Kiedyś podczas adwentu był w Polsce czas postu i swojego rodzaju umartwiania, aby w powadze, w głębokim skupieniu przygotować się do nadejścia narodzin Chrystusa. Dzisiaj – twierdzi wielu – wszystko się zmieniło. Czy naprawdę wszystko?
Niektórzy katolicy, zwłaszcza starszej daty, czują się zagubieni, bo do końca nie wiedzą, jak się dziś powinno przeżywać ten okres. Otoczeni kolorowymi świątecznymi dekoracjami w supermarketach, wystawianymi już listopadzie, mają wątpliwości w jakiej formie powinno się obchodzić czas oczekiwania na nadejście Pana. Na naszych oczach kończy się pewna epoka i piękna polska tradycja. Czy zdołamy ją zatrzymać, zależy tylko od nas.
Kolędy i mikołaje od listopada
Boże Narodzenie w supermarketach trwa niemal dwa miesiące. To czas żniw dla sieci handlowych i zwykłych sklepów pragnącym im dorównać w wystroju i ofercie. Mikołaje, żłóbki i aniołki traktowane są jako marketingowe gadżety. Telewizyjne reklamy w hałaśliwy sposób narzucają przekonanie, że w Boże Narodzenie najważniejsze są gwiazdkowe prezenty.
W tym roku, w badaniach sondażowych Polacy deklarują, że na Świętach nie zamierzają oszczędzać. A pracownicy banków zacierają ręce, bo na świąteczne zakupy ludzie biorą kredyty, których potem czasem nie mają z czego spłacić. Ale dla wielu Polaków liczy się przede wszystkim tradycja, by na stole było dwanaście potraw, pod choinką leżały wyjątkowe prezenty. Chodzi o to, by nawet w czasie kryzysu rodzina nie odczuła, że na święta czegoś zabrakło.
Hipermarkety globalnych sieci handlowych w Polsce przez ostatnie dwa lata nieco stonowały w głośnej i nachalnej oprawie narzucanej kilentom tuż po Zaduszkach. Duża w tym zasługa katolickiej prasy, protestującej, że rozpuszczając już w listopadzie Świętych Mikołajów, a nawet aniołki z koszyczkami pełnymi opłatków, gdy ludzie jeszcze chodzą na groby bliskich – siłą narzucają obcą tradycję. Nawet piękna austriacka kolęda „Cicha noc” może się znudzić, gdy klient jest zmuszony jej słuchać w kółko przez dwa miesiące. Powszednieje też nawet zjawiskowo udekorowana choinka. To już nie są święta. To dni powszednie.
Fot. Dominik Różański
Nie dajmy się zwariować
W bieganinie po sklepach po prezenty łatwo zapomnieć o tym, co jest w Adwencie najważniejsze. A przecież od tego, jak przeżyjemy adwent, zależeć będzie jakość naszego świętowania Bożego Narodzenia.
Kiedyś posty, dzisiaj radosne oczekiwanie – jak to pogodzić? Wielu ludzi nie rozumie, jak się powinno zachować. Coś się zmieniło. To jest inna sprawa – mówi ks. Janusz Bodzon z Warszawskiej Kurii Metropolitarnej. Zmienił się tylko sposób artykułowania Adwentu. W dzisiejszych czasach przedstawienie czegoś jako apodyktycznie brzmiącego zakazu nie odnosi skutku. Dlatego Kościół bardziej ukazuje duchowy wymiar Adwentu: jest to radosne oczekiwanie ale też czas wyciszenia. Stąd różne ograniczenia wynikają nie z jakiegoś zakazu, tylko mają służyć owemu wyciszeniu, które buduje w nas postawę przygotowania, oczekiwania – zauważa ks. Bodzon.
Fot. Dominik Różański
– W okresie przedświątecznym trzeba zachować umiar. Nie szaleć z zakupami. Ale z drugiej strony piękna tradycja wręczania upominków mikołajkowych i wigilijnych powinna być podtrzymywana – twierdzi ks. Józef Górzyński, liturgista.
– Od komercji trzeba się dystansować. Ale prezenty są ważne. To przecież jest piękne, jeśli się komuś sprawia radość – stwierdza ks. Jan Sikorski, były proboszcz parafii św. Józefa w Warszawie. – Kiedyś choinka pojawiała się ostatniego dnia Adwentu – w Wigilię i była poprzedzona długim oczekiwaniem. Dzisiaj uważa się za normalne, że wystrojona choinka dekoruje dom nawet tydzień przed świętami. Ale wtedy święta przeżywało się naprawdę wyjątkowo.
– W Adwencie najważniejsze jest nawrócenie i pojednanie. Także oczekiwanie na przeżycie Bożego Narodzenia. To oczekiwanie ma podwójny charakter: czekania na przyjście Chrystusa w ciele oraz na końcu czasów. I to decyduje o radosnym charakterze Adwentu – objaśnia ks. Górzyński.
Od ligawek po adwentowy wieniec
Wielu księży podkreśla, że Adwent jest najbardziej maryjnym okresem roku liturgicznego, bo Jezus przychodzi do nas właśnie poprzez Maryję. Podczas tradycyjnych rorat zapala się dodatkową świecę, często przyozdobioną białą lub niebieską wstążką symbolizującą Maryję, której obecność poprzedziła przyjście światłości świata – Jezusa Chrystusa. Roraty są odprawiane codziennie przed nadejściem świtu o 6–7 rano, kiedy jest jeszcze ciemno. Ta wczesna pora ma świadczyć nie tylko o naszej gotowości do trudu uczestnictwa w nabożeństwie o tak wczesnej porze, ale i nieustannym czuwaniu, by nie przegapić momentu przyjścia na świat Jezusa i zaświadczyć naszą gotowość na Sąd Ostateczny. Ale roraty mają też charakter symboliczny. Pomagają człowiekowi lepiej zrozumieć istotę naszej wiary, w sposób bardziej zmysłowy.
Dla dominikanina o. Mirosława Pilśniaka przejmujące jest m.in. przejście z ciemności w jasność. Bo w kościele podczas rorat panuje ciemność, oświetlają go tylko świece, a po wyjściu ze świątyni na dworze jest już jasno.
– Jest to jak olśnienie. W ten sposób człowiek zaczyna rozumieć, że tu, na ziemi, nie będziemy mieli takiego zupełnego, wymarzonego spokoju i bezpieczeństwa, że tę pełnię osiągniemy dopiero w Królestwie Ojca – zapewnia o. Pilśniak.
Ks. Bodzon mówi, że dlatego roraty, na które przed świtem przyprowadza się również dzieci, są dla nich ogromnym przeżyciem. One pewnie nie rozumieją jeszcze całej zawiłości symboliki, ale przejście z ciemności w jasność jest dla nich zmysłowym doświadczaniem obecności Boga i naszego miejsca na ziemi. Roraty wzięły nazwę od pierwszych słów pieśni Rorate coeli de super – „Spuśćcie nam rosę niebiosa”. Te same słowa towarzyszą zapalaniu adwentowej świecy i tym samym rozpoczynają nabożeństwo. Bardzo często roraty odprawiane są również po południu, bo dorośli i dzieci nie mają czasu na ranne nabożeństwo. W sensie prawnym pora rorat nie ma znaczenia.
Jest to więc bardzo radosny czas, w którym powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo Bóg nas kocha. Ważne jest, by mieć czas na zadumę, modlitwę i czytanie Biblii, na duchowy wysiłek – stwierdza ks. prof. Józef Naumowicz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Oczekiwanie na Boże Narodzenie zawsze miało w Polsce głęboki wymiar duchowy, ale też znajdowało wyraz w bogatej kulturze. Na Mazowszu i Podlasiu nadejście Adwentu oznajmiano głośnym dźwiękiem z ligawek (drewnianych instrumentów będących skrzyżowaniem długich trąb i rogu), że oto nadeszła pora zaprzestania tańców, zabaw i hałaśliwej wesołości. Był to sygnał, by wszelkie instrumenty muzyczne schować do skrzyni, nastawał bowiem czas pobożności, szczególnie zaś modlitw za zmarłych, którzy, jak wierzono, mieli w tym czasie zstępować na ziemię. Kiedyś adwent nazywano czterdziestnicą, ponieważ trwał od pierwszego dnia po św. Marcinie do Wigilii.
Zapożyczyliśmy z Zachodu piękny zwyczaj adwentowego wieńca. W ostatnich latach staje się u nas coraz bardziej popularny. Jest udekorowany czterema świeczkami, które symbolizują cztery tygodnie oczekiwania na przyjście Pana. Z początkiem każdego nowego tygodnia zapala się jedną ze świeczek, by tuż przed Bożym Narodzeniem płonęły już wszystkie cztery.
W Adwencie rozważamy moment, gdy na końcu czasów na firmamencie nieba przestaną już świecić słońce, księżyc i inne gwiazdy, wtedy zabłyśnie prawdziwe Słońce – Chrystus. Objawi swoją moc i chwałę. Ten obraz zapewnia nas, że na końcu zawsze zwycięży Pan – wyjaśnia ks. prof. Naumowicz.
Alicja Dołowska
Artykuł ukazał się w numerze 11/2009.