Aleksander Szycht |
Po przełomowej w wojnie polsko bolszewickiej bitwie warszawskiej czerwone wojska wycofują się bezładnie aż na linię Niemna. Odparta spod Lwowa, ciesząca się sławą niepokonanej Armia Konna Budionnego pociągnęła mocno spóżniona na pomoc Tuchczewskiemu. Oblegała Zamość, gdzie została osaczona przez siły polskie złożone z 1 Dywizji Jazdy i 13 Kresowej Dywizji Piechoty. Pod Komarowem stoczono bitwę, która przeszła do historii jako największa bitwa konnicy po 1813 roku, ostatnia z wielkich bitew jazdy. Konarmia nigdy już nie odzyskała swej ofensywnej siły.
Niebo nad Lwowem rozrywa warkot silników dwupłatowych samolotów bojowych. Lotnicy mkną jak szaleni. Za nimi zostaje sylweta charakterystycznych, niemal bajkowych budowli przepięknego miasta. Nie myślą o zmęczeniu, choć startowali tego dnia dziesiątki razy.
Zadwórze – pierwszy akt finału
Wreszcie ich oczom ukazuje się linia kolejowa w miejscowości Zadwórze, kilkanaście kilometrów od miasta. Na dole gorzeje nierówna bitwa. 330 polskich obrońców zmaga się z całą 1 Armią Konną. Wycieńczeni odpierają kolejny atak tysięcy szarżujących Kozaków. Wiążą Konarmię Siemiona Budionnego już cały dzień. Nie cofną się, choć mają taką możliwość. To studenci lwowscy i młodzież, ochotnicy. Wiedzą, że 12 i 13 dywizja są już blisko i lada moment ich ukochane rodzinne miasto będzie bezpieczne.
Tymczasem na górze piloci 3 dywizji lotniczej Fount Le Roya poruszeni tą sytuacją pikują widząc z kabiny bolszewickich jeźdźców zalewających garstkę obrońców. Nadlatują na nich zrzucając kolejno bomby niknące w ogromnej bolszewickiej masie. Zawracają błyskawicznie w kierunku ludzkiego roju i lecąc w dół widzą atakującą chmarę coraz bliżej. Przelatując, otwierają ogień z karabinów maszynowych, budząc chwilowy popłoch, strzelają aż do pustych magazynków. I wracają na lotnisko po kolejny ładunek bomb.
17 sierpnia 1920 piloci 19 samolotów wystartowali 69 razy, pragnąc ratować młodych chłopców, znanych jeszcze z listopada 1918 roku jako Orlęta Lwowskie, które pokonały regularną Ukraińską Halicką Armię. Gdy skończyły się kule, ich dowódca kpt. Bolesław Zajączkowski wydał rozkaz pójścia na bagnety. On i kilku innych zostawili ostatnie kule dla siebie. Zginęli wszyscy niczym Spartanie Leonidasa, zadanie jednak wypełnili. Pod Lwów zdążyła nadciągnąć odsiecz: 12 i 13 dywizja piechoty. Miasto zostało nietknięte bolszewicką ręką i związało Konarmię Budionnego na froncie południowym, odbierając jej cenny czas na pójście z odsieczą bolszewickim siłom pod Warszawą.
Jerzy Kossak, fragment tryptyku „Rozgromienie konnej armii pod Komarowem
W zamiarach Michaiła Tuchaczewskiego miała ona osłonić słabsze lewe skrzydło jego wojska, na którego najwrażliwszy punkt uderzyło słynne natarcie znad Wieprza. Dowódca Konarmii, skuszony wizją zdobycia Lwowa z marszu zbyt póżno zorientował się, że wymaga to więcej czasu i energii. Skierował się na północ ku Warszawie, gdy jego towarzysze już przegrywali.
Kierunek Zamość
Bitwa Warszawska nie zakończyła wojny polsko-bolszewickiej. Polska nadal pozostawała w wielkim niebezpieczeństwie. Kiedy towarzyszom z frontu północnego zwycięstwo wyśliznęło się z rąk znienawidzona przez Polaków, zabijająca, gwałcąca i rabująca wszystko po drodze Konarmia Budionnego na froncie południowym zachowała zdolność bojową. Mieli zdobyć za wszelką cenę Zamość i Lublin, by dopomóc armiom frontu zachodniego atakowanym przez ofensywę polską znad Wieprza i Wkry.
Po odejściu ich od Lwowa w ślad za nimi ruszyła 13 dywizja gen. Stanisława Hallera. W Rawie Ruskiej połączyła się z 1 dywizją jazdy płk. Juliusza Rómmla. Powstaje grupa operacyjna, której celem jest walka z Konarmią.
28 sierpnia bolszewicy dotarli do Zamościa, pełniącego, jak już bywało w historii, rolę twierdzy. Patrole bolszewickie dotarły do fary, próbując ją plądrować. Obrońcy wraz z wojskami atamana Petlury trzymali się dzielnie. Dzień później o godz. 18.00 Budionny zamknął pierścień okrążenia i rozpoczął potyczki z obrońcami.
Tymczasem zarówno od zachodu jak i północy zbliżała się część polskich sił, zluzowanych przez uciekających spod Warszawy bolszewików. Za Konarmią natomiast maszerowali Haller i Rómmel też usiłując domknąć pierścień okrążenia. 30 sierpnia Budionny, pomimo, że posiadał wprost ogromną siłę bojową zorientował się, że Polacy próbują zatrzasnąć pułapkę. Postanawia więc wymknąć się tą samą drogą przez zwężający się przesmyk kilku przepraw na rzece Huczwie. Inicjuje potężne uderzenie na Grupę Operacyjną Hallera i Rómmla, gros sił kierując się na polską jazdę. Dochodzi do największej w Europie po 1813 roku i ostatniej bitwy kawaleryjskiej.
Bitwa pod Komarowem
Gdy polska kawaleria wjeżdżała do Komorowa, jak pisał jeden z żołnierzy: „Klęczeli wieśniacy przed chatami, błagając Pana Zastępów o zwycięstwo dla braci, szlochały kobiety, wyciągające ręce ku niebiosom i żegnając nas pobożnem „Boże błogosław”.
1 Dywizja Jazdy Rómmla dzieliła się na VI Brygadę Kawalerii płk. Konstantego Plisowskiego i VII Brygadę |Kawalerii płk. Henryka Brzezowskiego Uderzenie bolszewicy wykonali na VII Brygadę Brzezowskiego. Jego sztab kwaterujący w Komarowie został obłożony ogniem artyleryjskim. Dowódca o 6.30 rozkazał zająć wzgórze 255 dominujące nad okolicą. Kieruje tam 2 pułk szwoleżerów mjr. Ruppa zajmuje i utrzymuje do nadejścia głównych sił. Dojeżdżając jednak do wsi Wola Śniatycka widzi tam już bolszewików i nakazuje szarżę. Miejscowość zostaje zdobyta. Szwoleżerowie galopują w kierunku wzgórza, gdzie ich oczom ukazuje się nieprzebrana masa bolszewików.
Obserwujący to z daleka płk Brzezowski wiedział, że jeżdżcy mają prawo w tym momencie spanikować.Szwoleżerowie nie zachwiali się jednak. Wkrótce powstała jedna kłębiąca się masa. Brzezowskiemu zostały teraz w odwodzie zaledwie 2 szwadrony 8 pułku. W krytycznym momencie nadjeżdża dowódca 9 pułku mjr. Dembiński będący od 5.00 w marszu. Pada rozkaz natychmiastowego ataku, by wesprzeć topniejącą siłę szwoleżerów.
Gdy planuje kierunek uderzenia swoim szczupłym odwodem szwadronów 8 pułku ułanów został zaatakowany przez inną brygadę kawalerii bolszewickiej. Widząc to dowódca ósemki rtm. Kornel Krzeczunowicz wycofał się z Woli Śniatyckiej i przy wsparciu karabinów maszynowych oraz artylerii zmusił tę grupę przeciwnika do odwrotu. Ta pociągnęła ze sobą jeszcze inne nadjeżdżające oddziały.
