Anna Małgorzata Pycka |
71 lat temu, 18 września 1939 roku, na wieść o wkroczeniu wojsk radzieckich do Polski, samobójstwo popełnił Stanisław Ignacy Witkiewicz – Witkacy. Do tej pory nie odnaleziono jego szczątków, choć w 1988 roku władze Zakopanego zorganizowały mu oficjalny pochówek. Czyżby jeszcze zza grobu udało mu się z nas zakpić?
Na dojrzewanie Stanisława Ignacego Witkiewicza jako artysty i człowieka niewątpliwie wpłynął jego ojciec – malarz, rysownik, twórca stylu zakopiańskiego, krytyk sztuki i kultury. W zakopiańskiej chacie, jak nazywano dom Jędrzeja Ślimaka przy Przecznicy (dziś ulica Witkiewicza) gościli pisarze, malarze, myśliciele, politycy (rodzina była spowinowacona z Piłsudskim). Atmosfera przełomu XIX i XX wieku pozwalała podsycać nadzieje na odzyskanie niepodległości, sprzyjała ruchom socjalistycznym, skłaniała do snucia refleksji o charakterze utopijnym. Stale pogarszający się stan zdrowia Witkiewicza ojca zmusza go do wyjazdu na zagraniczną kurację. Po 1908 roku do kraju już nie wróci i nie doczeka radosnych wieści o wyzwoleniu. Umiera w Lovranie 5 września 1915 roku.
W maju 1914 roku, obwiniający się o śmierć narzeczonej Jadwigi Janczewskiej Staś wyjeżdża z Zakopanego. Jego przyjaciel – Bronisław Malinowski, początkujący wówczas antropolog, zamiast cyjanku proponuje mu udział w wyprawie naukowej na Nową Gwineę, w charakterze rysownika i fotografa. Zmiana otoczenia nie ukoiła rozedrganych nerwów młodego artysty. Na wieść o wybuchu wojny postanawia wrócić do kraju, co tak tłumaczy w liście do rodziców: „w tak strasznej chwili, kiedy krajowi i Wam grozi niebezpieczeństwo, ja nie mogę się do Was dostać – o tysiące kilometrów od Was odległy w bezczynności i rozpaczy. […] Chciałbym teraz być tam i bić się, i zginać przynajmniej godnie”
5 września opuszcza Sydney, by po trzech tygodniach dopłynąć do Salonik. Stamtąd przez kraje bałkańskie dojeżdża do Odessy, w połowie października jest już w Petersburgu, gdzie mieszkają jego bliscy krewni. Ma nadzieję zaciągnąć się tam w szeregi polskiego wojska, które zamierzano organizować, ale kiedy projekt upada wstępuje do armii carskiej. Dzięki pomocy kuzynów zostaje przyjęty do Pawłowskiej Szkoły Wojskowej. Kilka tygodni później ciotka pisze do Marii Witkiewiczowej: „Takim, jakim jest teraz, nie był nigdy dotąd. Spokojny, można by rzec – wesoły, trzymający się prosto, z wysoko podniesioną głową, otrząsnął się zupełnie z tego rozpaczliwego stanu apatii i inercji, w jakim zobaczyliśmy go po powrocie”. Po ukończeniu przyspieszonego kursu zostaje chorążym, dowodzi 4. kompanią i na początku stycznia 1916 roku awansuje na podporucznika. Służba w ekskluzywnej Lejb-gwardii Pawłowskiego Pułku obfituje w wyrafinowane doznania – pijackie orgie, eksperymenty erotyczne, wtajemniczenia narkotyczne. 17 lipca jego kompania otrzymuje rozkaz sforsowania rzeki Stochod, zadanie udało się wykonać, ale zginęło wielu oficerów i żołnierzy, on sam został poważnie zraniony odłamkami pocisku. Bitwa pod Stochodem to jedno z najdramatyczniejszych przeżyć 33-letniego Witkiewicza. Przyjaciołom mówił, że „przeżywał straszliwe, wprost niesamowite paroksyzmy strachu pod ogniem w pierwszej linii okopów, albo gdy na pół przytomny ze zdenerwowania, roztrzęsiony jak galareta, prowadził swych ludzi do ataku na niemieckie pozycje”. Ciężko ranny przeleżał wiele godzin zanim przeniesiono go najpierw do lazaretu a stamtąd do szpitala w Piotrogrodzie. Odznaczony „za waleczność, męstwo i odwagę” na front już nie wraca. Konsekwencje kontuzji i przeżyć wojennych wzmagają bezsenność, apatię i zmienność nastroju. Urlopowany zaczyna uczestniczyć w życiu artystycznym miejscowej kolonii polskiej. Jako scenograf współpracuje z Teatrem Artystyczno-Literackim, zaczyna zarobkowo portretować.
Udział w rewolucji rosyjskiej
Chyba najbardziej intrygującym zagadnieniem jest udział Witkiewicza w rewolucji. W Niemytych duszach pisanych w 1936 roku czytamy: „W ostatnich czasach wiele dał mi do myślenia widok (inaczej nie mogę powiedzieć, bo niestety patrzyłem na to jak z loży, nie będąc w stanie przyjąć w tym żadnego udziału z powodu schizoidalnych zahamowań) Rewolucji Rosyjskiej, od lutego 1917 do czerwca 1918. Obserwowałem to niebywałe zdarzenie zupełnie z bliska, będąc oficerem Pawłowskiego Pułku Gwardii, który je rozpoczął”. Więcej bezpośrednich opisów jego doświadczeń nie znajdujemy, wielokrotnie cytowane są jednak w tym kontekście słowa Konstantego Puzyny: „Właśnie w Rosji Witkacy ujrzy przypadkiem twarz XX wieku”. Celnym dopełnieniem tych spostrzeżeń wydają się słowa Andrzeja Mencwela: „Witkacy rodzi się Witkacym w Rosji czasów rewolucji – wszystko dalsze jest tylko kontynuacją”.
Dlaczego katastrofizm?
Pierwsze wzmianki o nowożytności jako epoce kryzysu znaleźć można u schyłku XVIII w. w pismach Jeana-Jacquesa Rousseau i Friedricha Schillera. Refleksję nad przezwyciężaniem społecznych sprzeczności będących symptomem kryzysu kultury kontynuowali polscy historiozofowie romantyczni: August Cieszkowski, Józef Hoehne- Wroński a także Zygmunt Krasiński. Kryzysowe tendencje kultury europejskiej przełomu XIX i XX wieku analizował Fryderyk Nietzsche. Kazimierz Przerwa-Tetmajer w swoim programowym wierszu Koniec wieku XIXzapytuje: „Czyż mrówka rzucona na szyny może walczyć z pociągiem nadchodzącym w pędzie?”. Potęgujący się lęk przed nieznanym to odpowiednia definicja nastroju panującego w Młodej Polsce, wpisującej się w klimat fin de siecleu. W takim nastroju przyszło dojrzewać młodemu Witkiewiczowi. Atmosfera Zakopanego i Krakowa a także innych wielkich miast europejskich, które odwiedzał sprzyjała snuciu katastroficznych wizji, których dopełnieniem była najpierw wojna a potem rewolucja w Rosji. Symbolem europejskiego katastrofizmu stały się poglądy Oswalda Spenglera, niemieckiego filozofa kultury i historii. W słynnej książce Zmierzch Zachoduprzekonywał, iż kultura zachodnioeuropejska znalazła się w stadium starczego upadku – brak wewnętrznej dynamiki zastępuje sztucznymi wytworami historii. W podobnym tonie wypowiadał się również Florian Znaniecki, a jego książka zatytułowana Upadek kultury zachodniej to kolejny głos w dyskusji na temat generującej zagrożenia cywilizacji nowożytnej.
Witkiewicz obiit – natus est Witkacy
Po doświadczeniach w Rosji Stanisław Ignacy Witkiewicz przechodzi wewnętrzną przemianę – jak Gustaw z III części Dziadów. Artystyczny pseudonim „Witkacy” stanie się jego drugą skórą, a może koszulą Dejaniry.
Służąc w rosyjskiej armii każdego dnia ocierał się o śmierć i każdego dnia przed tą śmiercią się bronił. Paniczny lęk przed fizycznym cierpieniem tłumił alkoholem, narkotykami i eksperymentami seksualnymi. Rosja jest w tym okresie areną najbardziej nowatorskich idei docierających tu z całej Europy. Petersburg uchodzi za jeden z najważniejszych ośrodków europejskiej awangardy. Można się tu doliczyć ponad czterdziestu grup artystycznych i literackich. Wystawiane są kompozycje suprematystyczne i konstruktywistyczne Malewicza i Tatlina. W 1917 roku na słynnej wystawie pokazuje swe prace Kandinsky. Sławą cieszy się ceniony przez Witkiewicza Nikołaj Kulbin, malarz i teoretyk przewodzący „Impresjonistom” (raczej intuicjonistom). Meyerhold prowadzi eksperymentalne studio teatralne, którego celem jest walka z realizmem scenicznym Stanisławskiego w imię teatru umownego. Powodzeniem cieszy się też teatr nonsensu Kruczonycha i teatr parodii „Krzywe Zwierciadło”. Swą działalność rozwija Wiktor Chlebnikow uchodzący za jednego z najbardziej skrajnych i ekscentrycznych twórców awangardowych. W Moskwie Witkiewicz razem z Tadeuszem Micińskim ogląda obrazy Picassa. Jarosław Iwaszkiewicz rozumiejąc fascynację Witkacego tym różnobarwnym światem pulsującym życiem i sztuką pisał: „był to istotnie świat w wielkim stylu – w odróżnieniu od mizerii życia krakowsko- zakopiańskiego. Irena Jakimowicz dodaje: „tu Witkacy poczuł się artystą i nawet odczuł swój artyzm jako coś wyróżniającego go ponad tłum zakopiański. Poczuł się innym człowiekiem”
Młody Stanisław Ignacy Witkiewicz z ojcem
Witkacego należy mierzyć miarą potrzeb
Po powrocie do kraju Witkacy zaczyna budować system. Bierze udział w wystawach, definiuje Czystą Formę, pisze powieści i dramaty. Nigdy nie przestaje borykać się z problemami finansowymi – najwięcej zysków przynoszą portrety, na pewien czas gwarancją stałych dochodów jest prowadzony przez matkę pensjonat. Dla tak oryginalnego twórcy nie jest to jednak powód do dumy. Akceptacji jego katastroficznej sztuki nie sprzyjały czasy dwudziestolecia międzywojennego. Nie rozumieli go zarówno krytycy jak i twórcy awangardowi. Nie służyła mu też negatywna legenda, którą sam przez wiele lat budował.
Totalitaryzm, z którym zetknął się w Rosji zrodził przekonanie o nieuchronności zmierzchu starego świata, w którym zabrakło wartości. W traktacie Nowe formy w malarstwie a przede wszystkim w jego rozdziale zatytułowanym O zaniku uczuć metafizycznych w związku z rozwojem społecznym, w powieściach Pożegnanie jesieni, Nienasycenie, dramacie Szewcy znajdujemy refleksję nad upadkiem wszystkich dotychczasowych wartości. Proces przemian społecznych i światopoglądowych nie daje szans na utrzymanie starego porządku. Silnie podporządkowana interesom ogółu jednostka musi ustąpić miejsca zadaniom tłumu. A w tłumie „ginie wszystko, co wielkie, co ma związek z Nieskończonością, z Tajemnicą Istnienia”. Punkt ciężkości zostaje nieodwracalnie przesunięty „z prawdy i piękna na wygodę i szczęśliwość”. „Matematycznie bezbłędne” szczęście złożone z „geometrycznych idylli i reglamentowanych ekstaz” ma za zadanie równoważyć emocje bezosobowego tłumu, wyciszyć i przynieść chwilową ulgę. Kiedy o jakości życia decydują programiści i laboranci przechodzi ono w fazę wegetacji – bezmyślnej i bezwolnej. „Tylko w zupełnym zbydlęceniu, i to programowym, leży prawdziwy pozytywny kres ludzkości: nic o niczym nie wiedzieć, nie uświadamiać sobie nic, przyjemnie wegetować” marzy bohater Szewców. Jednostki wybitne, obdarzone nieprzeciętnymi zdolnościami i wielką potrzebą niezależności nie są w stanie dopasować się do tak zaprogramowanej egzystencji. Dlatego nie znajdują akceptacji, są traktowane jako element wywrotowy, w oczach „zdrowego bydła” zyskują sobie status osób niepożądanych, „w opozycji wobec ludzkiego mrowiska, wobec przeciętności” przypominają obłąkanych – wyklęci i wyśmiani przez rozbestwiony tłum stają się niepotrzebnym balastem. Artyści i filozofowie w ucieczce przed martwotą i szarzyzną, „w pogoni za >przeżyciem istotnym<, przeżyciem dającym człowiekowi odczuć tajemnicę egzystencji i metafizykę, narkotyzują się, dokonują szaleńczych czynów lub oddają wyuzdanej rozpuście”. Jeden z bohaterów dramatu Nadobnisie i koczkodany przyznaje, iż „życie w dzisiejszych czasach bez narkotyków byłoby czymś strasznym”.
Stanisław Ignacy Witkiewcz w Zakopanem, fotografia z 1912 r.
Najbardziej dosadny opis „nowego wspaniałego świata” znajdziemy w powieści Nienasycenie. Uśmiercenie sztuki, religii i filozofii sprzyja totalnemu rozprzężeniu. Obrzydliwie materialny świat staje się szary, płaski i pospolity. Zbydlęcone masy oddają się niewyszukanym rozrywkom. Tytułowego nienasycenia doświadczają jeszcze niedobitki „byłych ludzi”. Ich próby realizacji w literaturze, sztuce lub religii nie są w stanie przezwyciężyć ogólnego poczucia niemocy. Nad Starą Europą zawisły czarne chmury, to miliardowe hordy Chińczyków, którzy planując zmieszanie białej i żółtej rasy oczekują zaskakujących efektów. Na smutki codzienności mają doskonałą receptę – religię Murti-Binga i narkotyk Damawesk B2, po którego zażyciu przypominają zbydlęcone automaty.
Podobnie katastroficzny obraz przyszłości kreślił Witkacy w trzeciej, niedokończonej powieści, zatytułowanej Jedyne wyjście. Opisana tam rzeczywistość do złudzenia przypomina realia małej stabilizacji, zwanej czasem epoką Gierka: „robotnikom było dobrze – nie pragnęli niczego więcej – każdy miał domek i ogródek, kultura już się z lekka cofnęła – drobnorolnictwo świetną było przeciwwagą dla industrializacji. Naprawdę dobrze było, mimo pewnej prymitywności technicznej życia, ale czemu? Bo kapitał jako taki, prywatny, wzięto za mordę zupełnie. Rządziło PZP – oto tajemnica wszystkiego.”
Na realizację katastroficznych wizji Witkacego nie trzeba było długo czekać. Totalitaryzmy, które przewaliły się przez Europę XX stulecia do dzisiejszego dnia zbierają swoje żniwo. Chyląca się ku upadkowi cywilizacja europejska przyczynia się do załamania dotychczasowego systemu wartości. Przymusowy egalitaryzm, zwany przez Witkacego niwelizmem prowadzi do zagłady prawdziwej sztuki, filozofii, literatury. Ersatzem staje się przeznaczona do masowej konsumpcji kultura popularna.
W utworach Witkacego stary świat obumiera, a przewroty, rewolucje i wojny są objawem jego ostatniej agonii. Nadchodzi epoka „sportowo-dancingowa”, a w niej nie będzie już miejsca dla niespełnionych artystów, szalonych naukowców, demonicznych kobiet. Brak realizmu i prawdopodobieństwa, absurd graniczący z groteską, przypominają koszmarny sen lub halucynację. Przemawiający mieszaniną miejskiej gwary i politycznej publicystyki bohaterowie – w gruncie rzeczy prości ludzie – są ilustracją degeneracji języka, a co za tym idzie kolejnym potwierdzeniem upadku – opartego na ustalonych regułach – staregoświata.
Mało kto ze współczesnych Witkacemu traktował jego eksperymenty z formą i treścią poważnie. Najczęściej brano go za utalentowanego ekscentryka i skandalistę, dopiero po latach okazało się, że był jeszcze wizjonerem, nadzwyczaj przenikliwie obserwującym skutki „buntu mas”. Głównie z tego powodu w socrealizmie był autorem całkowicie zakazanym. Rehabilitacja przyszła po 1956 roku. Na scenach zaczęły pojawiać się jego sztuki (szczególnie upodobał go sobie Tadeusz Kantor), coraz więcej osób zaczęło z uwagą analizować jego proroctwa. Szczyt popularności osiągnął na przełomie lat 80 i 90. – wydano wszystkie jego dzieła, zekranizowano powieść Pożegnanie jesieni (reż. Mariusz Treliński, 1990). Kolejne lata nie były już dla niego tak łaskawe. Szkoda, bo właśnie dziś to – przed czym przestrzegał przed 80 laty – wydaje się szczególnie groźne. W świecie rządzonym przez news sztuka straciła rację bytu. Programowana przez koncerny zglobalizowana kultura masowa przejęła władzę nad człowiekiem, choć wcale niepotrzebna była do tego rewolucja.
Czyż w tym kontekście nie są prorocze słowa Kajetana z Szewców: „Kona owa ludzkość pod gniotem cielska gnijącego, złośliwego nowotwora kapitału, na którym, nikiej putryfakcyjne owe bąble, faszystowskie rządy powstają i pękają, puszczając smrodliwe gazy.”