Słoma na salonach

2013/01/19

Według najnowszych badań aż 62% Polaków nie sięgnęło w ubiegłym roku po żadną książkę. Eksperci przewidują, że wkrótce książka zostanie wyparta przez media elektroniczne. Ambitne dzieła będą wydawane w coraz niższych nakładach i staną się produktem dla wybrańców, których nie zadowala lekkostrawna papka dla mas.

Wielu protestuje przeciwko etykietkom „kultura wysoka” i „kultura niska”, wskazując na ich nietrafność i niejasność, i jednocześnie proponuje inne podziały na kulturę tradycyjną, symboliczną i popularną, masową. Wolałabym jednak zostawić kwestię definicji na boku, zwłaszcza że zwykle bez problemów intuicyjnie wychwycimy różnicę między sferą kultury wysokiej a niskiej. Jednak o ile tej pierwszej nikt nie ujmuje wartości, o tyle wartość kultury masowej jest kwestią kontrowersyjną. Kultura wysoka jest kulturą historyczną, kształtowaną przez wieki, posługującą się rozmaitymi archetypami i symbolami, za pomocą których interpretuje rzeczywistość, ale i wykracza poza to, co nas otacza, powodując „metafizyczny niepokój”. Jest nośnikiem i propagatorem wartości, które, jako wspólne dziedzictwo ludzkości, stanowią podstawę naszej komunikacji z innymi i świadczą o naszym bogactwie duchowym. Kultura wysoka, wznosząc się ponad przyziemną doczesność, stawia pytania o fundamentalne kwestie, unikając uproszczonych, gotowych odpowiedzi. Nie wszyscy mogą zrozumieć dzieła jej twórców, bo też z natury nie jest przeznaczona dla każdego odbiorcy. Jednak zawsze cieszyła się powszechnym szacunkiem. Uczestnictwo w kulturze wysokiej wymaga odpowiednich kompetencji: merytorycznego zaplecza, estetycznej wrażliwości, zdolności odczytywania warstwy symbolicznej czy też kontekstu historycznego. Kultura masowa zaś chce być parkiem rozrywki, po którym może poruszać się każdy, bez żadnego wysiłku i przygotowania.

Korzenie popkultury

W PRL kultura popularna odrodziła się w latach siedemdziesiątych, kiedy to władze bardziej przymykały oko i żelazna kurtyna przestała być nieprzepuszczalna. PZPR dała przyzwolenie na wymianę kulturalną z Zachodem, choć oczywiście odbywało się to w sposób kontrolowany. Dotarły do Polski nagrania zachodnich zespołów rockowych, w kinach czasem można było obejrzeć produkcje amerykańskie, pojawiły się nowe czasopisma i możliwość spędzenia wczasów za granicą. Nastąpiło zachłyśnięcie się wszystkim, co zachodnie, a zwłaszcza amerykańskie. Dla ludzi była to reglamentowana egzotyka z krajów, o których odwiedzeniu wielu marzyło, i szybko stała się wyznacznikiem tego, co koniecznie trzeba zobaczyć lub przeczytać. Dziełom zachodniej kultury popularnej przydawano czasem większą wartość, niż na to zasługiwały. Przekonanie, że to, co zachodnie, na pewno wiąże się z jakością, jest obecne i dzisiaj. O ile jednak wtedy to podejście było próbą nadrobienia strat i różnic wywołanych wyjałowieniem kultury realnego socjalizmu, o tyle dzisiejsze zapatrzenie w Zachód ma już zupełnie inny charakter. Dzisiaj to Stany Zjednoczone wyznaczają trendy i zalewają świat hollywódzkimi produkcjami i gwiazdeczkami przemysłu muzycznego, które prezentują coś, co ma niewiele wspólnego z muzyką. Amerykanizacja dociera już do większości krajów świata i ma wpływ na niemal każdą dziedzinę życia. Jednak dopiero procesy globalizacyjne pozwoliły na pojawienie się prawdziwej kultury masowej, która z jednej strony serwuje produkty na znacznie niższym poziomie niż dotychczasowa kultura popularna, z drugiej strony sukcesywnie wypiera kulturę wysoką.

Etykiety zastępcze

Priorytety kultury masowej to łatwość i szybkość zarówno wytwarzania produktów, jak i ich konsumpcji. Kryterium jakości zastępuje kryterium efektywności i ilości. Chodzi o natychmiastowe zaspokojenie potrzeb wielu ludzi i budowanie w nich przekonania, że to, co najszybciej i najłatwiej dostępne, jest też najlepsze. Mówienie o „produktach” kultury masowej słusznie nasuwa skojarzenia handlowe, bo to, co ona oferuje, jest produkowane taśmowo i sprzedawane jak najszerszemu, niewymagającemu odbiorcy. A wszystko dla zysku. Nie stoi za tym żadna wyższa idea. Chodzi po prostu o to, aby dobrze na tym zarobić. „Dzieła” kultury masowej to zwykle produkty komercyjne, skrojone zgodnie z aktualnym trendem, dzięki czemu przynoszą wielkie zyski, choć za rok nikt już o nich nie pamięta, bo atrakcyjne opakowanie jest puste w środku. „Sztuka” dla mas to towar, który nie jest nośnikiem estetycznych ani żadnych wyższych wartości, służy jedynie rozrywce i dobrze ma się sprzedać. Za pomocą środków masowego przekazu jesteśmy na każdym kroku zachęcani do hedonistycznej konsumpcji i wmawia się nam, że zaspokoi to wszystkie nasze potrzeby materialne i duchowe. Człowiek masowy, czyli produkt komercyjnych mediów, jest dobrowolnie sterowany i podatny na manipulację. Media kreują jego sztuczne potrzeby, a on jest na tyle bezwolny, że nie potrafi ich samodzielnie weryfikować. Nie ma własnego zdania! Dlatego bez oporów poddaje się reklamie i mediom, które podsuwają gotowe rozwiązania. Chce być taki, jak ten z teledysku czy kolorowej gazety.

Kultura masowa oferuje prostą rozrywkę dla niewybrednych ludzi i takich też niewybrednych, plastycznych, podatnych na manipulację ludzi produkuje, oferując im iluzję ciągłej zabawy, przekonując, że zaspokojenie pragnień jest na wyciągnięcie ręki. Przedstawia strywializowany obraz świata, zachęca do beztroskiego stylu życia i niestawiania sobie żadnych wymagań. Z premedytacją nie podejmuje żadnego z najistotniejszych tematów – nie mówi o odpowiedzialności, trwałych zasadach moralnych, nie podejmuje tematów z zakresu eschatologii, filozofii, marginalizuje też zjawisko cierpienia i śmierci; przy tym udaje, że ich nie ma i że żyjemy w wiecznym tu i teraz, bez zobowiązań. Kształtuje ludzi biernych, nieprzyzwyczajonych do głębszej refleksji i niechętnie inwestujących w swój rozwój, który kojarzy im się jedynie z wysiłkiem. Chętnie korzystają oni z ujednoliconych, nachalnie promowanych form rozrywki: spędzają dzień w „galeriach handlowych” lub hipermarkecie, wieczorem idą na dyskotekę albo do multipleksu. Jednocześnie poddają się iluzji uczestnictwa w kulturze. Domy handlowe nazywane są teraz „galeriami”, McDonald’s podaje się za restaurację, a do rozrywkowych programów typu „Taniec z gwiazdami”, gdzie „gwiazdami” są serialowi aktorzy albo modelki, zaprasza się znanych artystów jako jurorów.


Andy Warhol „Portret Marylin Monroe”. Imitacja to główna cecha popkultury.

Bunt mas

W kulturze od zawsze istniał pewien pluralizm – obok sztuki wysokiej od zawsze istniała sztuka na znacznie niższym poziomie, a także sztuka ludowa. Sztuka wysoka była domeną wyższych, wykształconych klas i, choć była całkowicie niezrozumiała dla wielu, nikt nie podważał jej wartości. W samym fakcie istnienia kultury niższych lotów nie ma nic złego, ale ekspansja zamerykanizowanej kultury masowej stanowi groźne zaburzenie hierarchii i równowagi. Dziś sztuką bywa nazywane wszystko – obieranie ziemniaków w galerii, szokujące i wulgarne performance czy umiejętność fantazyjnego strzyżenia psów. Dzieła kultury wysokiej były niepowtarzalne i wewnętrznie wzbogacały odbiorcę, zostawiając w nim trwały ślad. Tymczasem produkty kultury masowej są najczęściej wytwarzane przez rzemieślników na masową skalę dla przeciętnego odbiorcy. Właśnie tego rodzaju „dzieła” dominują w przestrzeni publicznej, są promowane na wszelkie możliwe sposoby, podczas gdy dzieła kultury wysokiej są marginalizowane, a o konkretnych wystawach czy publikacjach wiedzą tylko wtajemniczeni. Triumfuje człowiek masowy, który kiedyś spoglądał w górę, na rzeczywistą elitę – światłe umysły, za którymi stało wykształcenie, zasady i dobry smak, i wybierał spośród nich wzorce i autorytety. Dziś odrzuca je i demonstruje swoją siłę oraz dumę bez śladu poczucia wdzięczności, że przez setki lat to właśnie dzięki poświęceniu wielkich umysłów dokonywał się postęp i zaprowadzono ład i komfort życia, jakiego nie było nigdy wcześniej. Człowiek masowy jest prymitywny i zachowuje się jak rozpieszczone dziecko – wysuwa żądania, nie dbając o zasady – ani moralne, ani te, na których opiera się cywilizacja, z pogardą odrzuca historycznie ukształtowane normy i hierarchie. Ma uproszczony obraz świata – nie interesuje go złożoność problemów, a jedynie własny interes. Wkracza na salony i nie tylko domaga się swoich praw, ale chce, by jego standardy stały się powszechnie obowiązujące! Rozpycha się łokciami i stawia siebie na piedestale. „Jestem przeciętny, nie mam ambicji, niewiele wiem i dobrze mi z tym! Mój gust i moje maniery są równie dobre, jak twoje, a ty nie masz prawa mnie krytykować”. I to jest prawdziwe zagrożenie: w imię fałszywie pojętej tolerancji i równouprawnienia wszystkie wybory i wszystkie sposoby postępowania są tak samo waloryzowane. Nie uznaje się obiektywnych wyznaczników tego, co wartościowe, dlatego nie można oceniać, mówić o kulturze wysokiej i niskiej, wytknąć prostactwa, bo zaraz ktoś się oburzy, a media staną w jego obronie. Nie ma sensu przeciwstawiać się kulturze masowej, ale zawsze trzeba sprzeciwiać się stawianiu jej na równi z właściwą, głęboką kulturą.

Nie szczędźmy wysiłku, by wspierać tę kulturę i jej instytucje. Wybierzmy się do prawdziwej galerii sztuki, pójdźmy na film do kina studyjnego i zjedzmy obiad w prawdziwej restauracji. Odwiedzajmy księgarnie, czytajmy dobre książki i przekonajmy do tego dzieci, nauczmy je orientować się w bogatym świecie sensów i wartości kultury, by nigdy nie weszły na drogę pustej konsumpcji. Dokonujmy świadomych wyborów i wspierajmy to, co wartościowe, nie zadowalając się najprostszymi rozwiązaniami.

Katarzyna Ćwik

Artykuł ukazał się w numerze 06-07/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej