Można by powiedzieć, że był człowiekiem ciągle niepasującym do czasów, w których żył.
Gdy jego rodacy trwali w przekonaniu, że wszystko układa się w miarę pomyślnie, on musiał zapowiadać katastrofę, która napawała bólem przede wszystkim jego samego: on kochał swoje miasto, Jerozolimę, a z Bożego polecenia miał głosić, że z miasta wkrótce pozostaną gruzy, że najazd Babilończyków na jego ojczyznę położy kres dotychczasowej epoce spokoju i względnego dobrobytu. A później, gdy spełniły się groźne proroctwa i gdy zagubieni rodacy nie mogli otrząsnąć się po dramatycznych przeżyciach, on kupił ziemię i zapowiedział Nowe Przymierze, które Bóg zawrze ze swoim ludem. Żył nadzieją, gdy innych ogarniała rozpacz, podobnie jak wcześniej smucił się wizją nadchodzącej klęski, gdy inni bawili się radośnie. Nigdy nie zasiadałem w wesołym gronie, by się bawić, pod Twoją ręką siadałem samotny, bo napełniłeś mnie gniewem. Ciągle inny od otoczenia, ciągle niedopasowany i niezrozumiany… a tak prawdziwy.
Nazywał się Jeremiasz – hebr. Jiremejahu, co prawdopodobnie oznacza: Jahwe wywyższa” lub „niech Pan podniesie”. Urodził się w Anatot, blisko Jerozolimy, w rodzinie kapłańskiej, ale na kartach Księgi noszącej jego imię nigdy nie widzimy go sprawującego kult, co więcej, z powodu swoich proroctw Jeremiasz otrzyma zakaz wejścia do świątyni! Był jeszcze bardzo młodym człowiekiem, gdy Bóg wezwał go do misji prorockiej: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię. Zatem powołanie jest wcześniejsze od życia, jeszcze zanim Jeremiasz począł się w łonie matki, Bóg już planował jego niezwykłą misję, która bynajmniej nie będzie łatwa, na co wskazują dalej czasowniki zapowiadające zadania proroka: byś wyrywał i obalał, byś niszczył i burzył, byś budował i sadził. Tylko dwa czasowniki o znaczeniu pozytywnym wobec czterech negatywnych!
Jeremiasz wysuwa zastrzeżenie: Nie umiem mówić, jestem młodzieńcem. W tamtej kulturze otaczano szacunkiem osoby dojrzałe, starsze, natomiast młodemu człowiekowi trudno było znaleźć posłuch. A oto Boża odpowiedź: Nie mów: jestem młodzieńcem, gdyż pójdziesz, dokądkolwiek cię poślę i będziesz mówił, cokolwiek ci polecę. Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić. Oto fundament misji Jeremiasza: Ja jestem z tobą! To Boża obecność, Boże towarzyszenie autoryzuje proroka, niezależnie od jego wieku czy innych uwarunkowań. I w tym momencie, jak opisuje prorok, wyciągnąwszy rękę, dotknął Pan moich ust i rzekł mi: „Oto kładę moje słowa w twoje usta”. Zaskakujące jest to, że Bóg nie wkłada swoich słów w uszy proroka, jak zdawałoby się to bardziej logiczne, ale w jego usta… bo nie wystarczy, by prorok usłyszał Słowo, on ma je zjeść, uczynić częścią siebie.. Bóg powołuje proroka, by Jego wieczne Słowo dotarło do odbiorców „przetrawione” przez człowieka takiego, jak oni – i wtedy będzie dla nich bardziej przystępne.
Początki misji Jeremiasza nazywa się niekiedy „miodowym miesiącem” w relacji ze Słowem Bożym: : Ilekroć otrzymywałem Twoje słowa, chłonąłem je, a Twoje słowo stawało się dla mnie rozkoszą i radością serca mego.
Ta sielanka jednak nie trwa długo. Jeremiasz żyje bowiem w czasach, gdy szerzą się kulty pogańskie, zdarzają się nawet wypadki „przeprowadzania dzieci przez ogień” dla Molocha (czyli spalania ich w ofierze bożkowi), kult Boży jest nieraz pełniony powierzchownie, szerzy się niesprawiedliwość społeczna... I dla wyrażenia tego wzgardzenia Bożą miłością Jeremiasz używa pięknego obrazu relacji oblubieńczej, gdy niewierna oblubienica – Izrael odwraca się od swego Oblubieńca – Boga, by zwrócić się ku kochankom – bożkom; Bóg jednak ciągle przywołuje swą Oblubienicę, by wróciła do Niego: Tak mówi Pan: Pamiętam wierność twej młodości, miłość twego narzeczeństwa, gdy chodziłaś za Mną na pustyni...
Bo podwójne zło popełnił mój naród: opuścili Mnie, źródło wody żywej, żeby wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody. Zrozumiejmy siłę oddziaływania tego obrazu w tamtym klimacie, gdy chłodna woda źródlana była najbardziej wymarzonym skarbem, a na co dzień trzeba było zadowalać się cysternami zbierającymi deszczówkę. Który normalny człowiek odejdzie od źródła, by pić z cysterny, do tego popękanej, niezdolnej do utrzymania wody? A jednak taki właśnie błąd popełnia człowiek czy naród odchodzący od Boga.
Wobec takiego postępowania ludu musi nadejść jakaś kara, albo raczej: lecznicza „terapia wstrząsowa. I co gorsza, to on, Jeremiasz, miał zapowiadać tę klęskę! On, człowiek wrażliwy i subtelny, kochający swój naród i Jeruzalem, ma mówić słowa, których najchętniej nigdy by nie powiedział... on sam chciałby się mylić, ale wie, że Boże zapowiedzi, które głosi, na pewno się spełnią. Pamiętał przecież tę wizję, gdy zobaczył gałązkę migdałowca – pierwszego drzewa, które kwitnie na wiosnę w tym klimacie i dlatego jest nazywane drzewem czuwającym (szaqed), a Bóg powiedział wtedy: ”Dobrze widziałeś szaqed, bo Ja czuwam (szoqed) nad moim Słowem, aby je spełnić”. Spełni się wszystko: zarówno zapowiedzi klęski, jak i obietnice lepszej przyszłości.
Nietrudno zgadnąć, że prorok zapowiadający karę i nieszczęście nie jest mile słuchany i przyjmowany. On, który jako jedyny dostrzega powagę sytuacji, czuje się samotny w swoim otoczeniu, które oddaje się beztroskim rozrywkom. Jeremiasz przemawia nie tylko słowami, ale też symbolicznymi gestami, np. chodzi po mieście z jarzmem na barkach na znak, że król Babilonu tak uczyni z Izraelem. Na próżno fałszywy prorok Chananiasz łamie jarzmo, twierdząc, że Bóg zapewni zwycięstwo nad Babilonem; to Jeremiasz zna prawdziwe słowa Pana: To mówi Pan: Połamałeś jarzmo drewniane, lecz przygotowałeś zamiast niego jarzmo żelazne.
Zaniepokojeni słuchacze próbują „uciszyć” niewygodnego proroka: zostaje on wrzucony do błotnistej cysterny, gdzie zapewne umarłby, gdyby życzliwy mu człowiek nie uprosił ocalenia, zabroniono mu wstępu do świątyni, mieszkańcy Jerozolimy szydzą z jego orędzi, nazywając go „Gwałt i ruina”. Trudno więc się dziwić, że prorok żali się przed Bogiem, który przecież zapewniał go o swojej ochronie. Odważy się wręcz stwierdzić, że Bóg go oszukał, uwiódł i nie spełnił obietnic: Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się, uwieść, ujarzmiłeś mnie i przemogłeś.. Chciałoby się powiedzieć: „To nie tak miało wyglądać!” Zatem skoro cierpienia przychodzą z powodu głoszenia słowa, to może trzeba przestać je głosić, by wreszcie odzyskać spokój? . I powiedziałem sobie: „Nie będę Go wspominał ani mówił w Jego imię! Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, żarzący się w moim ciele. Czyniłem wysiłki, aby go stłumić, lecz nie potrafiłem.
Trzeba dalej głosić Słowo, które spełnia się na oczach wszystkich. Babilończycy deportują większość mieszkańców kraju, zdobywają kraj, burzą świątynię jerozolimską. A Jeremiasz… zapowiada, że Bóg zawrze z ludem Nowe Przymierze, które tak charakteryzuje: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. I nie będą się musieli wzajemnie pouczać jeden mówiąc do drugiego: "Poznajcie Pana!" Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie - wyrocznia Pana, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał». Boże Prawo nie będzie już czymś zewnętrznym, ale będzie zapisane w sercach, Bóg da się poznać ludowi, wchodząc w głęboką zażyłość z ludźmi, co będzie możliwe dzięki odpuszczeniu grzechów.
A sam Jeremiasz… zmuszony przez pozostałych rodaków, emigruje z nimi do Egiptu, choć słusznie nie podziela ich złudnych nadziei, że „tam Babilończycy nie dotrą”. I tam, w Egipcie, kończy się nasza wiedza o losach proroka. Nie wiemy, jak umarł ani gdzie go złożono. Bo prorok może zniknąć… pozostaje Słowo, które przekazał… Słowo, które działa z mocą przez wieki.
dr Danuta Piekarz
/ut