Tymczasem centrum bitwy wrzało nadal. Na domiar złego polska artyleria widząc wszędzie oddziały bolszewików przypadkowo ostrzelała 9 pułk. Mjr. Dembiński pisał: „ Coraz większy nacisk wroga, coraz słabsze nasze szeregi. Drugi pułk szwoleżerów, słaby stanami zmaga się na lewo od nas. Artylerie obu stron grzmią wytrwale; przestaliśmy już odróżniać pociski własne od nieprzyjacielskich. Karabiny maszynowe grzechoczą nieustannie, dużo strat jest od ognia karabinowego. Wydaje się człowiekowi, że wpadł w jakiś kocioł diabelski, z którego nie ma wyjścia. […] W tym stanie wyczerpania sił i nerwów wyłania się z lasu od zachodu jakaś zwarta masa galopującej kawalerii. niestety wiadomo nam, że to nie odsiecz to nowe zastępy kozactwa. Za nami 300 kroków sztab brygady i bateria. 6 brygada już chyba niedaleko. Wiemy, że wytrzymać musimy, bo ustąpić nie wolno. Meldują mi, że za prawe skrzydło też zachodzi nieprzyjaciel. […] Nie rozpoznasz, gdzie wróg, gdzie swój […] rozpętało się prawdziwe piekło”.
Zaczęły nadjeżdżać pierwsze oddziały 6 brygady. Rotmistrz Tadeusz Komorowski, przyszły dowódca AK pędzi z przestrzeloną ręką ze swoim 12 pułkiem ułanów podolskich. Widząc kolejnego przeciwnika, który szykował się do uderzenia na prawe skrzydło VII brygady, przedostał się na wzgórze, brocząc mozolnie w błocie i runął z góry na niego niespodziewanie. O pozostałych nadjeżdżających pułkach napisał J. Rómmel: „Nareszcie serce zabiło mi z radości! Z tyłu wyłaniał się rozwinięty w Ławę pułk krechowiecki, który spokojnym miarowym galopem szybko się zbliżał! Za nim widać było żółte linie ułanów jazłowieckich. Jeszcze parę chwil, i linie nasze z krzykiem „Hurra” przekraczają wymęczone nierówną walką twarde pułki VII brygady!” Ruszyli jak nawałnica zmiatając wszystko na swojej drodze. Błysnęły szable i w ciągu kwadransa plac był oczyszczony z bolszewików.
II Faza bitwy
O godz. 15.00 polskie oddziały otrzymały rozkaz marszu na kierunku Majdan-Niewirków- Zalew. 14 pułk zdobył Niewirków i odrzucił bolszewików. Po godzinie ruszyła w drugim rzucie VII Brygada Jazdy. Tymczasem kiedy sztab nadal znajdował się na wzgórzu 255, stacjonujące w Cześnikach dowództwo bolszewickiej 6 dywizji konnej, nie bez racji uznało to za dogodny moment ataku na polskie tyły. Pierwsze uderzenie przyjęły na siebie baterie i szwadrony 1 p. uł. pozostawione do osłony. Rozpaczliwe szarże i doskonały ostrzał nie mogły wstrzymać bolszewików. Brzezowski zawrócił swoją VII brygadę, która niespodziewanie została zaatakowana przez ławę Kozaków idącą od Nowej Wolicy do Woli Śniatyckiej. Bolszewicy zajęli wzgórze i zagrozili płk. Plisowskiemu oraz baterii artylerii. Brzezowski chciał zawrócić brygadę, lecz dowódcy 8 i 9 zrobili to samorzutnie – zaszarżowali i wyrzucili ze wzgórza bolszewicką VI Dywizję Konną.
Linia polska wygięła się, ale nie pękła. Impet bolszewików został zatrzymany. Ale bolszewicy jak morze, nie mogąc przejść przez polskie linie, zaczęli rozlewać się po łąkach szeroko i okrążać naszych. Nieprzytomni ze strachu i zakrwawieni wpadli do miasta. Zamiast wspierać swoich ganiali mieszkańców miasta zabijali, ranili i rabowali. Bitwa skończyła się ich klęską.
Straty sił polskich, które przedtem liczyły tysiąc kilkuset ludzi były ogromne: 500 zabitych żołnierzy i 700 koni. Przy przewadze sił Armii Konnej, z którą walczyli zwycięstwo to jest wspaniałe. Straty bolszewickie szły prawdopodobnie w tysiącach. Konarmia nie została ostatecznie rozbita. Została jednak pokonana i wracała brocząc obficie krwią. Polskie dowództwo, mimo zapału oficerów polowych obawiało się wyników decydującego starcia z tak wielką siłą i wybrało taktykę kąsania jej po drodze, co umożliwiło ucieczkę.