Żonglowanie emocjami

2013/07/3
Joanna Grabarska

„Jak to ugryźć?” Pytają odbiorcy, którym często trudno znaleźć w mediach coś między fanatyzmem a skrajnym liberalizmem. „Co robić?” Pytają rodzice, których dzieci niedługo zaczną domagać się pilota i zakładania konta na Facebooku. „Co powiedzieć?” Pytają wychowawcy, którym trudno odnaleźć się w sytuacji, gdy rozrywki dostarczają głównie najpopularniejsze media. Parafrazując: „trudno żyć nam z mediami, bez mediów nie jest lżej…”.

 

Pluszowa bestia

Media potrafią zrobić news z niczego. Ostatnio przez chwilę mówiły o satanistycznym wisiorku Adama Darskiego (jurora programu „The Voice of Poland”), który założył podczas jednego z odcinków. To trochę tak, jakby zrobić news z tego, że ksiądz ma w telewizji założoną koloratkę, a Jurek Owsiak czerwone okulary. Ale news był, wzbudził emocje i przyciągnął uwagę. Pomińmy fakt, że obecność frontmana zespołu Behemoth jest rodzajem promocji działającej na zasadzie – „nieważne jak, ważne, żeby mówili”. Sprawa ma głębsze dno i dotyka samej obecności Nergala w telewizji publicznej, a raczej zadawanego ostatnio często pytania – czy powinien się tam znaleźć?

Nie zauważyłam, żeby we fragmentach, które oglądałam, Darski kogokolwiek niszczył, poniżał czy zabierał mu prawo do bycia sobą. To również wzbudza emocje, bo przecież w programach z jego udziałem nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Nergal jest w programie „miły, fajny i uśmiechnięty”, więc czy naprawdę jest czego się czepiać. Nie. I właśnie to jest najbardziej niebezpieczne.

Spór o obecność Nergala w telewizji publicznej nie może toczyć się w oparciu o osobiste nastawienie, wiedzę czy duchową dojrzałość. Media, a mówiąc precyzyjniej dziennikarze stojący za przekazami medialnymi, muszą brać odpowiedzialność za to, co oferują odbiorcom. Ojciec Grzegorz Kluz OP, konsultant ds. Nowych Ruchów religijnych i Sekt, mówi: „Nergal oficjalnie przyznaje się do satanizmu, którego ojcem jest Anton La Vey (twórca Kościoła Szatana i Biblii Szatana). Satanizm ten nie ma zasadniczo wymiaru okultystycznego, ale jest wezwaniem do totalnej wolności. Sam La Vey był ateistą: nie wierzył zarówno w istnienie Boga, jak i w istnienie szatana. Szatan był dla niego w pewnym sensie ideą ťkogoś superwolnego Ť, ťkogoś wzruszającego na wszystko ramionamiŤ. Satanizm więc to wezwanie do wyzwolenia się ze wszystkich form zniewolenia, a w tym wydaniu zniewalać miałyby: religia, Kościół, system wartości, rodzina, szkoła itd. itp. ťWartości Ť więc, z którymi utożsamia się Nergal to zasadniczo antywartości: całkowita anarchia i destrukcja”.

Niebezpieczeństwem jest nie sama postać Adama Darskiego, ale oswajanie się z antywartościami, które są z nim bardzo mocno utożsamiane. Co więcej, z Nergalem łączone zaczynają być pojęcia „juror”, „autorytet”, a może nawet „mistrz”. Obcowanie z antywartościami w takim „łagodnym” wydaniu to jak oswajanie dzikiego zwierzęcia, pluszowe ubranko założone na niedźwiadka nie zagwarantuje nam, że w przyszłości dorosły miś nie odgryzie nam ręki.

Dla osób szukających, o nieugruntowanych wartościach, które potrzebują jasnych zasad i prostych stwierdzeń, zasłanianie się przez media pseudotolerancją będzie prowadziło do utrwalania postawy „otwartości”, braku negatywnych emocji, co może przeradzać się w nieuświadomioną ignorancję. Ta z kolei będzie prowadziła do rozchwiania i braku klarownego definiowania różnych spraw. Pozwalanie na złe definiowane „otwartości w Kościele” skomentował w jednym z wywiadów (dotyczących innego tematu) ks. Waldemar Chrostowski: „Już dawno widział wynikające stąd zagrożenia kardynał Stefan Wyszyński, którego kręgi ťKościoła otwartegoŤ nigdy nie hołubiły, a zdarzało się, że mniej czy bardziej otwarcie go kontestowały i występowały przeciw niemu. Prymas Tysiąclecia powtarzał, że zanim wytnie się drzewa, które owocują, trzeba się dobrze upewnić, czy te, które sadzimy albo dopiero będziemy sadzić, w ogóle przyniosą owoce”.

Niewidzialność

Media „wycinkę” prowadzą na polu emocji. Nagość odziera się ze wstydu, naginanie moralnych zasad nie budzi wątpliwości, a przemoc staje się miernikiem siły. W zamian za to media delikatnie pobudzają do zagłębiania się w nowe emocje, które aktualnie podają do konsumowania. Ile osób interesowałoby się „losem” kandydatek na modelki, gdyby nie pięknie opakowany program „Top Model”? Opakowany właśnie w elementy, które mają wywoływać emocje u widza. Cały „mechanizm” ich wytwarzania jest dla odbiorców niewidoczny.

Dlaczego tak łatwo „dajemy się nabrać”?

Dlatego że jesteśmy ludźmi, a bez emocji i uczuć nie umiemy żyć. To one rodzą w różnych sytuacjach swoistą „niewidzialność”. „ Niewidzialnym” może być bezdomny, bo budzi negatywne emocje. „Niewidzialne” są czasem przewinienia dzieci, bo rodzice nie chcą widzieć ich niedociągnięć „z miłości”. „Niewidoczna” może być brzydota, gdy kogoś się kocha. Rozrywka bazująca na sinusoidalnych emocjach przygasza w nas poczucie zdystansowania się do niej. Skoro odpowiada to naszym potrzebom, to po co z tego rezygnować?


Ks. Przemysław KAWA Kawecki SDB w programie „Pytając o Boga” nie boi się rozmawiać o różnych poglądach

Kochamy być akceptowani. A bohaterowie medialni akceptują odbiorców bezwarunkowo. Są na wyciągnięcie ręki. Goszczą w różnych programach, „mieszkają” w internecie. Często jesteśmy bardziej związani emocjonalnie z bohaterami programów niż z własną rodziną. Wpływa na to niewłaściwie rozumiane poczucie bezpieczeństwa. Wiemy, widzimy i przeżywamy, ale pozostajemy anonimowi. Takie bezpieczeństwo i anonimowość rodzą egoizm. To ja decyduję, kiedy zamknę przeglądarkę, wyrzucę do kosza gazetę „brukową” albo przełączę kanał. Konsumujemy emocje, pochłaniamy dawki wzruszeń i radości, sami nie dając nic w zamian. Bo przecież do własnej siostry trzeba się uśmiechnąć, a od dziadka wysłuchać nie do końca interesujących historii z kolejki do lekarza. Szala niebezpiecznie przechyla się z „żyć to dawać” na „żyć to brać”. Zamykamy oczy na braki, zagrożenia, wątpliwą moralność. Byle na chwilę zniknąć ze swojego życia i zaczerpnąć trochę sztucznych emocji. Pozostajemy „emocjonalnie utyci”, ale nadal głodni.

Przekazy w mediach i kultura, którą kształtują, zaczynają funkcjonować na zasadzie miernika emocji. Gorące tematy to już nie tylko newsy, ale wszędobylstwo kamer od przymierzalni po gabinety chirurgów plastycznych. Sprzedawanie życia przykuwa uwagę. Ale to, co gorące, szybko stygnie, a zimne już jest niesmaczne. Reklama zauważyła to już dawno. A w jakim kierunku idą media, można zobaczyć, oglądając w internecie np. fragmenty programu „X Factor” z USA. Przekaz jest nieistotny. Ważne, że wzbudza emocje.

Na ratunek!

Powstrzymajmy się jednak przed ukamienowaniem mediów i zlinczowaniem wywoływanych przez nie emocji. Cała wina leży nie tylko po ich stronie, ponieważ to my mamy rozum, który dostaliśmy także po to, żeby korzystać z mediów. Na mojej półce stoi Gruba Niebieska Książka. Zostańmy jednak (żeby nie budzić medialnych konotacji, że mam GieNKa na półce) przy skrócie KKK. Z moich obserwacji to ostatnio bardzo niedoceniana i jakby zapomniana pozycja. Pewien kapłan bardzo dobitnie powiedział: „Bardzo wiele klarownych odpowiedzi na wasze pytania jest w Katechizmie Kościoła Katolickiego, ale do niego nie zaglądacie”. Dobrze, zajrzałam. I co przeczytałam o „użytkowaniu tego, co stworzone”: „Wiara w Boga pozwala na użytkowanie wszystkiego, co Nim nie jest, w takiej mierze, w jakiej zbliża nas do Niego, a także na odrywanie się od wszystkiego w takiej mierze, w jakiej nas od Niego oddala” [por. 226 KKK].

Potrzeba emocji i uczuć jest wpisana w człowieka. Jest dobra, bo otrzymaliśmy ją od Stwórcy. Czy można wykorzystać ją w mediach, żeby stworzyć programy „strawne, zdrowe i prawdziwie sycące” nasze emocjonalne zapotrzebowanie? Można. Przykładem jest program „Pytając o Boga” (na marginesie trzeba dodać, że również realizowany przez telewizję publiczną). Prowadzący ks. Przemek KAWA Kawecki SDB poprzez spotkania i rozmowy z ludźmi opowiada poruszające historie: radosne, trudne, o pogmatwanym życiu, ważnych wyborach i codziennych zmartwieniach. Podejmuje tematy ważne, ale nie „gorące”. Brakuje tu narzucania konwencji reality show, za to bardzo dużo jest człowieka. Kawecki nie boi się rozmawiać o różnych poglądach, ale robi to bez rozciągania na siłę ram chrześcijańskiej tolerancji. Jak śpiewał Adam Nowak z zespołu Raz Dwa Trzy, „Nazywaj rzeczy po imieniu, a zmienią się w okamgnieniu…

Punkt widzenia

To, jak wiele potrzeba, by media nie „ukradły” naszych przeżyć i emocji, zależy tylko od nas samych. I to my decydujemy o tym, z jakiego punktu widzenia będziemy patrzyli na przekazy, które nam oferują.

Moja koleżanka pracuje na poddaszu pięknej, zabytkowej kamienicy na jednej z głównych ulic równie pięknego miasta. Opowiadała kiedyś, że jest tam wyjście na dach. Zapytałam, czy to tam, gdzie są te piękne, złote figury, które z dołu wyglądają bardzo ładnie. Odpowiedziała, że w sumie tak, ale tam na górze, gdy patrzy się z tyłu… wcale nie są złote! Pomalowany jest tylko przód. Może warto zaglądać tam, gdzie kto inny nie zagląda, i zadawać trudne pytania? Może dobrze obejmować perspektywę, która pokaże… nagą prawdę?

Zamiast zastanawiać się, czy Kawecki z Darskim zatańczą w kolejnej edycji „Tańca z Gwiazdami”, warto pomyśleć, w jaki sposób patrzymy na media i co w tym patrzeniu chcielibyśmy zmienić, bo jak powiedział J.H. Newman „Tylko ten, kto wie, gdzie stoi, potrafi podać kierunek, w którym chce iść”.

Zatem na dachy? Też, ale warto również, zamiast przyglądać się mediom z dołu i z góry oraz badać je od strony „niepomalowanych tyłów”, spojrzeć po prostu na piękną panoramę tętniącego życiem miasta i twarze ludzi znajdujących się obok nas.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej