowicza i jego zegar odliczający narastanie długu publicznego albo też o prawicowych publicystów, którzy nie rozumieją ducha czasów. Zawsze pod ręką jest prof. Winiecki, a od biedy jakiś znawca z „Gazety Wyborczej”, którzy dadzą odpór tym żałosnym lamentom, nazywając je po prostu PiS-owskimi. Ale jak tu polemizować z naczelnym „Playboya”? Przecież w swoim fachu to on jest najwyższym autorytetem.
Jak zatem przekonać „młodszych, lepiej wykształconych…”, że warto głosować na Platformę i jeszcze raz schować babci dowód? Może się to okazać niewykonalne, bo atak na OFE chyba na dobre zraził tę grupą społeczną do rządu. Nie dość, że Tusk wszedł im po prostu na kasę (mniejsza składka do OFE to mniejszy kapitał na indywidualnym koncie i koniec!), to jeszcze próbował z nich zrobić wariata, że ta reforma przyczyni się do wyższych emerytur w przyszłości.
Wygląda na to, że przeholowali rządowi pijarowcy. Gdyby od początku premier postawił sprawę jasno, że zmniejszenie składki do funduszów to jedyna droga ratunku dla budżetu, prawdopodobnie rząd spotkałby się z większym zrozumieniem. Ale cóż, Tusk jest zakładnikiem swojej trzeci rok już opowiadanej narracji o „zielonej wyspie” i wszystko wskazuje na to, że sam w nią uwierzył.
Tak naprawdę to wyrok na Platformę został wydany wcześniej i na nieco wyższym szczeblu. Jeszcze w zeszłym roku prezes BCC, organizacji, której wpływ na nasze życie polityczne nie jest bez znaczenia, ostro skrytykował rząd Tuska za brak reform i dał wyraz braku zaufania do zdolności Platformy radzenia sobie w tych obiektywnie trudnych czasach. Trudno się temu dziwić, bo manipulowanie przy OFE jako substytut reformy finansów publicznych to dla polskiego biznesu duży cios. W końcu to tylko połowa środków, jakimi dysponują fundusze, idzie na zakup państwowych obligacji. Reszta zasila giełdę i w konsekwencji polskie przedsiębiorstwa.
Ciekawe, na kogo teraz postawi BCC. Wielkiego wyboru nie ma, ale styczniowa nagroda Lidera Polskiego Biznesu dla Leszka Millera to sygnał, że nasi przedsiębiorcy nie mają zamiaru wiecznie dąsać się na lewicę. Problemem może być tylko obecny jej przywódca, którego format zdaje się być bardziej odpowiedni dla szczebla powiatowego organizacji partyjnej. Ale cóż, zawsze możliwy jest rząd fachowców.
Jeszcze ciekawsza może być reakcja tego środowiska na sygnały płynące ostatnio z PiS, a zwłaszcza na wystąpienie prezesa tej partii na temat patriotyzmu gospodarczego. Bez względu na dyskusyjny charakter niektórych zawartych tam tez jest ono dowodem, że w świecie polskiej polityki ktoś jeszcze myśli o sprawach gospodarczych. Najlepszą recenzją tego wystąpienia jest bark recenzji. Czy to oznacza, że akcje PiS-u idą w górę?
Najlepszym dowodem niepokojów w PO o wynik jesiennych wyborów parlamentarnych są zabiegi o drugi dzień głosowania i to wbrew wynikom sondaży, które pokazały zdecydowaną przewagę zwolenników jednodniowych wyborów. No cóż, każda gospodyni domowa wie, że teflon się z czasem wyciera.