Ze zdrowiem na bakier

2013/01/19

Pod względem nakładów przeznaczanych na publiczną ochronę zdrowia plasujemy się w końcówce Unii Europejskiej. Jednak choć w przeliczeniu na głowę mieszkańca wydatkujemy o dwie trzecie mniej środków niż w krajach Wspólnoty, rząd robi wszystko. by pacjentom było jeszcze gorzej.

Nie zwiększono składki zdrowotnej o kolejne 0,25 proc., by – tak jak zakładano- z roku na rok rosły zasoby Narodowego Funduszu Zdrowia. Zarówno minister Ewa Kopacz, jak i premier Donald Tusk oświadczyli na Białym Szczycie, że nie będzie dodatkowych pieniędzy od pacjentów, zanim nie uszczelni się systemu, bo wycieka z niego sporo grosza. Wycieka-to fakt. Udowadniają to raporty Najwyższej Izby Kontroli ,wskazując jednocześnie, gdzie są dziury. Deklaracja obojga polityków okazała się jednak czystym populizmem, a zahamowanie wzrostu składki, podobnie jak kolejne decyzje natury finansowej dożynające system, spowodowały prawdziwy dramat pacjentów.

Problem w tym, że niczego nie uszczelniono i pieniądze marnotrawione są nadal. Nie wprowadzono dotąd rejestru usług medycznych, by monitorować udzielane świadczenia zdrowotne. Nie wymuszono na szpitalach obowiązku sporządzania kolejek osób oczekujących na operacje i zabiegi, ani zapowiadanego przez minister Julię Piterę systemu elektronicznych recept, eliminującego nadużycia w ordynowaniu leków refundowanych.

Sytuacja braku transparentności konserwuje patologie znane z czasów peerelu. Podważa zaufanie zarówno do lekarzy, którym brak monitoringu stwarza pole do nadużyć, jak i do władz publicznych, pobierających od nas podatki. Inspekcje Najwyższej Izby Kontroli wykazały, że około 30 proc. pacjentów omija w szpitalach kolejki wcale nie z przyczyn nagłego pogorszenia się stanu zdrowia, bo kontrolerzy sprawdzili dokumentację medyczną. A skoro tak, omijanie kolejek wiąże się w wielu przypadkach z łapówkarstwem lub upychaniem znajomych na liderów osób oczekujących…


Rosnąca długość kolejek widomym znakiem pogłębiania się zapaści służby zdrowia |
Fot. Dominik Różański

Zaniechanie wzrostu składki było błędem, za który teraz słono płacą ludzie chorzy. Bo premier, nie tylko był przeciwny podniesieniu składki ale jeszcze -choć zapewniał publicznie, że nie będzie oszczędzania na ludzkim zdrowiu- zgodził się by w ramach antykryzysowych oszczędności ministerstwo zdrowia oddało budżetowi państwa 392 mln złotych. Dramatyzm sytuacji spotęgował wzrost bezrobocia do 11 proc. i zgody wielu załóg pracowniczych na obniżenie wynagrodzeń, by w obliczu kryzysu utrzymać miejsca pracy. Zasoby NFZ kurczą się. Jest mniej pieniędzy na opłacanie świadczeń medycznych, pogarsza się tym samym sytuacja pacjentów. W wielu publicznych przychodniach pula zakupionych przez Fundusz świadczeń do lekarzy specjalistów na ten rok się wyczerpała. W Warszawie radzi się pacjentom, by jechali na wizytę do Ostrołęki lub Radomia. W niektórych rejonach kraju na wizytę do onkologa trzeba czekać 50 dni. Centrum Onkologii przyjmuje na chemioterapie za pół roku. Pacjenci bladym świtem szturmują przychodnie, by dostać się do ortopedy, okulisty czy endokrynologa.

Szpitale, które wyczerpały już limit zakontraktowanych z NFZ świadczeń obawiają się ,czy nie wpadną w długi, bo nie mogąc odmówić pomocy medycznej w stanach zagrożenia życia i zdrowia, „zafundowały” sobie tzw. nadwykonania i nie wiedzą, kiedy otrzymają zwrot kosztów leczenia. O sytuacji finansowej zapaści alarmują stacje dializ i transplantologia. I tak jakimś cudem, 40 proc. publicznych szpitali nie ma długów.

Od przyszłego roku składka zdrowotna miała skoczyć aż o cały 1 procent, i to bez możliwości odpisu od podatku. Miało to przynieść systemowi opieki zdrowotnej 6 mld złotych. Oznaczałoby jednak, że pensje, emerytury i renty byłyby niższe.

Teraz minister zdrowia zastanawia się, czy to dobre rozwiązanie. Proponuje się inne. W Sejmie jest omawiany projekt ustawy o gwarantowanych świadczeniach zdrowotnych, który m.in. zakłada współpłacenie. PO próbuje przeforsować pomysł, że to, co nie znalazłoby się w gwarantowanym przez publicznego płatnika koszyku, minister będzie określał w drodze rozporządzenia.Za wyrzucone z koszyka procedury zapłacimy ekstra z własnej kieszeni. Za jakie? Dotąd nie wiadomo. Politycy wpatrzeni są w słupki sondaży.

Alicja Dołowska

Artykuł ukazał się w numerze 06-07/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej