Przed blisko dwoma wiekami Adam Mickiewicz pisał: „Owocem wiekowych prac narodu polskiego jest uczucie religijne i patriotyczne zwane u nas miłością ojczyzny”. Dożyliśmy chyba jednak czasu, kiedy przestaliśmy być „wielkim narodowym sztandarem”, a stajemy się społeczeństwem.
Czasy, gdy chwalono kogoś, że jest wielkim patriotą minęły. Być może nawet polskości skuteczniej bronimy nie na polach bitew, w konspiracjach, więzieniach, ale przy urnach wyborczych?… Nastał bowiem czas coraz powszechniejszego przekonania, że w demokracji jedyną możliwą postawą jest patriotyzm minimalnych środków.
Wiadomo, że mamy do czynienia z wcale nierzadką postawą, iż to wypoczywa się na plażach Włoch i Hiszpanii, spaceruje ulicami Paryża, pracuje w Londynie, jeździ na nartach w Austrii i niestety wraca do kraju chamstwa i brzydoty… do Polski. No w ostateczności można żyć na jakichś wyspach szczęśliwych w eleganckich biurowcach i urzędach w centrum Warszawy czy Wrocławia, nie mając nic wspólnego z językiem, kulturą osobistą, obyczajami tych z podwarszawskich autobusów i z polskich wsi.
Ale ów stosunek do siebie i świata zachodniego jako świata aspiracji i zrealizowanych pragnień, zrealizowanej utopii jest objawem niedorozwoju i zapóźnienia. Taka postawa wyrasta z tego samego kompleksu niższości, na jakim ufundowany jest ciasny, pełen lęku nacjonalizm. Reakcją na nią jest postawa naśladowania lepszych. Ale ona ani chwały, ani szacunku nie budzi.
A może da się być patriotą, ograniczając się do miłości ojczyzny, terytorium? Ale w naszym przypadku terytorium zmienia się nazbyt często. Może więc patriotyzm to duma z przynależności do wspólnoty, której członkami jesteśmy przez urodzenie, do jakiejś zastanej kultury? Ale przecież Polska to nie tylko kraj o powierzchni trochę ponad trzysta tysięcy kilometrów kwadratowych i jego obecna ludność, lecz i ciągłość tradycji, i jej treść. To i buntownicy z nocy listopadowej i ludzie tworzący i doświadczający niepodległości po stu kilkudziesięciu latach, i ksiądz z niemiecko-polskiego pogranicza, broniący słowem i czynem lubej polskości, i…
Dużo tu domysłów, pragnień, może więcej niż realności. I to jest najwdzięczniejsza materia dla dziennikarza. Chcemy Państwu – naszym Czytelnikom w kilku opisach zaledwie zasugerować, że jest być może tak, jak pisał Eric Voegelin: „Społeczeństwo rozświetlone jest przez symbole o różnych stopniach złożoności. Symbole te o tyle rozświetlają społeczeństwo znaczeniami, o ile związki między ludźmi i grupami istnieją jako całość i jeśli ona jest otwarta na tajemnicę ludzkiej egzystencji”.
Polska jest rozświetlona inaczej niż inne narody. I na tę niepowtarzalność, piękno i dramatyzm polskiego rozświetlenia, pragniemy zwrócić uwagę. Cóż zresztą więcej może dziennikarz.
Zdzisław Koryś
Artykuł ukazał się w numerze 11/2007.