Billboardy, które można zobaczyć na ulicach największych polskich miast są próbą połączenia historii z teraźniejszością. Na jednych dwie męskie twarze: majora Janusza Brochwicza-Lewińskiego, żołnierza AK, obrońcy pałacyku Michla w Powstaniu Warszawskim, i Filipa Wolskiego, 19-latka, mistrza olimpiady informatycznej w Meksyku w 2006 roku. Na drugim billboardzie twarze dwóch kobiet: Kazimiery Kamińskiej, działaczki Zrzeszenia „Wolność i Niezależność”, i 16-letniej Magdaleny Gizy.
Magda jest jedną z wielu gimnazjalistek z warszawskiej Pragi. Wspólnie ze znajomymi opiekuje się zabytkowymi kapliczkami. Mówi, że trzeba o nie dbać, bo one są naszym dziedzictwem. Naszą historią. Bo przecież niektóre z nich powstawały podczas rzezi Pragi.
Magda jest jeszcze młoda i nie potrafi dokładnie określić, czym dla niej jest patriotyzm. Mówi, że za mało wie, za mało przeszła i doświadczyła. Inaczej jest w przypadku Pani Kamińskiej, z którą znają się tylko z billboardu. Kazimiera Jakoweńko (panieńskie Kamińska ) za działalność w WiN (Wolność i Niezawisłość) została aresztowana przez Urząd Bezpieczeństwa w 1945 roku. Gdy po ośmiu miesiącach okrutnych przesłuchań była bliska śmierci, została zwolniona. Była tak zmaltretowana, że nie mogła już stanąć na własnych nogach. Przy 175 cm wzrostu ważyłam tylko 32 kg. – Lekarz więzienny oznajmił, że nie widzi szans na moje przeżycie. Dlatego 26 sierpnia.1946 roku zdecydowano mnie wypuścić. Przyjechał mój ojciec, a oni powiedzieli mu „zabieraj to ścierwo”. Tata wyniósł mnie na rękach – wspomina pani Kazimiera.
Dzisiaj pani Jakoweńko jest na rencie rodzinnej, bo po wyjściu z więzienia była niezdolna do pracy. Przebywa pod stałą opieką lekarską. – Często brakuje mi pieniędzy na lekarstwa, ale cieszę się, że doczekałam dzisiejszych czasów – podkreśla.
Zarówno pani Kazimiera jak i młodziutka Magda uważają, że Polska to ich miejsce na ziemi. Magda powtarza, że nie chce stąd wyjeżdżać. Tu zna ludzi, tu się wychowała. Podkreśla, że ma dwie ręce i wszystko zależy od niej.
Magda Giza jest młoda i nie uważa się za nadzwyczajną patriotkę. Twierdzi, że prawdziwą patriotką jest pani Kazimiera – ona wie, co to znaczy cierpieć za Ojczyznę Fot. Piotr Chmieliński
Między pięknem kontemplacji a obowiązkami wobec wspólnoty
Związki między pamięcią i życiem publicznym są oczywiste. Człowiek, który to odrzuca niewiele będzie miał do szukania w tym i nie tylko w tym numerze „Naszego Głosu”.
Pamięć o przeszłości mówi nam zdumiewająco wiele o naturze życia zbiorowego. Świadomość tego nie obca była już starożytnym Grekom, co potwierdza mit o narodzinach Muz w trakcie spotkania Zeusa i bogini pamięci Mnemozyne. W tej starej opowieści bliska jest nam przestroga przed utratą pamięci zbiorowości, skutków której nie trudno doszukać się w życiu zbiorowym Polaków, poddanym dyktatowi kultury amnezji.
Nie chodzi tylko o nieumiejętność szukania w pamięci śladów spotkania z Bogiem, lecz również o odwracanie skutków amnezji w życiu publicznym, przypominanie znaczenia dnia wczorajszego, ale i wcześniej. Dlatego stawiamy pytania: czy wspólnota niezdolna pamiętać dnia wczorajszego, zapominająca o swoich zdrajcach i bohaterach, świadectwach chwały i hańby, potrafi uświadomić sobie i przezwyciężyć trudności związane ze znalezieniem tego, co nas łączy? Czy zdolna jest sprostać wymogom sprawiedliwości i solidarności? Wątpimy, czy niepamięć przeszłości pozwoli na znalezienie i podjęcie wspólnych celów.
Św. Augustyn uczył, że rzeczywistość społeczna z natury swej jest niedokończona i niedoskonała. Spojrzenie zaś z perspektywy spraw ostatecznych skłaniać nas powinno do ciągłego wysiłku naprawy państwa ziemskiego. Musimy tu mieć świadomość, jak zwodnicze są próby ostatecznych rozwiązań niedoskonałości tego świata. Pamiętać o tym powinny nie tylko ofiary i kaci – żyjące jeszcze przecież – tych pożałowania godnych prób.
Teologia podsuwa nam bodaj najlepsze rozwiązanie – przekonanie o zasadniczej niedoskonałości świata jako nieusuwalnym skutku grzechu pierworodnego. To pociąga za sobą konieczność rozróżnienia celów doczesnych i wiecznych. I gdzieś tu szukać należy zabezpieczeń przed polityczną i społeczną pychą. Dlatego przyjąć trzeba, że istnieje stałe napięcie między pragnieniem samotności a obowiązkami wobec wspólnoty, lojalnością i obcością wobec świata, pięknem kontemplacji i trudem politycznej praktyki. I nie zapominajmy, że to też jest europejskie dziedzictwo, którego zachowanie jest warunkiem jakże delikatnej równowagi w naszym świecie. Chroni przed pychą rozumu, obojętnością na sprawy wspólnoty i bezmyślnym aktywizmem. Pozostaje ufać, że sprawy, o których piszemy, do myślenia na ten temat skłaniać mogą.
Artur Stelmasiak